Kardynał Stefan Wyszyński, nasz błogosławiony prymas, zrośnięty jest swą biografią z historią niewoli, której w rozmaitych postaciach doświadczał naród Polski w XX wieku. Starał się on całym swoim posługiwaniem z tej nawracającej niewoli nas wyprowadzić.
Urodził się w 1901 r., który w polskiej historii naznaczony jest brutalnym prześladowaniem dzieci z Wrześni przez pruskie władze - za to, że broniły języka ojczystego jako języka swojej modlitwy. Umarł w 1981 r., naznaczonym zamachem, inspirowanym z Moskwy, na świętego papieża Polaka, a potem kolejnym zamachem na polską wolność, dokonanym także na rozkaz z Moskwy - stanem wojennym.
Program narodowej wolności
Między tymi dwiema datami można wymienić choćby doświadczenie rusyfikatorskich wysiłków szkoły, do której musiał chodzić mały Stefan. Potem jego wybór drogi kapłańskiej przecina się - we włocławskim seminarium - ze szturmem sowieckim na nasz kraj i Europę. Dramatyczny sierpień 1920 r.: najazd, który zatrzymany został także na przedmościu Włocławka. Dosłownie na oczach młodziutkiego kleryka rozgrywała się ta walka o wolność. Trwała ona dalej, w ocalonej męstwem żołnierzy, odrodzonej II Rzeczypospolitej. Już wtedy była to walka prowadzona z ideologię zniewolenia, która penetrowała szczególnie środowiska inteligenckie i robotnicze pod hasłami komunistycznej "emancypacji". Ksiądz Wyszyński brał już w owej walce czynny udział, choćby jako organizator Akcji Katolickiej i Chrześcijańskich Związków Zawodowych, jako autor takich fundamentalnych tekstów, jak opublikowana w 1938 r. analiza: "Kultura bolszewizmu a inteligencja polska". Potem był nowy najazd od strony Berlina i od strony Moskwy. Ksiądz Wyszyński służył żołnierzom Powstania Warszawskiego jako kapelan Grupy AK "Kampinos". Nie szydził, jak to teraz modne, z ofiary, która wydawała się daremna. Wiedział, że ona daremną być nie może. Jak biskup, więzień Bolesława Bieruta, a w końcu Prymas Tysiąclecia realizował program narodowej wolności, której Patronką i Przewodniczką miała być, i jest, Maryja. To Jej powierzył więc nasze zbiorowe słabości, oddał Polskę w "macierzyńską niewolę miłości - za wolność Kościoła". Tak ten program nazwał w najważniejszym swoim dokumencie: milenijnym akcie z Jasnej Góry z 3 maja 1966 r.
Oczywiście, poprzedziła go wielka idea Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, rozpoczęta w czasie uwięzienia, jeszcze w Prudniku Śląskim. Tam, w grudniu 1954 r., prymas uświadomił sobie, że niedaleko tego miejsca wygnany ze swego królestwa Jan Kazimierz trzy wieki wcześniej, w czasie szwedzko-moskiewskiego "potopu", zainicjował śluby, które zostały zaprzysiężone w kwietniu 1965 r. we Lwowie - by oddać Polskę pod opiekę Matki Bożej i uznać Ją za Królową i Patronkę Rzeczypospolitej. Z tej historycznej pamięci, tak ważnej na szlakach myśli błogosławionego prymasa, wysnuła się idea odnowienia tych ślubów, które miały prowadzić Polaków do wyzwolenia.
Szlak tego wyzwolenia i połączenie jego wymiaru ziemskiego z nadprzyrodzonym wytyczył jasno, od samego momentu objęcia warszawskiej prokatedry - 6 lutego 1949 r.: "Polska jest jednością. (...) Jej jednością jest moc nadprzyrodzona łaski Bożej! Jej nadzieją niezłomną jest pragnienie katolickiej Polski, Chrystusowej Polski! Katolickiej w każdym sercu polskim, w każdej kołysce, katolickiej w rodzinie, katolickiej w szkole, katolickiej w przedszkolu, katolickiej w wojsku, w więzieniu nawet, katolickiej przy urodzeniu i przy zgonie".
Wolność wznosząca ku Źródłu
Katolicyzm i doświadczenie historyczne narodu, w którym uczestniczył Stefan Wyszyński na swej życiowej drodze, nie były wartościami antagonistycznymi. Przeciwnie - w perspektywie tych doświadczeń, ich generalnej wymowy, katolik nie miał żadnego powodu, by wstydzić się być Polakiem, a Polak - być katolikiem. Doświadczenie historyczne Polski było dla prymasa Wyszyńskiego świadectwem również nadnaturalnego, nie tylko naturalnego, sensu narodowej formacji. Dostrzegając zarówno materialne potrzeby narodu, jak i jego duchowy, "ojczyźniany" fundament, prymas upominał się, trudną do policzenia ilość razy, o wywalczenie w warunkach realnego komunizmu swego rodzaju "minimum socjalnego" dla Polaków. Zachęcał zarazem wiernych do jak najroztropniejszego, "gospodarskiego" korzystania z materialnych zasobów ich bytu. Stąd także - poza oczywistym nakazem piątego przykazania - tyle razy upominał się o prawo do życia Polaków, o danie tego prawa jeszcze nienarodzonym: o to, żeby było nas więcej, a nie mniej.
Jednocześnie prymas zauważał, że materialnie wspólnota interesów może trwać, tracąc jednak przy tym swój duchowy sens. Przed tym ostrzegał - szczególnie często we czasach gomułkowskiej "małej stabilizacji", która pod wieloma względami zapowiadała niewyszukane "ideały" Polaków początku XXI wieku: "Nie samym chlebem żyje naród, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych. (...) Najbardziej smutnymi narodami są te, którym postawiono za ideał li tylko dążenia i cele materialne. Najbardziej zubożonymi i niewolniczo przytrzymanymi za skrzydła ducha są takie narody, któe postawiły sobie zbyt wąski ideał". Te słowa, wypowiedziane na zakończenie Mszy św. odprawioej w 100-lecie powstania styczniowego w kościele Świętego Krzyża, były nie tylko obroną tradycji polskiej walki o wolność przed małodusznymi atakami tzw. postępowych katolików i głosicieli "realizmu" pokornego podporządkowania potężnemu sąsiadowi ze Wschodu. Chodziło o coś więcej niż polemikę z ówczesnym "Tygodnikiem Powszechnym". Prymas głosił konsekwentnie naukę o wolności wznoszącej ku jej Źródłu.
O tym najpiękniej mówił, jakby komentując Akt milenijny, także na Jasnej Górze, w 50. rocznicę odzyskania niepodległości, w 1968 r. Przypomniał wtedy, że źródłem wolności osoby ludzkiej jest wola Stwórcy: "Po miłości, która jest naczelną właściwością osoby ludzkiej, najwspanialszym wyposażeniem jest dar wolności. Dzięki niej człowiek może uczynić użytek ze zdolności miłowania". To fundamentalnie ważne przypomnienie: wolność ma sens wtedy, kiedy pomaga nam miłować, a nie wtedy, kiedy staje się hasłem nienawiści, w imię "emancypacji" wskazując wrogów, których trzeba zniszczyć. "Dobre użycie wolności zawsze prowadzi do większej miłości Boga i ludzi", ale przecież wciąż źle używamy tego daru. Tak było również w historii Polski.
Wolność, naród i religia
To złe używanie wolności doprowadziło do upadku Polski. Tu jednak ujawnia się specyficzna interpretacja tego doświadczenia przez prymasa: oto upadek ten może się ostatecznie okazać "szczęśliwą winą". Przez zrozumienie swojej winy złego użycia wolności, po niespełnionych ślubach Jana Kazimierza, po utracie własnego państwa, po bolesnych doświadczeniach z tego wynikających, po ofiarach, których wymagało dźwiganie się na nowo do niepodległości - Polacy mogli lepiej zrozumieć "głębię miłości Boga i ludzi w życiu i współżyciu narodowym". To właśnie wyraża tylekroć przywoływana w tej homilii i w całym nauczaniu prymasa wielka poezja romantyczna: Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego, Cypriana Kamila Norwida, w końcu Stanisława Wyspiańskiego. Kardynał Wyszyński przypominał, że Polacy nie tylko podejmowali ofiarnie walki orężne, by odzyskać niepodległość, ale także wykonywali wielką pracę duchową.
Wolność jest owocem długo dojrzewającym - jak stwierdził prymas - owocem miłości macierzyńskiej w łonie narodu. Wolność i dojrzewanie są nierozdzielne. Wolność i zawierzenie matczynej miłości są genetycznie ze sobą połączone. Podkreślał ogromny "wkład cierpienia, krzyża i odkupienia" jako niezbędny czynnik pracy nad polską wolnością, nad jej odzyskaniem. Taka historia polskiej wolności była dla niego nauką obowiązku: "obowiązku poszanowania przeszłości i prawa miłości (...), wiązania całego narodu przez miłość". Połączenie wolności z miłości to nie przecinanie więzów, ale ich odkrywanie, wraz z postawą "służby wszystkich dzieci narodu wobec siebie wzajemnie, abyśmy jedni drugich brzemiona nosili i w ten sposób wypełniali prawo Boże".
Wolność, naród i religia są, w ujęciu kard. Wyszyńskiego, źródłowo złączone. "Religia"- to pojęcie wywodzi się z łacińskiego słowa "religo", "religare": wiązać ponownie, łączyć to, co zostało rozproszone. Kapłan piastujący godność prymasa to "pontifex", co także po łacinie oznacza: budowniczy mostów, ten, który spaja różne brzegi. Odwrotność tej postawy wyraża greckie słowo "diaballein" - rozrzucać, rozpraszać, rozdzielać, przeciwstawiać. Rozdzielić, przeciwstawić: wolność i religię, wolność i naród, wspólnotę narodową i wolność jednostki - to jest diabelskie działanie, które widzimy. Dostrzegał je szczególnie ostro błogosławiony prymas. I nasze ludzkie starania o to, by się to złowrogie działanie nie powiodło ostatecznie, zawierzył siłom większym od naszych: zawierzył naszą wolność i nasz naród Matce, a za Jej pośrednictwem - Chrystusowi Zwycięzcy.
Źródło: Prof. Andrzej Nowak: Nauka Prymasa Tysiąclecia: wolność i zawierzenie, w: Niedziela nr 23/6 VI 2021, s. 14-16.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz