30 maja - W jedności braterskiej

Jedność i miłość braterska w Kościele to nie tylko pobożne, abstrakcyjne myślenie, ale prawda życia. Przykładem takiej więzi była przyjaźń św. Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego.

Tak wiele ich różniło. Święty Jan Paweł II urodził się już w wolnej Polsce w 1920 roku. Prymas Wyszyński przyszedł na świat w niewoli, w zaborze rosyjskim w 1901 roku. Święty Jan Paweł II z zamiłowania studiował i wykładał filozofię, kardynał Wyszyński prawo kanoniczne i katolicką naukę społeczną.

A jednak byli jedno w miłowaniu Boga, Kościoła i Matki Najświętszej. Obaj radykalnie oddani Bogu. Hasło Jana Pawła II:

Totus Tuus - Cały Twój, kardynała Wyszyńskiego: Soli Deo - Samemu Bogu.

Kardynał Wojtyła odnosił się do Prymasa Wyszyńskiego jak do ojca. Kardynał Wyszyński widział w nim brata, na którym może się oprzeć w pracy dla dobra Kościoła.

Kiedy arcybiskup Wojtyła został kardynałem, przyjechał, jak każdego roku, z życzeniami imieninowymi do Księdza Prymasa na Bachledówkę koło Zakopanego. Kardynał Wyszyński odpowiadając na życzenia, wyraził wielką radość i nadzieję, że odtąd już nie będzie sam. Razem jak dwa konie będą ciągnąć wóz Kościoła. „Od tej pory ja, odciążony w pewnym zakresie od wyłącznej odpowiedzialności za Kościół Boży, będę mógł zawsze oglądać się na Eminencję, na jego obecność, pomoc i na jego młodość, która jest jakąś odnową Kościoła Świętego w naszej Ojczyźnie”. 

Komuniści usiłowali skłócić obu kardynałów. W jednym z dokumentów Urzędu Bezpieczeństwa czytamy: „Obaj kardynałowie stoją i stać będą na straży interesów Kościoła [...]. Stawianie i liczenie na rozbicie jedności Episkopatu byłoby utopią, trzeba stawiać na rozmiękczenie i stępienie ostrza jego politycznej opozycji. Wojtyła nie pójdzie raczej na otwartą walkę z Wyszyńskim i nie pozwoli się do tej walki pchać”.

I tak było rzeczywiście. Kiedy władze dały paszport kardynałowi Wojtyle na wyjazd do Rzymu na Synod, a Prymasowi Wyszyńskiemu nie, wówczas Wojtyła na znak protestu nie pojechał.

W 1978 roku, 16 października, kardynał Wojtyła został wybrany papieżem. Dla wielu było to zaskoczenie. Wyszyński początkowo uważał, że jeszcze nie czas, aby papieżem był ktoś spoza Włoch. Kiedy jednak zaczęły padać głosy na Wojtyłę, z całym zaangażowaniem współdziałał z tym planem Bożym. Wspierał kardynała Wojtyłę. W pewnym momencie podszedł do niego i powiedział: „Jeśli wybiorą, proszę wybór przyjąć”. Ojciec Święty po latach zapytany, czy te słowa mu pomogły, odpowiedział: „Pomogły? One były decydujące. Przecież jeszcze kilka tygodni temu Ksiądz Prymas mówił, że raczej nie jest to czas, żeby nie Włoch był papieżem. A poza tym, ja bym go samego tam w Polsce nie zostawił”. To jest przykład prawdziwej przyjaźni i miłości braterskiej w Kościele. Po powrocie do Polski Prymas Wyszyński mówił:

„Uwierzcie, że było to dzieło Boga, dzieło Chrystusa w Duchu Świętym i Oblubienicy Ducha Świętego - Matki Chrystusowej! Wszyscy tak to zrozumieli. Nikogo nie zdumiał wybór cudzoziemca, nawet Polaka. Wszystkich uradował.

I to tak wielką radością, że nie można się było obronić od jej oznak. Ilu kardynałów, starych ludzi, płakało z radości! [...] Gdy podszedłem do Jana Pawła II z pierwszym homagium, usta nasze niemal jednocześnie otworzyły się imieniem Mat-ki Bożej Jasnogórskiej: To Jej dzieło! Wierzyliśmy w to mocno i wierzymy nadal”.

Od chwili wyboru Ojca Świętego Jana Pawła II kardynał Wyszyński w każdej Mszy Świętej, w każdym Apelu Jasnogórskim, w każdym różańcu modlił się za niego. „Jemu róść, mnie się umniejszać” - powtarzał za św. Janem Chrzcicielem. Radował się każdym dokonaniem Ojca Świętego. Wspierał go modlitwą i ofiarą życia.

Kiedy 13 maja 1981 roku Ksiądz Prymas, sam ciężko chory, dowiedział się o zamachu na życie Ojca Świętego, aż się skulił pod ciężarem tej wiadomości, mówiąc: „Zawsze się tego bałem”. Odtąd już wszystko ofiarował za Jana Pawła II. 14 maja 1981 roku w ostatnim przemówieniu, które było odtworzone z taśmy magnetofonowej do wiernych stolicy podczas Mszy Świętej przed kościołem św. Anny, powiedział:

„I dlatego proszę Was, aby te heroiczne modlitwy, które zanosicie w mojej intencji na Jasnej Górze, w świątyniach warszawskich i diecezjalnych, gdziekolwiek, abyście to wszystko skierowali w tej chwili wraz ze mną ku Matce Chrystusowej, błagając o zdrowie i siły dla Ojca Świętego. Czyńmy te niewielkie ofiary, aby nasz wdowi grosz wyjednał Miłosierdzie Boże, aby Chrystus rozeznał ogromną miłość, którą mamy do Jego Zastępcy na ziemi”.

A w przemówieniu pożegnalnym do Rady Głównej Episkopatu, 22 maja 1981 roku, znajdujemy słowa, które świadczą o tym, że świadomie ofiarował swoje życie i cierpienie w intencji Jana Pawła II.

„Ojciec Święty! Nie potrzebujemy mówić o naszych do niego uczuciach i o tej dziwnej po prostu synchronizacji naszego życia, zwłaszcza w ostatnich latach, aż do tego momentu. Ta synchronizacja mnie osobiście zobowiązuje mocno wobec Ojca Świętego i ja to zobowiązanie przyjmuję świadomie, z pełnym zrozumieniem i uległością”.

Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Takiej miłości uczy nas Kościół.

Oblubienico Ducha Świętego,

okaż się nam Matką!

Ucz nas jedności i miłości braterskiej,

abyśmy nie ulegali duchowi

zazdrości, konkurencji i nieżyczliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz