Uczył godności

Prymas Stefan Wyszyński stał się dla Narodu niczym latarnia morska, która daje nadzieję rozbitkom na wzburzonych falach żywiołów

Prymas Tysiąclecia kochał Ojczyznę i Naród miłością wielką i niepodzielną, o czym świadczy jego przejmujące i poruszające ducha wyznanie: "Kocham Ojczyznę więcej niż swoje własne serce". Na wszystkie pokolenia dał nam niedościgniony przykład patriotyzmu, odwagi, poświęcenia i oddania dla Ojczyzny. Wyznaczył nieprzekraczalną granicę honoru i godności oraz zaprzaństwa i zdrady, na której widnieje napis: Non possumus" - nie możemy, nie ma zgody i ani kroku dalej.

W czasach, gdy tak wielu dało się zwieść, przekupić albo zastraszyć bolszewickiemu okupantowi, on - za cenę poniewierki, więzienia i cierpienia - był dla nas Księciem Niezłomnym, znakiem ocalenia, symbolem prawości, odwagi i najczystszego patriotyzmu. Stał się dla Narodu niczym latarnia morska, która daje nadzieję rozbitkom na wzburzonych falach żywiołów. Święty Jan Paweł II Wielki nazwał Prymasa Ojcem Ojczyzny, tytułem najpiękniejszym z możliwych, który do tej pory nosił tylko inny tytan ducha - św. biskup Stanisław Szczepanowski, który padł pod mieczem królewskim na Skałce, zamęczony w 1979 roku.

Patriotyczny dom rodzinny

Miłości do Ojczyzny uczył się ks. kard. Wyszyński od wczesnego dzieciństwa w rodzinnym domu, w którym żyło się - jak wtedy w większości polskich rodzin pod zaborami - wartościami, ideałami, marzeniami o wolnej Polsce, tęsknotą za własnym państwem, a nie - jak dziś - głównie tym "co będziemy jeść, co będziemy pić i czym będziemy się przyodziewać" (Mt 6, 31). Kochający Boga, Naród i Kościół rodzice przyszłego Prymasa, Julianna i Stanisław, dbali nie tylko o chleb powszedni dla swoich dzieci, ale z równą troską o pokarm i rozwój duchowy.

Korzeni miłości do Ojczyzny i współrodaków szukać trzeba właśnie w dzieciństwie Prymasa, który urodził się w czasach niewoli w szczególnie opresyjnym rosyjskim zaborze. Mały Stefan chodził do szkoły, w której - zbuntowany wewnętrznie - musiał patrzeć na portret cara. Tylko w domu mógł uczyć się poprawnej polskiej mowy i w ukryciu poznawać ojczyste dzieje i kulturę. Najczęściej nie w dzień, ale w nocy, przy naftowej lampie, gdy - z bojaźni - nie docierali już do Zuzeli strażnicy z carskiej ochrany.

"Więź z Ojczyzną - zapisał później Prymas - zaczyna się już od kołyski, od wypowiedzianych po raz pierwszy słów: mama i tata, od rozpoznawania przez dzieciątko swojego otoczenia, od pierwszych zapachów, dźwięków, śpiewów, które słyszy. Dla nas - mówił Ojciec - inaczej "polski" wiatr szumi. Dla nas inaczej przemawiają w Polsce gałązki drzew, zapach kwitów czy nawet grzybów, które tak podobają się Amerykanom, że dla zapachu sprowadzają je od nas za grube dolary. Do nas wszystko, co polskie, przemawia inaczej, bo to jest nasze, rodzime. I człowiek, rozwijający się normalnie, nie może się wyobcować całkowicie z tego, co jest jego własne, ze środowiska, z którego pochodzi. Wrastamy nierozdzielnie w rzeczywistość Ojczyzny - jej historię, kulturę - jak drzewo w glebę". Ojciec Narodu czuł polskość całym sobą, wszystkimi strunami swej duszy. A dziś dla sezonowych wielkości "polskość to nienormalność".

Ukochana ziemia ojczysta

Umiłowanie Ojczyzny przez Prymasa znalazło szczególny wyraz w jego bogatym słownictwie wobec ukochanej ojczystej ziemi. Widać je w jakże czułych i serdecznych określeniach używanych przez Ojca, jak np. nasza ziemia, ziemia ojczysta, własna, ziemia swoja albo ziemia żywicielka lub rodzicielka, a nawet ziemia święta (Góra św. Anny, 29 VI 1980 r.).

Po wielekroć Prymas podkreślał, że z woli samego Ojca ludów i narodów "od wieków trwamy tutaj między Odrą, Wisłą i Bugiem, które wyznaczyła nam Opatrzność, to jest nasze miejsce. Z tym miejscem na ziemi związane są nasze prawa. Ale z tym łączy sie też nasza szczególna odpowiedzialność za to miejsce, za jego należyte uporządkowanie, za owładnięcie go. Jakże wielka jest więc odpowiedzialność za nasze miejsce tutaj (Jasna Góra, 26 VIII 1980 r.). "Ziemia - przypominał ks. kard. Wyszyński - która wykarmiła twojego ojca i matkę, twoich dziadów i pradziadów, to najwspanialszy dar Boży" (Wąchock, 7 X 1979 r.). Przy różnych okazjach Ojciec apelował, by polska ziemia była "uszanowana i doceniona... trzeba jej być wiernym... nie oddawać obcym". "Kochajmy naszą ziemię" - zachęcał i prosił.

Ojciec Ojczyzny bolał nad lekceważeniem, nieuszanowaniem ziemi oraz "brakiem wierności ziemi ojczystej", a zwłaszcza jej lekkomyślnym i niefrasobliwym porzucaniem. Pozostawioną ugorem ziemię żywicielkę Prymas nazywał opuszczoną wdową. Ostrzegał rodaków, aby pochopnie nie wyzbywali się swojej ojcowizny.

Apelował, by polska ziemia zawsze pozostawała w polskich rękach."Ojczyzna to ziemia i groby" - czytamy na tablicy przy wejściu na Cmentarz Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku. Bez ziemi i grobów nie ma Ojczyzny. Stąd Prymas z taką wdzięcznością odnosił się do rolników i chłopów polskich. I dziękował za ich przywiązanie do ojczystego zagonu. Często też wracał do lektury "Chłopów" Reymonta, a obraz umierającego i przytulającego się do ojczystej ziemi Boryny był niejednokrotnie przez Ojca przypominany.

Bez ziemi nie będzie państwa

Ojciec Ojczyzny wielokrotnie przestrzegał przed lekkomyślną wyprzedażą polskiej ziemi obcym. Bez ziemi nie będzie państwa. "Przecież nie kto inny - przypominał - tylko nasi nieprzyjaciele zwrócili na to baczną naszą uwagę w czasie okupacji, gdy mówili butnie: nam nie są potrzebni Polacy, nam jest potrzebna ich ziemia. Rozpoczęli więc tragiczną rozprawę z Narodem - wysiedlanie Polaków i niszczenie warstwy [rolniczej], która broni Polski przed tym, by się nie stała lotnym piaskiem... Tak było w czasie rozbiorów. Nie było, zda się, nikogo do obrony, ale pozostał Naród, który ogarniał sercem każdy zagon i nie pozwolił go sobie wydrzeć, bo to jest warunek trwałości naszego bytowania narodowego. I dlatego Naród przetrwał".

Pomny tych historycznych zdarzeń Ojciec Ojczyzny przestrzegał rodaków, a zwłaszcza polityków, przed sprzedażą polskiej ziemi obcym. I przypominał, że "Naród bez ziemi jest Narodem bez przyszłości". Tymczasem przed kilkunastu zaledwie laty wyprzedano obcym kilkaset tysięcy hektarów polskiej żyznej ziemi.

"Nie możemy wyrzec się tego - nauczał Ojciec - co przez wieki całe w bólu, cierpieniu, męce i krwi, w pracy i trudzie, w żywej wierze i nadziei kładzione było na tę ziemię. Na ziemię ojczystą"! Prymas uświadamiał rządzącym, że "nie tylko armia broni granic ojczystych, ale i ludzie, którzy żyją na ojczystej roli. Polska, mimo rozbiorów, uratowała się tylko dlatego, że rolnicy bronili zębami każdego kawałka ziemi, by jej nie oddać obcym. Ziemia ojczysta, zwłaszcza w naszym układzie geopolitycznym, jest elementem tak doniosłym, że musi być należycie obsłużona. Czy wy to rozumiecie, handlarze polską własnością i polską ziemią"?

Ojczyzna się nie ostoi

Prymas wiele razy mówił o służbie Ojczyźnie i Narodowi. Podkreślał, że ma być ona bezinteresowna. Przypominał, że są "takie czyny i takie ofiary, za które pieniędzmi się nie płaci, zwłaszcza tu, nad Wisłą, Odrą i Bugiem". Przestrzegał, byśmy nie zapominali ofiar całych pokoleń, które składały na ołtarzu Ojczyzny swoje - często jakże młode - życie. Zachęcał, byśmy wiązali nasze dzieje osobiste i rodzinne z dziejami Ojczyzny. "Nie potrzeba nam dziś - mówił - bohaterskich śmierci, ale bohaterskiej pracy dla Ojczyzny". Prymas nalegał, aby jemu współcześni zadawali sobie w sercach i sumieniach pytania: "Co jestem winien Ojczyźnie? Bez idei służby, którą trzeba dorosłym przypominać, a młodzieży wszczepiać w szkole i w domu - Ojczyzna się nie ostoi".

To wielka i wstrząsająca sumieniem przestroga Ojca Ojczyzny. On przecież, choć słabego zdrowia, całym swoim pracowitym życiem bezinteresownie służył rodakom i Ojczyźnie. Niesamowite i zdumiewające jest wyznanie Prymasa. "Dla ratowania Ojczyzny i Narodu szedłbym na kolanach do Komitetu Centralnego". Czyż tak nie postąpił Chrystus, "który uniżył samego siebie, przyjąwszy postać sługi" (Flp 2,7). Czyż te słowa nie poruszają nas do głębi? Prośmy Ojca Ojczyzny, by i nam wyprosił moc tego Ducha, który w nim był i którym on żył.

Umiłowałem Ojczyznę

Przez całe swe błogosławione życie Ojciec Ojczyzny ukazywał nam fascynujący i poruszający serca i dusze przykład miłości Ojczyzny. Miłość do Ojczyzny wprost z niego emanowała, była w nim całym, przenikała go i przelewał ją w nas. "Po Bogu - tłumaczył - nasza miłość należy się nade wszystko naszej Ojczyźnie".

Podczas jednej z dorocznych stanisławowskich procesji na Skałkę Ojciec Narodu tak mówił: "Dla nas, po Bogu, największa miłość to Polska! Musimy, po Bogu, dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i po Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono [tu Ojciec czyni aluzję do wszechobecnych wtedy transparentów o proletariuszach] najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców". Zauważmy, jak w subtelny i elegancki, a jednocześnie zdecydowany sposób Ojciec polemizuje z narzucaną narodowi obcą ideologią.

"Ojczyzna - najkrócej definiuje Prymas - to ziemia ojczysta, to język, mowa, literatura, sztuka, kultura twórcza, kultura obyczajowa, kultura religijna". Czy takiej Ojczyźnie - zapytajmy - służą niektórzy obecni wielkorządcy, którzy totalnie nas lekceważą, wydając społeczny grosz na rezerwat dla kóz na wiślanej wyspie, na antypolskie filmy czy obrażające nas spektakle teatralne (vide: Teatr Powszechny w Warszawie) szydzące z naszej wiary, historii i polskości?

Mówił za nas

My, słuchający Ojca Ojczyzny, identyfikowaliśmy się serdecznie z każdym Jego słowem. On pierwszy - jeszcze na długo przed św. Janem Pawłem II Wielkim - mówił za nas. Jego słowa wyjęte były spod naszych serc. Już w przemówieniu ingresowym w Lublinie powiedział: "W ziemię ojczystą wrośliśmy dziejami, pracą ludu, krwią rycerzy. I z niej nie ustąpimy! Bo nam jest dana z woli Boga, a my mamy zwyczaj Boga słuchać". Ojciec był dumny z tego, że wywodzi się z Podlasia, "pnia rdzennego ziemi polskiej". Mówił: "Nie ma w mojej skromnej rodzinie ani jednego, który by sprzeniewierzył się Bogu i Narodowi". Kto z nas, Drogi Czytelniku, mógłby dziś te słowa uczynić swoimi? Prymas - jak każdy prawdziwy Ojciec - żył dla nas, dzieci Bożych i swoich. Całe swoje siły i talenty oddał w służbie Ojczyźnie, Narodowi i Kościołowi. Czuliśmy wszyscy, że nas kocha i o nas walczy.

Jako wyczekiwany, umiłowany pasterz odbywał niezliczone podróże po ojczystej ziemi, niosąc wszędzie słowo pokrzepienia i nadziei. Przybywał tam, od gór do Bałtyku, gdzie gromadził się lud Boży na kościelnych i narodowych uroczystościach, rocznicach, jubileuszach czy poświęceniach. Marzeniem organizatorów uroczystości była obecność na nich Prymasa, bo nadawała zdarzeniu najwyższą rangę.

I tak z pasterską posługa przemierzał Ojciec Narodu ukochaną ojczystą ziemię. Z wielką mocą głosił Słowo, tłumaczył, wyjaśniał, napominał, prosił, wlewał pociechę w skołatane niepewnością ludzkie serca. Przez długi czas narodowego zniewolenia (więzienia pełne AK-owców), inwigilacji, ciągłych braków i zwykłej biedy, ciągnącej się przecież latami, podtrzymywał nadzieję, że Polska będzie Polską, że przyjdzie kres totalitarnego zniewolenia i będziemy się sami urządzać w swoim domu.

Kochał w Polsce wszystko i wszystkich

Ojciec kochał w Polsce wszystko. Kochał miejsce, które zajmuje na ziemskim globie, kochał naszą przyrodę, nasze dzieje i naszych bohaterów. Identyfikował się z polską kulturą, tradycjami i zwyczajami regionalnymi. Umiłował ojczyste krajobrazy, a zwłaszcza polskie góry, gdzie spędzał swoje krótkie urlopy (Bachledówka, Jaszczurówka, Siwcówka). A przede wszystkim miłował po ojcowsku swoich rodaków. Wszystkich, nawet tych, którzy się z nim nie zgadzali. Twarz jego często rozjaśniała się serdecznym uśmiechem bliskości. W każdym człowieku widział dzieło Boże, czasem zagubione, przewrotnie zwerbowane do służby obcym, unurzane w złu, ale zawsze był to człowiek. A człowiek - mówił Prymas - każdy człowiek, "choćby największy grzesznik jest najważniejszy na świecie".

Miłość Ojczyzny nie pozwalała Ojcu nigdy mówić źle o drugim Polaku. W "Kalendarzyku łaski" prowadzonym przez Ojca znajdujemy zapis o jego modlitwie "za chłopów z UB" z uzasadnieniem, że potrzebują naszej modlitwy, "bo są najdalej od praw Bożych". Znamienne, że nigdy nie powiedział nawet jednego złego słowa o swoich wrogach i prześladowcach, którzy tak utrudniali mu misję w Narodzie i Kościele. Nigdy żadnego z nich nie zlekceważył ani nie pomniejszył. Z godnością znosił prowokacje, polemizując z kolejnymi pierwszymi sekretarzami, którzy dawali mu odczuć swą wyższość i to, że są panami Polski. Nigdy nie powiedział złego słowa o tych, którzy go aresztowali, przesłuchiwali i przez trzy lata więzili. Po wielekroć oświadczał, że wybacza swoim prześladowcom.

Nawet podczas wyjazdów poza kraj nie dał się wciągnąć - przez zachodnie media - w żadną krytykę czy potępianie ówczesnych władców Polski - namiestników z obcego nadania. "Swoje sprawy - to była dewiza Ojca - należy załatwiać w swoim domu". Niestety, ciągle nie brakuje naszych rodaków, którzy - po tylu tragicznych doświadczeniach historii - kontynuują tradycję zdrady i chętnie służą obcym.

Przewidział koniec komunizmu

Ojciec Narodu był człowiekiem wielkiej, heroicznej wiary, "niecofającej się - jak powiedział św. Jan Paweł II Wielki - przed więzieniem i cierpieniem". Wiedział, że wieczne Boże młyny mielą powoli. Bo jako człowiek wiary miał niewzruszoną pewność, że komunizm, oparty na błędzie antropologicznym, na negacji Boga i człowieka jako korony stworzenia, musi się skończyć, choćby nie wiadomo jak był reanimowany.

Dziś znowu widzimy, jak na naszych oczach stare kłamstwo przepoczwarza się w kolejną hybrydę mamiącą już nie tylko czerwienią, ale sześcioma kolorami tęczy. Ojciec już w 1957 roku przewidział, że komunizm się skończy i że stanie się to w Polsce. "Los komunizmu - napisał - rozstrzygnie się w Polsce. Jak się Polska uchrześcijani, stanie się wielką siłą moralna, komunizm sam przez się upadnie. Losy komunizmu rozstrzygną się nie w Rosji, lecz w Polsce, przez jej katolicyzm. I cały świat będzie jej wdzięczny za to". Proroctwo Ojca Ojczyzny spełniło się. Z dalekiego kraju przyszedł zapowiadany przez św. Jana Bosko "Wojownik z północy" i "mocą Bożego Słowa zniweczył przeciwnika" (por. 2 Tes 2,8).

Na czterdzieści lat Bóg miłosierny dał Narodowi prawdziwego Ojca Ojczyzny i Przewodnika w ciemnej nocy komunizmu. Był "lampą dla naszych stóp i światłem na naszych ścieżkach" (por. Ps 119,105). Niczym Mojżesz przeprowadził nas przez Morze Czerwone. Wszystkim pokoleniom pozostawił niedościgniony przykład świętej miłości Ojczyzny. Sam mówił: "Potrzeba w naszej Ojczyźnie przykładu ofiary z siebie, aby człowiek współczesny zapomniał o sobie, a myślał o drugich - o dobru rodziny, o wypełnianiu swego powołania i zadania życiowego wobec innych, o dobru całego Narodu" (Warszawa, 25 IX 1968 r.).

Inny wielki Polak godny wiecznej pamięci - niezapomniany ks. Zdzisław Peszkowski - po śmierci Ojca Ojczyzny powiedział: "Jestem najgłębiej przekonany, że Prymas uratował w naszych czasach tożsamość Ojczyzny, umocnił jej chrześcijańskie korzenie i nadał dalszy bieg nierozłącznej historii Kościoła i Narodu Polskiego".

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Uczył godności, w: Nasz Dziennik nr 67/22 III 2021, s. 12-13.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz