Wspomnienia: Prof. Czesław Strzeszewski - profesor katolickiej nauki społecznej na KUL-u.

Wielki kanclerz Kul-u

Kardynała Stefana Wyszyńskiego poznałem w 1938 roku na posiedzeniu Rady Społecznej, istniejącej przy Prymasie Auguście Hlondzie. Rada była instytucją powołaną przez Prymasa Polski dla wypracowania stanowiska Kościoła w Polsce w sprawie aktualnych problemów społecznych. Wydała m.in. kilka deklaracji, które wskazywały na reformy Polski, jakie winny być przeprowadzone w dwudziestoleciu międzywojennym: na reformę rolną oraz na uczestnictwo robotników we własności, zyskach i zarządzie przedsiębiorstw przemysłowych.

Na tym posiedzeniu przyszły Ksiądz Prymas przedstawił swoje zabiegi, mające na celu doprowadzenie do unifikacji chrześcijańskiego ruchu zawodowego. Rzeczywiście pod jego wpływem i dzięki pracy jeszcze wielu innych osób doszło do zjednoczenia Chrześcijańskich Związków Zawodowych i Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. Było to olbrzymim sukcesem i stało się podstawą zjednoczenia innych organizacji: Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji i Narodowej Partii Robotniczej. Obie organizacje zjednoczyły się w Stronnictwie Pracy, któremu patronował Ignacy Paderewski i gen. Władysław Sikorski.
Po tym spotkaniu nastąpiła długa przerwa. Później Księdza Profesora spotkałem już jako biskupa ordynariusza lubelskiego. Był także Wielkim Kanclerzem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, jedynej wówczas katolickiej uczelni w Polsce, a do dziś katolickiej uczelni największej i najbardziej zasłużonej.

Jako prorektor i dziekan zaprosiłem Księdza Biskupa z wykładami na KUL. Prowadził je na Wydziale Prawa i Nauk Społecz-no-Ekonomicznych i na Studium z Zagadnień Społecznych i Gospodarczych Wsi, które organizowałem przy KUL-u. Studium to miało na celu kształcenie działaczy społecznych na wsi. Wieś bowiem była zacofana społecznie i gospodarczo. Studium utrzymywało się trzy lata. Później nie było już warunków. Zostało zamknięte. Zamknięto też Wydział Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych.

Ksiądz Biskup przychodził na te wykłady pieszo. Lubił także odwiedzać swoich parafian. Ponieważ nie chciałem, żeby się gubił po korytarzach uniwersyteckich, poprosiłem asystenta Studium, księdza Ignacego Tokarczuka, żeby towarzyszył księdzu biskupowi Wyszyńskiemu w jego wykładach i przyprowadzał go z pałacu biskupiego. W ten sposób poznali się ci dwaj działacze społeczni.
Ksiądz Biskup bardzo się interesował laikatem. Była to działalność pionierska. Jako student był członkiem Stowarzyszenia Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie". Jako biskup lubelski nadal interesował się swoimi kolegami z „Odrodzenia" i zbierał nas na dni modlitw, na rekolekcyjne dni u sióstr czarnych urszulanek. Tam miewał nauki i spowiadał nas. W ogóle jako biskup lubelski miał czas na tak wiele rzeczy, że konfesjonał, na ogół rzadkie zajęcie przy obowiązkach biskupich, zajmował mu dużo czasu.

Starał się gromadzić działaczy katolickich. W jego domu biskupim odbywały się spotkania, które musiałem współorganizować. Przychodzili tam wybitni działacze społeczni: m.in. Zawieyski, Turowicz, Kisielewski, prof. Swieżawski. Ksiądz Biskup był uroczym gospodarzem. Niektórzy z przyjezdnych nocowali w jego domu. Brał zawsze udział w tych spotkaniach i kierował nimi. Był przy tym bardzo przystępny. Nie trzeba było prosić o audiencję. Można było przyjść w każdej sprawie. A ponieważ interesował się sprawami społecznymi i KUL-em jako Wielki Kanclerz, więc nieraz wypadało mi pójść i poinformować o sprawach uniwersytetu.

Cechowała go wdzięczność. Jako były student KUL-u opiekował się szczególnie troskliwie naszą uczelnią. Powołał do życia Wydział Filozofii Chrześcijańskiej, który odegrał ogromną rolę na KUL-u. Troszczył się o finanse. Kiedy chodziło o zapewnienie podstawy materialnej, przede wszystkim stołówki, została zawiązana dzięki niemu spółka osób prywatnych, do której wchodziłem jako prorektor uniwersytetu. Bp Ordynariusz zawsze służył pomocą. Czuwał także nad ośrodkiem ogrodniczym, który utrzymywał stołówkę akademicką.

Jego wykłady były bardzo oryginalne. Przeważającym typem wykładów katolickiej nauki społecznej Kościoła w tamtych czasach było przedstawienie jej na gruncie innych doktryn społecznych i wykazywanie błędów tamtych doktryn. Ksiądz Biskup miał zupełnie inna metodę — wykładu pozytywnego, sięgał bowiem do Ewangelii. Przedstawiał katolicką naukę społeczną na tle historycznym. To była nowa metoda.
Mówiąc o okresie lubelskim nie mogę nie sięgnąć pamięcią do dalszych lat jego działalności. Tym bardziej, że w tym okresie lubelskim była ona głęboko zakotwiczona. Gdy został Prymasem w 1948 roku, powołał do życia Komisję do opracowania Encyklopedii Katolickiej. Tu zaznaczyła się jeszcze jedna cecha jego charakteru: olbrzymia wytrwałość. Encyklopedia była przygotowywana od pierwszych lat 1948-1950, ale zanim została opracowana, stosunki polityczne tak się zmieniły, że chociaż KUL co roku składał podanie o druk Encylopedii, to co roku była odpowiedź odmowna. Kolejni rektorzy byli znużeni i zniechęceni staraniami o Encyklopedię. Ksiądz Prymas Wyszyński każdemu z nich mówił: jeszcze czekajmy i składajmy podania. I rzeczywiście po wielu latach Encyklopedia zaczęła ukazywać się w druku. Nie ma już dzisiaj trudności z jej wydaniem. Ale ile lat trzeba było czekać od roku 1948 — jakiej trzeba było wytrwałości, żeby zachęcać kolejnych rektorów?

Inną inicjatywą Księdza Prymasa były Dni Modlitw „Odrodzenia" w Częstochowie. Zaczęły się od 60 osób. Dzisiaj liczba uczestników sięga 2 tysięcy. Spotkania te od kilku lat przybrały nazwę Dni Modlitwy Inteligencji Katolickiej „Odrodzenie". Co za wierność i pamięć organizacji, do której należał jako młody kapłan.
Prymas Tysiąclecia poprzez swoje kazania i nauki, listy pasterskie i memoriały, które kierował do władz politycznych naszego kraju, ma olbrzymi wkład w katolicką naukę społeczną. Jego myśl społeczna jest obecnie opracowywana. Jego kazania społeczne obejmują dziesiątki tomów. Był pionierem katolickiej nauki społecznej w naszym kraju.
Ksiądz Prymas Wyszyński był człowiekiem wielkiej otwartości i wielkiego serca.
Osobiście doznałem tej jego niezwykłej dobroci. Kiedy w 1949 roku chciałem zawrzeć związek małżeński, Ksiądz Prymas chętnie zgodził się udzielić nam ślubu. Odbyło się to w pałacyku przy Al. Szucha. Przyjął nas śniadaniem. Nasze fotele były ubrane kwiatami.
Podobnie było, gdy po 25 latach w 1974 roku, już na Miodowej, obchodziliśmy z moją żoną srebrne gody.

Jeszcze wspomnienie o „Odrodzeniu". Co roku składaliśmy Księdzu Prymasowi wizyty. Uczestniczyliśmy w opłatku. Był wtedy uroczym gospodarzem. Jednego razu prosił, żebym ja wygłosił przemówienie. Byłem tym zaintrygowany. Tak się to odbyło. Zaprosił nas na herbatę do salonu. Potem mi wyjaśnił, że zawsze lubił robić niespodzianki. Rzeczywiście lubił zaskoczyć miłą niespodzianką i robić komuś przyjemność. Okazało się, że u papieża Pawła VI uzyskał dla mnie order komandorski świętego Grzegorza Wielkiego i uroczyście mi go wręczył.
I jeszcze jedno. Ksiądz Prymas był już chory, kiedy przesłałem mu książkę pt. „Praca ludzka — zagadnienia społeczno-moralne". Nie otrzymałem odpowiedzi. Ponieważ interesował się bardzo zagadnieniem pracy i ofiarował mi kiedyś swoją książkę „Duch pracy ludzkiej", za jakiś czas przesłałem drugi egzemplarz mojego opracowania. Znowu nie otrzymałem odpowiedzi. Wreszcie podczas Dni Modlitw podszedłem do Księdza Prymasa i mówię:
— Eminencja chyba nie dostał moich książek, które wysłałem. Wręczam więc trzeci egzemplarz.
— Oczywiście że nie dostałem. Gdybym dostał taką książkę, czytałbym ją całą noc - stwierdził.
Później dostałem list, w którym Ksiądz Prymas wyjaśnia, że nie zawinili pracownicy jego domu, tylko on sam zawinił. Książki leżały na półce, a on nie sięgnął po nie. Napisał, że wyznaje jak na spowiedzi, że zawinił. On, który po śmierci zgromadził takie tłumy w Warszawie, On, któremu hołd składało całe społeczeństwo, a także władze państwowe i delegacje państw obcych, ,ten człowiek potrafił z pokorą za taki drobiazg przeprosić.

W jednym z artykułów o Prymasie napisałem: „Ksiądz kardynał Wyszynski jest wielkim patriotą polskim. Czuje się związany z narodem. Pragnie najściślejszej współpracy Kościoła z narodem". W telegramie kondolencyjnym w imieniu Klubu Inteligencji Katolickiej nazwałem go „Księciem Kościoła, bohaterskim Polakiem''. Był prawdziwym kapłanem. Kochał nade wszystko Jasnogórską Panią, Królową Polski. Był wielkim mężem stanu, roztropnym kierownikiem Kościoła w Polsce. W moich wspomnieniach najbardziej osobistych pozostanie on jednak na zawsze jako człowiek wrażliwy na każdą potrzebę i troskę bliźnich. Był to człowiek dobry, był święty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz