Słowo Ewangelii jest słowem żywym. Nie ogranicza się do przeszłości. Prześladowanie Chrystusa żyjącego w Kościele trwa. Docierają do nas Jego słowa z Ewangelii św. Jana: „Jeżeli prawdę mówię, dlaczego Mi nie wierzycie?” (J 8, 46).
Te słowa będą aktualne aż do skończenia świata.
„Pytamy - mówił Prymas Wyszyński - na każdym niemal odcinku naszego życia, w osobistym zmaganiu się z Bogiem, z Jego głosem i łaską, która nas nurtuje i chce przez miłość zdobyć. Ten głos dochodzi do nas w momentach trudnych naszego związku z Kościołem Bożym, z tym ludzkim Kościołem, niosącym Boże moce w dłoniach ludzi tak słabych. To pytanie powtarza się również w zaciszu domowym, gdy obowiązek zmaga się z namiętnością. Chrystus wtedy wymaga: Jeśli prawdę mówię, czemu mnie nie słuchacie? Ten głos dochodzi do nas w naszym życiu społecznym, publicznym, politycznym, zawodowym, gdzie tak często trzeba przypominać Chrystusowe: Któż z Was dowiedzie na mnie grzechu”.
Jeśli prawdę wam mówię... Dzisiaj prawda jest odrzucana, usuwana na margines życia. W epoce post-prawdy wszystko jest względne, nawet wiara. Wierzę, ale... Prawda jest nie tylko lekceważona, ale zwalczana. „Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego” (por. J 8, 59)
„Te kamienie są ciągle w locie - mówił kardynał Wyszyński. - Były raz rzucone i ciągle są rzucane. Chrystus jest ciągle pod gradem kamieni. Rzucane są przez nas samych. W naszych wewnętrznych zmaganiach, gdy częściej na niego niż na siebie wydajemy wyrok. Rzucane są tak często na progu Kościoła Pańskiego. Dziw, że od tylu kamiennych pocisków Kościół na przestrzeni dwóch tysięcy lat swoich dziejów nie został zmiażdżony przez kamienną falę”.
Chrystus niekiedy ukrywa się przed tą agresją, ale wraca, aby nas ratować. Prymas Tysiąclecia zapewniał nas: „To jest cały Jego program: zwyciężać wszędzie śmierć i przywracać zmartwychwstanie, nawet tym, którzy całe życie spędzili jakoby umarli, pełni wątpliwości, niewiary, tysięcznych zastrzeżeń, których męczeńskie, cierpliwe i wytrwałe dzieje Kościoła niczego nie nauczyły”.
Najboleśniej ranią Chrystusa grzechy Jego sług. Najbardziej boli zdrada przyjaciół. I ta udręka Kościoła woła o naszą miłość i troskę.
„Jest to szczególne zjawisko na świecie - Kościół Boży! Jesteście Jego dziećmi! - mówił Prymas. - On Was przyjął, podjął z krwi, omył, oświecił, napełnił Bogiem Ojcem, Synem i Duchem. Pieści Was nadprzyrodzoną miłością, prostuje wasze drogi, brodzi swymi apostolskimi nogami po wszystkich wertepach waszego życia, szukając za Chrystusem owiec, które były zginęły. To jest Kościół! Twój Kościół! Co Ty wiesz o nim? Czy znasz twoje obowiązki wobec Kościoła? Czy masz świadomość wspólnoty z nim?”
Tak często zapominamy o naszych obowiązkach wobec Boga żyjącego w nas. Tak samo mało myślimy o naszych obowiązkach wobec Kościoła. „Dlatego - zauważa Prymas - na naszych oczach leci nieustanie ku Kościołowi huragan kamieni i nie ma nikogo, kto by je zatrzymał”.
Czasami zdarza się, że ludzie Kościoła dają powód do zgorszenia. To jednak nie zwalnia nas z miłości do Kościoła i z odpowiedzialności za jego los. Tym bardziej powinno nas to mobilizować. Prymas Wyszyński wspomina bolesne, ale jakże prawdziwe doświadczenie:
„Gdy rozpocząłem pracę w Warszawie, kilkakrotnie słyszałem od wybitnych katolików świeckich: «Głowy pod Ewangelię kłaść nie będę». Na początku nie mogłem tego zrozumieć - o co idzie, co to znaczy? Dziś rozumiem! Istotnie, tak jest, niewielu ludzi chce cierpieć za Kościół i bronić Kościoła. Dlatego też w społeczeństwie naszym łatwo jest obrzucać Kościół kamieniami, a Wy najwyżej powiecie: On już trwa w Polsce tysiąc lat, poradzi sobie bez nas. Nie wtrącajmy się! I nie wtrącacie się. A Kościół cierpi i w swoim imieniu, i za Was”.
Matko Kościoła, okaż nam się Matką!
Ty z bólem serca patrzyłaś
na odrzucenie Twojego Syna przez naród izraelski
i dzisiaj Twoje serce krwawi, gdy widzisz obojętność
na głos Chrystusa żyjącego w Kościele.
Przyjmij naszą gotowość pomocy.
Przyjmij nasze życie i cierpienie,
posługuj się nami w obronie Kościoła Chrystusowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz