18 maja - Czy rzeczywiście kryzys Kościoła?

Jesteśmy świadkami bolesnych wydarzeń w życiu Kościoła. Nie możemy jednak ulegać zniechęceniu i zbyt daleko idącym obawom. W życiu Kościoła co jakiś czas przychodzą poważne kryzysy. Tak było po Soborze Watykańskim II, gdy zbyt radykalne, pospieszne pragnienie „odnowy” zachwiało łodzią Kościoła w świecie i doprowadziło do odejścia wielu kapłanów. Mówiono wtedy o „kryzysie Kościoła”. Prymas Wyszyński kwestionował to określenie, tłumacząc, że można mówić raczej o „kryzysie ludzi w Kościele”, bo w swojej istocie Kościół jako Ciało Chrystusa nie podlega kryzysom:

„Kościół znajdujący się w drodze jest Kościołem nieustannego przełomu, który dokonuje się w dzieciach Bożych. To przełom z niewiary ku wierze, z grzechu ku łasce, z ignorancji ku wiedzy. Bywa niestety i na odwrót. «Bojowaniem jest życie człowieka». Trzeba więc niemało namęczyć się i nacierpieć, aby dojść do wyznaczonego celu. Różne są losy Kościoła. Jak Chrystus, ma on swój Tabor i Kalwarię. Jednak tylko Kościół ma gwarancję, że Chrystus będzie z nim po wszystkie dni, aż do skończenia świata i że bramy piekielne nie zwyciężą go. Można więc mówić o religijnym kryzysie poszczególnych ludzi, nie jest to jednak kryzys Kościoła. Kościół jest zawsze Nauczycielem Dobrym, który naucza w prawdzie, przebijając się przez świat, przez wszystkie jego kłopoty, trudności i męki. Przebija się niekiedy boleśnie, ale zawsze żywotnie”. Żadne trudności nie zmieniają istoty Kościoła i prawdy, że my wszyscy stanowimy tę wspólnotę. Współczesne wyzwania wymagają od nas umiejętności rozeznawania, kiedy chodzi o rzeczywiste dobro ludzi, a kiedy pod pozorem dobra kryje się inna intencja. W świecie odchodzącym od Bożych praw, kwestionującym podstawowe zasady moralne, pozytywnym zjawiskiem jest oczekiwanie od kapłanów nieskazitelnej moralności i prawości. Mamy prawo tego oczekiwać. Nie możemy jednak zapominać, że księża nie „spadają” z nieba, ale wychodzą z naszych rodzin uwikłanych w różne dramaty i słabości. Może warto nie tylko ich oceniać, ale otoczyć modlitwą, życzliwością i troską. Szalejąca dzisiaj burza przeminie, łódź Kościoła przebrnie przez wszystkie trudności.

„Niejeden raz Kościół był ukrzyżowany - mówił Prymas - i niejeden raz zapowiadano jego koniec. Spotykamy się nieraz z oceną, że Kościół znajduje się dziś w sytuacji trudniejszej niż po reformacji Lutra, a to, co się dzisiaj dzieje, jest groźniejsze od modernizmu z czasów świętego Piusa X.

A jednak tamto minęło i Kościół pozostał... Wszystko przeminęło i wiele jeszcze przeminie, a Kościół pozostanie... Bo tylko on ma słowa Żywota. Tylko on może uratować wszystkich, nie wyłączając tych, którzy tak strasznie boją się o jego losy. Obowiązuje nas zwykła, prosta, dziecięca wiara i spokój dzieci Bożych. «Dokąd pójdziemy?... Słowa Żywota Ty masz...» (por. J 6, 68). «Nie lękaj się maleńka trzódko...?» - zapewniał Chrystus, widząc lęk w oczach Apostołów - «albowiem Ojcu spodobało się dać wam królestwo» (por. Łk 12, 32). W chwilach za¬mętu trzeba umieć zachować spokój, który czerpiemy z wiary”.

Prymas Wyszyński nazywał Kościół wielkim „stadionem”, na którym biegną święci i grzesznicy. Niektórzy chcieliby zrobić osobne tory, żeby nikt nikomu nie przeszkadzał.

„Jednak na Bożym stadionie - mówił Prymas - nie da się tak rozdzielić. Byli tacy, którzy proponowali Chrystusowi, aby wyrwać kąkol. On jednak odpowiedział: - Zostawcie to wszystko aż do żniwa, bo bieg jest wspólny. Kościół jest jeden - grzech i łaska w nim, pszenica i kąkol. Wszystko to rośnie razem, aż do żniwa. Jeden biegnie, inny się przewraca i leży. Jeden o drugiego się potyka. Tu wszystko jest zmieszane. Lekarz jedzie do trędowatych, zdrowi chorych pielęgnują. Nic tu się nie da oddzielić, od niczego nie można się odżegnać. Nie może być w Kościele jakieś «uregulowanej jezdni» dla wybrańców, bo jedna jest droga dla wszystkich! On sam jest Drogą. Tak siebie nazwał i tego musimy się trzymać”.

Dla oczyszczenia Kościoła potrzeba mocy Chrystusa i Jego łaski. Nie wystarczą komisje powołane do osądzania przestępstw i nadużyć. To, co jest faktyczną krzywdą ludzi, musi być rozpoznane i ukarane.

Ale nawet prawdę Chrystus kazał czynić w miłości. Kiedy przyprowadzono mu kobietę pochwyconą na cudzołóstwie, nie potępił jej. Przeszedł ponad starotestamentalnym prawem, które nakazywało skazać ją na ukamienowanie, zastosował inne prawo - prawo miłosierdzia. A wcześniej zaprosił oskarżycieli - „kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” (por. J 8, 7). Coś im Jezus przypomniał, pisząc na piasku, i zaczęli po kolei odchodzić. Pamięć o tej scenie ewangelicznej nie oznacza bezkarności, ale prawdziwe oczyszczenie: „Idź i odtąd już nie grzesz więcej”.

Każda krwawiąca rana Kościoła woła do nas o modlitwę i jeszcze większą mobilizację do życia w prawdzie i w miłości. Przezwyciężając doświadczenie zgorszenia, stajemy razem z Maryją pod krzyżem Kościoła i prosimy:

Ucieczko grzeszników!

Okaż się nam Matką. Wyproś kapłanom

i wszystkim osobom konsekrowanym łaskę wierności.

Ulecz rany pokrzywdzonych.

Ogarnij sercem zgorszonych.

Nie opuszczaj nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz