Droga Krzyżowa Prymasa Tysiąclecia

"Nie cofnął się przed więzieniem i cierpieniem" (Jan Paweł II Wielki, Watykan 23 X 1978)

Dnia 25 września 1953 r., w piątek, Prymas, jak co roku, sprawował uroczystą liturgię ku czci patrona stolicy bł. Władysława z Gielniowa przy jego relikwiach w warszawskim kościele akademickim św. Anny. Podczas kazania opatrznościowo wypowiedział do młodzieży akademickiej słynne słowa: "Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże - nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce - nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył - nie wierzcie. Gdyby będą mówili, że Prymas działa przeciwko Narodowi i własnej Ojczyźnie - nie wierzcie. Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej".

Wcześniej, po południu tego samego dnia, słowa te wypowiedział do swojej bliskiej współpracownicy Marii Okońskiej. Po Mszy św. na spotkaniu z kapłanami rektoratu akademickiego powiedział: "Znacie obraz Michała Anioła "Sąd Ostateczny"? Anioł Boży wyciąga człowieka z przepaści na Różańcu. Mówcie za mnie Różaniec". Około godziny 22.00 do domu Prymasa wdarło się 50 bezpieczniaków. Kilku aresztowało Ojca i wywiozło w kolumnie siedmiu samochodów w nieznanym kierunku. Pozostali aż do wieczora następnego dnia plądrowali osobiste mieszkanie i biuro Prymasa. Ukradli setki kościelnych dokumentów oraz archiwalia związane z pracą Kościoła w Polsce. Wielu z nich nigdy już nie odzyskano.

Stacja I: Rywałd (26 września - 12 października 1953 r.)

Na miejsce przeznaczenia konwój dotarł po trzeciej w nocy w sobotę. Okazało się, że jest to klasztor Franciszkanów Kapucynów w Rywałdzie Królewskim koło Grudziądza. Rywałd słynny jest powszechnie z cudownej gotyckiej figury Matki Bożej znajdującej się tam już od początku XV wieku.

W "Zapiskach więziennych" Prymas zanotował: "Wprowadzono mnie do pokoju na pierwszym piętrze. Oświadczono mi, że jest to miejsce mego pobytu, że nie należy wyglądać oknem [...]. Pokój robi wrażenie mieszkania świeżo opuszczonego. Łóżko nie jest zasłane [...], walizka na wpół otwarta [...], miednica z niewylaną wodą, w szafie osobista bielizna i ubranie. Zostałem sam. Na ścianie nad łóżkiem wisi obraz z dopiskiem: "Matko Boża Rywałdzka, pociesz strapionych". Był to pierwszy głos przyjazny, który wywołał wielką radość. [...] Wzrok mój zatrzymał się na biurku. Stoi tu Chrystus Miłosierny z podpisem: "Jezu, ufam Tobie" - fotografia znanego obrazu. Uznaję to za drugą łaskę dnia dzisiejszego".

Zakonnicy nie rozumieli nocnego najścia UB-eków i bezceremonialnego zachowania. Wytłumaczono im, że będą tu sporządzane tajne wojskowe plany. Kazano z celi zabrać garderobę brata, który akurat w tym dniu był poza klasztorem. 

Po licznych prośbach dopiero szóstego dnia pobytu dostarczono księdzu kardynałowi przywiezione z Warszawy paramenty do sprawowania Mszy św. W pierwszą więzienną niedzielę, 4 października, Ojciec odnotował: "Dziś "erygowałem" sobie Drogę krzyżową, pisząc na ścianie ołówkiem nazwy stacji Męki Pańskiej i oznaczając je krzyżykiem". Cela najdostojniejszego więźnia została później z wielką pieczołowitością zaaranżowana przez ojca Gabriela Bartoszewskiego na Salę Pamięci o Ojcu.

"Pan w ceracie"

W sobotę 10 października przyszedł do Ojca "Pan w ceracie" obecny przy aresztowaniu i w konwoju do Rywałdu. Ojciec uspokaja się, dowiadując się, że na Miodowej pozostał dalej ks. abp Baraniak. Urzędnik państwowy okłamuje Ojca, gdyż arcybiskup, męczennik więzienia mokotowskiego Antoni Baraniak (zm. 1977) został aresztowany jeszcze tej samej nocy co Ojciec.

W kolejną niedzielę 11 października rywałdzcy kapucyni publicznie ogłosili, że władza ludowa właśnie u nich więzi Prymasa Polski. Wieść rozniosła się lotem błyskawicy po całym kraju. Ubecja, bojąc się napływu okolicznej ludności, jeszcze w niedzielną noc spakowała się pośpiesznie i w konwoju odjechała w nieznane. Ojciec zapisał później: "Zajmuję miejsce w aucie wraz z "panem w ceracie" Ruszamy! W Imię Boże. Czuję się tak bardzo "rzeczą", że nie pytam o nic. Oddaję się w opiekę Matce Bożej i św. Józefowi".

Stacja II: Stoczek Warmiński (12 października 1953 r. - 6 października 1954 r.)

W poniedziałek rankiem 12 października konwój z Rywałdu dotarł do Stoczka Warmińskiego - odległego nieco ponad 30 kilometrów od granicy sowieckiej. Kolejne miejsca uwięzienia - Prudnik i Komańcza - też były bardzo blisko polskich granic. Zapewne Bierut et consortes liczyli się z możliwością rewolty społeczeństwa, a więc i z koniecznością szybkiej deportacji Ojca do Rosji. To jeszcze jeden znak, jak bezgranicznie służalczo polscy komuniści byli oddani centrali w Moskwie. Więźnia osadzono w zdewastowanym klasztorze obecnych tu od 1957 roku księży marianów.

Największą świętością tego miejsca jest cudowny obraz Matki Bożej Królowej Pokoju zainstalowany w przepięknej barokowej świątyni już w 1641 roku. W "Pro memoria" Ojciec zapisał: "Mogłem się domyślać, że tu jest kościół, widziałem wieżę. Z początku słyszeliśmy głosy i dzwony na Anioł Pański, potem już nic. Dopiero bodajże w Nowy Rok, gdy znaleźliśmy się w końcu ogrodu, a drzwi do kościoła może się otworzyły, doszły do nas tylko te słowa z kolędy: "Coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy..." - tyle do nas doszło, nic więcej.

W Stoczku Ojcu "do pomocy" przydzielono sprowadzonych z więzień: księdza Stanisława Skorodeckiego z Rawicza (pseud. Krystyna) i siostrę Leonię Marię Graczyk z Grudziądza (pseud. Ptaszyńska). Oboje zostali przysłani z misją inwigilacji Ojca. 

Nigdy nie rozgrzałem nóg

"Od dnia przyjazdu do Stoczka do końca pobytu ani w dzień, ani w nocy nigdy nie rozgrzałem stóp" - zapisał Ojciec. Istotnie - jak się później okazało - zamknięcie Ojca w opuszczonym i zagrzybionym od dawna klasztorze bardzo poważnie nadwyrężyło jego kondycję zdrowotną. W Stoczku panowały skrajnie nieprzyjazne warunki do zamieszkania. Umieszczając Ojca w takich warunkach (bez ogrzewania!) komuniści musieli zdawać sobie sprawę z wpływu na zdrowie więzionego.

"Byliśmy odizolowani absolutnie - zapisał ks. Stanisław. Klasztor był odcięty od świata, otoczyli klasztor podwójnym murem. Podnieśli mur do wysokości drugiego piętra. Drzewa [...] otoczyli drutami kolczastymi. Reflektory lepsze niż drużyny sportowe mają na stadionach i noc paliły się. Na zewnątrz warty, budki wartownicze żołnierzy rozmieszczone co paręnaście metrów. Obserwowali dom, zainstalowali łączność podsłuchową i podglądową". Po wielu latach zdarzyło się, że ks. Stanisław prowadził rekolekcje w Tarnowskich Górach. Po jednej z nauk przyszedł do niego starszy pan i powiedział, że jako młody żołnierz był wśród tych, którzy pracowali i pilnowali Ojca w Stoczku. Podzielił się z księdzem radości, że ma syna kapłana, a wychował go dobrze dzięki doświadczeniom, jakie przeżył w Stoczku.

Powrót do czterech latach

Po czterech latach od opuszczenia więzienia Prymas wrócił do Stoczka, aby podziękować Opatrzności za uwolnienie z więzienia. "Nie wiedziałem wtedy - wspominał Ojciec w kazaniu 28 kwietnia 1958 roku - że byłem tak blisko obrazu Matki Bożej słynącej łaskami. Gdy słyszę, jak się tu modlicie i śpiewacie, widzę, że byłem pod potężną opieką waszej i mojej Pani. I odczułem Jej zwycięską opiekę [...]. Przyszedłem dzisiaj w duchu pielgrzymim do Nieznanej Opiekunki mojej z czasu więzienia, aby Jej podziękować za wszystko. Choć Jej nie znałem, ale czułem Jej troskliwą, macierzyńską opiekę". Jeden z uczestników tej Mszy św. opowiada: "Pamiętam, że Prymas płakał i ze wzruszenia ocierał łzy chusteczką. Ludzie byli bardzo wzruszeni i także płakali". 18 maja 1977 roku - po 23 latach od uwięzienia w Stoczku - Ojciec przekazał do sanktuarium bursztynowy różaniec z dedykacją: "Różaniec wotum do Matki Bożej Królowej Pokoju w Stoczku Warmińskim składa więzień Stefan Wyszyński, Prymas Polski". W załączonym liście napisał: "Wdzięczny za opiekę Matki Najświętszej Królowej Pokoju podczas mojego uwięzienia w Stoczku Warmińskim (1953-1954), składam jako wotum Różaniec do Obrazu łaskami słynącego. Polecam się modlitwom pielgrzymów, których całym sercem błogosławię".

Ofiarowany różaniec zawieszony jest odtąd na obrazie Matki Pokoju. 8 grudnia 1953 roku, w święto Niepokalanego Poczęcia, w więziennym pokoju przed obrazem Świętej Rodziny w Stoczku Warmińskim dokonał się najważniejszy akt wiary w życiu duchowym Prymasa Polski. Oddał się wtedy po raz pierwszy osobiście w macierzyńska niewolę Maryi.

Stacja III: Prudnik (6 października 1954 r. - 29 października 1955 r.)

6 października 1954 r. Ojca i dwoje współwięźniów pospiesznie przewieziono wojskowym samolotem do Prudnika. I znowu wybrano destynację zaledwie 7 km od granicy czeskiej. 
Dostojnego więźnia po raz drugi zamknięto w klasztorze franciszkańskim.

Zaledwie na dwie godziny przed przybyciem z opolskiego lotniska konwoju z uwięzionym Prymasem nakazano franciszkanom opuścić ich klasztor. Klasztor prudnicki z godziny na godzinę przeszedł pod władzę wojska. Więźniów ulokowano na pierwszym piętrze, oddając do dyspozycji ojca dwa pokoje. Pośpiesznie urządzono osobną kaplicę. Na korytarzu znajdowała się już łazienka. "Ochrona" zainstalowała się i czuwała na drugim piętrze. Osadzonych pilnowało - na jednej zmianie! - 30 funkcjonariuszy.

W Prudniku Prymas mógł już skorzystać z badań w klinice wojskowej w Opolu. Uczciwie orzeczono - o dziwo! - wysoki stopień wyniszczenia organizmu Ojca. W Prudniku mógł też Ojciec wreszcie podleczyć sobie zęby. Na leczenie do Opola Ojciec zawsze przewożony był nocą.

W nowym miejscu uwięzienia mógł też mieć już korespondencyjny kontakt ze swoim Ojcem - Stanisławem, i siostrą - Stasią Jaroszową. Listy pisane do nich przez Prymasa funkcjonariusz odczytywał adresatom w miejscu ich zamieszkania. Po czym ubek kładł je do kieszeni, nie zwracając adresatom. W nowym więzieniu pozwolono też zamawiać Ojcu potrzebne mu książki. Zapewne planowano przetrzymywać go tu latami, bo cały teren obwarowano aż 3,5-metrowym parkanem i opasano kolczastym drutem. Wokół zaś posadzono szpalery świerków.

Nowa "normalność"

"Z klasztoru nie było można zobaczyć żywej duszy - zapisał Ojciec. Oglądamy skrawek nieba i to wszystko. Dom był wreszcie suchy, o widnych oknach, starannie poosłanianych storami i firankami. Dwa miesiące później za "obozowe" mury dotarły pierwsze, od czasu aresztowania, wiadomości ze świata. Przez cały ten czas od pierwszego dnia uwięzienia Ojciec nie miał żadnego dostępu do pracy, o radiu nie wspominając. Z listów do Ojca od bliskich wycinano skrupulatnie wszystko, co ideologicznym cenzorom wydawało się niejasne bądź podejrzane.

Ksiądz kardynał od roku nie wiedział, co dzieje się w Ojczyźnie, Narodzie, Kościele i na świecie. Nagle w lutym 1955 roku ks. Skorodeckiemu pozwolono na widzenie ze swoim ojcem. Przywiózł jednak bolesne i zatrważające informacje o usuwaniu katechetów ze szkół, o nieustającym nękaniu i nachodzeniu zgromadzeń zakonnych i utrudnianiu w administrowaniu sprawami Kościoła, a zwłaszcza w nominacjach na różne stanowiska kościelne. W wyniku tych niepokojących informacji Ojciec zapisał z goryczą: "Nadzieja na to, że moje uwięzienie powstrzyma wyniszczanie Kościoła, zaczyna blednąć".

Pod wpływem tych nowych wieści serce Ojca doznało kolejnych nowych udręk i cierpień. Brak perspektyw na zmianę więziennego losu zrodził w duszy Ojca pragnienie osobistego - jak w Stoczku - oddania na własność i w niewolę Maryi całego Narodu. Inspiracją do ślubów Narodu stal się też zbliżający się wielki jubileusz 300-lecia królewskich ślubów Jana Kazimierza złożonych Matce Bożej w katedrze lwowskiej 1 kwietnia 1956 roku.

Stacja IV: Komańcza (29 października 1955 r. - 28 października 1956 r.)

Do domu Sióstr Nazaretanek w Komańczy koło Zagórza w powiecie sanockim Ojca przywieziono już bez "asystentów": ks. Stanisława i s. Leonii.

Siostry były poruszone wycieńczeniem Ojca. Była to ostatnia chwila, by w klimacie uzdrowiska Prymas mógł powoli zregenerować swoje siły. Czas przebywania Prymasa w Komańczy różnił się diametralnie od dotychczasowych obozowych warunków, w których go przetrzymywano. "Smutni panowie" nie stali już przed drzwiami ani przed domem, a nawet w zasięgu wzroku. A co najważniejsze, Ojciec miał odtąd kontakt z biskupem Choromańskim, a przez niego wpływał już na prace całego Episkopatu. Dopuszczono też do Ojca kilku innych biskupów.

Kochane siostry nazaretanki we wspomnieniach podkreślają, jak zdyscyplinowany kalendarz dnia miał Ojciec. Modlitwa, praca, relaks - wszystko według regulaminu i o stałej godzinie.

Podczas zamknięcia w kolejnych więzieniach Ojciec nieustannie pracował. Pozostawił wspaniałe owoce swego ducha i umysłu. W sumie jest to prawie trzy tysiące stron. "Zapiski więzienne" Ojca są niemal tekstem mistycznym. Prowadził przecież duchowe rozmowy z Panem i Najświętszą Matką. "Zapiski" powinny być obowiązkową lekturą duchową w naszych rodzinach, a już zwłaszcza w nowicjatach i seminariach. Razem z "Zapiskami" Ojciec prowadził też "Kalendarzyk łaski", wyodrębniony obecnie z "Zapisków". Nadto redagował "Listy do moich kapłanów". Później już nikt nie przemawiał do nas tak jak Prymas. W Komańczy Ojciec przeżył najważniejsze dwa dni całego swojego więziennego życia: 16 maja 1956 roku - kiedy to w proroczym natchnieniu napisał Śluby jasnogórskie, oraz 26 sierpnia tegoż roku - kiedy to milionowa rzesza rodaków składała napisane przez Ojca Śluby na Jasnej Górze. Do tych zdarzeń wrócimy za tydzień.

Koniec uwięzienia

26 października 1956 roku Gomułka - zaledwie pięć dni po swoim wyborze na I sekretarza politbiura - wysłał tajnie i pilnie do Komańczy swoich dwóch najbliższych zauszników: Władysława Bieńkowskiego i Zenona Kliszkę. Ministrowie prosili o jedno: aby Prymas jak najszybciej stanął w Warszawie, na co odpowiedział, że był takiego samego zdania przez trzy lata.

Gomułka, lękając się rewolty społecznej, w całości i bez zastrzeżeń zaaprobował, by Ojciec został uwolniony. Powrócił triumfalnie do stolicy 28 października 1956 roku - w niedzielę Chrystusa Króla, co urasta do rangi symbolu. Jeszcze tego samego dnia Prymas napisał list pasterski do rodaków, w którym opisał swoje uwięzienie. Niewątpliwie powrót Ojca do stolicy zapobiegł niewyobrażalnemu rozlewowi krwi, a może i wojnie domowej.

Źródło Ks. Jerzy Banak, Droga Krzyżowa Prymasa Tysiąclecia, w: Nasz Dziennik nr 89/19 IV 2021, s. 10-11.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz