Duchowa siła Prymasa

Kardynał Stefan Wyszyński ocalił od zniszczenia Kościół, a z nim Polsce

Ksiądz Prymas pozwalał zwracać się do siebie per "Ojcze". Był naszym ukochanym Ojcem, ale i Wielkim Nauczycielem. Jak zaświadczył ks. Edmund Boniewicz (zm. 2006), spowiednik Prymasa przez prawie 20 lat, Ojciec mówił czasami o sobie: "Jestem nauczycielem Narodu w Kościele". Swoją pracę pasterską i kapłańską w Ojczyźnie Ojciec przeżywał jako służbę Narodowi i Kościołowi. Pragnął, aby Polska była rzeczywistym królestwem Chrystusa i Maryi, i by każdy Polak pamiętał, "co zawdzięcza Narodowi i co powinien mu świadczyć". Sam ufnie przyjął wybór Opatrzności na Nauczyciela i Ojca Narodu i przeprowadził nas przez Morze Czerwone komunizmu. Ocalił od zniszczenia Kościół, a wraz z nim Naród i Polskę. Wszedł do narodowego panteonu największych Polaków z tytułem Prymasa Tysiąclecia, który Naród przyznał Mu jako pierwszemu w całej swojej historii.

Naród rodziną rodzin

Prymas mówił, że "dla Narodu największą radością i łaską jest rodzina". Pamiętajmy, że jak długo w kołyskach będę płakały dzieci polskich matek, tak długo możemy być spokojni o przyszłość naszego Narodu" (Wambierzyce 1980). Siłę Narodu upatrywał Ojciec w wierze i w Kościele, w naszej miłości do Chrystusa i Maryi. "Wiara jest siłą" - powtarzał. Wiara scaliła Naród i rodziny. I twierdzą stał się każdy próg, i dopomógł nam Bóg. Przypominał: "Taki będzie Naród, jaka będzie rodzina, jakie będą rodziny. Zwarta rodzina jest podstawą budowania Narodu".

W obronie tożsamości Narodu

Ojciec obronił dusze naszego Narodu. Uchronił naród od sowietyzacji, utraty odporności na kłamstwo, od podstępnego zwodzenia i pokusy raju na ziemi. Komuniści używali wszystkich możliwych sposobów, by Kościół ośmieszać i piętnować, zohydzać i oskarżać, rugować z życia i wpływu na Naród. Tysiące agitatorów jeździło do szkół, świetlic, gmin, zakładów pracy na wiece, pogadanki, szkolenia, których głównym celem było dezawuowania wiary, Kościoła i budowanie antyludzkiego świata zniewolenia i kłamstwa. Spędzano ludzi siłą, groźbami, robiono przerwy w pracy, grożono karą za nieobecność na agitatorskich konwentyklach.

Na tysiącletnią polską ziemi przeorana przez całe pokolenia kapłanów przyszła czerwona zaraza, ale nas nie przemogła. Próba zbudowania świata bez Boga musiała zakończyć się fiaskiem. Ci, którzy pytają dziś, ile kosztują państwo katecheci, niechaj sprawdza najpierw, ile kosztowali ich ojcowie, dziadkowie i powinowaci w służbie komunistycznemu kłamstwu i przemocy. Wydziały propagandy i agitacji pracowały nieustannie - na szczęście bezskutecznie - by w Polsce powstał homo novus - homo soviticus.

Kościół wraz z pasterzami, na czele z Nauczycielem Narodu, stanął w obronie naszej tożsamości, abyśmy mieli prawo do własnych wyborów, do wolności sumień i życia zgodnego z naszą narodową kulturą i Bożymi przykazaniami. Gdy partia zapowiedziała utopię budowy nowego wspaniałego świata, Prymas zareagował: "Nie wolno zapomnieć o tysiącleciu naszej ojczystej i chrześcijańskiej drogi; nie wolno sprowadzać Narodu na poziom "zaczynania od początku", jak gdyby tu, w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo; nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan w wychowaniu młodego pokolenia spycha się rodzimą kulturę, literaturę i sztukę, jaj wypróbowaną moralność chrześcijańską oraz związek Polski z Kościołem Rzymskim i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, krzyża i mocy nadprzyrodzonych".

To dzięki duchowej sile i odwadze kardynała Wyszyńskiego Polska nie stała się siedemnastą republiką sowiecką. A nawet - jak się pocieszaliśmy - była najweselszym barakiem w obozie. Wobec prób zanegowania dorobku wieków nasz Ojciec i Nauczyciel wszedł w swoim majestacie i potędze, które biły od niego, na świętojańską ambonę warszawskiej archikatedry, która była wtedy amboną Narodu, i powiedział prawdę w oczy rządzącym z obcego nadania.

"Nasza godność narodowa wymaga - mówił z mocą, tą samą, co później Jan Paweł II Wielki - byśmy oparli się tej zarozumiałości, z jaką lekceważone jest wszystko, co polskie, na rzecz tak nam obcego importu. Jeżeli w czym mamy okazywać sprawiedliwość Ojczyźnie, to właśnie w tym, by nie odchodzić od niej w chwilach próby, ale mężnie stać na straży wspólnych nam wartości wypracowanych przez wieki w pracy rolników, robotników i rzemieślników, mężów nauki, mistrzów i artystów, kapłanów i wychowawców, pracujących pługiem, młotem, piórem, żywym słowem i na kolanach" (Warszawa, sierpień 1977 r.)

Zagrożenia dla Narodu

Jakże trafnie diagnozował! Nauczyciel Narodu widział je w dwóch płaszczyznach: duchowej i biologicznej. W duchowej na pierwszym miejscu sytuował opresję totalitarnego państwa i zaprogramowaną ateizację - zwłaszcza młodzieży i żołnierzy - prowadzoną przez państwowe struktury różnych szczebli. Szczególnie w szkolnictwie i mediach ukazywano Kościół i duchownych jako ostoję wstecznictwa, zacofania oraz przeciwników nowoczesności, postępu i dobrobytu, a także wrogów socjalizmu.

Od osób na wyższych i kierowniczych stanowiskach wymagano przynajmniej areligijnego stylu życia i ostentacyjnej separacji od Kościoła również ich bliskich. W sferze biologicznej największych zagrożeniem była propaganda i dostępność aborcji oraz jej legalizacja. Wszelkimi sposobami dążono do ograniczenia urodzin i przyrostu naturalnego ludności. "Żadne władze publiczne - wołał Ojciec - nie mogą dysponować cudzym życiem wbrew właścicielowi tego życia". Forsowano małodzietność jako symbol inteligencji i nowoczesnego stylu bycia. "Moralna degradacja i seksualizacja młodzieży - uczył Ojciec - prowadzi "Naród do grobu". Jeżeli to się przyjmie i utrwali, to pokolenie tak wychowane nie przekaże Narodowi największej wartości, jaką może przekazać - życia i bytowania. "Pokolenie tak wychowane będzie pokoleniem grabarzy, będzie "układać Naród do groby". W końcu powszechna dystrybucja alkoholu poprzez tzw. meliny, za cichym przyzwoleniem władz, doprowadziła na trwałe do nałogu alkoholizmu znaczny procent polskich mężczyzn. Przedwojenne żydowskie karczmy z powodzeniem zastąpiły GS-owskie bary, okupowane całym dniami do późnej nocy.

Świadomość narodowego dziedzictwa

Doniosłe znaczenie dla Narodu - uczył Ojciec - ma nasz stosunek do przeszłości, do minionych wieków historii, "do tych dóbr, które wypracowały całe pokolenia i które żyły przed nami. To jest dziedzictwo, którego zdradzić nie wolno. Trzeba się tego dziedzictwa - wołał Prymas - trzymać sercem i pazurami, jak trzymał się ongiś Drzymała czy Reymontowski Boryna".

Podobne słowa usłyszeliśmy potem od Jana Pawła II Wielkiego. Gdy już po raz ostatni opuszczał Polskę, prosił: "Przyjmijcie jeszcze raz to wielkie dziedzictwo, któremu na imię Polska". Prymas mówił o "sumieniu narodowym", budził w nas to sumienie, by stało na straży, by czuwało nad "narodowym dziedzictwem". "To dziedzictwo to ziemia ojczysta, to język, mowa, literatura, sztuka, kultura twórcza, obyczajowa i religijna (Warszawa, 6 stycznia 1981 r.).

Ojciec wskazywał też na konieczność pamięci o chrześcijańskiej przeszłości Narodu. Podkreślał to, co tak lapidarnie ujął potem Jan Pawła II Wielki: "Naród, który traci pamięć, traci swą tożsamość. Naród, który zapomina o swojej historii, jest skazany na zagładę". Nauczał, że Naród musi mieć świadomość swego dziedzictwa, a gdyby ją zatracił, sam skazuje się na niechybną i dobrowolną śmierć. W innym miejscu powtarzał: "Naród nieświadomy swej przeszłości jest narodem tragicznym, skazującym się dobrowolnie na unicestwienie". To stara odwieczna mądrość, że: "Narody, tracąc pamięć, tracą życie".

Trzeba nam ciągle przywracać pamięć o przodkach w rodzinach i miejscach zamieszkania, o bohaterach naszej okolicy czy regionu, o wielkich synach i córach naszego Narodu niezłomnego. Może potrzebny byłby też swoisty IPK (Instytut Pamięci Kościoła), by ocalać pamieć o kapłanach, którzy mieli coś z wielkiego ducha Nauczyciela Narodu i poświęcili się służbie Bogu i Ojczyźnie. A szybko są zapomniani.

Wady narodowe

W swoich wystąpieniach Nauczyciel Narodu po wielekroć wskazywał na ogromne wady naszego społeczeństwa, jak pijaństwo, które ostro piętnował, gdyż jest śmiertelnym zagrożeniem dla egzystencji i spokoju rodzin. Widział też z wyrozumiałością źródło tych naszych wad w latach długiej narodowej niewoli, w sytuacjach skrajnych opresji ze strony zaborów, gdy "Naród musiał ratować swój byt podstawowy i fizyczną egzystencję wszelkimi środkami, jakie były mu dostępne". Ojciec pokazywał też wady (=grzechy) osłabiające trwanie Narodu: lekceważenie życia duchowego i religijnego, zepchnięcie go na margines zainteresowań, osłabienie bądź nawet utrata więzi z Kościołem, ateizacja polityczna i kulturowa, moralna degradacja przez nałogi (hazard, pijaństwo, erotomania), osłabienie pamięci historycznej, lekceważenie więzów rodzinno-pokoleniowych.

A dziś - dodajmy - doszły nowe zagrożenia: zwodzenie przez degradujące osobowość coraz to nowe ideologie: okultyzm, genderyzm, satanizm, ekologizm, i wiele innych niszczących już nie tylko dusze, ale nawet i ciała ludzkie. Za podstawowe zadanie Narodu zawierzonego Maryi Prymas uważał konieczność boju z typowymi wadami, jak: lenistwo, lekkomyślność, marnotrawstwo, niedbalstwo, brak wytrwałości, bierność umysłu, wygodnictwo i rozrzutność. Nasze wady Nauczyciel Narodu szczerze wskazywał i ostro piętnował. Rozeznawszy zagrożenia, sformułował też plan działania i realizował go w swojej pracy duszpasterskiej.

Zalety Narodu

Z drugiej strony Ojciec cenił zalety swoich rodaków i cieszył się wielkimi wartościami swojego umiłowanego Narodu, jak: umiłowanie wolności Ojczyzny i pokoju, szlachetność i pracowitość, inteligencja i sumienność. Często podkreślał też takie nasze cnoty: jak szacunek dla innych, gościnność, hojność, pracowitość na swoim (szczególnie na roli), bezinteresowność, cierpliwość i szczera religijność.

Wśród pięknych myśli Ojca (przydałaby się ich większa antologia!) jest i taka: "Ludzie często mówią - czas to pieniądz, a ja mówię - czas to miłość". Dlatego przynaglał nas do chrześcijańskiej miłości każdego człowieka, choć byłby nam nienawistny. Zachęcał też, by na każdego człowieka patrzeć nie w kategoriach polityczno-ideoloicznych, lecz zawsze dostrzegać w nim najpierw dziecko Boże i niezbywalną godność osoby ludzkiej. Ojciec przypominał też z naciskiem, że człowiek jest jednością i nie można go kawałkować na jakieś odrębne byty, a to na homo economicus czy politicus, bądź religiosus czy faber.

W końcu przynaglał nas do głębszej jedności i solidarności z Narodem. "Powinniśmy, co więcej, musimy kochać nasz Naród, jego dzieje, zdrowe obyczaje, jego język i kulturę". Z tej miłości ojcowskiego serca do wielkich polskich duchów wypłynęło - pierwsze w Europie - warszawskie duszpasterstwo środowisk twórczych, które z takim oddaniem zorganizował niezapomniany ks. Wiesław Niewęgłowski.

Kościół podporą Narodu

Jakże często Prymas ze wzruszającym uczuciem nawiązywał do nierozerwalnej jedności Narodu i Kościoła, który scala Naród, pielęgnuje i wychowuje go. Prymas zaręczał, że Kościół nigdy Narodu nie opuści, co uwidoczniło się w czasach wielkiego kryzysu żywieniowego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, gdy Kościół i parafie stały się jedynymi wiarygodnymi dystrybutorami żywności przychodzącej z zagranicy. Naród - mówił Ojciec - jest dzieckiem Kościoła. Dlatego Kościół otacza Naród troską i go wychowuje. Naród, tak jak Kościół, jest nieśmiertelny. "Kościół jest przekonany, że Naród też nie będzie wyrwany z ziemi żyjących" (do młodzieży akademickiej w kościele św. Jakuba w Warszawie, 7 maja 1958 r.). Kościół i Naród - przypominał Ojciec - mają wspólną drogę przez świat ku wieczności. Trzeba nam ciągle wracać do nauczania Prymasa o Narodzie. Ma ono nieprzemijającą aktualność. Ojciec skutecznie przeciwstawiał się indoktrynacji komunistycznej i dopomógł nam ja odrzucić. Postawa i nauczanie Nauczyciela Narodu aktualne są i dziś, gdy trzeba się znowu opierać starym kłamstwom i zwodzeniom w nowym entourage'u, gdy dawne czerwone gwiazdy przymilają się do nas ciepłym, złocistym - choć równie zwodniczym - światłem.

Obronił Naród od rozlewu krwi

Główną troską naszego Ojca i Nauczyciela było, by podczas wybuchających co i raz protestach Polaków przeciwko komunistycznemu zniewoleniu nie dopuścić do rozlewu krwi. Zbrodnie komunizmu brunatnego i czerwonego pozbawiły życia ponad sześć milionów rodaków. Dla obrony Narodu przed nowym rozlewem krwi, kierując się wielką odwagą, dalekowzrocznością i roztropnością, Ojciec zawarł z komunistami już w 1950 roku tzw. porozumienie.

Swoim przenikliwym umysłem i kochającym Naród sercem przewidywał, że droga do wyzwolenia Narodu spod okupacji sowieckiej będzie długa i kręta. To, że nie zginęły następne dziesiątki tysięcy Polaków - jak podczas powstania węgierskiego w 1956 roku - zawdzięczamy roztropności naszego Ojca, który oczyma wiary - widząc dalej - studził wzburzone emocje rodaków. Nagonki i upokorzenia - inspirowane na niego przez wydziały propagandy komitetów partyjnych - znosił cierpliwie, tak jak i bolesne oskarżenia niektórych rodaków protestujących przeciw porozumieniu i oskarżających go o zdradę jako "czerwonego biskupa". Oskarżyciele zamilkli, gdy w listopadzie 1952 roku - jako wyraz zaufania i uznania - Pius XII powołał arcybiskupa do Kolegium Kardynalskiego. Nie mógł jednak odebrać insygniów, gdyż władza ludowa - ośmieszając się w oczach świata - odmówiła mu paszportu.

