Obronić Boże pozycje

Prymasa Tysiąclecia sposób na walkę z komunizmem

Na początku lutego minęło siedemdziesiąt lat od uroczystych ingresów Prymasa Tysiąclecia do jego arcybiskupich stolic w Gnieźnie (2 lutego) i Warszawie (6 lutego). To dobra okazja, by raz jeszcze przypomnieć sobie o wielkich dokonaniach - dla Kościoła i dla Narodu - ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Waga tych osiągnięć jest tym większa, że Prymas rozpoczynał swoją posługę w Gnieźnie i Warszawie w wyjątkowo trudnych momencie dla Polski i dla Kościoła istniejącego na naszych ziemiach.

Przede wszystkim należy pamiętać o straszliwym wykrwawieniu polskiego Kościoła w wyniku działań okupantów w czasie drugiej wojny światowej. Dość wspomnieć, że na ziemiach polskich, po wrześniu 1939 roku bezpośrednio wcielonych do Rzeszy, władze niemieckie dokonały prawdziwego księżobójstwa. W Wielkopolsce, na Pomorzu i Górnym Śląsku zginął wtedy co trzeci polski kapłan. Z kolei w 1944 roku rozpoczynała się nad Wisłą kolejna faza sowieckiej okupacji, tym razem "przez przedstawiciela" (tj. z wykorzystaniem osadzonych w Polsce przez Stalina komunistów skrywających się pod szyldem Polskiej Partii Robotniczej).

Zatamować krwawienie i zyskać na czasie

Z dramatyzmu tej sytuacji doskonale zdawał sobie sprawę nowy Prymas Polski, który w 1949 roku uroczyście obejmował rządy arcybiskupie w Gnieźnie i Warszawie. Jak zauważał w "Zapiskach więziennych": "Z wojny wyszliśmy tak okaleczeni, że ledwie zdolni do życia. Byłoby rzeczą nierozważną nie licząc się z tą sytuacją. Nie mogliśmy też oglądać się na wzory obce, bo żaden naród - ani Czechy, ani Węgry, ani nawet Niemcy katolickie - nie był tak wyniszczony jak polskie duchowieństwo. [...] Do kół kierowniczych Episkopatu należało tak prowadzić sprawy Kościoła "w polskiej rzeczywistości", by oszczędzić mu nowych strat. Tym więcej, że możemy się spodziewać, że to są initio dolorum [początki cierpień], że cały rozwój przemian społecznych może doprowadzić do konfliktu:chrześcijaństwo - bezbożnictwo. By jednak ten konflikt nie zastał nas nieprzygotowanych, trzeba zyskać czas, aby wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji".

Słowa te Prymas Tysiąclecia napisał we wrześniu 1953 roku, zaledwie kilka dni po uwięzieniu go przez władze komunistyczne. Należy ten zapis traktować jako swoiste podsumowanie pierwszych lat jego prymasowskiej posługi (od mianowania na tę godność w 1948 roku przez Papieża Piusa XII), ale jednocześnie jako zarysowanie programu na kolejne dekady. Oczywiście ks. kard. Wyszyński nie mógł wiedzieć w 1953 roku, kiedy skończy się jego uwięzienie i czy w ogóle wyjdzie z niego żywy. Jednak wyrażone przez niego w "Zapiskach" przekonanie, że "trzeba za każdą możliwą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego dla rozwoju Narodu i Kościoła", pozostało jego dewizą do samego końca rządów w Gnieźnie i Warszawie.

Uważny czytelnik Karola Marksa

Zwróćmy uwagę, że Prymas mówił nie tylko o fizycznym, ale i o duchowym wykrwawianiu się Narodu i Kościoła w Polsce. Nie miał bowiem złudzeń co do tego, że w naszym kraju po 1945 roku nie z naszej woli, ale z racji realizacji planu sowietyzacji Polski dojdzie do zasadniczej konfrontacji między "chrześcijaństwem a bezbożnictwem". W ten sposób, nawiązując do encykliki Piusa XI z 1937 roku "O bezbożnym komunizmie", Prymas określał totalitarną ideologię narzucaną nam ze Wschodu.

Należy przypomnieć, że ks. kard. Stefan Wyszyński był doskonale, w sensie intelektualnym, przygotowany do tej konfrontacji. Już przed 1939 rokiem zamieszczał w prasie katolickiej (m. in. na łamach "Ateneum Kapłańskiego") artykuły wnikliwie analizujące zło ideologii i ustroju komunistycznego, opublikował też kilka większych prac o katolickim programie walki z komunizmem. Jak przyznawał w "Zapiskach więziennych", "Kapitał" Karola Marksa przeczytał trzy razy (który obecny wyznawca neomarksizmu może tym pochwalić?), pierwszy raz, będąc w seminarium duchownym.

U progu komunistycznego zniewolenia, w styczniu 1946 roku - a więc jeszcze przed objęciem stolicy biskupiej w Lublinie - ks. Stefan Wyszyński na łamach "Tygodnika Warszawskiego" w artykule "Naturalny ustrój społeczny" w czytelnej polemice ze wzmagającą się propagandą komunistyczną przypominał: "Nie będąc Bogiem, człowiek nie tylko jest "nawozem" społecznym, materiałem budowlanym, gliną, którą rzuca się pod stopy, jako pomost dla nadchodzących pokoleń. Jednak człowiek może być upodlony przez ustrój społeczny - o czym doświadczenie historyczne dobitnie uczy" ("Tygodnik Warszawski", 27.01.1946, nr 4).

W tym samym artykule ks. Wyszyński podkreślał, że katolicka nauka społeczna na równi odrzuca "liberalizm kapitalistyczny", gdyż zapominał o "społecznych obowiązkach" własności prywatnej, jak i "kolektywizm", gdyż "przekreśla on inicjatywę prywatną, opatrzność rozumnej istoty, roztropność, a przez to ogranicza [...] możliwości rozwojowe osoby ludzkiej".

Obserwując ubeków

Zmysł analityczny, charakterystyczny dla wnikliwego obserwatora ustroju społecznego tworzonego przez komunistów, nie opuścił Prymasa nawet w dramatycznym okresie uwięzienia (1953-1956). Powstałe wówczas "Zapiski więzienne" są również świadectwem celnych obserwacji i prognoz pisanych przez wybitnego znawcę komunizmu, który formułował je, obserwując zachowanie nadzorujących go ubeków.

Wiosną 1954 roku, będąc internowanym w Stoczku Warmińskim, Prymas zanotował następujące spostrzeżenie o tym, co w nauce nazywa się "człowiekiem sowieckim" (homo sovieticus): "Ta obojętność naszego otoczenia na porządek sprawiał nam nieraz ucieszne wrażenie, że to raczej my jesteśmy materialistami, a oni idealistami, gardzącymi wszystkim, co wymaga wysiłku i utrzymania ładu. Nikt nigdy nie robił nic z własnej inicjatywy. [...] Patrząc na nich, można by przesądzać o przyszłości ustroju; jeśli wśród tej "reprezentacyjnej ekipy" do zadań specjalnych znalazło się tylu leniów i nierobów, to jakże musza wyglądać inni ludzie? To są przecież poszukiwacze łatwych dróg i wygodnego życia. Któż z nich zna dobrze doktrynę marksizmu?" A kto w nią wierzy?" (Stoczek Warmiński, 19 IV 1954).

Jak mówił kiedyś Papież Benedykt XVI, cechą katolicyzmu jako formacji kulturowej była zawsze umiejętność tworzenia "szczęśliwych syntez" (wiary i rozumu, wolności i prawdy, dobra i piękna). Cytowane słowa Prymasa Tysiąclecia są więc kolejnym dowodem na krystalicznie czystą katolickość jego ducha i umysłu, który łączył żarliwą wiarę z Logosem, zaufanie w Boża Opatrzność z roztropnością i realizmem. To jest miasta prawdziwej wielkości tego Księcia Kościoła.

za: Prof. Grzegorz Kucharczyk, Obronić Boże pozycje, w: Nasz Dziennik nr 37/2019, s. 18.