Powrót z więzienia

Trzy lata, które zmieniły Kościół i Naród

Na miesiąc przed uwolnieniem Prymas Stefan Wyszyński zanotował w swoich "Zapiskach więziennych" znamienne słowa: "Omnia bene fecisti [Wszystko dobrze uczyniłeś]... Po trzech latach mego więzienia ten wniosek uważam za ostateczny. Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat z curriculum mego życia... Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła Powszechnego w świecie - jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam dziś, w godzinie mego aresztowania, swoim Te Deum i Magnificat".

Komuniści: Chcemy Prymasa w Warszawie

Pośrednim potwierdzeniem tych słów Prymasa Wyszyńskiego były okoliczności towarzyszące jego powrotowi w październiku 1956 r.l do Warszawy z Komańczy, ostatniego miejsca uwięzienia (poprzednie to Rywałd, Stoczek Warmiński i Prudnik). Oto bowiem ci sami komuniści, którzy trzy lata wcześniej uwięzili go i wywieźli przemocą ze stolicy, teraz wręcz przynaglali Prymasa do powrotu. Wiedzieli doskonale, że tylko jego obecność w Warszawie pozwoli na uspokojenie przybierających na sile antyrządowych nastrojów, które groziły w każdej chwili niekontrolowanym wybuchem i powtórką nad Wisłą węgierskiego scenariusza. Nie było tajemnicą, że Kreml niechętnie patrzył na przesilenie wewnątrz partii komunistycznej w Polsce (dojście do władzy frakcji Władysława Gomułki, który w latach 1944-1948 był głównym wykonawcą sowieckiej polityki w Polsce jako przywódca PPR). Obserwowano niepokojące przemieszczenia wojsk sowieckich stacjonujących w naszym kraju, które mogły wskazywać na ich marsz w kierunku Warszawy.

Komunistyczne władze doskonale wiedziały, że ks. kard. Stefan Wyszyński cieszy się ogromnym autorytetem wśród Polaków. Uwięzienie i niezłomna postawa Prymasa po 1953 roku tylko ten autorytet wzmocniła. Tajne raporty bezpieki dotyczące protestów robotniczych w Poznaniu w czerwcu 1956 roku skrupulatnie odnotowywały fakt, że wśród żądań zgłaszanych przez robotników zakładów Cegielskiego i innych przedsiębiorstw stolicy Wielkopolski pojawiały się postulaty powrotu katechezy do szkół, wycofania wojsk sowieckich z Polski oraz uwolnienia Prymasa Wyszyńskiego. Był to niejako "wolnościowy pakiet", którego domagali się Polacy. Uwięzienie Prymasa było przez nich traktowane jako czytelny symbol zniewolenia całego narodu.

Strategia Prymasa

26 października 1956 roku w Komańczy Prymas Wyszyński przyjął delegację wysłaną przez Władysława Gomułkę. "Jestem tego zdania od trzech lat, że miejsca Prymasa Polski jest w Warszawie" - te słowa usłyszał z ust uwięzionego kardynała Zenon Kliszko stojący na czele delegacji. Prymas nie zamierzał jednak występować jako pionek w grach toczonych przez komunistów między sobą i ze społeczeństwem. Ksiądz kardynał Wyszyński kierował się przede wszystkim własnym rozpoznaniem sytuacji. To zaś - jak widzieliśmy - opierało się na przeświadczeniu, że wykrwawiony w ostatniej wojnie Naród Polski nie może pozwolić sobie na kolejny rozlew krwi. Potrzebny jest czas na gojenie się ran. Właśnie dlatego, a nie po to, by zaspokajać pęd do władzy takiej czy innej frakcji wewnątrz PZPR, Prymas zdecydował się na powrót do stolicy.

Nastąpił on 28 października 1956 roku i był to powrót triumfalny. Powracającego kardynała witały w stolicy rzesze ludzi. Dopiero to, że Prymas powrócił do swojej rezydencji na Miodowej, a nie obietnice "socjalizmu z ludzką twarzą", było dla Polaków dowodem na to, że "przemiany październikowe" niosą jakąś nadzieję na realne poszerzenie obszaru wolności, mimo ciągłego monopolu władzy PZPR.

Tym bardziej że swój powrót do Warszawy Prymas obwarował konkretnymi warunkami, które komuniści zobowiązali się spełnić. Chodziło przede wszystkim o odwołanie niesławnego dekretu z lutego 1953 roku o obsadzaniu urzędów kościelnych oraz zgodę na powrót do swoich diecezji usuniętych z nich biskupów (Czesława Kaczmarka z Kielc oraz Stanisława Adamskiego z Katowic). Do szkół miała powrócić katecheza. Władze zgodziły się na reaktywowanie Komisji Mieszanej Rząd-Kościół, której powierzono zajmowanie się spornymi sprawami.

Jednak najważniejszą przyczyną, dla której za lata swojego uwięzienia Prymas chciał śpiewać Bogu "Te Deum", było to, że właśnie wtedy narodził się i został opracowany przez uwięzionego arcybiskupa Gniezna i Warszawy długofalowy program przetrwania Narodu Polskiego pod władza komunistyczną. Jedyny ratunek Prymas widział w odnowieniu wiary poszczególnych ludzi, ale i całej wspólnoty "ochrzczonego Narodu". Przewodniczką w tym coraz mocniejszym przylgnięciu do Chrystusa miała być Matka Boża.

Odnowa przez Maryję

To w Jej oczy spoglądał Prymas, opuszczając we wrześniu 1953 roku swoją warszawską rezydencję. To Jej 8 grudnia 1953 roku zawierzył się aktem osobistego oddania się Matce Najświętszej. To u Jej stóp 26 sierpnia 1956 roku w obliczu milionowej rzeszy pielgrzymów zostały odczytane i zaprzysiężone Jasnogórskie Śluby Narodu, napisane przez ks. kard. Wyszyńskiego w Komańczy. Pusty fotel Prymasa z wiązanką białych i czerwonych róż oraz rzesze Polaków pod jasnogórskimi wałami były najbardziej czytelnymi - również dla komunistów - znakami, skąd, z jakiego źródła Polacy chcą czerpać nadzieję na swoje odrodzenie. Z pewnością nie z reklamowanej wtedy przez partyjnych "rewizjonistów" tzw. polskiej drogi do socjalizmu.

W latach 1953-1956 Prymas opracował również program narodowej katechezy, który jako Wielka Nowenna był do 1957 roku systematycznie wcielany w życie. Wtedy narodził się również pomysł peregrynacji kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej po wszystkich parafiach w Polsce. Wszystko było już przygotowane do duchowego przeżywania nadchodzącego Milenium Chrztu Polski. Tak należy rozumieć słowa Prymasa o trzech latach jego uwięzienia, o czasie błogosławionym dla Kościoła i Narodu.

za: Prof. Grzegorz Kucharczyk, Powrót z więzienia, w: Nasz Dziennik z 30 października 2019 r., s. 13.