Ojciec - nie bez duchowego cierpienia - znosił z godnością wszystkie te razy i upokorzenia, byleby tylko bronić każdej kropli polskiej krwi, którą komuniści byli gotowi przelewać nawet siłą dla utrzymania swej władzy. Prymas dobrze o tym wiedział. Dlatego zawsze hamował wzburzone nastroje wśród robotników. W 1956 roku, jak tylko potrafił, uciszał rozpalone emocje świata pracy. Wtedy dopuszczono Ojca nawet do Polskiego Radia - jedyny zresztą raz - by przemówił w Wigilię do Narodu. Jedyny też wtedy raz Ojciec wraz z Episkopatem wezwał Naród do udziału w wyborach (20 stycznia 1957 r.) i sam wziął (też jedyny raz!) w nich udział. Uczynił to na osobistą prośbę ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza, który przecież trzy lata wcześniej osobiście podpisał dekret o uwięzieniu Ojca, a dopiero co (29 czerwca 1956 r.) ogłaszał swoją gotowość do obcinania rąk podniesionych na władzę ludową.

Ci, którzy w upokarzających i szkodliwych dla zdrowia warunkach więzili Ojca, przyszli teraz z prośbą o pomoc. I uratował Ojciec swój ukochany Naród od rozlewu krwi, który byłby zapewne wielokrotnie większy niż w Budapeszcie i Berlinie. Wcześniej, w więzieniu w Rywałdzie, jakby proroczo napisał: "Byłem od początku i jestem nadal zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie pozwolić na dalszy jej upływ".

Kościół zawsze z Narodem

Od zarania naszych dziejów Kościół w Polsce zawsze był z Narodem. Towarzyszył mu w dolach i niedolach. Był z nim wśród zwycięstw i klęsk. Z Narodem szedł do łagrów i pieców krematoryjnych. Do więzień carskich, hitlerowskich i ubeckich. Nasz Naród niełatwo zwieść, bo w jego kodzie jest zapis, ze ten, kto walczy z Bogiem i Kościołem, ten zawsze jest wrogiem Ojczyzny i Narodu. I aktualnie kolejne rozpaczliwe wysiłki i próby rozerwania tego iunctim nie odnoszą sukcesu. Polacy wiedza swoje. Mają też wielki dar rozeznawania duchów i bezbłędnie wyczuwają tych, którzy nie są naszego ducha i zakładają w Kościele swoje domeny. Gdy nie było państwa, trwał Kościół, a z nim Naród.

W Wigilię 1980 roku Ojciec mówił: "Gdy państwo jest nieobecne - jak było w okresie blisko 150 lat niewoli - gdy Naród miał zamknięte usta, gdy wszystko zda się odpłynęło, zostało odepchnięte, zawsze jeszcze pozostawał Kościół i on trwał. Kościół w Polsce nie ma zwyczaju opuszczać Narodu. Nie miał nigdy takiego zwyczaju, nie ma go więc i teraz. I dlatego Kościół musi niekiedy podejmować zadania, które są opuszczone". "Kościół więc musi być obecny w sytuacjach trudnych Narodu... Musi przyłożyć rękę do bijącego pulsu życia Narodu. Naród bowiem się nie kończy. Z socjologii politycznej wiadomo - tłumaczył Ojciec, wykładowca socjologii przecież - że najtrwalszą instytucją w życiu społecznym jest rodzina i Naród". "A Kościół - jak powiedział największy z uczniów Ojca - idzie przez rodzinę, a tym samym idzie i przez Naród, który jest rodziną rodzin".

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Duchowa siła Prymasa, w: Nasz Dziennik nr 61/15 III 2021, s. 11-12.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz