Wspomnienia: Ks. dr Wiesław Aleksander Niewęgłowski - kapłan archidiecezji warszawskiej

Ubogacił kulturę narodu

Miałem szczęście oglądać jesień księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego — jesień życia z bliska...

Na początku pragnę przywołać fragment moich notatek z tamtych dni:

„13 maja 1981 roku. Strzały z Piazza San Piętro słychać w Warszawie i we wszystkich zaułkach świata. Oczy wpatrzone w purpurową, wąziutką stróżkę na białej sutannie. Płacz na ulicach. Strwożenie. Na ustach milionów ludzi pytanie: Dlaczego?

Ale czy można się dziwić nad miarę? Czyż sam Chrystus nie mówił: «Nie jest uczeń nad Mistrza» (Łk 6,40)? Oto krzyżowanie dwudziestego wieku. Zmieniły się jedynie rekwizyty. Zamiast trzech gwoździ trzy kule. Miłość jest nadal krzyżowana. Im większa i szersze zatacza koła, tym potężniejszy budzi sprzeciw.

Z naszym Ojcem (tak nazywaliśmy Księdza Prymasa w najbliższym otoczeniu) jest coraz gorzej. W Rzymie i w Warszawie łoże. Tam i tutaj cień śmierci. Tam i tutaj Golgota. Tam krew a tutaj... Jak blisko nas jest Ewangelia.

14 maja. Po południu w blasku zachodzącego słońca wielka rzesza przed kościołem akademickim św. Anny. Modlimy się i za Papieża, i za Ojca. Poruszony dramatem Kościół warszawski, jak ten w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, szturmuje Twoje niebo, Panie".

Czas nigdy nie niszczy prawdziwej wielkości. Prymas Tysiąclecia przeniknął w historię narodu, wpłynął na kształt jego „dziś" i jego „jutra". Nie tylko przenikliwość i szlachetność serca, ale przede wszystkim znamię jego świętości zadecydowało o tym, kim był i kim nadal jest. Jego życie odcisnęło się na wielu dziedzinach życia Kościoła i narodu. Pozostawiło ślad także w kulturze polskiej. Temat — o rozlicznych powiązaniach kardynała Wyszyńskiego z kulturą, z jej twórcami — pragnę podjąć w niniejszej wypowiedzi.

Ostatnie publiczne wystąpienie Księdza Prymasa miało miejsce w kościele akademickim św. Anny na rekolekcjach twórców. Podejmowały one temat o krzyżu w formie tryptyku: „Crux spes nostra". Miał konferencje Ksiądz Prymas obierając temat „Crux spes nostra". Miał wtedy bardzo trudny dzień pełen problemów i umęczenia. Jednak jego słowa zawierały moce i światło, przynosiły nadzieję. Któż mógł przypuszczać, że będzie to jego ostatnia publiczna wypowiedź? Chociaż skierowana została do twórców, w pewien sposób obejmowała wszystkich. Mówiąc do świata ludzi kultury o krzyżu dziejów współczesnych kardynał Wyszyński przedstawił wtedy myśli, które stały się niejako jego testamentem dla współczesnych.

Zainteresowanie kulturą i ludźmi kultury było w ciągu jego biskupiego posługiwania bezustanne. Troszczył się o to, co stanowi o tożsamości Narodu; z uwagą odczytywał i pielęgnował ducha religijnego ukrytego w dziejach ojczystych, w malarstwie, w sztuce, w literaturze, w dziele artystycznym. Nie mógł się pogodzić z monopolem, jaki starano się narzucić kulturze w Polsce, i uważał, że każdy Polak ma prawo do przeszłości swojego narodu niezakłamanej. Uważał to za niezbywalne prawo człowieka. Każdy powinien mieć dostęp do kultury polskiej integralnie związanej z chrześcijaństwem, do wielowiekowego dorobku pokoleń ochrzczonych. Stąd domagał się nurtu chrześcijańskiego w przywoływanej przeszłości ł we współczesności. Bronił uparcie tysiącletniej tradycji. Wypowiadał się wielokrotnie przeciwko amputacjom, przeciwko fałszywym interpretacjom nurtu religijnego i całego dorobku chrześcijaństwa. Pragnął, aby wszyscy mogli korzystać w sposób pełny z bogactw, jakie zgromadziły pokolenia.

Kulturę rozumiał wszechstronnie, wielopłaszczyznowo. Mówiąc o kulturze podejmował jej wymiar i rolę w życiu religijnym, narodowym, społecznym, w wychowaniu, pracy, odpoczynku. Stał na stanowisku, że kultura winna prowadzić do rozwoju pełnego człowieka, zaś twórca ma prawo i obowiązek głoszenia prawdy.

Jak widział posłanie twórcy? „Twórczość każdego człowieka — mówił Ksiądz Prymas — świadczy o nim, odsłania jego wnętrze, jego duszę, to czym żyje, jaki jest jego logos i ethos, jakimi mocami rozporządza. Ocena twórczości człowieka właściwie nigdy się nie kończy. Możemy odwołać się do wkładu kulturalnego Reja, Kochanowskiego czy Władysława z Gieleniowa, a zobaczymy, że każda epoka, każdy wiek (...) każdy badacz kultury narodowej umie wydobyć z tych treści, które są już określone i skonkretyzowane, nowe promienie i wartości. Na tym polega doniosłość literatury czy kultury narodowej, że praca ta nigdy nie jest skończona. O ludziach, którzy pracowali na tym polu, który wypełnili już swoje zadanie, wiadomo, że można zawsze jeszcze coś dopowiedzieć. Taki człowiek nie umiera, on żyje nie tylko w przekazach historycznych, ale w energii duchowej, której zawsze pragnie młode pokolenie, czerpiące zeń pokarm dla współczesności".

W literaturze światowej dostrzegał „najwyższy areopag współczesnego świata''. Posługujących „słowem'' traktował z pietyzmem. Stawiał im wielke wymagania. „Mówimy nieraz: «Święty nie umiera». Pisarz też nie umiera — kontynuował Kardynał Prymas — bo posługuje się tymi wartościami, do których odwołuje się słowo, Słowo Przedwieczne Bóg Człowiek i słowo człowieka. A im głębiej zaczerpnie z myśli Bożej, tym obficiej orzeźwia duchy współczesne. Jakże bardzo potrzeba naszemu narodowi zdrowej literatury! Bóg w różnych czasach powołuje ludzi i wyznacza im zadania na te właśnie czasy. Współcześnie, wobec zagrożenia kultury ważną jest rzeczą budzić ducha". Tak wielką rolę upatrywał w literaturze podkreślając odpowiedzialność za każde słowo, na końcu którego czeka i jest odbiorca.

Prymas Tysiąclecia uważał, iż każde dzieło rodzi się z ducha i dla ducha. Im bardziej zanurzone w Bogu, tym skuteczniejsze, nieprzemijające. Jeśli twórczość nie wyrasta z ducha, wtedy jest nietrwała, miałka, jakby z zielnika, szybko więdnie, usycha i rozpada się w proch.

Nikt nie ma monopolu na kulturę. Interpretacja marksistowska — według Kardynała Prymasa — nie może być wyłącznym kluczem do rozumienia kultury dziejów, ponieważ tego, co najbardziej w nich istotne, ze względu na z góry założone ograniczenia, nie jest w stanie podjąć ani rozważyć.

Kardynał Wyszyński miał poczucie zagrożenia dziejów narodu oraz zawłaszczenia jego ducha. Do zgromadzonych twórców podczas III Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej w Warszawie — 30 kwietnia 1977 roku powiedział: „Bodajże ważniejszą w tej chwili jest w Polsce obrona kultury narodowej, ojczystej, chrześcijańskiej niż jakikolwiek inny program. Może na polskiej ziemi nie powstać wiele rzeczy, ta lub inna fabryka, i to jeszcze nie będzie największa strata. Gdybyśmy jednak byl narodem niemych, zalęknionych i trwożliwych, wtedy przestalibyśmy tworzyć dobra kultury, którymi ma żyć nasza dziatwa i młodzież, cala współczesność, przez którą idziemy ku przyszłości". Tyleo tworzeniu.

Rozumiejąc obszar głodów ludzkich, dla których pokarm jest zawarty w dziełach kultury, Ksiądz Prymas był otwarty na wszelkie działania autentyczne, na inicjatywy kulturalne, jakie zrodziły się w Kościele czy poza nim. Był pierwszym biskupem, który przyjął, potwierdził i poparł swym autorytetem Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej. Zrodziły się one w Stolicy. Teraz odbywają się w całym kraju, trzeba było dużej odwagi, aby zaaprobować i zdecydować się na nową formę dla starych treści. Szukaliśmy dróg. Rozmawialiśmy o tym wielokroć. Przed każdym Tygodniem Kultury, a także przed spotkaniem z twórcami, przedkładałem Ojcu zestaw osób uczestniczących, nie pomijając faktu, iż obok ludzi wierzących zaproszeni są i ci, którzy stoją dopiero na progu Kościoła, a także ludzie dobrej woli przychodzący z daleka. Nie zdarzyło się, aby kogokolwiek skreślił.

W nomenklaturze, jaka istniała i określana była sformułowaniem „literatura katolicka", „sztuka katolicka"—tworząc swoiste ograniczenia i zakola — złamać dotychczasową „strukturę" to nie była tylko kwestiaterminologii zamienionej na „chrześcijańska", ale przemiany całejświadomości i mentalności. Stąd Tygodnie Kultury od początku ichistnienia były rozumiane nie konfesyjnie, ale bardzo szeroko. Zaadresowanedo ludzi dobrej woli — zarówno twórców, jak i odbiorców. Takie ujęciejest obecnie dla wszystkich oczywiste. Wtedy jednak było początkiemdrogi jeszcze nie przetartej, nowej w Kościele. Prymas Tysiącleciapierwszy raz wyraził zgodę na tak pojmowaną koncepcję kulturyi obecności twórców w Kościele, wówczas nie tradycyjną. Patrzyłbowiem daleko i ufnie.

Z wielkim zrozumieniem i radością przyjął propozycję stworzenia Duszpasterstwa Środowisk Twórczych, które rodziło się za jego wiedzą z Tygodni Kultury Chrześcijańskiej w Warszawie. Powołał je stosownym dokumentem w marcu 1981 roku. Pragnę podkreślić ten fakt i datę, ponieważ w wielu wypowiedziach uporczywie podtrzymuje się twierdzenie, że Duszpasterstwo jest wynikiem stanu wojennego. Jego powstanie wiąże się z wcześniejszymi i licznymi potrzebami duszpasterskimi, których naturalnym następstwem było powołanie struktury kościelnej. Praktycznie powstało ono w Warszawie po roku 1975. Nawiązany wtedy kontakt Kościoła z twórcami zaowocował trwałą i głęboką więzią.

Zatrzymuję się przy tym fakcie nieco dłużej nie pro domo sua, ale dlatego, iż w połowie lat siedemdziesiątych Ksiądz Prymas podjął decyzję bez precedensu w zakresie: kultura, twórcy, Kościół. Wyprzedziły one wiele faktów ważnych dla Kościoła i narodu. Stworzyły precedens, w którym uczestniczymy.

Trzeba jeszcze powiedzieć o samych twórcach, których kardynał Stefan Wyszyński zapraszał do swojej rezydencji; którym otworzył drzwi świątyń. Kontakty Księdza Prymasa z ludźmi kultury były częste i serdeczne zarówno indywidualne, jak i grupowe. Na przykład Pierwsza Pielgrzymka Pisarzy w 1958 roku na Jasnej Górze, z którymi spędził dwa dni, czy też spotkania z artystami sceny, z muzykami, z naukowcami. Przyjmował ich w swoim domu na opłatku, podczas umówionych spotkań... Prezentowali podczas tych spotkań swoje nowo napisane utwory — dzieła literackie, monodramy, sceny artystyczne. Nie pisano o tym. Nie mówiono zbyt wiele. Spotkania w tamtym czasie stawały się jednak wielkim wydarzeniem dla tych, którzy bywali gośćmi KsiędzaPrymasa i którzy pamiętają owe wspólne, brzemienne w duchowedoznania chwile.

Kiedy myślimy w tak wielkim skrócie o kulturze i księdzu kardynale Wyszyńskim, nie sposób pominąć całego zagadnienia architektury sakralnej. Nie tylko wydźwignął z gruzów bazylikę świętojańską w Warszawie i archikatedrę gnieźnieńską. Jego decyzje wpłynęły na podniesienie z ruin wielu kościołów zniszczonych podczas wojny. „Jestem przyzwyczajony do gruzów -— powiedział w kościele św. Jakuba w Szczecinie. — Danym mi było przecież odbudować katedrę lubelską i warszawską i obecnie odnowić gnieźnieńską, przygotowując ją na Tysiąclecie Chrześcijaństwa Polski. Cały naród przyzwyczajony jest do gruzów. Ale my się gruzów nie lękamy, nie załamujemy nad nimi rąk. Przeciwnie, widok gruzów wyzwala w nas nowe, potężne siły i gorące pragnienie walki o lepsze, odbudowane jutro".

On reaktywował Muzeum Archidiecezjalne w Warszawie i w Gnieźnie oraz podjął wiele innych działań dotyczących kultury chrześcijańskiej, narodowej. Uczestniczył zarówno w wielkich wydarzeniach, jak i w bardzo kameralnych, jak np. wręczenie doktoratu honoris causa profesorowi Władysławowi Tatarkiewiczowi czy też Janowi Parandowskiemu, do którego szedł na czwarte piętro i tam w małym pokoiku celebrował wielkie odznaczenie.

Miał wspaniały zmysł łączenia spraw Kościoła i kultury pojmowanej jako „twórczość łudzi z myślą o dobru ludzi". Stąd w roku 1977 mówił do twórców: „Dlatego jestem wdzięczny organizatorom Tygodni Kultury, że otwierają drzwi świątyń, aby kulturze ojczystej stworzyć właściwy nastrój. Może was nieco niepokoić, że stajecie przed ołtarzami, by powiedzieć to, czego serce wasze pragnie. Wiedzcie, że to jest wasze miejsce. Wystarczy tu miejsca i dla was, i dla kapłanów, którzy są sługami narodu. Zrozumiecie się wzajemnie. Każdy z was jest wielkością. Trzeba w to wierzyć. Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej. To nie zarozumiałość. Wielkość wiąże się z prawdą, a Prawda stoi u ołtarzy".

Zdawał sobie sprawę z tego, że głody, jakie istnieją w człowieku, można zaspokoić przez dawne i współczesne dzieła kultury, one natomiast nasycyć mogą tylko wtedy, kiedy są inspirowane przez Boga.

Rola księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski, w kształtowaniu kultury chrześcijańskiej i narodowej wymaga studiów i opracowań. W tak wielu płaszczyznach życia Kościoła i naszego narodu był on bowiem obecny obecnością żywą, istotną, niekonwencjonalną.

Był bardzo ludzki. Chylił się przed Człowiekiem. Dostrzegał każdego. Obdarzony wizją Kościoła i Ojczyzny potrafił widzieć drobne wydarzenia codzienności. Cechował go wielki umiar, powściągliwość i roztropność a jednocześnie ufność dziecka. Twardy i przewidujący, a przecież pełen ciepła i serca. Obleczony w powagę i majestat, a jednocześnie prosty i bezpośredni. W swej prywatności był pełen żartobliwego humoru i pogody. Wydaje mi się, że dobrze byłoby zebrać chociaż część anegdot i dowcipów, jakie Ksiądz Prymas, opowiadał swoim gościom i domo­wnikom. Jego oblicze oglądane z zewnątrz, opisywane przez publicystów i biografów nieco podobne jest do księżyca, widzianego zawsze tylko połową zwróconą ku nam. Drugiej zaś połowy ukrytej w cieniu prywatności, w wymiarze dnia codziennego, nie ukazuje się zbyt często, a przecież ta strona czyni go bardziej bliskim nam i zrozumiałym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz