Do walki z Prymasem Stefanem Wyszyńskim komunistyczne władze powołały specjalny zespól
Całe pasterskie 33-letnie posługiwanie Prymasa Tysiąclecia przebiegało pod ścisłą inwigilacją komunistycznego aparatu represji. Na ulicy Miodowej w Warszawie, naprzeciwko kurii arcybiskupiej i rezydencji Prymasa, urządzono całe rozbudowane biuro inwigilacyjno-podsłuchowe. Setki tajnych, dobrze opłacanych agentów obserwowało kardynała, dokądkolwiek się udawał. W kościołach nagrywano jego kazania, a wszędzie, gdzie się zatrzymywał, instalowano podsłuchy. Śledzono każdy krok "Proroka" (ubecki kryptonim Ojca).
Zamach na Prymasa
Po objęciu 2 lutego 1949 roku prymasowskiej stolicy gnieźnieńskiej Prymas 5 lutego zdążał na zaplanowany ingres do Warszawy. Na pierwszy postój i spotkanie z wiernymi zatrzymał się w Witkowie. Natchniony Bożym Duchem, wbrew przewidywaniom UB, że pojedzie dalej przez Wrześnie, zdecydował udać się do stolicy przez Koło. Tam przenocował i był podejmowany przez ówczesnego proboszcza, ks. kanonika Stanisława Śmietanko, co upamiętnia dziś duży obraz Prymasa w kolskiej farze.
Tymczasem okazało się, że na zaplanowanej trasie przejazdowej niedaleko Wrześni rozciągnięto nad jezdnią stalową linę umocowaną do drzew stojących po obu stronach drogi. Musieli zrobić to fachowcy, gdyż dla mniejszej widoczności pomalowali linę na czarno. W zasadzkę wpadł samochód ciężarowy z Gniezna, który wywrócił się i wpadł do rowu.
6 lutego w godzinach popołudniowych Prymas szczęśliwie dotarł do stolicy i wśród mrowia wiwatujących tłumów odbył ingres do prokatedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca. Sama archikatedra - serce Warszawy, zburzona w Powstaniu Warszawskim - pozostawała jeszcze w gruzach.
W "Pro memoria" Ojciec zapisał tego wieczoru: "Od dziś zaczyna się moja droga przez Warszawę [...]. Dzisiaj muszę pokochać Warszawę i oddać jej swe siły i życie. Oby Bóg - Miłość nadał tej pasterskiej miłości swoje oblicze ojcowskie. Idąc [przez miasto] poważnie lękałem się wypadku. Zwalone kamienice pokryte były ludźmi, zewsząd podnosiły się okrzyki. Gruzy i zwaliska ożyły, kamienie wołały". Nazajutrz, 7 lutego, Prymas spotkał się z ministrem administracji publicznej Władysławem Wolskim i powiadomił go o zdarzeniu z ciężarówką. W odpowiedzi usłyszał, że "sprawa zostanie dogłębnie zbadana, a winni będą ukarani". Prymas na to: "Na pewno. Mała to pociecha, zwłaszcza, że ci "winni" są najmniej winni" (7 lutego 1949 roku).
W związku z piekielnym pomysłem zamachu rodzi się pytanie: dlaczego Ojciec o tym zdarzeniu nigdy publicznie nie mówił, choć w "Pro memoria" (7 lutego 1957 roku) zanotował, że w rozmowie z biskupem Lucjanem Bernackim powiedział, że jest to dla niego "jedna z ciężkich udręk". Był nieustraszonym Bożym mężem, stąd zapisał: "Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy". Módlmy się za licznych zalęknionych pasterzy naszego czasu.
Poniżanie Ojca
By zdezawuować misję i osobę Prymasa, wyspecjalizowane komórki ubeckie uprawiały szeptaną propagandę. Kolportowano - jako wiadomość poufną - plotkę, że nowy Prymas jest spokrewniony z osławionym zausznikiem Stalina - Andriejem Wyszyńskim, krwawym prokuratorem generalnym ZSRS. Ubecy po kościołach rozrzucali ulotki z różnymi pomówieniami, kłamstwami i "rewelacjami" o Prymasie. Kalumnie kolportowane na południu opowiadały o rzekomych "zdarzeniach" na północy Polski. Te same "sensacje" rozpowszechniane na północy dziać się miały w Krakowskiem lub na Podkarpaciu. Opieka duszpasterska, jaką ks. Wyszyński roztaczał nad żołnierzami Ak w kampinoskich lasach podczas swego ukrywania się w Laskach, posłużyła do perfidnych i kłamliwych oskarżeń, że ma krew na rękach, wspomagając morderców, jak komuniści nazywali akowców.
Do ulubionych przez policję nękań Ojca należały wielokrotne kontrole na trasach jego przejazdów. Celem było późnienie przyjazdu do wyznaczonego celu. "Zatrzymują nas często - zapisał - i sprawdzają dokumenty. Jesteśmy bardzo wdzięczni za tak dokuczliwą opiekę. Ale trzeba za wszystko dziękować".
Do walki z głową polskiego Kościoła powołano specjalny zespół, który spreparował wielką i kosztowną megaoperację. Wypichcił on antyprymasowski paszkwil nazwany memoriałem. W starannej i eleganckiej szacie graficznej kolportowano go - w wersji łacińskiej - wśród ojców Soboru Watykańskiego II i prałatów rzymskich. Tysiącami rozrzucano wersję skróconą w języku francuskim, włoskim i angielskim na placu św. Piotra oraz w wielu kościołach Rzymu, Paryża i innych stolic europejskich. Do wielu dostojników kościelnych przesyłano go nawet imiennie. Oskarżano Ojca o to, że terroryzuje i zastrasza polskich biskupów, "aby przemawiali w tym duchu, w jakim on sobie życzy". Wszystkie te potrętne próby dezawuowania Prymasa na nic się zdały. Cieszył się bowiem całkowitym zaufaniem wszystkich kolejnych papieży.
Branka kleryków
Ciosem w pasterskie serce Prymasa stał się nowy sposób walki z Kościołem, jakim było bezprawne powoływania kleryków do wojska. Zamysł był iście diabelski. Przewrotni planiści bezpieki - przerażeni lawinowym wtedy wzrostem powołań kapłańskich - umyślili sobie taki właśnie sposób na odciąganie kleryków od pójścia drogą powołania, a tym samym na zmniejszenie liczby kapłanów. Po raz pierwszy pobór do wojska zaczął się w 1959 roku. Ostatni zaś klerycy - w czasie tlącej się już rewolty społecznej - opuścili wojsko w kwietniu 1980 roku, kiedy to wszystkie jednostki kleryckie zostały rozwiązane.
Na początku przez pięć lat umieszczano kleryków po kilku w różnych jednostkach wojskowych. Zarzucono jednak ten pomysł, gdyż klerycy wywierali - jak oceniali oficerowie polityczni - "negatywny wpływ na żołnierzy". W 1964 roku zdecydowano się powołać odrębne jednostki złożone z samych tylko alumnów (Bartoszyce, Brzeg, Szczecin), w których poddawano ich prymitywnej, komunistycznej indokrynacji.
Prymas nieustannie bolał nad krzywdą wyrządzaną Kościołowi przez pobór kleryków do wojska. Sadystyczne wykpiwanie, poniżanie i psychiczne znęcanie się nad alumnami spowodowały, że w kwietniu 1965 roku Ojciec osobiście interweniował u Mariana Spychalskiego, ówczesnego ministra obrony, w specjalnym liście, w którym m. in. czytamy: "Głównym zadaniem specjalnych jednostek dla kleryków jest całkowite odciągnięcie ich od obranej drogi powołania, co niedwuznacznie wypowiadają oficerowie - obecni "przełożeni" alumnów. Cel kleryckich jednostek to dalszy ciąg przemyślanej walki z powołaniami kapłańskimi i zakonnymi w Polsce, prowadzonej według dyrektyw Urzędu to spraw Wyznań".
Ból zakonny
Mniej znaną kartą z posługi pasterskiej Ojca są bole i troski związane z prześladowaniem zakonów. Prymas w tej formie walki z Kościołem wiodła "krwawa Luna", Julia Brystygierowa, która "odkryła", że "zakony są najbardziej przestarzałą średniowieczną formą życia". Postulowała więc swoim czerwonym towarzyszom: "Nasz kurs do zakonów winien mieć na celu ich likwidację". Brutalne ostrze nienawiści najpierw skierowało się na zakony żeńskie. Usuwano siostry zakonne ze szpitali i domów opieki. Rozwiązywano prowadzone przez zgromadzenia ośrodki wychowawczo-oświatowe (szkoły, przedszkola, internaty, świetlice). Dla męskich zgromadzeń szczególnym ciosem było w 1952 roku rozwiązanie tzw. niższych seminariów, które były jednocześnie szkołami średnimi, a z których po maturze niemały procent młodych wstępował do seminarium. Statystyki ukazują przerażające skale dewastacji ewangelicznej służby zakonów. Tylko zgromadzeniom żeńskim odebrano: 215 miejsc kultu, 35 szkół średnich, 39 szkół podstawowych, 327 przedszkoli, 53 internaty, 117 domów dziecka, 52 domy starców, 63 szpitale. Pozbawiono pracy 7326 osób, przejęto 658 budynków niegospodarczych i 155 gospodarstw rolnych, zakonnice usunięto w 72 szpitali. W słynnym Opactwie Mniszek Benedyktynek w Staniątkach utworzono nawet obóz dla zakonnic, gdzie kilkaset sióstr stłoczono w jednym miejscu.
Z kolei zgromadzenia męskie utraciły: 63 miejsca kultu, 29 seminariów duchownych, 14 szkół średnich, 4 szkoły podstawowe, 6 przedszkoli, 15 internatów, 14 domów dziecka, 12 szpitali. Pozbawiono pracy 1080 osób, przejęto 149 budynków niegospodarczych i 57 gospodarstw rolnych. Najdotkliwsze były represje: aresztowania, przesłuchania i procesy osób zakonnych. Ich celem było zastraszenie sióstr, ojców i braci zakonnych. Aresztowano i więziono zakonników pod różnymi zarzutami: szkalowania ustroju socjalistycznego, szeptanej propagandy, wywieszania flagi papieskiej, współpracy w wywiadem watykańskim, antypaństwowych wystąpień z ambony, przynależności do nielegalnych organizacji i pomocy im, a nawet pod zarzutem posiadania obcej waluty.
Ojciec niezwykle boleśnie przeżywał to barbarzyńskie bezprawie. To był rana jego pasterskiego serca.
Zabór Caritas
Przedwojenna Caritas szybko odrodziła się po wojnie w szesnastu oddziałach diecezjalnych i z energią wznowiła działalność charytatywno-opiekuńczą. W latach powojennych Polska otrzymała ogromną pomoc z Ameryki poprzez organizacje UNRRA. Powstały też nowe oddziały Caritas na Ziemiach Odzyskanych. Komisją Episkopatu do spraw charytatywnych kierował sam książę arcybiskup Adam Stefan Sapieha, który szczególnie pilnował, by w pierwszym rzędzie zadbać o wygnańców zza Boga i ofiary wojny.
Działalność Caritas rozkwitła w ciągu krótkiego czasu w sposób imponujący, o czym świadczą liczby: 743 ochronki i przedszkola, 3 żłobki dzienne, 13 poradni dla matek z dziećmi, 151 kuchni i punktów dożywiania, 76 ambulatoriów, 25 świetlic i 9 domów noclegowych. Zakłady opieki całkowitej to: 27 żłobków, 183 domy dziecka, 125 internatów, 22 zakłady mieszane dla dzieci i dorosłych, 125 przytułków dla starców, 5 zakładów specjalnych, 8 sanatoriów i prewentoriów i 256 szpitali. Liczba wolontariuszy w 1948 roku sięgała 830 tysięcy.
Już od 1948 roku zaczęto Kościół eliminować z działalności charytatywnej. Caritas cieszyła się ogromnym uznaniem i wdzięcznością, co mierziło partyjnych dygnitarzy, którym nie brakowało niczego oprócz uznania i poklasku obywateli. Tego zaś nie potrafili zdobyć.
Nagle 21 września 1949 roku Rada Ministrów wydała uchwałę o przejęciu kościelnych szpitali, a 25 stycznia 1950 roku wprowadzono zarządy komisaryczne w Caritas. Istotnym i prawdziwym celem tego posunięcia była grabież wielkiego majątku w postaci nieruchomości i ziemi, podarowanej głównie zakonom, które w większości prowadziły dzieła charytatywne. Spory o Caritas wybuchały potem raz po raz. W szczególności, gdy w 1957 roku były wielkie braki w zaopatrzeniu. Caritas USA chciał wspomóc Polskę dużymi zapasami żywności pod warunkiem, że dysponentem będzie wyłącznie Prymas. Wtedy rozpętano kolejną nagonkę na Ojca, a radiowęzły - tzw. szczekaczki - nie ustawały w prymitywnej nagonce na Kościół. Doszło nawet do tego, że 20 lipca 1958 roku banda esbeków napadła znienacka na jasnogórski klasztor i wdarła się do Instytutu Prymasowskiego. Dokonano szabru materiałów i opracowań związanych z Wielka Nowenną oraz aresztowano świeckich i duchownych pracowników Instytutu. Do czegoś podobnego nie posunęli się nawet zaborcy i okupanci. Ojciec Korneliusz Jemioł, ówczesny przeor paulinów, w liście do Rady Państwa pisał: "Ten karygodny i niespotykany w dziejach Jasnej Góry czyn sprofanowania Sanktuarium Narodowego przez bezprawne włamanie i brutalne bicie pątników wywołał w społeczeństwie, a nawet wśród delegacji zagranicznych znajdujących się wówczas na Jasnej Górze, jak również przybywających po tym fakcie - głębokie ubolewanie i uważany jest za niesłychaną obrazę i zniewagę uczuć religijnych całego wierzącego Narodu.
Zasługi dla Ziem Zachodnich
Na mocy szczególnych pełnomocnictw (tzw. "facultates pecialissime") udzielonych Prymasowi przez Stolicę Apostolską objął on zwierzchnictwo kościelne nad tzw. Ziemiami Odzyskanymi, inaczej Ziemiami Zachodnimi. Z zagrabionych na wschodzie ziem masowo przesiedlali się tzw. repatrianci. Ojciec położył ogromne zasługi dla jednoczenia Pomorza, ziemi lubuskiej i Śląska z Macierzą. Dla napływającej na te tereny z różnych stron ludności Kościół stał się główną siłą integrującą.
Świątynia i Eucharystia jednoczyły serca i dusze. Znękani przybysze bez jasnych perspektyw, zniszczeni przez wojnę i okupację, wyrwani z korzeniami ze swoich wsi i miasteczek na Litwie, Wołyniu i Podolu, przeżywali traumę, której nie jesteśmy w stanie pojąć. Prymas mówił do przybyłych z tobołkami wygnańców: "Oto na ziemi piastowskiej Dolnego Śląska ojcowie nasi - książęta piastowscy i rycerze - wznosili Bogu niebosiężne świątynie. A wyście do nich wrócili jak dzieci po długiej wędrówce w progi własnego domostwa". Pokrzepiał przybyłych: "Nie jesteście tu samotni, stoi za wami Kościół św. z biskupami, którzy zorganizowali Wam życie religijne i kościelne. Nie uważamy się tu za szacownych gości, pracujemy dla przyszłości Polski na tej ziemi".
Prymas dziesiątki razy opuszczał Warszawę, by doglądać i objeżdżać Ziemie Odzyskane. Te pasterskie wizyty Ojca skrzętnie odnotowywała prasa zachodnia, a zwłaszcza z duża niechęcią prasa niemiecka. PRL-owska zaś pomijała głuchym milczeniem. Zachowało się 17 pięknych patriotycznych wypowiedzi Prymasa o historycznej polskości tych ziem. Żadnej z nich nie podały polskie radio czy jakaś gazeta.
Ogromna - ciągle za mało znana - propagandowa praca Prymasa uwieńczona została reaktywacją administracji kościelnej, a w końcu powstaniem archidiecezji wrocławskiej i warmińskiej oraz czterech nowych diecezji: gorzowskiej, szczecińsko-kamieńskiej, koszalińsko-kołobrzeskiej i opolskiej. Historycy jednogłośnie stwierdzają, że bez osobistego zaangażowania kardynała Wyszyńskiego ziemie te jeszcze bardzo długo nie zostałyby zrepolonizowane.
Źródło: Ks. Jerzy Banak, Cierpiał z nami, w: Nasz Dziennik nr 83/12 IV 2021, s. 12-13.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz