Uwięziony

"Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat mego życia" - deklarował Prymas Tysiąclecia po uwolnieniu z internowania. Uważał, że "lepiej, że upłynęły one w więzieniu... Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła jako stróża prawdy i wolności sumień".

W nocy 25 września 1953 r. prymas Stefan Wyszyński został aresztowany przez komunistyczne władze na podstawie uchwały Prezydium Rządu PRL. "O środkach zapobiegających dalszemu nadużywaniu funkcji pełnionych przez ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego". Moment aresztowania prymas tak zrelacjonował: "Jeden z panów [...] podał papier, zawierający decyzję Rządu z dnia wczorajszego. Mocą tej decyzji mam natychmiast być usunięty z miasta. Nie wolno mi będzie sprawować żadnych czynności związanych z zajmowanymi dotąd stanowiskami. Prosił, bym to przyjął do wiadomości i podpisał. Oświadczyłem, że do wiadomości tego przyjąć nie mogę, gdyż w decyzji nie widzę podstaw prawnych; nie mogę też poddać się decyzji z uwagi na sposób załatwiania sprawy". Pozbawiając go bezprawnie wolności, uniemożliwiono mu pełnienie funkcji kościelnych przez trzy lata.

Czuję się pokrzywdzony

Był więziony w kilku miejscach. Początkowo przetrzymywano go w Rywałdzie k. Grudziądza, w klasztorze kapucynów. Przebywał tam krótko, do 12 października 1953 r. Następnie przewieziono go do klasztoru księży marianów w Stoczku Warmińskim. Przebywając tam, kard. Wyszyński postanowił wyjaśnić swoją sytuację i odnieść się do zarzutów postawionych mu w dekrecie rządowym z 25.09.1953 r. Dlatego 2 lipca wystosował w tej sprawie pismo do rządu. W swoich zapiskach pod datą 5.10.1954 r. zanotował: "Zmuszony jestem określić stanowisko wyraźnie: czuję się pokrzywdzony przez Rząd nie tylko w swych prawach biskupa trzech milionów katolików, ale i w swych prawach obywatelskich. Jestem skazany na byt więźnia zaocznie, bez aktu oskarżenia, bez dania mi możności udzielenie wyjaśnień, wbrew zasadzie "audiatur et altera pars". I tak sprawa trwa rok. Stosowany jest do mnie system obozu koncentracyjnego, wbrew temu, że sumienie wszystkich narodów potępiło ten system obchodzenia się z obywatelami".

W Stoczku prymas przebywał do 6 października 1954 r. Kolejnym miejscem jego uwięzienia był klasztor franciszkanów w Prudniku. Kardynał tak go opisał: "Umieszczono nas w budynku poklasztornym. Budynek przystosowano do nowych potrzeb, wygradzając starannie teren wysokim parkanem i drutami kolczastymi. Wszystkie parkany są zabezpieczone siecią drutów kolczastych. Nowe, wysokie na trzy i pół metra płoty są pomalowane na zielono; przy nich świeżo wsadzone świerki w długim rzadkim szpalerze. Niewielki ogródek, na spadku, uniemożliwia spacer na mokrym terenie, pełno tu drzew owocowych z resztkami owoców jesiennych. W tym klasztorze więziono prymasa do 27 października 1955 r., kiedy przewieziono go do Komańczy i zakwaterowano w klasztorze sióstr nazaretanek. W tym miejscu kardynał przebywał eo 28 października 1956 r. 

Życie więźnia

Sprawa uwięzienia prymasa nie pozostała bez echa zarówno w kraju, jak i za granicą. Modlono się w jego intencji, na przykład 100 tys. członków hiszpańskiej Akcji Katolickiej i Polonii modliło się w Niedzielę Palmową 1955 r. w Madrycie. W czasie uwięzienia prymas Polski został pozbawiony wszelkich praw. Przebywał pod ścisłą strażą wojskową, bez możliwości oddalania się poza teren obiektu. Był inwigilowany, podsłuchiwany, nadsyłane do niego paczki starannie przeglądano, odmawiano nawet widzenia z rodziną, utrudniano mu korespondencją. Listy od ojca były cenzurowane. Był również pozbawiony dostępu do pracy. Razem z nim w Stoczku i Prudniku przetrzymywano ks. Stanisława Skorodeckiego, kapłana archidiecezji lwowskiej, i siostrę Leonię Graczyk ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi.

Czas więzienia ukazał siłę jego ducha, niezłomny charakter i głęboką wiarę. Po półtora roku zapisał: "Upływa dziś półtora roku od mej cywilnej śmierci w tym zamaskowanym obozie koncentracyjnym, odgrodzonym wstydliwie od świata festonami drutów, kabli, zasieków kolczastych, murów, posterunków itd. Nie mam przy sobie nic, co nie nosiłoby na sobie śladów cenzury nad moim mózgiem, czynami, życiem". Miał świadomość, że jego cierpienie jest potrzebne Kościołowi.

W trakcie pobytu w więzieniu wraz ze współtowarzyszami niedoli ustalił dzienny plan dnia, którego nie zmienił do końca pobytu w odosobnieniu. Dzień zaczynał się o godz. 5.00, a kończył o 22.00. Sporo czasu poświęcał na czytanie oraz - jak sam określił - "pracę piórem". Zapisywał rozmyślania dotyczące różnych wydarzeń roku liturgicznego, rozważania do wezwań Litanii Loretańskiej, pro memoria. Napisał także "List do moich kapłanów". W Stoczku 8 grudnia 1953 r. dokonał Aktu osobistego oddania się przez Maryję Jezusowi Chrystusowi według nabożeństwa św. Ludwika Grignion de Montforta, do którego przygotowywał się przez kilka tygodni.

W pierwszym okresie uwięzienia prymas Wyszyński podejmował próby nawiązania kontaktu z rządem, jednak jego listy pozostawały bez odpowiedzi. Pilnowało go 30 funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Warunki w trzech pierwszych miejscach uwięzienia były bardzo trudne. Brakowało bieżącej wody, pomieszczenia, w których przebywał, nie były należycie ogrzewane z powodu częstych awarii starych pieców. W Stoczku pokoju były zagrzybione, a na ścianach korytarzy pojawiał się zimą szron. Takie warunki odbijały się na jego słabym zdrowiu. Nie narzekał, przyjmował je z pokorą, w duchu poddania się woli Bożej. W ostatnim miejscu uwięzienia, w Komańczy, złagodzono mu warunki odosobnienia. Nie przebywał już pod ścisłą strażą wojskową. Mógł wychodzić na spacery poza klasztor, do pobliskiego lasu. "Miałem wtedy taką wolność, że mogłem chodzić po latach tyle, ile w ciągu godziny ujdę, abym tylko nie wsiadał na konia" - zanotował. Nadal jednak nie mógł występować publicznie oraz opuszczać miejsca zamieszkania.

Powinienem być z Narodem

W tym czasie komunistyczne władze zgodziły się na spotkanie prymasa z przedstawicielami episkopatu, m. in. z biskupami M. Klepaczem, Z. Choromańskim oraz z księżmi z Sekretariatu Prymasa Polski i z członkiniami tzw. Ósemki. W Komańczy odwiedzili go ojciec z rodziną oraz siostra Stanisława. To tam powstał program odnowy religijnej i moralnej narodu polskiego - Śluby Jasnogórskie Narodu Polskiego. Prymas Wyszyński napisał je 16 maja 1956 r. Tekst został potajemnie przewieziony na Jasną Górę, gdzie 26 sierpnia 1956 r. odczytano go w obecności biskupów oraz zgromadzonej na uroczystościach milionowej rzeszy pątników. W swoich notatkach prymas zapisał: "W tym Roku Jubileuszowym 300-lecia Ślubów Narodu czuję, że powinienem być wraz z całym Narodem, z moim duchowieństwem i ludem na Jasnej Górze, u stóp Twoich. To jest takie oczywiste, że pierwszy Prymas, który rządzi Kościołem w Twoim Znaku, Jasnogórska Pani, powinien być przed Tobą; powinien sam powtarzać odnawiane Śluby. - A jeśli nie będą wbrew temu prawu mojemu, to już będzie jakaś wielka tajemnica, Matko, tajemnica Twoja i moja. Może jej nie pojmę, ale wystarczy, że Ty wiesz, czego potrzeba. Poddam się tej tajemnicy w pokorze, chociaż z prawa mego zrezygnować mi, jako Prymasowi Polski, nie wolno. Nie w swoim przecież tylko, ale w imieniu całego Narodu występuję. Spraw, Matko, by tajemnica nasza nie pomniejszyła chwały Twojej w oczach słabych i nierozumiejących". Symbolem nieobecności prymasa na Jasnej Górze był pusty fotel.

W Komańczy kard. Wyszyński napisał komentarze do poszczególnych przyrzeczeń Ślubów Jasnogórskich. Pragnął, aby Polacy wszczepili "w umysł, wolę i serce treść zobowiązań" tak silnie, żeby stały się one programem życia osobistego, rodzinnego i społecznego. Treść jasnogórskich ślubowań była rozważana przez dziewięć lat trwania Wielkiej Nowenny i przygotowała wiernych do obchodów Milenium Chrztu Polski.

Warunki powrotu

Sytuacja społeczno-polityczna, jaka się ukształtowała pod wpływem protestów robotniczych w Poznaniu oraz przesilenia na szczytach komunistycznej władzy i dopominania się społeczeństwa o uwolnienie prymasa Polski, spowodowała, że z polecenia Władysława Gomułki w Komańczy zjawili się Zenon Kliszko i Władysław Bieńkowski, którzy poinformowali prymasa Wyszyńskiego o zakończeniu izolacji i prosili o szybki powrót do stolicy. Władze chciały w ten sposób uspokoić nastroje społeczne, zależało im również na swoim uwiarygodnieniu. Prymas nie potraktował swojego uwolnienia jako sprawy dotyczącej tylko jego osoby, domagał się naprawienia szkód Kościołowi. W "Pro memoria" zanotował: "Dal mnie sprawę najważniejszą jest sprawa poszanowania praw Kościoła, a moja sprawa jest tylko fragmentem w całości. Dlatego wyraziłem przekonanie, że nie można wnosić mojej sprawy w oderwaniu od całości; można natomiast wnosić ją wśród innych spraw". Zgodził się wrócić pod warunkiem wypuszczenia na wolność innych biskupów i powrotu hierarchów kościelnych do macierzystych diecezji, anulowania dekretu z 9.02.1953 r. i wznowienia prac Komisji Mieszanej. Dopiero gdy uzyskał gwarancję spełnienia tych żądań, wrócił do Warszawy. Stało się to 28 października 1956 r.

Wieść o powrocie szybko się rozniosła. Ludzie przybywali na ul. Miodową do Domu Arcybiskupów Warszawskich, aby powitać prymasa, który z balkonu ich błogosławił. Kilka dni później abp Wyszyński pojechał na Jasną Górę. W kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej paulinom oraz zgromadzonym wiernym podziękował za wytrwałe i niezliczone Msze św. i modlitwy zanoszone do Boga za wstawiennictwem Matki Jasnogórskiej. Mówił: "Wiem, jak wy, ojcowie, od początku przyznawaliście się odważnie do waszego konfratra, który był w więzieniu. Czyniliście to wtedy, gdy w Polsce wszystko zamilkło przerażone i strwożone, w atmosferze terroru tamtego okresu. Wy nie zamilkliście!".

Oceniając ten okres swojego życia, prymas konkludował: "Po trzech latach mego więzienia ten wniosek uważam za ostateczny. Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat i takich trzech lat z curriculum mego życia... Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła powszechnego w świecie - jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam [...] swoim Te Deum i Magnificat".

Źródło: Ks. dr hab. prof. UKSW Dominik Zamiatała, Uwięziony, w: Dodatek do Gościa Niedzielnego nr 20/23 V 2021 r., s. 12-14. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz