Na pierwszym planie był zawsze człowiek
Celem nabożeństw 28 każdego miesiąca (28 maja — dzień śmierci Księdza Prymasa) jest prośba o jego beatyfikację. Jesteśmy przekonani, że życie Prymasa Tysiąclecia, jego osobowość i praca upoważniają nas do złożenia Bogu tej prośby.
Z Księdzem Prymasem pracowałem przez długi czas — przeszło 30 lat. Ten czas dał mi możliwość poznania człowieka i stylu jego pracy.
Podam kilka faktów z historii mego życia, związanych z działalnością pasterską Księdza Prymasa. Poznałem go w Lublinie, kiedy był już biskupem. Wiedzieliśmy o sobie dawniej, z tego względu, że jego siostry były uczennicami Seminarium Nauczycielskiego w Radzyminie, gdzie uczyłem. Stąd też znałem rodzinę Księdza Prymasa.
Ordynariusz lubelski został mianowany arcybiskupem Gniezna i Warszawy w listopadzie 1948 roku. Warszawę objął 6 lutego 1949 roku.
Ja wtedy pracowałem w Kurii. Prowadziłem Wydział Katechetyczny i Wydział d /s Nauczania Religii w szkołach i kościołach. Ksiądz Prymas pozwolił mi pracować na dotychczas zajmowanym stanowisku. Po czterech latach zostałem mianowany wikariuszem generalnym. Wtedy też rozszerzył moją pracę. Zaczął mnie wprowadzać w sprawy administracyjne diecezji, które potem prowadziłem. Inne natomiast odcinki pracy zostały przesunięte do odpowiednich wydziałów, np. sakramentalnego, budowlanego i duszpasterskiego. To dało mi możność poznania nie tylko metody pracy Księdza Prymasa, ale i jego wewnętrznego nastawienia do samej pracy i ludzi, których ta praca ogarniała.
W systemie naszej pracy kurialnej były praktykowane zasadniczo tzw. sesje tygodniowe. Na nich zbierali się kapłani, odpowiedzialni za poszczególne działy pracy w diecezji. Na owych sesjach Ksiądz Prymas omawiał sprawy związane z obowiązkami poszczególnych osób. Potem była dyskusja i postanowienia. Decyzje ostateczne — tak jak jest przyjęte w strukturze całego Kościoła — należały do ordynariusza, czyli do Księdza Prymasa. Oczywistą jest rzeczą, że poza sesjami każdy z nas, który prowadził poszczególne działy pracy, miał zawsze możność przyjścia do Księdza Prymasa, kiedy wynikała taka konieczność. Ale najważniejsze sprawy załatwiano na poszczególnych sesjach. Brało w nich udział od 5 do 6 kapłanów.
Zarówno w życiu diecezji, parafii czy placówki duszpasterskiej jest struktura organizacyjna. Dopiero potem są sprawy duszpastersko-administracyjne i bieżące. Ale wszędzie tam są żywi ludzie: wierni i duchowieństwo. Jasną jest rzeczą, że Ksiądz Prymas ogarniał wszystkie sprawy duszpastersko-administracyjne. Ale najbardziej bliski sercu Księdza Prymasa był ten element ostatni — żywi ludzie, właśnie wierni i duchowieństwo.
Wspólna praca z rozszerzonym gronem ludzi dawała Księdzu Prymasowi tę korzyść, że jego decyzje były oparte na doświadczeniu ludzi biorących udział w sesjach, którzy byli odpowiedzialni za poszczególne działy. To była ogromna korzyść, dająca spokój i większą jasność decyzji, które jako ordynariusz musiał podejmować.
Nastawienie na współpracę było dowodem zaufania do nas pracowników, ale było także czymś więcej. Miało bowiem wychowawczy wpływ na rozwój naszej osobowości. My z kolei nie chcieliśmy nigdy zawieść pokładanego w nas zaufania. Ksiądz Prymas pragnął, aby ta metoda pracy była także stosowana w każdym ośrodku naszego duszpasterstwa. I ta metoda podejścia do ludzi, wypływająca z osobowości Księdza Prymasa, została szybko przez nas rozpoznana i była doceniona coraz bardziej już za jego życia. Tworzyła podstawy ogromnego szacunku wobec osoby Księdza Prymasa.
Sądzę, że inne moje doświadczenia będą też zrozumiałe. Mają bowiem dla mnie podstawowe znaczenie. Chodzi o stosunek Księdza Prymasa do zła. Wiemy, jak toczy się normalne życie ludzkie, jak wiele jest spraw pozytywnych i radosnych. Ale zdarzają się też sytuacje bolesne, które wynikają z różnych przyczyn, tkwiących często w ludziach. Zło nie zawsze wynika ze złej woli. Jest często brakiem zastanowienia i przemyślenia. Te sytuacje bolesne, które dotyczyły wiernych i duchowieństwa, zdarzały się także i w naszej pracy. Ksiądz Prymas oceniał zło jako zło. I bardzo dużo wkładał wysiłku osobistego w to, aby ratować człowieka, aby usunąć z człowieka zło, aby wychować i oderwać go od tego zła. Nie znaczy to, że wcale nie reagował na zło rozkazem czy karą. Sporadycznie było oczywiście i tak, że przychodziła reakcja prawna. Ale to, że nie reagował, to nie dlatego, że tolerował zło. On chciał cierpliwością i ojcowską dobrocią ratować człowieka. Cierpliwość Księdza Prymasa dążąca do ratowania człowieka nie miała nic wspólnego z tolerowaniem zła. Ono było zawsze jasno określone i nazwane. Ale chodziło przede wszystkim o wychowanie i ratowanie ludzi. Ksiądz Prymas chciał ratować także wszystkie zaognione sprawy, aby doprowadzić do spokoju i ładu moralnego. To ojcowskie podejście dotyczyło także i trudnych przypadków.
Czy zawsze można było zamierzony cel osiągnąć, kierując się dobrocią? Nie dało się osiągnąć tego tylko w niektórych wypadkach, ale to już są tajemnice tego, co jest istotą grzechu i zła. Zasadniczo metoda podejścia Księdza Prymasa do zła była skuteczna. Wypróbowana przez pozostające w sercach ludzkich dobro, na ogół dawała pozytywne wyniki. Ksiądz Prymas działał poprzez cierpliwość i dobroć ojcowską nie tolerującą zła. Ta postawa Księdza Prymasa wobec błądzących świadczy, że dobro ludzi było bardzo istotne dla jego serca jako człowieka i jako rządzącego.
Na pierwszym więc planie był żywy człowiek, ksiądz albo świecki. Człowiek i jego dobro zawsze kierowało postępowaniem Księdza Prymasa.
Te myśli przekazuję na naszym spotkaniu, na którym przypominamy postać Księdza Prymasa. Sądzę, że kiedy rozpocznie się proces beatyfikacyjny, będzie również uwzględnione to właśnie jego podejście do człowieka.
Szczęść Boże w dalszych modlitwach, we wspomnieniach i w poznawaniu bogatej osobowości Księdza Prymasa.
Księdzu Proboszczowi życzę, żeby Pan Bóg błogosławił w tych nabożeństwach i modlitwach. Szczęść Boże!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz