Ks. I. Skubiś, Prawdziwy ojciec wielu z nas

Wielkie nazwisko kard. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski, łączy się w mojej pamięci z wczesną młodością: 15-letniemu wówczas uczniowi II klasy Niższego Seminarium Duchownego w Częstochowie, którym byłem, brat szkolny Stanisław Rybicki, nauczyciel języka polskiego, powiedział przejęty, że Ksiądz Prymas został aresztowany.

Brat profesor musiał bardzo przeżyć to wydarzenie z 1953 r., skoro tak skwapliwie podzielił się informacją o nim ze swoim uczniem… A potem przyszedł rok 1956. Byłem wtedy bardzo zaprzyjaźniony z ojcami franciszkanami w Niepokalanowie i miałem kontakt z br. Cyprianem Grodzkim, który był pierwszym fotografem uwolnionego z więzienia Księdza Prymasa. W październiku 1956 r. przysłał mi on czarno-białe zdjęcia wychudzonego, uwolnionego już kard. Wyszyńskiego, które kolportowałem wśród znajomych kleryków Częstochowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Do dzisiaj pamiętam też wspaniałe kazanie Księdza Prymasa, wygłoszone w maju 1957 r. do polskich nauczycieli – a przybyło ich wtedy na Jasną Górę ok. 10 tys. Potem zawsze uważnie słuchaliśmy słów Księdza Prymasa, zwłaszcza tych wypowiedzianych z polskiej ambony na Jasnej Górze, bo tu przybywał na największe maryjne uroczystości, m. in. 3 maja, 15 i 26 sierpnia.
Głosił zawsze kazania podczas głównych Mszy św., wypowiadając się w nich w sprawach najważniejszych dla kraju. Treść kazań kard. Wyszyńskiego była też rozpowszechniana przez Radio Wolna Europa i znana w Polsce i na świecie.

Co powie Prymas

Bardzo czekaliśmy, co powie Ksiądz Prymas. A on dobitnie, piękną polszczyzną przekazywał odważnie myśl katolicką, którą należało żyć w naszej trudnej rzeczywistości, którą jako ojciec polskiego Kościoła uwiarygodniał swym autorytetem. W jego nauczaniu jasnogórskim wybrzmiewało zawsze ogromne zawierzenie Maryi i poruszane były wszystkie sprawy, którymi żyli Polacy. Ksiądz Prymas bardzo podkreślał znaczenie Ślubów Jasnogórskich i potrzebę ich wypełniania – był ich autorem i pomysłodawcą oraz interpretatorem. U jego boku wzrastał też wtedy młody biskup, potem kardynał – Karol Wojtyła. W pewnym okresie stanowili znakomity duet, w którym nie było żadnych rozdźwięków. Kard. Wojtyła także odnosił swoje wypowiedzi do tekstu Ślubów i wspierał się myślą prymasa Wyszyńskiego – nie używaliśmy jeszcze, oczywiście, określenia „Prymasa Tysiąclecia”, wypłynęło ono z ust papieża Jana Pawła II już po śmierci Sługi Bożego.

Jako wieloletni duszpasterz akademicki zwrócę uwagę na ustosunkowanie się Księdza Prymasa do spraw młodzieży. Otóż w marcu 1968 r., gdy na ulicach Warszawy szalała milicja, traktująca studentów gazem łzawiącym i pałkami, mieliśmy zebranie duszpasterzy akademickich u św. Anny w Warszawie – chodziło o instrukcje, jak w trudnej sytuacji polityczno-społecznej Polski pomagać w rozwoju młodych. Ksiądz Prymas zauważył wtedy: Kto walczy z młodzieżą, już przegrał. Słuchaliśmy jego komentarzy do bieżących wydarzeń, z których wypływała wielka troska o naród, ale to, co powiedział o komunie walczącej z młodzieżą, było dla nas znamienne.

Ksiądz Prymas przybywał do Częstochowy na pielgrzymki majowe młodzieży akademickiej. Wygłaszał wtedy swoje słowo, rozmawiał z duszpasterzami i młodzieżą. Jako pewną ciekawostkę powiem, że podczas takiej pielgrzymki majowej w 1973 r. w rozmowie na wałach jasnogórskich pokazał mi, jako duszpasterzowi akademickiemu z Częstochowy, jak powinniśmy rozdzielać Komunię św. na placu jasnogórskim. Praktyka była bowiem taka, że ojcowie paulini ogłaszali na wielkich zgromadzeniach, że po Mszy św. Komunia św. będzie rozdzielana w krużgankach. Ksiądz Kardynał zauważył, że należy zrobić szpalery oznaczone odpowiednimi chorągiewkami i wzdłuż nich kapłani winni rozdzielać Komunię św. Wtedy zaczęła się praktyka udzielania Komunii św. na placu jasnogórskim.

Rola „Odrodzenia”

W 1973 r. w maju Ksiądz Prymas podpisywał zaangażowanym duszpasterzom swoją książkę wydaną w Paryżu – „List do moich kapłanów”. Ukazała się też książka będąca jego głęboką refleksją nad modlitwą „Ojcze nasz”. Uśmiechając się, powiedział mi, że powstała w więzieniu, bo miał wtedy dużo czasu.

Moje wspomnienia biegną także do Księdza Prymasa w związku z funkcją moderatora Ruchu Inteligencji Katolickiej „Odrodzenie”, którą w nim w pewnym okresie piastowałem. Ruch ten nawiązywał do przedwojennego Stowarzyszenia Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, w które Ksiądz Prymas był zaangażowany, szczególnie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Nawiązał wtedy liczne przyjaźnie z młodą polską inteligencją, spośród której wiele osób zostało później aresztowanych i uwięzionych. Po roku 1956, po uwolnieniu z więzienia, prymas Wyszyński odnowił kontakty z wieloma „odrodzeniowcami”. Należał do nich m. in. zaprzyjaźniony z nim jeszcze w czasach przedwojennych ks. dr Antoni Marchewka, mój poprzednik na stanowisku naczelnego „Niedzieli”, który wspólnie z Zofią Kossak-Szczucką doprowadził w 1945 r. do reaktywacji naszego tygodnika (ukazywał się on do roku 1953, potem nastąpiła 28-letnia przerwa i zaistniałą na nowo w 1981 r. „Niedzielę” prowadziłem aż do dziś). Ks. Marchewka zajmował się Ruchem „Odrodzenie” z mec. Zofią Ogulewicz. Organizowali rekolekcje, które odbywały się zwykle w Częstochowie i które prowadził Ksiądz Prymas, najczęściej z pomocą ks. Tadeusza Fedorowicza. W latach 70. ubiegłego wieku z woli Księdza Kardynała dane mi było być moderatorem Ruchu „Odrodzenie”, któremu przewodzili wówczas p. Ignacy Kruszyński i p. Maciej Jakubowski. Spotkania ruchu, bardzo precyzyjnie przygotowywane, odbywały się w Warszawie przy ul. Miodowej oraz w Częstochowie, podczas rekolekcji odprawianych najczęściej na początku września. Ksiądz Prymas chętnie przybywał na spotkania – tzw. Dni „Odrodzenia”, miał bowiem w „odrodzeniowcach” ludzi zaufanych, do których mógł szczerze mówić o wszystkim. Byli to ludzie prawi, pragnący służyć Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. Ksiądz Prymas wiele słuchał, ale i podpowiadał, wyznaczał plany. Chociaż ruch nie był liczebnie duży, miał wspaniałych, mądrych i głębokich duchowo ludzi. „Odrodzeniowcy” przyjeżdżali też na spotkania z Księdzem Prymasem nawet wtedy, gdy był on już starszy i słabszy.

Szczególną pomoc okazywał ruchowi biskup częstochowski Stefan Bareła, postacią znaczącą był m. in. bp Ignacy Tokarczuk z Przemyśla. Do wielkich przyjaciół „Odrodzenia” należeli o. Leon Knabit OSB, o. Cherubin Pająk OFM i wielu innych duszpasterzy. Potem „Odrodzenie” stało się stowarzyszeniem, zarejestrowanym już po śmierci kard. Wyszyńskiego.

Przez te moje trochę osobiste wspomnienia chcę powiedzieć, że w czasie ogromnego prześladowania ze strony komunistów Ksiądz Prymas znajdował zawsze jakąś możliwość kontaktu z ludźmi i był otwarty na ich refleksję.

Ojciec wolności

Wspomnę jeszcze moją ostatnią rozmowę z Księdzem Prymasem, gdy na dwa miesiące przed swoją śmiercią na spotkaniu z „odrodzeniowcami” życzył mi wierności. I myślę, że ta sprawa – wierności Kościołowi i Ojczyźnie – została mi bardzo mocno zaszczepiona przez Wielkiego Prymasa Tysiąclecia.

13 maja 1981 r., gdy na Placu św. Piotra Jan Paweł II został ugodzony kulą zamachowca, w Warszawie odchodził do Boga Prymas Tysiąclecia. Rozmodlona Polska drżała z trwogi, pytając, co z nami będzie. Rozpoczynaliśmy wtedy w Częstochowie redagowanie „Niedzieli”. Przygotowaliśmy już makietę jej pierwszego numeru – na pierwszej stronie miało być zamieszczone przesłanie prymasa Wyszyńskiego na nową drogę życia „Niedzieli” – gdy otrzymaliśmy wiadomość o śmierci Księdza Prymasa. Informacja ta zastała mnie w siedzibie Ruchu w Warszawie. Jak ważną, licząca się osobą był dla wszystkich Polaków Ksiądz Prymas, mogłem się przekonać m. in. po tym, że instytucja ta, która działała w ramach PZPR-u, zamarła wówczas w jakiejś niesamowitej ciszy. Nie myślałem, że od tych ludzi, którzy nie pałali przecież do Prymasa szczególną sympatią, doznaje on tak wielkiego uznania i czci. Był 28 maja 1981 r. Poprosiłem wtedy Stefana Kisielewskiego o tekst o zmarłym Prymasie. Ukazał się on na pierwszej stronie „Niedzieli” z datą 7 czerwca 1981 r. z jego zdjęciem, a list Prymasa ze wskazówkami dla nowo powstającej „Niedzieli” został zamieszczony w tym numerze na ostatniej stronie.


Takie są moje, bardzo serdeczne i osobiste, wspomnienia związane ze sługą Bożym kard. Stefanem Wyszyńskim – prawdziwym Ojcem wielu z nas, a także w ogromnej mierze ojcem naszej rodzącej się wolności.

W: Niedziela nr 31, 3 sierpnia 2014 r., s. 16-17.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz