Nie dawał odczuć swojej wielkości
Często spotykam się z pytaniem, dlaczego akurat ja — człowiek pochodzący z tak odległego od Polski kraju, zajmuję się postacią Prymasa Tysiąclecia. Właściwie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Odczuwam tylko, że moje powiązanie z osobą Księdza Prymasa ma charakter wewnętrzny, duchowy.
Po raz pierwszy zetknąłem się z Prymasem Tysiąclecia na początku lat sześćdziesiątych, kiedy jako stypendysta-doktorant Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego przebywałem w Polsce. Chodziłem wtedy często do archikatedry świętego Jana, by słuchać kazań Księdza Kardynała. Nawet mimo słabej znajomości języka polskiego mogłem zrozumieć słowa, które kierował do wiernych. Urzekła mnie jego piękna dykcja. Z biegiem czasu docierało do mnie coraz więcej z bogatej treści jego kazań.
Największym odkryciem był dla mnie rok milenijny. Zrozumiałem wtedy, jakie znaczenie ma w Polsce Kościół. Zrozumiałem, jak naród oddany jest Kościołowi i jego Pasterzowi. Przekonałem się o głębokiej wierze narodu, który szlachetnie i gorliwie broni swej tysiącletniej tożsamości kulturalnej, walczy o swą własną, zaszczytną tradycję katolicką. Poznałem siłę wiary w narodzie, siłę, dzięki której Kościół w Polsce stał się Kościołem szczególnego świadectwa.
Wiemy dobrze, jak często w dziejach Polski Kościół wystawiany był na ciężką próbę. Przypominamy sobie niedawno minione lata, czy to okupację, czy też okres powojenny. Kościół zawsze zdawał egzamin wierności narodowi, nigdy w trudnych sytuacjach nie opuścił narodu. Kościół nie jest instytucją bezosobową. Tworzy go wspólnota ludzi wierzących w Boga. Kościół ma swoja wewnętrzną strukturę. Bóg działa w Kościele poprzez ludzi. Dlatego tak decydującą rolę dla Kościoła mają cechy osobowości Pasterza — rozległy umysł, wrażliwość moralna, nieugięta odwaga, zdecydowanie, zdolność głębokiego zrozumienia spraw Bożych i ludzkich, umiejętność przewidywania nadchodzących wydarzeń. Kardynał Wyszyński był tym niezwykłym człowiekiem, który wszystkie te cechy posiadał. Patrząc na Kościół w Polsce w okresie Milenium zrozumiałem, że jest on Kościołem żywym, Kościołem ludu, a osoba Pasterza jest całkowicie związana z losem tego ludu. Sposób życia narodu i struktura społeczno-polityczna, w jakiej on żył, nie były obojętne dla Kościoła i jego Pasterza. Ksiądz Prymas wytrwale czuwał nad życiem polskiego Kościoła i nieustannie troszczył się o dobro narodu. Swoje siły i swą troskę kierował także ku umacnianiu Kościoła Powszechnego. O jego wielkim wkładzie w dzieło Kościoła światowego świadczy chociażby aktywny udział w pracach Drugiego Soboru Watykańskiego oraz Synodów Rzymskich
Osoba Księdza Prymasa była tak ściśle związana z biegiem wydarzeń w kraju, że przy pisaniu jego biografii niezbędne jest obszerne opisanie zagadnień, które pośrednio lub bezpośrednio wpływały na życie Kościoła w Polsce. Konieczne jest wskazanie nie tylko na cele i sposób działania Kościoła, ale także na zasady polityki rządu. Zawsze oczarowywał mnie sposób działania tego Pasterza Kościoła polskiego, który był przede wszystkim kapłanem, a jednocześnie posiadał cechy wielkiego męża stanu. Tu może kilka nasuwających mi się przemyśleń historycznych: Po pierwsze. Pozostały mi w pamięci moje przeżycia z przełomu lat 1965/1966, kiedy to Ksiądz Prymas z wielką powagą i godnością przyjmował skierowaną przeciwko niemu kampanię napastliwych oszczerstw w związku z Orędziem biskupów polskich do biskupów niemieckich. Do dziś mam w świadomości podniosły i wzruszający nastrój panujący w katedrze świętego Jana w czasie uroczystości milenijnych z udziałem Prymasa.
Po drugie. Jest niezaprzeczalnym faktem, że te same ekipy, które walczyły z Kościołem wszelkimi metodami — kiedy przychodziła dla nich trudna chwila, gdy kraj stawał na skraju katastrofy — zawsze zwracały się o pomoc do głowy Kościoła w Polsce. I tak pozostało do dziś. Po trzecie. Nie znam w historii dziejów drugiego przykładu takiego Pasterza, który potrafiłby tak nieomylnie patrzeć w przyszłość i tak głęboko łączyć dzieje Kościoła i dzieje narodu. Już od momentu, gdy objął obowiązki Prymasa, robił wszystko, by w niesprzyjających Kościołowi warunkach polityczno -społecznych umocnić korzenie Kościoła i razem z nim pracować dla odnowienia moralnego i podbudowania duchowego narodu. Działając krok za krokiem uczynił duchowieństwo polskie takim, jakim ono teraz jest — wiernym Kościołowi, oddanym losom całego narodu i losowi pojedynczego człowieka, pełnym szlachetności i wytrwałości. Ksiądz Prymas przygotował społeczeństwo polskie nie tylko do godnego uczczenia tysiącletniej rocznicy przyjęcia chrztu, ale przygotował je też do godnego kroczenia przez następne tysiąclecie. Czyż mogą być piękniejsze i bardziej prawdziwe słowa podzięki za trud i wytrwałość niż słowa wdzięczności skierowane do Prymasa Tysiąclecia wypowiedziane przez Jana Pawła II zaraz po jego wyborze na papieża: „Nie byłoby na stolicy Piotrowej Papieża-Polaka, (...) gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem".
Moje zafascynowanie Prymasem Tysiąclecia pogłębiło się po kilku prywatnych spotkaniach z nim. Byłem wzruszony jego ciepłem i otwartością. Był wielkim człowiekiem i może dlatego nie dawał odczuć swej wielkości. Odniosłem wrażenie, że darzy mnie zaufaniem. Mój podziw dla jego osoby chciałem podzielić z umiłowanym narodem polskim. Postanowiłem napisać pracę o nim, o jego życiu i działalności. Byłem świadomy, jak Ksiądz Prymas ufał Matce Boskiej Częstochowskiej, której zawierzył wszystko, co czynił. Chciałem i ja przed rozpoczęciem swej pracy moje oczekiwania i nadzieje przekazać jego Patronce. Pojechałem więc na Jasną Górę, by u stóp Matki Boskiej Częstochowskiej modlić się o Jej zaufanie i pomoc, i o to, by dała mi siły do godnego wypełnienia mej dezycji.
Dzięki opiece Matki Boskiej mogłem pierwszy tom mojej pracy wręczyć osobiście Prymasowi Wyszyńskiemu w czasie jego pobytu w Rzymie w październiku 1980 roku. Pytał mnie, czy napisanie tego tomu sprawiło mi wiele trudu. Odpowiedziałem, że robiłem to z radością. Bystre spojrzenie Księdza Prymasa wyłowiło z tekstu już przy pobieżnym przeglądaniu książki parę błędów drukarskich. Skwitował ten fakt dowcipnym stwierdzeniem, że jest to pozostałość po jego kilkuletniej pracy redaktorskiej we włocławskim „Ateneum Kapłańskim". Nie wiedział jeszcze, co napisałem o nim. Przytulił mnie i pobłogosławił. Było to dla mnie bardzo wzruszające. Nie przyszło mi na myśl, że było to nasze ostatnie spotkanie.
Drugi tom biografii ukazał się niedawno, a więc prawie w piątą rocznicę śmierci Prymasa Wyszyńskiego. Przekazałem go też w Rzymie, ale tym razem na ręce Ojca Świętego, który był tak bliski Księdzu Prymasowi. Ojciec Święty zaszczycił mnie prywatną audiencją na Watykanie.
Moja praca nad życiorysem Prymasa Tysiąclecia nie dobiegła jeszcze końca. Drugi tom kończy się dopiero na latach 1961 /1962. Pozostało sporo nieomówionych zagadnień i obfitość materiałów. Niezmiernie wdzięczny jestem bliskim Księdzu Prymasowi osobom, które darzą mnie nieprzerwanie zaufaniem i których rady są mi bardzo pomocne. Modlę się stale o nieustającą łaskę Matki Boskiej, by dodała mi sił do ukończenia mej pracy.
Jestem świadomy, że zadanie kardynała Wyszynskiego w Kościele
w Polsce nie skończyło się z jego śmiercią. Ziarno rzucone przez niego w polską ziemię nieustannie rośnie. Pragnąłbym, aby moja praca była również świadectwem tego wzrostu.
Dziękuję Ci Księże Prałacie, kochany Bronku, że pozwoliłeś mi powiedzieć kilka słów o Ojcu, o naszym wspólnym Ojcu, i to dzisiaj, w piątą rocznicę śmierci Ojca, właśnie w twoim kościele. Wiem doskonde, jak byłeś i jesteś oddany Ojcu. Jestem ogromme szczęśliwy, że mogę być z Tobą, z Wami tutaj, teraz. Bóg zapłać!
W: Wspomnienia o Stefanie Kardynale Wyszyńskim, Kraków 2001.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz