Pasterz powstającej z gruzów stolicy
Ponieważ kieruję Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, naturalną rzeczą będzie, iż zatrzymam się w swoich rozważaniach nad Prymasem Tysiąclesia w aspekcie kultury. Myślę, że aby właściwie zrozumieć księdza kardynała Wyszyńskiego, trzeba przypomnieć sobie, w jakich czasach rozpoczął swoje pasterzowanie w Warszawie.
Stolica była zrujnowana straszliwą nawałnicą wojenną i zniszczeniami, które wojna przyniosła naszej ojczyźnie zarówno w wymiarze ludzkim, jak i materialnym. Nie można jej nawet porównać do „potopu szwedzkiego" ani do tych strat, które przyniosły narodowi i ojczyźnie zabory.
Jednak te straszliwe straty wojenne i zniszczenia nie zdołały zdławić ducha narodu, jego woli życia i zarazem woli odbudowy miast i wsi, świątyń, zbiorów muzealnych i zabytków. W takiej właśnie zniszczonej Stolicy rozpoczął swoją prace Prymas Tysiąclecia. W dodatku to, co przyniósł nowy ustrój, wymagało nowej wizji i właściwego ustosunkowania się do tych przemian kulturowych, przed którymi stanęła Polska powojenna.
Zniszczenia wojenne odsłoniły ukryte w podziemiach skarby kultury. W gruzach katedr odnajdywano najstarsze ślady naszej państwowości. Tak było w podziemiach katedry poznańskiej czy gnieźnieńskiej. Tak było na Ostrowiu Lednickim, w Tumie Łęczyckim czy w Łęczycy, na szlaku piastowskim we Wrocławiu, w Gdańsku, w Szczecinie, Fromborku.
Idąc po tych bolesnych śladach zgliszcz i zniszczeń Kościół katolicki w Polsce przystąpił do odbudowy zburzonych świątyń i katedr. Jakże wielkiego wsparcia trzeba było ze strony społeczeństwa... Wszak to właśnie z funduszu tego społeczeństwa odbudowane zostały kościoły i zabytki przeszłości—wysiłkiem całego narodu. Nigdy bodaj w naszych dziejach nie nastąpił taki zryw ku odnowieniu przeszłości narodu, jaki miał miejsce właśnie wtedy, tuż po wojnie.
Razem z odbudową materialną kraju prowadzone były prace inne, jak chociażby katalogowanie zabytków, badanie przeszłości. Prace te prowadzone były równolegle. Wszystko to świadczyło, że Polska chce żyć, że ma do tego prawo i ma wystarczającą moc ducha.
Na tych drogach odbudowy jakże mocno stanął Ksiądz Prymas. Zdecydował nie tylko odbudowę zniszczonych świątyń, ale także powrót do ich najświetniejszej przeszłości. Przypomnijmy takie prace jak: regotyzacja katedry gnieźnieńskiej, regotyzacja kolegiaty w Kruszwicy, odbudowa rotundy św. Prokopa w Strzelnic czy świątyni w Trzemesznie, czy też odbudowa w najstarszej gotyckiej formie katedry warszawskiej. Idąc po drogach odbudowanych świątyń Warszawy, Gniezna, Gdańska i wielu innych miast i miejscowości Polski wszędzie błogosławił, konsekrował mury dźwigające się z gruzów, dziękował za pomoc, której udzieliło w odbudowie społeczeństwo. Słał jednocześnie zachętę do dalszej pracy. Wszędzie przemawiał i podnosił na duchu. Musimy zdać sobie sprawę z problemów, wobec których stanął przy tej ogromnej pracy.
Na tych iście Ezechielowych szlakach Księdza Prymasa powstało wiele znakomitych kazań i przemówień. Zostały one wydane w 1979 roku w tomie zatytułowanym „Z rozważań nad kulturą ojczystą".
W swojej wszechstronności i miłości do całej kultury ojczystej, na którą składa się wiele elementów, Ksiądz Kardynał Prymas w szczególny sposób otaczał troską naukę i język. Przyjrzyjmy się tym sprawom pokrótce. We wszystkich kazaniach Księdza Prymasa ujawnia się nie tylko ogromna kultura i przygotowanie, ale niezwykła wprost znajomość języka polskiego. Mówił bardzo pięknym polskim językiem, przeciwstawiał go językowi „Przekroju" —jak określił go Gałczyński, językowi radia i telewizji, które okazały się wkrótce bronią jeszcze bardziej niebezpieczną dla kultury narodowej.
We wszystkich swoich przemówieniach wykazywał niezwykłą znajomość literatury i poezji polskiej. Jakąż miłością otaczał romantyków, wielką „trójcę"' poetów, a ponadto Norwida, Wyspiańskiego, Sienkiewicza, Makuszyńskiego. Ksiądz Kardynał Prymas taki właśnie język—przepojony wiedzą o literaturze, przepojony miłością do historii słowa polskiego — przeciwstawiał językowi środków masowego przekazu. Przemawiał jak prorok. I można powiedzieć, że głos proroka łatwo jest zagłuszyć głosem z głośnika. A przecież jego głos—zwłaszcza ten żywy i autentyczny, który słyszeliśmy z ambon, kiedy przemawiał, pozostanie zawsze jako głos sumienia, wobec tego, co dzieje się z naszym słownictwem, nawet wobec tego języka, którego my sami używamy.
Ksiądz Kardynał Prymas swą miłość do mowy ojczystej przeniósł na ambonę i do ołtarzy Pańskich, żądając od kapłanów wyrazistego, przygotowanego i pięknego posługiwania się językiem polskim.
Język Księdza Kardynała, jego kazań, przemówień, homilii, jest oczywiście językiem literackim. I takim pozostanie dla badaczy języka polskiego, dla badaczy naszej literatury. Zarówno forma, którą się posługiwał, jak i jego wkład w rozwój współczesnego jeżyka polskiego pozostaną w skarbnicy kultury polskiej.
Zainteresowaniem i miłością otaczał także naukę. Myślę, że gdyby nie był kardynałem i prymasem, z pewnością byłby znakomitym profesorem uniwersyteckim. Był z natury swojej nauczycielem i czuło się w nim świetnego pedagoga. Wiedział, co należy mówić dla dobra ludzi i dla dobra naszego narodu. To bardzo wielka umiejętność. Mówi się o pracownikach naukowych i dydaktycznych, iż w swojej pracy mają jakby trzy etapy, trzy fazy. W pierwszej fazie przekazują studentom więcej, niż sami umieją, w drugiej tyle, co umieją, a w trzeciej tyle, ile potrzeba. Właśnie taką dojrzałością doskonałego pedagoga „trzeciej fazy" charakteryzował się Ksiądz Prymas. Zawsze zastanawiałem się i zdumiewało mnie to, jak wszechstronnym był człowiekiem. Musiał nieraz wygłaszać jednego dnia przemówienia do różnych grup, na różne tematy, w różnych okolicznościach. Owa wszechstronność, którą posiadał, umiejętność szybkiej koncentracji sprawiała, że jego postawa wobec problemów kulturowych kraju była wręcz niezwykła.
Pozwólcie, moi drodzy, że przytoczę obok tych wszystkich ogólnych spraw nieco wspomnień osobistych. Poznałem Księdza Prymasa jako młody chłopiec, w jednym z warszawskich kościołów. I kiedy myślą sięgam w przeszłość, analizując te zasadnicze, podstawowe przeżycia z owego pierwszego spotkania, dochodzę do wniosku, że uderzyła mnie przede wszystkim ogromna harmonia w postawie i osobowości Księdza Prymasa. Był człowiekiem, który nie tylko znakomicie zachowywał się wobec ludzi, ale był też zawsze bardzo skromny.
Sięgam w przeszłość i analizuję następne swoje spotkanie z Księdzem Prymasem. Jego dom na Miodowej poznałem już jako kleryk. Przyznać musze, że doznałem w tym domu rozczarowania. Trwało ono przez szereg lat. Wyobrażałem sobie, iż musi mieszkać w pałacu, wypełnionym pięknymi przedmiotami, a tymczasem obok pięknych, znajdowałem przedmioty proste, które otrzymywał od ludzi z całego kraju. Były to najróżniejsze pamiątki, świadczące o różnych gustach, wykonane z różnych materiałów, przez różne ręce. Zrozumiałem, dlaczego miały one miejsce w jego domu, dopiero kiedy zacząłem sam tworzyć muzeum. Mam przecież przechowywać świadectwo kultury nie jednego czy kilku artystów, ale świadectwo narodu. Odbywałem z Księdzem Prymasem wiele rozmów na temat statutu czy zasady tworzenia muzeum. Ksiądz Prymas akcentował, że ma to być miejsce życia, nie śmierci, życia zabytku, życia historii. Takie podejście do muzealnictwa już choćby tylko w tej kwestii stawia Księdza Prymasa w rzędzie naprawdę pionierskich wizjonerów kultury narodu. Tak też traktował swój dom, który był domem żywym.
W czasie jednej z audiencji u Księdza Prymasa z jego biurka spadł brewiarz, z którego wysunęło się zdjęcie. Była to fotografia jednego z kościołów naszego miasta. Ksigd? Prymas podał mi tę fotografię i powiedział:
— Piękny to kościół, prawda?
Znałem ten kościół bardzo dobrze... Po śmierci Księdza Prymasa otrzymałem dla zbiorów Muzeum jego brewiarz. W jednym z tomów odnalazłem te właśnie fotografię. Myślę, że w geście „przechowywania"' owej fotografii uwidoczniła się niezwykła wrażliwość Księdza Kardynała na piękno.
Obserwowałem go też wielokrotnie w czasie wielkich uroczystości konsekracji kościołów. Zawsze dyskretnie, ale jakże bacznie, obserwował, w jakim jest wnętrzu, gdzie się znajduje. Obserwowałem też ludzi, wśród których jest.
Myślę, że tę drobną garść wspomnień o niezwykłej osobowości Księdza Prymasa najlepiej będzie zakończyć fragmentem jego homilii, wygłoszonej w kościele św. Anny w Warszawie w roku 1977. Mówił to z okazji otwarcia Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Zawarł w tym fragmencie cały swój stosunek do kultury, jej wartości i problemów. I myślę, że ten fragment pozostaje niezwykle aktualny do dzisiaj: „Bodajże ważniejsza w tej chwili jest w Polsce obrona kultury narodowej, ojczystej, chrześcijańskiej niż jakikolwiek inny program. Może na polskiej ziemi nie powstać wiele rzeczy, ta lub inna fabryka, i to jeszcze nie będzie największa strata. Gdybyśmy byli jednak narodem niemych, zalęknionych i trwożliwych, wtedy przestalibyśmy tworzyć dobra kultury, którymi ma żyć nasza dziatwa i młodzież, cała współczesność, przez którą idziemy ku przyszłości. Wiele mamy do przekazania przyszłym pokoleniom, ale to, co jest najdonioślejsze, to czysta duchowość naszego Narodu, który ma prawo do własnej, rodzimej, niezależnej kultury, do własnego jeżyka, nie zniekształconego i nie przybrudzonego przez naloty śmieci. Musimy mieć ambicje, bo nie jesteśmy narodem śmieci. Jeden z wybitnych twórców polskiej kultury, gdy znalazł się w więzieniu z a protest przeciwko określeniu naszego narodu, jako „narodu śmieci", napisał na ścianie: "Śmiecie mówić, że my śmiecie? My nie śmiemy, a wy — śmiecie".
My nie śmiemy i nie pozwolimy, aby ktokolwiek uważał naród polski za naród bez swojej własnej mowy ojczystej, bez własnej twórczości, bez dziejów i bez kultury, na którą nas, jak widać, stać!
Dlatego jestem wdzięczny organizatorom Tygodni Kultury, że otwierają drzwi świątyń, aby kulturze ojczystej stworzyć właściwy nastrój. Może was nieco niepokoić, że stajecie przed ołtarzami, by powiedzieć to, czego serce wasze pragnie. Widzicie, że to jest wasze miejsce. Wystarczy tu miejsca i dla was, i dla kapłanów, którzy są sługami narodu. Zrozumiecie się wzajemnie. Każdy z was jest wielkością. Trzeba w to wierzyć. Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej. To nie zarozumiałość. Wielkość wiąże się z prawdą, a Prawda stoi u ołtarzy. Pragniecie uwiecznić swoje słowo. Posłuchajcie, co mówi Chrystus: «Słowa moje nie przeminą (...) Ja jestem z Wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata». Wystarczy miejsca w świątyniach Bożych, i dla Ewangelii, i dla waszej twórczości, którą ubogacacie życie narodu. Bóg wam zapłaćf".
Choćby z tego tekstu widać, kim był Kardynał Prymas — obrońca i twórca naszej rodzimej kultury. Dziś, gdy te problemy są tak nabrzmiałe, widać zupełnie jasno, jak dalekowzrocznie patrzył w przyszłość i jak bardzo musimy wracać do jego tekstów, jak bardzo musimy mieć przed oczyma jego posługę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz