Ufny w opiekę Matki Najświętszej, Prymas Stefan Wyszyński przez całe życie służył Bogu przez Maryję
Świadkowie śmierci (niewykluczone, że z powodu otrucia) Sługi Bożego ks. kard. Augusta Hlonda (zm. 22 października 1948 r.) zaświadczają, że w ostatnich godzinach życia umierający pasterz miał proroczą wizję dotyczącą losów Polski. Wiązał je ze szczególnym wstawiennictwem i opieką naszej Jasnogórskiej Matki i Królowej nad naszą Ojczyzną i Narodem. Zapisano słowa umierającego: "Pracujcie i walczcie. Walczcie pod opieką Matki Najświętszej. Nie rozpaczajcie, nie opuszczajcie rąk, trwajcie wiernie i pamiętajcie. Po mojej śmierci zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny".
Soli Deo per Mariam
Prymas Hlond już na długo przed wojną zwrócił uwagę na młodego wówczas księdza z Włocławka - Stefana Wyszyńskiego, redaktora prestiżowego pisma "Ateneum Kapłańskie". Nadto zdecydowanego w działaniu i gorliwie poświęcającego się sprawom Bożym. Żarliwie zaangażowanego w sprawy robotnicze i przestrzegającego świat pracy przed iluzją i demagogią komunistycznych ideologów. Tuż po wojnie ks. Wyszyński zaimponował ks. kard. Hlondowi błyskawicznym zorganizowaniem - jeszcze w 1945 r. - seminarium duchownego we Włocławku, diecezji, z której połowa kapłanów została zamordowana. Później kardynał gorąco zachęcał ks. Wyszyńskiego do objęcia diecezji lubelskiej. W poczuciu wielkiej odpowiedzialności ks. Wyszyński długo wahał się z podjęciem decyzji, mając świadomość, że będzie najmłodszym biskupem w Episkopacie. Konsekracja biskupa lubelskiego odbyła się 12 maja 1946 r. na Jasnej Górze. A już 8 września 1946 r. podczas poświęcenia Polski Niepokalanemu Sercu Maryi cały Episkopat - dzięki kazaniu ks. bp. Stefana Wyszyńskiego - zobaczył nieprzeciętne zalety umysłu i serca nowego pasterza lubelskiego.
Na łożu śmierci Prymas Hlond dwukrotnie informował Piusa XII, że widzi w biskupie z Lublina swojego następcę. W archiwum prymasowskim znajduje się ostatnia wola ks. kard. Hlonda podyktowana sekretarzowi ks. Antoniemu Baraniakowi i spisana przez niego. Prymas prosił w niej, by Papież Pius XII mianował ks. bp. Wyszyńskiego jego następcą. Jak bardzo ze zdaniem ks. kard. Hlonda liczył się Papież, świadczy fakt, że już 12 listopada 1948 r. została przez niego podpisana nominacja dla biskupa lubelskiego na arcybiskupa gnieźnieńsko-warszawskiego, a tym samym Prymasa Polski. Decyzja Stolicy Apostolskiej była szokująca, gdyż w gronie faworytów widziano hierarchów już bardzo zasłużonych, takich jak arcybiskup poznański Walenty Dymek czy książę Adam Stefan Sapieha, metropolita krakowski. Testament gasnącego Prymasa Hlonda nowy Prymas uznał za zobowiązanie i program w swojej posłudze pasterskiej. Ufny w orędownictwo i opiekę Matki Najświętszej, Prymas Wyszyński przez całe życie służył Soli Deo (tylko Bogu) z pomocą Maryi i przez Maryję (per Mariam). W swoim nauczaniu Ojciec wielokrotnie nawiązywał do Hlondowego proroctwa o zwycięstwie Maryi. "Głęboko wierzymy - mówił po latach - że zwycięstwo przyjdzie! Jak odeszły do Boga kardynał prymas Hlond, wszyscy biskupi w Polsce wierzą, że gdy ono przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej!" (22 października 1962 r.).
Od dzieciństwa i młodości
Głęboką cześć dla Matki Bożej Stefan, późniejszy Ojciec Narodu, wyniósł z domu rodzinnego. W 50-lecie swoich święceń kapłańskich (3 sierpnia 1974 r.) wspominał: "Urodziłem się w moim domu rodzinnym pod obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, i to w sobotę" - w Zuzeli 3 sierpnia 1901 r. W całym swoim życiu Ojciec wielokrotnie nawiązywał do modlitwy, zwłaszcza różańcowej, w rodzinnym domu. Tak przypomina wspólne dziecięce lata siostra Prymasa - Janina Jurkiewicz: "Porządek jest taki: ojciec klęczy z przodu i jest nam przykładem. Dzieci obok i z tyłu, a matka na końcu". Po przedwczesnej śmieci matki Julianny (zm. 1910) dziewięcioletni Stefanek jeszcze głębiej przylgnął do Matki Najświętszej. Jak zanotował: "Po śmierci Matki naszej służąca domowa, zacna Ulisia, często nam mówiła o Matce Niebieskiej. Byłem sercem związany z pięknym posągiem Matki Bożej, stojącym na cmentarzu kościelnym". A później, w gimnazjum w Łomży - jak wspominał - "zaczęło się kształtować moje powołanie kapłańskie. I to nie gdzie indziej, tylko w tutejszej katedrze, w czasie mszy roratnich, na które my, uczniowie, musieliśmy chodzić, wysyłani przez naszego wychowawcę i profesora, u którego byliśmy na stancji". Gdy był już w Warszawie, w prestiżowym gimnazjum Wojciecha Górskiego, uczucia swoje przeniósł na posąg Matki Bożej Passawskiej na Krakowskim Przedmieściu, przed kościołem Res Sacra Miser, gdzie zbierały się niektóre klasy szkolne na nabożeństwo, a dziś w każdą pierwszą sobotę gromadzą się Wojownicy Maryi charyzmatycznego kapłana ks. Dominika Chmielewskiego. W czasie studiów w seminarium włocławskim przyszły Prymas związał się szczególniej z wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski z Lichenia (zob. "Nasz Dziennik nr 3 z 5 stycznia 2021 r.), której zawdzięczał cud uzdrowienia z tyfusu i gruźlicy płuc.
14 lutego 1953 r.
To zapewne najważniejsza ze wszystkich ważnych i wielkich dat życia Prymasa Tysiąclecia. Wobec wzmagającego się prześladowania Kościoła przez reżim komunistyczny (zamykanie szkół katolickich, likwidacja Caritasu, grabież dóbr kościelnych przez partię) Ojciec 14 lutego 1953 r., nawiązując do testamentu swojego umierającego poprzednika, wypowiedział słynne słowa: "Wszystko postawiłem na Maryję - i to Jasnogórską". Podczas żarliwej modlitwy Prymas wołał: "Maryjo, widzisz, co się dzieje z Kościołem Twojego Syna! Uratuj go. Pomóż mi, pomóż!". Świadkiem tych słów była bliska współpracownica Ojca i współzałożycielka Instytut Prymasowskiego Maria Okońska. Tak zapamiętała tę chwilę: "Twarz Księdza Prymasa promieniała przedziwnym wprost światłem, a nawet serdeczną radością i pokojem. Wiedziałam w tym momencie, że Ksiądz Prymas znalazł ratunek dla udręczonego Kościoła w Polsce i dla Narodu. Więcej, czułam, że ten moment z natchnienia samego Matki Bożej wytycza jego prymasowskie drogi aż do końca życia. I rzeczywiście, przez wszystkie dalsze lata Ksiądz Prymas był wierny temu natchnieniu i zawsze, a zwłaszcza w trudnych chwilach swego życia i pasterzowania, wszystko stawiał na Maryję". Kilka miesięcy później Ojciec został uwięziony w Rywałdzie. I tam powziął postanowienie, żeby samemu osobiście, bezgranicznie zawierzyć i oddać się Maryi (zob. "Nasz Dziennik" nr 95 z 26 kwietnia 2021 r.). Dwa miesiące później, 8 grudnia 1953 r., w drugim miejscu uwięzienia, w Stoczku Warmińskim, po trzytygodniowych osobistych rekolekcjach według wskazań św. Ludwika Grigniona de Montfort wykonał postanowienie z Rywałdu i złożył osobisty akt oddania się Chrystusowi przez Maryję.
Niewolnik Maryi
Akt ten jest źródłem i fundamentem całej maryjnej drogi Ojca, na której wyrosły wszystkie jego wielkie dzieła obrony Ojczyzny, Narodu i Kościoła i doprowadziły do zwycięstwa zapowiedzianego przez umierającego Prymasa Hlonda.
8 grudnia 1953 r., w święto Niepokalanej, podczas czarnej nocy komunizmu w mrocznym pomieszczeniu z oknami zalepionymi "Trybuną Ludu" dokonał się dziejowy akt ratowania Narodu od szatańskiej ideologii bezbożnego komunizmu. Mocą tego ślubowania szedł Prymas, służąc Bogu i Ojczyźnie przez całe swe święte i pracowite życie. Dzień ten i ta godzina to bezwzględnie kulminacyjny moment duchowy w życiu Ojca.
Wyprzedził Sobór
Pobożność maryjna Ojca nie była ckliwa ani dewocyjna, jak chcieli ją widzieć i o jaką oskarżali Prymasa przeciwnicy z kręgów tzw. światłych bądź postępowych katolików na francuskich gruntach. Ukształtowana została poprzez wnikliwe studia nad dorobkiem szwajcarskiego kardynała Charles'a Journeta (zm. 1891), którego Ojciec od młodych lat uznawał za swojego mistrza i przewodnika. Warto wspomnieć, że widząc żywotność Kościoła w Polsce, swój głęboki podziw i szacunek dla Prymasa za maryjną drogę polskiego Kościoła wyrażał po wielekroć René Laurentin (zm. 2017), jeden z największych współczesnych mariologów. Prymas już w Jasnogórskich Ślubach Narodu w 1956 r. wołał do Maryi: "Przyrzekamy iść w ślady Twoich cnót". W tych słowach Kardynał wyprzedził Sobór Watykański II, który uczył, że cześć dla Maryi nie opiera się na czczym uczuciu do Niej, ale "na naśladowaniu Jej cnót" (KK 67).
Ku zawierzeniu wszystkich
Nieustanne osobiste powierzanie się Matce Najświętszej oraz oddawanie Jej wszystkiego, co Polskę stanowi, było codzienną praktyką w życiu wielkiego Prymasa. W jednej z przejmujących duszę modlitw Ojciec zwracał się do Maryi: "Nie umiem jednego dnia spędzić bez Ciebie, bez Twego imienia, bez "Zdrowaś Maryjo", bez różańca, bez aktu oddania się Tobie. Czym byłoby moje życie, gdybym o Tobie zapomniał?". Wiemy, że 25 sierpnia 1960 r., w dzień św. króla Ludwika IX (zm. 1270), wielkiego czciciela Maryi, Ojciec na Jasnej Górze dokonał też swojego osobistego, prywatnego oddania Polski Matce Najświętszej. Wtedy też przed cudownym wizerunkiem na Jasnej Górze wypowiedział wstrząsającą serce modlitwę: "Jasnogórska Królowo Polski! Tyle już razy zwyciężałaś na Jasnej Górze i nadal zwyciężasz. Cokolwiek dzieje się z Kościołem Bożym w Ojczyźnie naszej - Tobie to zawdzięczamy. Jeśli pomimo ataków mocarzy ciemności Kościół Boży jaszcze pracuje - Twoje to zwycięstwo! Jeżeli lud opiera się niewierze - Twoje to zwycięstwo! Jeżeli nie ustaje w miłości ku Tobie - Twoje to zwycięstwo! Jeżeli kapłani dochowują wierności Kościołowi pomimo tyle przeciwności - Twoje to zwycięstwo! Jeżeli klasztory pełne są jeszcze ducha modlitwy w życiu wspólnym - Twoje to zwycięstwo! Jeżeli na progu Tysiąclecia poderwaliśmy się do owego życia, do pracy nad moralną przemianą Narodu - Twoje to zwycięstwo! Moglibyśmy tak wymieniać mnóstwo Twoich zwycięstw i za każde z nich osobno dziękować. Wszystkie, które w tej chwili pamiętamy, których nie jesteśmy nawet w stanie wyliczyć, są dla spotęgowania wiary w Twój przyszły triumf".
W ramach Wielkiej Nowenny zarówno przez cały rok 1961, jak i 1962 trwały na Jasnej Górze zawierzenia Matce Najświętszej różnych stanów, zawodów i grup społecznych. 15 marca 1961 r. indywidualnie oddali się Maryi pasterze Kościoła w Polsce. 4 września tegoż roku wszyscy biskupi zebrani razem ponowili publicznie akt oddanie Matce Bożej całego polskiego Episkopatu. Prymas osobiście przewodził grupom kapłanów i seminarzystów w ich akcie zawierzenia. W kolejnych miesiącach i latach przyjeżdżały na Jasną Górę delegacje stanowe i zawodowe, a później delegacje z każdej polskiej parafii (a było ich wtedy ponad osiem tysięcy), by ze swoimi pasterzami dokonywać ślubowania i zawierzenia.
Apogeum zawierzenia nastąpiło w roku milenijnym: 3 maja 1966 r. cały Episkopat Polski oddał Ojczyznę, Naród, Kościół i wszystko, co Polskę stanowi, w opiekę Maryi. W wiekopomnym milenijnym dokumencie zatytułowanym "Akt oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi Matki Kościoła za wolność Kościoła Chrystusowego" wszyscy zostaliśmy ubezpieczeni w matczynych dłoniach naszej niebieskiej Matki i Królowej. W opinii Pawła VI był to w historii całego Kościoła akt wyjątkowy, a Polacy dokonali tego, czego nie uczynił żaden chrześcijański naród. Święty już dziś Papież w specjalnym breve skierowanym do Kościoła w Polsce napisał: "Zaprawdę nie mogliście wspanialej uczcić tysięcznej rocznicy owego dnia, kiedy to Polska przyjęła skarby religii chrześcijańskiej i poddała się pod najsłodsze jarzmo Chrystusa i Jego Matki [...] Bądźcie pewni, że w ten sposób katolicka Polska zostaje związana ze Stolicą Apostolską jeszcze ściślejszym węzłem i coraz głębiej zapada w serce tego, który będąc Następcą św. Piotra, zapragnął być razem z wami, aby wziąć osobiście udział w owych uroczystościach". Niestety - przypomnijmy młodszym Czytelnikom - komuniści trzykrotnie odmówili Papieżowi prawa przyjazdu do Polski na uroczystości tysiąclecia.
Doświadczenie niezawodnej maryjnej drogi Kościoła w Polsce poniósł w świat Jan Pawła II Wielki - wierny uczeń wielkiego nauczyciela. W swoich apostolskich podróżach setki razy zawierzał Maryi ludzi, miejsca, narody i państwa. W końcu 8 października 2000 r. na placu św. Piotra przed cudowną figurą Maryi przywiezioną z Fatimy zawierzył Jej całą ludzkość. Odwagi! Jesteśmy w najlepszych, bo matczynych rękach.
Źródło: Ks. Jerzy Banak, Wszystko postawiłem na Maryję, w: Nasz Dziennik nr 123/31 V 2021 r., s. 11-12.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz