Bóg w miłości do człowieka przekracza wszelkie granice. Sam staje się człowiekiem. Posyła na ziemię swojego Syna, aby ludzkim językiem opowiedział nam o miłości Ojca i o wielkiej godności każdego człowieka jako dziecka Bożego. Jest to fundamentalna prawda w nauczaniu Kościoła, który staje w obronie człowieka i jego prawa do szacunku, do sprawiedliwości i miłości. Człowiek może być różny, dobry albo zły, ale zawsze pozostaje człowiekiem i zawsze zasługuje na szacunek.
„Drogi kamień - mówił Prymas Wyszyński - nie przestaje być sobą, nawet wtedy, gdy wpadnie w błoto i zabrudzi się. Dzieło sztuki pomimo uszkodzeń nie traci swej historycznej wartości, człowiek obciążony dziedzictwem grzechu nie stracił w oczach, w myśli, w planie i zamiarach Boga tej wartości, którą w niego włożył. Trzeba mieć to przed oczyma, aby uchronić się od dewaluacji osoby ludzkiej. Niekiedy uważa się depresję za ogólnoludzką psychozę obezwładniającą człowieka tak, że nie jest on zdolny zdobyć się na żaden wysiłek, bo nie warto. Świat jest bezsilny wobec takiego człowieka, ale Bóg nadal jest mocarzem. Świat nie ma już leków, które mógłby zastosować, ale jeszcze ma je Bóg”.
Bóg zniża się do człowieka, aby każdego z nas pociągnąć swoją miłością, aby wejść w nasze codzienne życie, życie całego świata.
„Miłość Boża nie wzgardziła ciałem ludzkim, kształtem Dziecięcia, łonem Dziewicy, piersią macierzyńską, pieluszką... Ale to wszystko mało! - mówi kardynał Wyszyński. - Bogu to nie wystarczyło. Pan Wszechświata posunął miłość swoją - przekraczając już niemal granice tego, co ludzkie - aż do stajni, żłobu i... bydląt.
Zaprawdę Bóg chciał być pośrodku ludzi, Bóg chciał wejść we wszystkie sprawy człowieka. Wola Ojca ustawiła pierwsze Tabernakulum na gnoju, wśród nawozu i zwierząt [...]. Ziarno gorczyczne wpadło w taką ziemię, aby wydać owoc stokrotny, aby stać się drzewem posadzonym pośrodku życia, konkretnego ludzkiego życia”.
Przyjście Jezusa na świat to święto miłości Boga do człowieka, to ukazanie nieskończonej ludzkiej godności: to nadzieja dla nas wszystkich - umęczonych, doświadczonych, tak często sponiewieranych.
Każdego roku przeżywamy Boże Narodzenie, a to święto przypomina nam przede wszystkim doniosłość i ważność człowieka w planach Bożych. Jest to ciągle nowa, co rok powtarzana i przypominana rehabilitacja człowieka i człowieczeństwa. „Jest to ciągle nowa poprawka do wielkiego świata, który rozpędził się w nieznane i po wielkich bezdrożach tratuje człowieka i społeczeństwo, zamieniając je w masę”. W każdym ustroju, w każdym czasie człowiek ponad wszystko chce być szanowany i kochany.
„Wydaje mi się - mówił prymas Wyszyński - że w obecnych warunkach kształtowania się współżycia ludzkiego, najważniejszą rzeczą będzie mówić o człowieku, przypominać człowieka, nawiązywać do jego obecności we wszechświecie. W rozpędzie działań, programów, wyścigów nuklearnych, osiągnięć, sukcesów, astronomicznych cyfr, precyzyjnych maszyn nie wolno zagubić wrażliwości na człowieka. [...]
Bo żeby bronić praw człowieka, żeby w ogóle dostrzec człowieka, trzeba miłości. A w betlejemskim żłobie spoczęła Miłość Wcielona. Bez niej nie można nic uczynić dla człowieka. Bo nawet - aby pożywić - trzeba miłości; by komuś chleb podać - trzeba miłości; by łzę otrzeć - trzeba miłości, by rękę podsunąć chwiejącemu się - trzeba miłości. A cóż dopiero, by bronić praw człowieka, nieraz kosztem samego siebie! Wszystko to wymaga miłości”.
Prawda o miłości Boga do człowieka domaga się zmiany myślenia o bliźnich, poprawy wzajemnych relacji:
„[...] nieskończona jest wartość człowieka - mówił Prymas - skoro nawet Bóg Człowiekiem. I po co? Po to, abym ja - ten ja, który nieraz tak źle o sobie myśli i który jeden wie, jaki naprawdę jest - był «jako bogowie». On stał się Człowiekiem, aby mnie przebóstwić. Przyszedł, aby być moim Przyjacielem, Bratem, Towarzyszem mej ludzkiej doli, aby mnie zbawić, Sobą nakarmić i zaprowadzić do Ojca. Jaki ja jednak jestem ważny! [...] Ale pomyślę, że ci, którzy mnie otaczają i wszyscy ludzie, przez wszystkie pokolenia ziemi, są równie ważni jak ja. Bo On przyszedł dla nich wszystkich i dla każdego z osobna, tak samo jak przyszedł do mnie. Skoro On przyszedł dla mnie, skoro On przyszedł dla każdego, jak nieskończona jest godność i wartość każdego człowieka, dla którego sam Bóg stał się Człowiekiem, aby jego zbawić i przebóstwić. A ja myślałem - może podświadomie - pomimo skromnego mniemania, jakie mam o sobie, że jestem najważniejszy... To tamten jest najważniejszy, ten drugi, każdy spotkany na ulicy czy w tramwaju, brat! Jutro już nie będę się rozpychał w tramwaju, nikogo nie potrącę, zrobię tamtemu miejsce... Jaki on jest ważny, jak oni wszyscy się liczą! Jak mogłem tego dotąd nie dostrzegać, nie zauważyć, nie rozumieć?!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz