Peregrynacja obrazu Matki Bożej

Jak komuniści walczyli z Królową Polski

Sercem przygotowań do wielkiego jubileuszu Millenium była peregrynacja po Ojczyźnie kopii cudownego wizerunku naszej Jasnogórskiej Matki i Królowej Polaków. Rozpoczęła się 3 maja 1957 roku i trwała 23 lata - przez dziewięcioletnią Nowenną, rok millenijny aż do 1980 roku. Prymas tak tłumaczył sens nawiedzenia: "W okresie Wielkiej Nowenny cały Naród powinien nawiedzić swoją Królową na Jasnej Górze, ale to jest niewykonalne w stu procentach. Zawsze ktoś nie będzie mógł pojechać do Częstochowy. Dlatego prosimy Matkę Bożą, aby niejako zeszła ze swego Jasnogórskiego Tronu i odwiedziła wszystkie swoje dzieci tam, gdzie żyją, w ich parafiach".

Kopia cudownego wizerunku

W ciągu niedługiego czasu, ale wyłącznie nocami, kiedy cudowny obraz mógł być wyjęty z ołtarza, dwie identyczne kopie jasnogórskiego wizerunku namalowane zostały przez prof. Leonarda Torwirta (zm. 1967) z Torunia. Po ukończeniu swoje pracy autor powiedział: "Już niczego większego w swoim życiu nie dokonam". Profesor, którego antenaci byli Szwedami, przyznał, że nieraz myślał, jak powinien wynagrodzić Matce Bożej napaść Szwedów na Jasną Górę.

14 maja 1957 roku w obecności Prymasa oraz grupy biskupów i kapłanów z Polski jedna kopia została ofiarowana Ojcu św. Piusowi XII. Druga zaś - poświęcona przez Piusa XII - miała nawiedzać wszystkie parafie w Polsce. Kopia z Rzymu została przywieziona pociągiem na warszawski Dworzec Główny 19 czerwca 1957 roku. Podczas przewozu wizerunku do katedry na ulice stolicy wyległy wielotysięczne rzesze warszawian witających Matkę Bożą i Prymasa, który po przeszło czterech latach mógł też wreszcie odebrać od Piusa XII insygnia kardynalskie. 26 sierpnia 1957 roku na Jasnej Górze, na rozpoczęcie millenijnego nawiedzenia, nastąpił symboliczny starochrześcijański obrzęd zetknięcia oryginalnego obrazu z poświęconą kopią (tzw. pocałunek), aby ta druga nabrała szczególniejszego duchowego znaczenia i mocy oryginału. Na ten czas cudowny obraz został wyjęty z jasnogórskiego ołtarza.

Matczyna wędrówka

Trzy dni później, 29 sierpnia 1957 roku, kopia Jasnogórskiej Matki - niezależnie od sprzeciwów i protestów władz, które w publicznym kulcie upatrywały akcję polityczną - rozpoczęła swą pielgrzymkę po Polsce. Nawiedzenie zaczęło się od archikatedry świętojańskiej w Warszawie i kościoła św. Michała Archanioła na stołecznym Mokotowie.

Pomysł wędrówki Matki i Królowej Polski po Jej odwiecznym królestwie był genialnym posunięciem Prymasa, by nie powiedzieć, że wręcz natchnionym z góry. Najważniejszy i najczulszy w Polsce od wieków znak wiary Narodu - święta Ikona Jasnogórska, "w którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy" (Lechoń) - rzeczywiście przebudziła i zjednoczyła Polaków. W latach zniewolenia, uciemiężenia i poniżenia wędrująca Matka wlewała w serca nadzieję i wolę przetrwania. Owocem peregrynacji Królowej Polski do swoich dzieci była wielka mobilizacja duchowieństwa i wiernych na niespotykaną dotąd skalę. Wszyscy uświadomili sobie, gdzie jest Polska: przy Maryi, przy Chrystusie i Kościele. Nie mogli tego znieść nasi gnębiciele.

Cały świat katolicki był zafascynowany postawą Polaków i manifestacyjnym i żarliwym wyznawaniem wiary - zwłaszcza podczas powitań i pożegnań świętego wizerunku w parafiach. Jak wielki i ożywczy dla wiry był zapał i uniesienie ducha w Narodzie, może świadczyć to, że z okazji nawiedzenia w wielu parafiach dochodziło niemal do 100-procentowej frekwencji parafian. Umożliwiały to godziny nawiedzenia, gdyż samochód kaplica przybył z Maryją około 16.00, by następnego dnia o tej samej porze - po 24-godzinach - być w kolejnej parafii i pozostać w niej również całą dobę. Z badań nad przebiegiem nawiedzenia wynika, że statystyczna frekwencja obecności na wszystkich spotkaniach z Maryją sięgała 70-90 proc. mieszkańców danej parafii.

Duchowe owoce nawiedzenia

Większość parafian z okazji nawiedzenia przystępowała do spowiedzi i Komunii św. Był to pierwszy prawdziwy powiew Ducha św. idący przez Polskę przez 9 kolejnych lat. Umocnił go po latach Jan Paweł II Wielki, wołając: "Niech zstąpi Duch Twój". Nawiedzenie poprzedzone było zazwyczaj trzydniowym przygotowaniem. Głoszone nauki zwracały uwagę na maksymalne uporządkowanie spraw moralnych i życie wiarą, której owocem są zawsze częsta spowiedź i Komunia św. Przekazanie obrazu z jednaj diecezji do drugiej odbywało się zawsze w obecności Prymasa oraz biskupów obydwu, a nawet sąsiednich diecezji.

Niepoliczalne były owoce duchowe pierwszej peregrynacji w duszach ludzkich, jak również pojednanie skłóconych - bywało, że latami - małżeństw, rodzin bądź sąsiedztw. Po wielu latach obojętności i zaniedbania życia duchowego ludzie wracali do spowiedzi i regularnych praktyk religijnych. Małżeństwa cywilne zawierały sakrament małżeństwa nieraz po kilkudziesięciu latach trwania w bezbożnym związku. W każdej parafii na pamiątkę obecności Maryi pozostawały też znaki - pamiątki nawiedzenia: odnowione świątynie, nowe dzwony, ogrodzenia czy paramenta liturgiczne. Czasami też na pamiątkę - pod osłoną nocy - postawiono nowy krzyż bądź przydrożną kapliczkę, za co w jednej gminie nakładano grzywny, a w innej toczono wieloletnie sądowe boje.

Warto pamiętać o ogromnym wysiłku kapłanów i biskupów tamtego czasu. Ojciec Prymas w samym tylko pierwszym roku Nowenny (1957) - jak obliczono - przemawiał aż 576 razy (!). I podobnie było przez wszystkie pozostałe lata. Gdy pytano Ojca, skąd bierze siły, odpowiadał: "Ja mam pracować, póki można, a Matka Boża troszczy się o moje zdrowie". 3 kwietnia 1966 roku nastąpiła przerwa w nawiedzeniu, by wizerunek mógł być na wszystkich diecezjalnych uroczystościach milenijnych.

Pierwszy zamach

Pierwszy zamach na obraz - naszą największą polską świętość - nastąpił 7 czerwca 1966 roku w godzinach porannych w Lublinie. Po skończonych jubileuszowych uroczystościach millenijnych w tym mieście - tak bliskim sercu Prymasa, ponieważ w latach 1946-1948 był biskupem tego miasta - odwożono święty wizerunek na Jasną Górę. Po przejechaniu ok. 20 km samochód z obrazem nawiedzenia i towarzyszącym mu biskupem Janem Mazurem, późniejszym dzielnym pasterzem siedleckim, zatrzymała i otoczyła policja razem z prokuratorem. Kierowcy samochodu - ojcu Lucjanowi, paulinowi - odebrano dokumenty rejestracyjne i prawo jazdy. Z samochodu kaplicy wyrzucono do rowu kwiaty ustawione wokół Matki Bożej i kilka godzin wcześniej przyniesione Jej z najgłębszymi uczuciami uwielbienia i wdzięczności. Na wizerunek naszej Matki i Królowej narzucono jakąś starą, brudną płachtę i odstawiono na Jasną Górę.

Drugi zamach

12 dni później na Jasną Górę przyjechała delegacja, by zabrać obraz na Świętą Warmię do Fromborka, gdzie również zaplanowano ogólnopolskie uroczystości millenijne. Po ich zakończeniu 20 czerwca 1966 roku pod Liksajnami - 18 km od Ostródy, powtórzyła się historia spod Lublina. Nie zważano nawet na to, że tym razem z wizerunkiem jechał sam Prymas. Tak Ojciec opisał to wydarzenie: "Zatrzymano nas w pustym polu... stoi radiowóz i motocykl... Zjawiają się coraz liczniejsze wozy MO, głównie radiowozy, motocykle i syrenki. [...] Po godzinie daremnych rozmów zaczyna się akcja. Od strony Pasłęka nadjechały kolumny zmotoryzowane MO na motocyklach, w mercedesach, radiowozach i syrenkach. Szyk bojowy.  Jak aresztowano Maryję? Zamknięto drogę do Ostródy; ludzie gromadzą się z daleka. Ursusy z motocyklów idą hitlerowskim krokiem ku żukowi. Stają w pewnej odległości. Księża otoczyli wóz z obrazem. Chwila wyczekiwania... Księża opierają się. Niemal siłą wpakował się do wozu jakiś drab z MO... zakończyło się wyjechaniem żuka z kolumny i "uprowadzeniem" obrazu... Nad nami krąży helikopter. Mamy wrażenie, że jesteśmy na froncie wojennym" - notował Prymas. Przejęty siłą obraz milicja - pominąwszy planowane przystanki w Nowym Dworze Mazowieckim i u św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, gdzie miały się odbyć nabożeństwa - odstawiła do bazyliki archikatedralnej św. Jana w stolicy i pozostawiła pod drzwiami zakrystii kapitulnej. Duchowni przenieśli wizerunek i ustawili go w okratowanym oknie.

"Nasi wierni - napisał Prymas - słusznie odczytali to świętokradztwo jako uwięzienie Matki Najświętszej, skoro nie może pielgrzymować do swojego ludu, którego jest najczulszą Matką i Królową". Warszawiacy klęczeli na bruku przed zakratowanym oknem, w którym była Przenajświętsza; płakali, śpiewali i żarliwie się modlili. Stosy kwiatów przynoszonych przez dzieci Maryi sięgały parapetu zakrystyjnego okna. Fotografie Matki Bożej Uwięzionej obiegły całą Polskę. Obraz miał być w tym czasie z żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki.

Trzeciego dnia po uwięzieniu Matki Bożej do żoliborskiej świątyni, w której po latach pracował ks. Jerzy Popiełuszko, przybył Prymas, gdzie z wielkim przejęciem i bólem mówił: "Jako biskup Warszawy z ubolewaniem patrzyłem na to, co się działo, gdy przez trzy godziny byliśmy trzymani na drodze, a później - w sposób niesłuchanie niegodny szacunku dla obywateli - pod strażą eskortowani, chociaż uważaliśmy, że mamy prawo udać się, dokąd chcemy. Jestem zdania, że tego rodzaju czyny naruszają przede wszystkim nasze prawa wierzącego Narodu. Godzą one i w nasze prawa religijne, ograniczając prawo do publicznej czci Matki Najświętszej. A ponieważ godzą w obraz szczególnie czczony, dlatego też niewątpliwie łączy się to z jakimś świętokradztwem i publiczną zniewagą..." (21 czerwca 1966 roku). Za kratami Maryja Więźniarka pozostała do 22 czerwca, kiedy procesjonalnie przeniesiono Ją do głównego ołtarza archikatedry w związku z głównymi uroczystościami millenijnymi w stolicy, gdzie pozostała do 2 września 1966 roku.

Zamach trzeci

Od niedzieli 4 września 1966 roku miało się rozpocząć zaplanowane wcześniej nawiedzenie diecezji katowickiej. Po obraz do Warszawy udała się więc 2 września delegacja z ks. bp. Józefem Kurpasem na czele. W drodze powrotnej na Śląsk - już z obrazem - w lesie pod Będzinem tuż przed 12.00, gdy świat mówi Anioł Pański - samochód kaplica otoczony został przez kilkunastoosobową watahę zbirów z milicyjnymi samochodami i pod eskortą święty wizerunek skierowano na Jasną Górę. Ojcu paulinowi Emilowi Jaroszowi nakazano dalej prowadzić ruchomą kaplicę. Po przyjeździe na miejsce wyższy rangą oficer dowodzący skandalem zagroził przeorowi: "Z rozkazu najwyższych władz państwowych obraz ma pozostać na Jasnej Górze. W razie niepodporządkowania się temu rozkazowi zostaną powołani do służby wojskowej wszyscy paulińscy klerycy i będzie zlikwidowany wasz klasztor warszawski!". Na takie dictum dzielny i niezapomniany przeor o. Teofil Krauze (zm. 2001) odpowiedział: "Dla Matki Najświętszej paulini gotowi są ponieść każdą ofiarę - nie przyjmuję zobowiązania, gdyż obraz jest własnością Episkopatu Polski".

Ojcowie paulini umieścili obraz w bazylice za kratami w kaplicy św. Pawła Pustelnika z napisem: "Tu znajduje się uwięziony przez władze obraz, który wędrował po Polsce". Wnet wokół Jasnej Góry rozstawiono posterunki milicyjne, które stały tam dzień i noc przez sześć lat i strzegły jasnogórskich wejść i wyjść. Przez sześć lat milicja rewidowała pojazdy pielgrzymów, a nawet samochód Księdza Prymasa. Pilnujących ubeków powszechnie nazywano "szwedami". To pokazuje, jak komuniści bali się - podobnie jak hitlerowcy - naszej Matki i Królowej, Strażniczki Polski. Jednak Niemcy nigdy nie odważyli się na świętokradztwo i znieważenie wizerunku. Groteskowe i wręcz ośmieszające władze państwowe były posunięcia, by np. w ostatniej chwili zmieniać w miastach trasę przyjazdu czy odjazdu świętej ikony. Gdy mieszkańcy zgromadzili się na ogłoszonej wcześniej trasie, nagle ją zmieniano, by uniemożliwić wiernym powitanie bądź pożegnanie Matki.

Podczas nawiedzenia komuniści dopuścili się czynów haniebnych - rodem z obcej nam i wrogiej cywilizacji turańskiej. Trzykrotny zamach na naszą narodową świętość, jaką jest wizerunek Przenajświętszej naszej Matki i Królowej, boli nas do dziś. Dla Polaków nie ma i nigdy już nie będzie czegoś ważniejszego ponad "Świętą z Jasnej Góry". Aż trzykrotnie podczas nawiedzenia biedni nasi bracia uwiedzeni znakiem czerwonej gwiazdy znieważyli świętość nad świętościami naszego Narodu. Nadto stało się to w świętym roku naszej historii, podczas jubileuszu Sacrum Poloniae Millenium.

Puste ramy

Dalsze nawiedzenie aż przez sześć lat od 2 września 1966 roku do 17 czerwca 1972 roku odbywało się przy pustych ramach - czasami w przejmującej aranżacji. Na przykład w Nowej Hucie w Bieńczycach w ramie na tle biało-czerwonej flagi umieszczono koronę cierniową, zaś w parafii Pychocice ramę wypełniała więzienna krata. Pustym ramom towarzyszyły zawsze symbole nawiedzenia: ewangeliarz i maryjna świeca. 4 kwietnia 1967 roku, gdy odbywało się nawiedzenie w Nowym Targu, ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła powiedział: "Stoimy wobec pustych ram, lecz te ramy mają dla nas swoją bolesną wymowę - są cząstką naszego krzyża [...]. Maryja jest wyrazem miłości powszechnej jednoczącej. W tej miłości nikt nie jest pominięty, nikt nie jest odtrącony, choćby odtrącał. Wszyscy jesteśmy nawiedzani, wszyscy jesteśmy do nawiedzenia zaproszeni". Ból pustych ram Karol Wojtyła poniósł aż do Watykanu.

Piętnaście lat później już jako Papież w jednej z modlitw na jubileusz 600-lecia Jasnej Góry mówił: "Przypominam raz jeszcze ten czas, kiedy byłaś "więziona" na szlaku nawiedzenia, a jednak nawiedzenie trwało nadal. Nie przybywał do parafii Twój obraz, ale Ty przybywałaś bez obrazu - w pustych ramach, i poprzez te puste ramy wszyscy przeżywali Twoją obecność tak samo - boleśniej, może głębiej. Wierzyli, że nie możesz być nieobecna w dniu, w którym miałaś przybyć. Wierzyli, że nie można Ci zamknąć drogi!" (3 lutego 1982 roku). Niezwykłe owoce nawiedzenia pokazują statystyki: w ówczesnej diecezji gorzowskiej np. aż 1282 małżeństwa żyjące dotąd w grzesznym związku cywilnym zawarły sakrament małżeństwa. W archidiecezji wrocławskiej było takich przypadków 3238.

Brawurowa akcja ks. Józefa Wójcika

13 czerwca 1972 roku ówczesny wikariusz obecnej katedry radomskiej ks. Józef Wójcik (zm. 2014) przy pomocy ks. Romana Siudki (zm. 1992) i dwóch sióstr służek: Marii Kordos i Heleny Trentowskiej z Mariówki, wykradli obraz z Jasnej Góry. Siostry dysponujące furgonetką - ówczesną nyską - przewiozły go do Radomia, gdzie przez kilka dni był ukrywany. Wykradzenie nastąpiło w dniu św. Antoniego, patrona rzeczy i osób zagubionych. Ksiądz Wójcik wiele lat później - już jako infułat - powiedział: "Wykradzenie obrazu było najpiękniejszym dziełem mojego życia". 18 czerwca 1972 roku kontynuowano nawiedzenie na terenie obecnej diecezji radomskiej. Nowe władze z Gierkiem na czele bały się już podejmować prymitywnej walki z Kościołem i peregrynacja trwała spokojnie aż do 12 października 1980 roku. Tego dnia ówczesny biskup częstochowski Stefan Bareła powiedział: "Aby mówić o skutkach nawiedzenia, trzeba by ujawnić tajemnicę milionów serc, należałoby ukazać jedyny w historii Kościoła polskiego, a może i powszechnego, szlak prawdziwej Wędrowniczki działającej w znaku swojego wizerunku. Był on z jednej strony znakiem sprzeciwu, a z drugiej - znakiem Bożego błogosławieństwa. Był źródłem nadprzyrodzonych mocy i łask dla polskiego Bożego ludu". W czasie pierwszej peregrynacji obraz jasnogórski nawiedził ponad 8 tysięcy kościołów i kaplicy w 7150 parafiach.

Trzeba wspomnieć, że na tydzień przed śmiercią Prymasa dotarł do niego święty wizerunek. Ojciec, ciężko chory, powiedział wtedy: "Tyle razy przybywałem do Ciebie, Matko, na szlak nawiedzenia. Dzisiaj Ty przychodzisz do mnie. Byłaś zawsze dla mnie największą łaską, światłem, nadzieją i programem mojego życia... Niech ta wędrówka nadal nie ustaje, a gdy się skończy, niech zacznie się na nowo; abyś stale krążyła po Polsce, dana ku obronie naszego Narodu".

3 maja 1985 roku rozpoczęła się druga wędrówka Maryi po Polsce - Jej Królestwie. Trwa już 36 lat. Pomimo upływu 64 lat od pierwszego wyjścia Matki Bożej "w teren" Jej kolejne wędrówki przynoszą dalej przebogate duchowe owoce w Narodzie i Ojczyźnie. Nie wymyślono - jak dotąd - nic lepszego i owocniejszego. To pokazuje geniusz Ojca - jakże słusznie nazwanego Prymasem Tysiąclecia. Bądźmy spokojni. Przy tronie Maryi w niebie orędują za nami dwaj najwięksi z naszego rodu: nasz Prymas i nasz Papież.

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Peregrynacja obrazu Matki Bożej, w: Nasz Dziennik nr 117/24.05.2021, s. 11-12.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz