Non possumus!

Aresztowanie ks. kard. Stefana Wyszyńskiego

Prymas Wyszyński obejmował w 1948 roku rządy w Kościele w Polsce w najdramatyczniejszym momencie jego dziejów. Nie zabliźniły się jeszcze rany po drugiej wojnie światowej, w czasie której polskie duchowieństwo zostało dosłownie zdziesiątkowane. Dość wspomnieć hekatombę ofiar poniesionych z rąk niemieckich okupantów. Na ziemiach polskich po wrześniu 1939 roku (Wielkopolska, Pomorze, Górny Śląsk) zginał co trzeci polski ksiądz. Niekiedy ginęły całe kapituły i kadra seminaryjna (np. w Pelplinie). 

Po zakończeniu krwawej okupacji niemieckiej rozpoczęła się nowa okupacja. Wykonawcami woli Stalina na ziemiach polskich byli komuniści zrzeszeni początkowo w Polskiej Partii Robotniczej, a od 1948 roku w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (Stalin pilnował, by w nazwach obu formacji nie pojawiła się żadne wzmianka o komunizmie, wszak sam twierdził, że próba skomunizowania Polski jest równa usiłowaniu osiodłania krowy). W planach sowieckich mocodawców Polska nie tylko miała być na trwałe podporządkowana politycznie i wojskowo Moskwie,ale miała być również zniewolona ideologicznie (zsowietyzowana).

Ksiądz kard. Wyszyński doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i dostosował do niej swoją politykę wobec władzy komunistycznej. Oceniając po paru latach, już jako więzień, ten najtrudniejszy okres swojej prymasowskiej służby, pisał w "Zapiskach więziennych": "Byłem od początku i jestem nadal tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krewi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą możliwą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju Narodu i Kościoła, do życia zwyczajnego, o które tak w Polsce ciągle trudno. [...] Do kół kierowniczych Episkopatu należało tak prowadzić sprawy Kościoła w "polskiej rzeczywistości", by oszczędzić mu nowych strat. Tym więcej, że możemy się spodziewać, że to są initio dolorum, że cały rozwój przemian społecznych może doprowadzić do konfliktu: chrześcijaństwo - bezbożnictwo. By jednak ten konflikt nie zastał nas nieprzygotowanych, trzeba zyskać czas, aby wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji".

Charakterystyczne dla sposobu myślenia i działania Prymasa Tysiąclecia było - widoczne w zacytowanych słowach - łączne traktowanie spraw Narodu i Kościoła. Od początku aż do końca swojej prymasowskiej posługi były to sprawy nierozdzielne - jak przystało na kontynuatora linii wielkich interreksów.

Świadomość nieuchronnego starcia z reżimem i ideologią komunistyczną, a jednocześnie staranie, by odwlec je możliwie długo, były głównymi motywami, które stały za zgodą Prymasa na podpisanie w 1950 roku porozumienia z rządem komunistycznym. Ten zaś nie rezygnował z planów całkowitego podporządkowania sobie Kościoła w Polsce, a następnie jego całkowitego zniszczenia. Po 1950 roku nie ustały aresztowania kapłanów, fizyczne napaści "nieznanych sprawców|" na księży, prześladowano instytucje życia katolickiego (prasę, działalność charytatywną), ciągle utrudniano pracę Kościoła na Ziemiach Odzyskanych, choć obecność struktur kościelnych na tych obszarach walnie przyczyniała się do ich integracji z resztą Polski.

W lutym 1953 roku komuniści zdecydowali się na frontalny atak, publikując dekret "o tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu stanowisk kościelnych", który oznaczał - w razie jego zastosowania - całkowite podporządkowanie Kościoła katolickiego w Polsce komunistycznemu państwu. To ono w świetle nowego dekretu miało decydować o obsadzie wszystkich godności kościelnych od proboszcza w górę.

Nie za wszelką cenę

Dla Prymasa Wyszyńskiego stało się jasne, że w tym momencie nie było już pola na kompromis i grę na czas. Jego zyskiwanie mogło się tylko odbyć kosztem zatracenia samej istoty Kościoła. 8 maja 1953 roku Episkopat Polski przyjął przygotowaną przez Prymasa Polski odpowiedź na roszczenia komunistycznej władzy. 21 maja 1953 roku została ona w formie memoriału przekazana na ręce Bolesława Bieruta, który jako przewodniczący Rady Państwa był formalnie głową PRL (co ważniejsze, z woli Moskwy stał również na czele PZPR).

W dokumencie znalazły się historyczne słowa: "Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem, nie za co innego, tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!".

W czasie uroczystości Bożego Ciała w Warszawie ks. kard. Wyszyński ujawnił wiernym treść memoriału i powtórzył słowa "Non possumus". Wysłuchało ich ok. 200 tysięcy ludzi. Było tylko kwestią czasu, kiedy nastąpi uderzenie ze strony komunistycznej władzy.

Premier peerelowskiego rządu Józef Cyrankiewicz, ten sam, który w czerwcu 1956 roku mówił o "odrąbywaniu ręki podniesionej na władzę ludową", trzy lata wcześniej w reakcji na twarde "Non possumus" Prymasa i Episkopatu deklarował, że "rząd będzie z całą skrupulatnością strzegł wolności religii, praktyk religijnych, działalności charytatywnej". Zaraz jednak tonem niezawoalowanej groźby dodawał: "Ale rząd nie dopuści, ażeby pod tą przykrywką odbywała się krecia robota mobilizowania i popierania elementów nieprzejednanie wrogich wobec państwa ludowego". Warto pamiętać, że w uchwalonej w 1952 roku pod dyktando Stalina konstytucji PRL, znalazł się cały katalog praw obywatelskich, włącznie z wolnością słowa i wyznania, wszelako z małym "ale" - "o ile korzystanie z nich nie godzi w podstawy ustroju socjalistycznego".

Aresztowanie i spojrzenie w oczy Matki

25 września 1953 roku funkcjonariusze XI Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wtargnęli do rezydencji arcybiskupów warszawskich przy ulicy Miodowej z decyzją Prezydium Rady Ministrów o pozbawieniu Prymasa Polski jego kościelnych godności z powodu "ich nadużywania". Zakomunikowali jednocześnie, że Prymas ma w trybie natychmiastowym opuścić swoją warszawską siedzibę i udać się do miejsca odosobnienia w eskorcie funkcjonariuszy SB.

Prymas Wyszyński przeczytał przedstawione mu pisma, ale nie przyjął ich do wiadomości. Oprotestował zadawany jemu osobiście i godności prymasowskiej gwałt. Wychodząc, wstąpił na chwilę do swojej kaplicy, "by - jak wspominał - spojrzeć na tabernakulum i na moją Matkę Bożą w witrażu. Zeszliśmy na dół. Z progu raz jeszcze spojrzałem na obraz Matki Bożej Jasnogórskiej, wiszący nad wejściem do Sali papieskiej, raz jeszcze złożyłem protest i wyszedłem do samochodu".

za: Prof. Grzegorz Kucharczyk, Non possumus!, w: Nasz Dziennik z 30 października 2019 r., s. 14.