Jasnogórski Prymas

Rozmowa z o. Marianem Waligórą OSPPE, przeorem Jasnej Góry

- Zakończył się proces beatyfikacyjny ks. kard. Stefana Wyszyńskiego i od 7 czerwca przyszłego roku będziemy go już czcić jako błogosławionego. Czy to nie jest także ważne potwierdzenie dla maryjnej drogi Kościoła w Polsce, którą Prymas Tysiąclecia kroczył?

- Bez wątpienia jest to potwierdzenie maryjnej drogi Kościoła, którą kroczył nie tylko kard. Stefan Wyszyński, ale wcześniej kard. August Hlond i potem Jan Paweł II. Potwierdził to święty papież 40 lat temu podczas swej I pielgrzymki do Polski. Do kard. Wyszyńskiego zwrócił się na Jasnej Górze w bardzo osobistych słowach, ale jednocześnie publicznie, tak by wszyscy słyszeli: "Księże Prymasie! Pozwól mi tylko to jedno jeszcze powiedzieć, że ci się spełnia ten punkt twego odważnego, bohaterskiego programu, duszpasterzowania w Polsce i w świecie współczesnym!". W tych słowach Jan Paweł II podkreślił znaczenie przede wszystkim Milenijnego Aktu Oddania Polski w Macierzyńską Niewolę Miłości za Wolność Kościoła w Polsce i na świecie z 3 maja 1966 r., ale nie tylko.

- Na czym polegał ten proponowany przez Prymasa Tysiąclecia program "bycia niewolnikiem Maryi"?

- Polegał on na bezwarunkowym oddaniu się Bogu przez Maryję i jak Maryja, aż po złożenie nas samych i Narodu jako żertwy ofiarnej - w krwi i męczeństwie - za ocalenie Kościoła w świecie. Sam Wyszyński wołał do Matki Bożej: "Jeśli Ci to potrzebne, zabij mnie, byleby tylko Kościół w Polsce i naród był wolny, żył i pracował dla Twojej chwały". Oddanie się Bogu w ofierze, bezwarunkowe "fiat" - miało przynieść zwycięstwo przez Maryję i przemienić Kościół w naszej Ojczyźnie, stając się drogą Kościoła powszechnego.

Według Prymasa Tysiąclecia, w tym programie Jasna Góra miała do odegrania niezwykłą rolę. W liście z Komańczy do generała Zakonu Paulinów internowany ks. kard. Wyszyński pisał: "Bodaj nigdy tak dobitnie jak teraz nie uświadomiłem sobie, tego, jak potężna jest wola Boża, by Jasna Góra była Stolicą Chwały Bożej, która rozlewa się na Polskę przez dziewicze dłonie Pośredniczki łask wszelkich. Bodaj nigdy jak teraz nie widziałem tego tak jasno, że wolą Ojca Narodów jest, by Naród Polski był zjednoczony przez Jasną Górę i by tutaj się odnawiał i krzepił. Tej woli Bożej nikt nie zdoła złamać, o czym świadczą wieki naszego trwania na Jasnej Górze, bardziej jeszcze niezłomnego niż mury i wały obronne".

Prymas Tysiąclecia 14 lutego 1953 r. powiedział znamienne słowa: "Wszystko postawiłem na Maryję". Gdy je mówił, wiadomo było, co one znaczą: że nie tylko wszystko postawił na Maryję w życiu osobistym, ale że postawił wszystko na Nią w życiu Narodu i Kościoła w Polsce.

- Nic dziwnego, że ks. kard. Stefana Wyszyńskiego nazywa się jasnogórskim Prymasem Polski?

- On sam nazwał siebie Prymasem Jasnogórskim, ponieważ całe jego życia upływało w łączności z Jasnogórską Maryją - Królową Polski. Pragnął nawet zostać paulinem. Z Mszą św. prymicyjną przyjechał na Jasną Górę, aby "mieć Matkę, która nie umiera". Jego rodzona matka umarła, gdy miał 9 lat. Po sakrę biskupią także przybył na Jasną Górę, a w herbie biskupim i prymasowskim umieścił wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej. Mówił potem: "Matka Boża Jasnogórska w moim herbie to nie ozdoba, to program mego biskupiego i prymasowskiego życia".

Stefan kardynał Wyszyński trzydzieści trzy lata swego prymasowskiego posługiwania nazwał służbą u Jasnogórskiej Pani. Z Jasnej Góry uczynił parafię całej Polski, swoją główną placówkę duszpasterską. Przekształcił Częstochowę w duchową twierdzę, mającą zatrzymać zaprogramowaną przez komunistów ateizację.

- Wiadomo, ile razy Prymas Tysiąclecia był na Jasnej Górze?

- Udokumentowane są aż 603 dni pobytu Księdza Prymasa na Jasnej Górze. Wynika to z osobistych jego zapisków, które prowadził od czasu nominacji na Prymasa Polski. Pobytów ks. kard. Wyszyńskiego na Jasnej Górze z pewnością było znacznie więcej, bo jak podkreślają świadkowie, zawsze, kiedy przejeżdżał przez Częstochowę, wstępował do Matki Bożej.

Jasnogórskie kalendarium nie ogranicza się do samego pobytu Sługi Bożego na Jasnej Górze, ukazuje również propagowanie kultu Matki Bożej Jasnogórskiej zarówno na forum Kościoła powszechnego, jak i utrwalanie wśród Polonii świata.

W okresie prymasostwa, od 1948 do 1981 r., kard. Stefan Wyszyński wygłosił na Jasnej Górze setki przemówień, w sumie prawie 3 tysiące stron maszynopisu. W tej "jasnogórskiej kuźni" Prymas wypracował projekty, plany, akcje duszpasterskie. Znane są one jako: Śluby Narodu, Wielka Nowenna, nawiedzenie parafii przez kopię Cudownego Obrazu Matki Bożej w kraju i poza jego granicami, czuwania soborowe z Maryją Jasnogórską, Milenijny Akt Oddania Polski w Macierzyńską Niewolę Miłości za wolność Kościoła, nocne czuwania, założenie biblioteki z Księgami Czynów Dobroci i Zobowiązań Parafii.

Powrót z więzienia

Trzy lata, które zmieniły Kościół i Naród

Na miesiąc przed uwolnieniem Prymas Stefan Wyszyński zanotował w swoich "Zapiskach więziennych" znamienne słowa: "Omnia bene fecisti [Wszystko dobrze uczyniłeś]... Po trzech latach mego więzienia ten wniosek uważam za ostateczny. Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat z curriculum mego życia... Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła Powszechnego w świecie - jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam dziś, w godzinie mego aresztowania, swoim Te Deum i Magnificat".

Komuniści: Chcemy Prymasa w Warszawie

Pośrednim potwierdzeniem tych słów Prymasa Wyszyńskiego były okoliczności towarzyszące jego powrotowi w październiku 1956 r.l do Warszawy z Komańczy, ostatniego miejsca uwięzienia (poprzednie to Rywałd, Stoczek Warmiński i Prudnik). Oto bowiem ci sami komuniści, którzy trzy lata wcześniej uwięzili go i wywieźli przemocą ze stolicy, teraz wręcz przynaglali Prymasa do powrotu. Wiedzieli doskonale, że tylko jego obecność w Warszawie pozwoli na uspokojenie przybierających na sile antyrządowych nastrojów, które groziły w każdej chwili niekontrolowanym wybuchem i powtórką nad Wisłą węgierskiego scenariusza. Nie było tajemnicą, że Kreml niechętnie patrzył na przesilenie wewnątrz partii komunistycznej w Polsce (dojście do władzy frakcji Władysława Gomułki, który w latach 1944-1948 był głównym wykonawcą sowieckiej polityki w Polsce jako przywódca PPR). Obserwowano niepokojące przemieszczenia wojsk sowieckich stacjonujących w naszym kraju, które mogły wskazywać na ich marsz w kierunku Warszawy.

Komunistyczne władze doskonale wiedziały, że ks. kard. Stefan Wyszyński cieszy się ogromnym autorytetem wśród Polaków. Uwięzienie i niezłomna postawa Prymasa po 1953 roku tylko ten autorytet wzmocniła. Tajne raporty bezpieki dotyczące protestów robotniczych w Poznaniu w czerwcu 1956 roku skrupulatnie odnotowywały fakt, że wśród żądań zgłaszanych przez robotników zakładów Cegielskiego i innych przedsiębiorstw stolicy Wielkopolski pojawiały się postulaty powrotu katechezy do szkół, wycofania wojsk sowieckich z Polski oraz uwolnienia Prymasa Wyszyńskiego. Był to niejako "wolnościowy pakiet", którego domagali się Polacy. Uwięzienie Prymasa było przez nich traktowane jako czytelny symbol zniewolenia całego narodu.

Strategia Prymasa

26 października 1956 roku w Komańczy Prymas Wyszyński przyjął delegację wysłaną przez Władysława Gomułkę. "Jestem tego zdania od trzech lat, że miejsca Prymasa Polski jest w Warszawie" - te słowa usłyszał z ust uwięzionego kardynała Zenon Kliszko stojący na czele delegacji. Prymas nie zamierzał jednak występować jako pionek w grach toczonych przez komunistów między sobą i ze społeczeństwem. Ksiądz kardynał Wyszyński kierował się przede wszystkim własnym rozpoznaniem sytuacji. To zaś - jak widzieliśmy - opierało się na przeświadczeniu, że wykrwawiony w ostatniej wojnie Naród Polski nie może pozwolić sobie na kolejny rozlew krwi. Potrzebny jest czas na gojenie się ran. Właśnie dlatego, a nie po to, by zaspokajać pęd do władzy takiej czy innej frakcji wewnątrz PZPR, Prymas zdecydował się na powrót do stolicy.

Nastąpił on 28 października 1956 roku i był to powrót triumfalny. Powracającego kardynała witały w stolicy rzesze ludzi. Dopiero to, że Prymas powrócił do swojej rezydencji na Miodowej, a nie obietnice "socjalizmu z ludzką twarzą", było dla Polaków dowodem na to, że "przemiany październikowe" niosą jakąś nadzieję na realne poszerzenie obszaru wolności, mimo ciągłego monopolu władzy PZPR.

Tym bardziej że swój powrót do Warszawy Prymas obwarował konkretnymi warunkami, które komuniści zobowiązali się spełnić. Chodziło przede wszystkim o odwołanie niesławnego dekretu z lutego 1953 roku o obsadzaniu urzędów kościelnych oraz zgodę na powrót do swoich diecezji usuniętych z nich biskupów (Czesława Kaczmarka z Kielc oraz Stanisława Adamskiego z Katowic). Do szkół miała powrócić katecheza. Władze zgodziły się na reaktywowanie Komisji Mieszanej Rząd-Kościół, której powierzono zajmowanie się spornymi sprawami.

Jednak najważniejszą przyczyną, dla której za lata swojego uwięzienia Prymas chciał śpiewać Bogu "Te Deum", było to, że właśnie wtedy narodził się i został opracowany przez uwięzionego arcybiskupa Gniezna i Warszawy długofalowy program przetrwania Narodu Polskiego pod władza komunistyczną. Jedyny ratunek Prymas widział w odnowieniu wiary poszczególnych ludzi, ale i całej wspólnoty "ochrzczonego Narodu". Przewodniczką w tym coraz mocniejszym przylgnięciu do Chrystusa miała być Matka Boża.

Odnowa przez Maryję

To w Jej oczy spoglądał Prymas, opuszczając we wrześniu 1953 roku swoją warszawską rezydencję. To Jej 8 grudnia 1953 roku zawierzył się aktem osobistego oddania się Matce Najświętszej. To u Jej stóp 26 sierpnia 1956 roku w obliczu milionowej rzeszy pielgrzymów zostały odczytane i zaprzysiężone Jasnogórskie Śluby Narodu, napisane przez ks. kard. Wyszyńskiego w Komańczy. Pusty fotel Prymasa z wiązanką białych i czerwonych róż oraz rzesze Polaków pod jasnogórskimi wałami były najbardziej czytelnymi - również dla komunistów - znakami, skąd, z jakiego źródła Polacy chcą czerpać nadzieję na swoje odrodzenie. Z pewnością nie z reklamowanej wtedy przez partyjnych "rewizjonistów" tzw. polskiej drogi do socjalizmu.

W latach 1953-1956 Prymas opracował również program narodowej katechezy, który jako Wielka Nowenna był do 1957 roku systematycznie wcielany w życie. Wtedy narodził się również pomysł peregrynacji kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej po wszystkich parafiach w Polsce. Wszystko było już przygotowane do duchowego przeżywania nadchodzącego Milenium Chrztu Polski. Tak należy rozumieć słowa Prymasa o trzech latach jego uwięzienia, o czasie błogosławionym dla Kościoła i Narodu.

za: Prof. Grzegorz Kucharczyk, Powrót z więzienia, w: Nasz Dziennik z 30 października 2019 r., s. 13.

Non possumus!

Aresztowanie ks. kard. Stefana Wyszyńskiego

Prymas Wyszyński obejmował w 1948 roku rządy w Kościele w Polsce w najdramatyczniejszym momencie jego dziejów. Nie zabliźniły się jeszcze rany po drugiej wojnie światowej, w czasie której polskie duchowieństwo zostało dosłownie zdziesiątkowane. Dość wspomnieć hekatombę ofiar poniesionych z rąk niemieckich okupantów. Na ziemiach polskich po wrześniu 1939 roku (Wielkopolska, Pomorze, Górny Śląsk) zginał co trzeci polski ksiądz. Niekiedy ginęły całe kapituły i kadra seminaryjna (np. w Pelplinie). 

Po zakończeniu krwawej okupacji niemieckiej rozpoczęła się nowa okupacja. Wykonawcami woli Stalina na ziemiach polskich byli komuniści zrzeszeni początkowo w Polskiej Partii Robotniczej, a od 1948 roku w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (Stalin pilnował, by w nazwach obu formacji nie pojawiła się żadne wzmianka o komunizmie, wszak sam twierdził, że próba skomunizowania Polski jest równa usiłowaniu osiodłania krowy). W planach sowieckich mocodawców Polska nie tylko miała być na trwałe podporządkowana politycznie i wojskowo Moskwie,ale miała być również zniewolona ideologicznie (zsowietyzowana).

Ksiądz kard. Wyszyński doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i dostosował do niej swoją politykę wobec władzy komunistycznej. Oceniając po paru latach, już jako więzień, ten najtrudniejszy okres swojej prymasowskiej służby, pisał w "Zapiskach więziennych": "Byłem od początku i jestem nadal tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krewi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą możliwą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju Narodu i Kościoła, do życia zwyczajnego, o które tak w Polsce ciągle trudno. [...] Do kół kierowniczych Episkopatu należało tak prowadzić sprawy Kościoła w "polskiej rzeczywistości", by oszczędzić mu nowych strat. Tym więcej, że możemy się spodziewać, że to są initio dolorum, że cały rozwój przemian społecznych może doprowadzić do konfliktu: chrześcijaństwo - bezbożnictwo. By jednak ten konflikt nie zastał nas nieprzygotowanych, trzeba zyskać czas, aby wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji".

Charakterystyczne dla sposobu myślenia i działania Prymasa Tysiąclecia było - widoczne w zacytowanych słowach - łączne traktowanie spraw Narodu i Kościoła. Od początku aż do końca swojej prymasowskiej posługi były to sprawy nierozdzielne - jak przystało na kontynuatora linii wielkich interreksów.

Świadomość nieuchronnego starcia z reżimem i ideologią komunistyczną, a jednocześnie staranie, by odwlec je możliwie długo, były głównymi motywami, które stały za zgodą Prymasa na podpisanie w 1950 roku porozumienia z rządem komunistycznym. Ten zaś nie rezygnował z planów całkowitego podporządkowania sobie Kościoła w Polsce, a następnie jego całkowitego zniszczenia. Po 1950 roku nie ustały aresztowania kapłanów, fizyczne napaści "nieznanych sprawców|" na księży, prześladowano instytucje życia katolickiego (prasę, działalność charytatywną), ciągle utrudniano pracę Kościoła na Ziemiach Odzyskanych, choć obecność struktur kościelnych na tych obszarach walnie przyczyniała się do ich integracji z resztą Polski.

W lutym 1953 roku komuniści zdecydowali się na frontalny atak, publikując dekret "o tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu stanowisk kościelnych", który oznaczał - w razie jego zastosowania - całkowite podporządkowanie Kościoła katolickiego w Polsce komunistycznemu państwu. To ono w świetle nowego dekretu miało decydować o obsadzie wszystkich godności kościelnych od proboszcza w górę.

Nie za wszelką cenę

Dla Prymasa Wyszyńskiego stało się jasne, że w tym momencie nie było już pola na kompromis i grę na czas. Jego zyskiwanie mogło się tylko odbyć kosztem zatracenia samej istoty Kościoła. 8 maja 1953 roku Episkopat Polski przyjął przygotowaną przez Prymasa Polski odpowiedź na roszczenia komunistycznej władzy. 21 maja 1953 roku została ona w formie memoriału przekazana na ręce Bolesława Bieruta, który jako przewodniczący Rady Państwa był formalnie głową PRL (co ważniejsze, z woli Moskwy stał również na czele PZPR).

W dokumencie znalazły się historyczne słowa: "Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem, nie za co innego, tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!".

W czasie uroczystości Bożego Ciała w Warszawie ks. kard. Wyszyński ujawnił wiernym treść memoriału i powtórzył słowa "Non possumus". Wysłuchało ich ok. 200 tysięcy ludzi. Było tylko kwestią czasu, kiedy nastąpi uderzenie ze strony komunistycznej władzy.

Premier peerelowskiego rządu Józef Cyrankiewicz, ten sam, który w czerwcu 1956 roku mówił o "odrąbywaniu ręki podniesionej na władzę ludową", trzy lata wcześniej w reakcji na twarde "Non possumus" Prymasa i Episkopatu deklarował, że "rząd będzie z całą skrupulatnością strzegł wolności religii, praktyk religijnych, działalności charytatywnej". Zaraz jednak tonem niezawoalowanej groźby dodawał: "Ale rząd nie dopuści, ażeby pod tą przykrywką odbywała się krecia robota mobilizowania i popierania elementów nieprzejednanie wrogich wobec państwa ludowego". Warto pamiętać, że w uchwalonej w 1952 roku pod dyktando Stalina konstytucji PRL, znalazł się cały katalog praw obywatelskich, włącznie z wolnością słowa i wyznania, wszelako z małym "ale" - "o ile korzystanie z nich nie godzi w podstawy ustroju socjalistycznego".

Aresztowanie i spojrzenie w oczy Matki

25 września 1953 roku funkcjonariusze XI Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wtargnęli do rezydencji arcybiskupów warszawskich przy ulicy Miodowej z decyzją Prezydium Rady Ministrów o pozbawieniu Prymasa Polski jego kościelnych godności z powodu "ich nadużywania". Zakomunikowali jednocześnie, że Prymas ma w trybie natychmiastowym opuścić swoją warszawską siedzibę i udać się do miejsca odosobnienia w eskorcie funkcjonariuszy SB.

Prymas Wyszyński przeczytał przedstawione mu pisma, ale nie przyjął ich do wiadomości. Oprotestował zadawany jemu osobiście i godności prymasowskiej gwałt. Wychodząc, wstąpił na chwilę do swojej kaplicy, "by - jak wspominał - spojrzeć na tabernakulum i na moją Matkę Bożą w witrażu. Zeszliśmy na dół. Z progu raz jeszcze spojrzałem na obraz Matki Bożej Jasnogórskiej, wiszący nad wejściem do Sali papieskiej, raz jeszcze złożyłem protest i wyszedłem do samochodu".

za: Prof. Grzegorz Kucharczyk, Non possumus!, w: Nasz Dziennik z 30 października 2019 r., s. 14.


Długa droga


Zanim w 1948 r. Stefan Wyszyński został prymasem Polski, przeszedł trudną drogę życiową. W dzieciństwie przeżył śmierć matki, wiedział, czym jest głód, chorował na tyfus i gruźlicę. Potem widział ogrom cierpienia podczas II wojny światowej, zwłaszcza jako kapelan Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim. W takich warunkach - komentuje Milena Kindziuk, autorka reporterskiej biografii Prymasa Tysiąclecia - dojrzewał do polskości i do kapłaństwa. Jego biografię Kindziuk rozpoczyna w Zuzeli n. Bugiem, gdzie się urodził i spędził część dzieciństwa. W domu rodzinnym kardynała, zniszczonym w czasie wojny, historia - którą potem sam współtworzył - była na wyciągnięcie ręki. Wisiały tam portrety wybitnych Polaków: Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego. 

Książka ukazuje się w odpowiednim momencie - wkrótce po tym, jak ogłoszono, że 7 czerwca przyszłego roku odbędzie się długo oczekiwana beatyfikacja Prymasa. (wd)

za: Niedziela Warszawska nr 44/2019, s. 52.

Jak Prymas jednoczył

Jaki był stosunek Prymasa Wyszyńskiego do "sprawy" bp. Kaczmarka? Co sądził o środowiskach katolików świeckich/ Czym różni się biskup-proboszcz od biskupa-profesora? Odpowiedzi znajdziemy w tomach VII i VIII zapisów "Pro memoria", które dostępne już są na księgarskich półkach

Osobiste zapiski "Pro memoria" Prymasa Stefana Wyszyńskiego są jedynym w swoim rodzaju świadectwem jego niezłomnej działalności prymasowskiej przez prawie 33 lata. Prymas pisał je niemal każdego dnia, notując skrupulatnie, jakie miejsca odwiedzał, z kim się danego dnia spotykał, o czym rozmawiał, jaki miał pogląd na daną kwestię.

Kanada ufała Prymasowi

Tom VII obejmuje rok 1960, który charakteryzował się w Kościele katolickim w Polsce przede wszystkim dalszym realizowaniem programu Wielkiej Nowenny i wzmagającą się antykościelną ofensywą władz PRL. W tym czasie miały miejsce wydarzenia w Nowej Hucie, związane z obroną krzyża przez wiernych, a także tzw. wydarzenia zielonogórskie, czyli obrona domu katolickiego w Zielonej Górze przed likwidacją. Władze komunistyczne rozwinęły również akcję zmierzającą do skompromitowania i odwołania ze stanowiska ordynariusza kieleckiego bp. Czesława Kaczmarka. Dzięki Prymasowi pod koniec roku doszło również do zawarcia porozumienia między władzami PRL a rządem kanadyjskim w sprawie sprowadzenia arrasów wawelskich do Polski. - Rola kard. Wyszyńskiego była w tym względzie niepoślednia, gdyż - wobec wątpliwości rządu Kanady - był on właściwie swoistym gwarantem porozumienia - zauważa dr Rafał Łatka, redaktor naukowy tomu VII, i dodaje, że charakterystycznym jest, że Prymas nie wysuwał swojej osoby na pierwszy plan, uważając, że najważniejsze jest to, by skarby wawelskie powróciły do ojczyzny.

Troszczył się o kleryków

W tomu VIII znalazły się zapiski kard. Wyszyńskiego z 1961 r. Przedstawiają one sytuację Kościoła w PRL w okresie narastającego napięcia w obrębie stosunków wyznaniowych. Sam Prymas stwierdził, że dla Kościoła był to czas pełen udręk. Kard. Wyszyński dużo uwagi poświęcał sprawie seminariów duchownych, które stały się celem ataków państwa, dążącego do przejęcia nad nimi kontroli. Na ogólną liczbę 103 seminariów wizytacjami państwowymi objęto 77. Episkopat składał skargi i protesty do władz wobec powoływania kleryków do wojska. - Służba kleryków w wojsku miała stać się środkiem odwetowym na hierarchów niespolegliwych, miała wywrzeć presję na innych hierarchów, doprowadzić do dezintegracji nauki w seminarium i zniechęcić kleryków do kapłaństwa - wylicza dr Monika Wiśniewska, redaktor naukowy tomu VIII. Wielką troską Prymasa było także staranie o nadanie Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie oblicza katolickiego. Stosunkowo często w zapiskach kard. Wyszyński odnosi się do środowiska katolików świeckich, co do których miał zdecydowane i wyraziste zdanie.

Autorytet oddolny

Prymas Wyszyński codziennie spotykał się z kilkoma, a nawet kilkunastoma kapłanami, którzy przychodzili do niego ze swoimi problemami i słabościami. - Był człowiekiem niezwykle pracowitym, żyjącym w napięciu intelektualnym, etycznym, wysłuchującym różnorodnych opinii. Nie lukrował rzeczywistości - podkreśla prof. Jan Żaryn. Nawet w nawale zajęć i obowiązków zawsze znajdował czas i siły, aby brać w opiekę kapłanów starszych czy obciążonych doświadczeniami wojennymi. - Kard. Wyszyński był przy tym o jedno pokolenie do przodu. Potrafił też "kreować" sobie Episkopat, patrząc na polskie społeczeństwo. Każdy z biskupów był innym, wychowany w innych warunkach. Prymas zabiegał o to, aby Episkopat był jednością i działał wspólnie - podkreśla ks. prof. Józef Marecki z UPJPII w Krakowie.

Kard. Wyszyński cieszył się wśród Polaków rzeczywistym autorytetem. Nie otrzymał go jednak "w pakiecie", gdy został Prymasem Polski. - Autorytet Prymasa Wyszyńskiego nie wynikał z uprawnień nadanych mu przez Stolicę Apostolską, ale one wynikały z jego autorytetu, który nie był narzucony, ale autentycznie przez niego zdobyty - zauważa prof. Żaryn, podkreślając, że po uwolnieniu z internowania Prymasa, to biskupi uczą się od niego, dostrzegając duchową przewagę Kościoła nad zmiennością intelektualną komunistów.

za: Łukasz Krzysztofka, Jak Prymas jednoczył, w: Niedziela Warszawska nr 44/2019, s. V.

W drodze do beatyfikacji

Znamy już datę i miejsce beatyfikacji czcigodnego sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego - uroczystość odbędzie się 7 czerwca 2020 r. na pl. Piłsudskiego w Warszawie

O decyzji papieża Franciszka poinformował dziennikarzy metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz. Mszy św. beatyfikacyjnej będzie przewodniczył papieski wysłannik kard. Angelo Becciu, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Odczyta on dekret beatyfikacyjny i ogłosi datę liturgicznego wspomnienia Prymasa Stefana Wyszyńskiego. - Czas do beatyfikacji wykorzystajmy na dobre przygotowanie się do tej uroczystości poprzez poznanie jeszcze bliżej i przypomnienie sobie osoby kard. Stefana Wyszyńskiego. W czasie tych 7-8 miesięcy wszyscy mamy go poznać, naśladować, przez jego wstawiennictwo modlić się do Boga - podkreślił metropolita warszawski.

10 lat po ks. Jerzym

Kard. Nycz wskazał, że jest to zadanie dla praktycznie wszystkich diecezji w Polsce, ponieważ kard. Wyszyński był Prymasem Polski i przewodniczącym Konferencji Episkopatu, ale szczególnie bliskie były mu archidiecezja warszawska, diecezje warszawsko-praska i łowicka oraz archidiecezja gnieźnieńska, w których posługiwał. Beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia odbędzie się dokładnie 10 lat i jeden dzień po beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki, który także był beatyfikowany na pl. Piłsudskiego.

Metropolita warszawski wyraził nadzieję na to, że beatyfikacja kard. Wyszyńskiego przyczyni się do zmniejszania głębokich podziałów w polskim społeczeństwie. - Jeśli poważnie podejdziemy do tej beatyfikacji i poważnie zastanowimy się nad tym, co mówił kard. Wyszyński i że to jest ponadczasowe, to coś w nas musi drgnąć. Problem jest w tym, ab y drgnęło na dłużej i o tym też musimy myśleć i to to się troszczyć - zaapelował kard. Nycz.

Gigant ducha

Zdaniem metropolity warszawskiego, trzeba obecnie położyć główny akcent na duchowość Prymasa Wyszyńskiego, ponieważ o wiele więcej wiemy o nim jako o mężu stanu i człowieku, który w trudnym czasie bronił każdego człowieka, Kościoła i Ojczyzny. - Trzeba nam wydobywać i korzystać z bogactwa jego nauczania, które pokazuje Prymasa od strony jego osobowości jako dobrego pasterza. Kard. Wyszyński odsłania się nam jako wielki człowiek miłości bliźniego aż do miłości nieprzyjaciół. Potrafił to, czego my czasem dziś nie potrafimy, to znaczy odróżniać człowieka od grzechu. Z grzechem walczył, ale człowieka, każdego człowieka, szanował i w tym znaczeniu będzie wzorem na nasze czasy - podkreślił kard. Nycz i dodał, że wszystkie przemówienia kard. Wyszyńskiego były osadzone w konkretnej rzeczywistości. - On głosił Ewangelię tak, że rzeczywiście trafiała nie tylko do człowieka, lecz także konkretnego kontekstu czasowego - zaznaczył hierarcha.

Prymas krzyża

Od listopada do maja w każdy trzeci czwartek miesiąca w Domu Arcybiskupów Warszawskich odbywać się będę konferencje pod hasłem: "Myśląc z Wyszyńskim". Ponadto 28. dnia każdego miesiąca, a więc w miesięcznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia, na msze sprawowane wieczorem w archidiecezji warszawskiej będą zapraszani biskupi z różnych polskich diecezji, a po liturgii odbędzie się wykład o kard. Wyszyńskim.

Z okazji beatyfikacji zespół kreatywny portalu Stacja 7 przygotował logo beatyfikacyjne, które wykonała grafik Agnieszka Kozioł. Przedstawia ono krzyżyk otoczony złotą aureolą i faksymile podpisu Prymasa Wyszyńskiego. - W tym znaku krzyża wyraża się całe jego droga życiowa, cierpienie i śmierć. Złota aureola jest natomiast symbolem zmartwychwstania i świętości - wyjaśnia autorka logo i dodała, że założeniem projektu było połączenie nowoczesności z rysem postaci kard. Stefana Wyszyńskiego, aby logo cechowała prostota i elegancja.

Wszyscy, którzy chcą lepiej poznać postać Prymasa Tysiąclecia i zgłębić jego nauczanie, mogę skorzystać ze specjalnego, stworzonego z myślą o zbliżającej się beatyfikacji, serwisu internetowego www. prymaswyszynski.pl. Dowiemy się z niego m. in. wszystkiego o procesie beatyfikacyjnym, poznamy życiorys Czcigodnego Sługi Bożego, przeczytamy na czym opierał swoją duchowość, a także co mówił o Powstaniu Warszawskim. Na stronie znajdziemy również informacje o aktualnych wydarzeniach związanych z osobą i dziedzictwem kard. Wyszyńskiego.

za: Łukasz Krzysztofka, W drodze o beatyfikacji, w: Niedziela Warszawska nr 44/2019, s. IV.

Mówił do nas: Młody las

O niezapomnianej górskiej wędrówce, czekoladach, jakich nikt wtedy nie miał, i majestacie Prymasa z ks. inf. dr. Janem Sikorskim, przez wiele lat proboszczem parafii św. Józefa na Kole w Warszawie, rozmawia Łukasz Krzysztofka

Łukasz Krzysztofka: - Jako kleryk, kapłan oraz ojciec duchowny w warszawskim seminarium miał Ksiądz Infułat wiele okazji do osobistych spotkań z Prymasem Tysiąclecia. Jak Ksiądz zapamiętał pierwsze spotkanie z kard. Wyszyńskim?

Ks. Inf. Dr Jan Sikorski: - Byłem wtedy na pierwszym roku seminarium. Zrobił na mnie ogromnie wrażenie. Sama jego postać... To był książę Kościoła. Wszedł pełen dostojeństwa, ale z serdecznym i ciepłym uśmiechem. Pięknie przemawiał. Od początku byłem oczarowany jego osobą.
Na Boże Ciało zostałem wyznaczony przez ceremoniarza do niesienia przed Prymasem pastorału. Wielka procesja Bożego Ciała w Warszawie... Byłem wtedy dumny: miałem kilkanaście lat i niosłem ten pastorał. Wydawało mi się, że ludzie myślą, iż to ja jestem biskupem. Potem miałem okazję stanąć przy Prymasie, gdy głosił kazanie przy ostatnim ołtarzu, przy kościele św. Anny. Mówił wtedy, że nie pozwolimy carom siadać na ołtarzu. Widziałem z góry rzesze zasłuchanych ludzi i jego, przemawiającego z taką mocą. Pomyślałem sobie: to jest potęga!

- Do kleryków dochodziły z pewnością dramatyczne wieści o prześladowaniach kościoła np. w Czechosłowacji, o rozwiązywaniu seminariów, o represjach...

- Pamiętam, jak kiedyś spotkałem się z kolegami na korytarzu w seminarium i zastanawialiśmy się, co będzie z Kościołem. Mówiliśmy jednak: przecież my mamy Prymasa, to możemy być bezpieczni. Ale później doszła do nas ta hiobowa wieść o jego aresztowaniu. Wszyscy bardzo ten moment przeżyliśmy. Słuchało się wtedy Radia Wolna Europa, w którym mówiono o protestach całego świata. Ale prognozy nie były dobre. Biskupi musieli podpisać lojalkę, wybrano bp. Klepacza z Łodzi na przewodniczącego Episkopatu. Te wieści były zatrważające.

- Jakie nastroje panowały wówczas w seminarium?

- Ja myślałem, że księdzem "oficjalnym" to nie będę. W swoim zapale zapisałem się do kółka introligatorskiego, żeby się nauczyć oprawiania książek. Myślałem sobie, że to będzie mój oficjalny zawód, a potajemnie będę księdzem. Nasz rok w seminarium był ogromny - było nas prawie 70. Zapał był więc duży, ale była też wielka niewiadoma, co się stanie. Później trzeba było cierpieć i czekać.

- 25 września 1953 r. Prymas został aresztowany i przewieziony do Rywałdu, następnie do Stoczka, a później do Prudnika i Komańczy. Ostatnie miejsce internowania Prymasa jest Księdzu szczególnie bliskie.

- W naszym seminarium klerykiem był siostrzeniec Prymasa - Włodek Sułek. Chodziły słuchy, że on ma jechać do swojego wuja do Komańczy. A my latem 1956 r. mieliśmy obóz klerycki w Murzasichlu z późniejszym biskupem Kazimierzem Romaniukiem, który był wtedy naszym prefektem. Z kolegą ks. Jerzym Chowańczukiem chodziliśmy trochę po górach. Kiedy obóz już się rozwiązywał, zrobił się w naszych głowach pomysł, aby pójść do Komańczy. Ja wtedy po raz pierwszy usłyszałem nazwę "Bieszczady". Nikomu nic nie powiedzieliśmy, tylko wstaliśmy rano i wyruszyliśmy w drogę.

Nie mieliśmy niczego, co było potrzebne na tak długą pieszą wędrówkę. Tylko małe chlebaczki, w których były nasze brewiarze i koszule. W białych tenisówkach szliśmy w Gorce, potem przeszliśmy przez Szlembark, Muszynę i dotarliśmy do Krynicy.

- To ponad 200-kilometrowa trasa, na miarę wielu dzisiejszych pierwszych pielgrzymek, które mają zorganizowane całe zaplecze logistyczne. Wy wyruszyliście zupełnie "w ciemno"...

- Tak, ale to dla nas nie było ważne. Oczywiście, nie mówiliśmy nikomu, że jesteśmy klerykami. Miałem tylko ogólną mapę województwa rzeszowskiego. Prowadził tam jakiś szlak z Krynicy, ale za Krynicą zginął i szliśmy przez jakieś wertepy. Później szliśmy na azymut, bez kompasów, patrząc na Słońce. Po drodze nikogo nie spotkaliśmy.

- Tak długa trasa wymagała poświęcenia i czasu. Ile dni wędrowaliście?

- Szliśmy w sumie cały tydzień. Po drodze napotykaliśmy kościoły, w których mogliśmy uczestniczyć we Mszy św. Spaliśmy u przypadkowych ludzi. Mieliśmy trochę szczęścia - roztropności żadnej. Pod wieczór trafiała się jakaś chałupa i tam nocowaliśmy. Pytaliśmy wtedy, w którą stronę dalej się idzie - nie mogliśmy używać słowa "Komańcza", bo było to niebezpieczne.

Ostatniego dnia przyszliśmy w nocy, bez światła, na plebanię w Jaśliskach. Ksiądz proboszcz wyszedł w płaszczu, w ręce trzymał świeczkę. Przedstawiliśmy się, powiedzieliśmy, że jesteśmy klerykami z Warszawy i chcielibyśmy przenocować. Kapłan zaprosił nas do środka. Rano zaprowadził nas do sióstr sercanek na Mszę św. i bardzo podejrzliwie się nam przyglądał, nawet z nami nie rozmawiał. Dopiero potem, jak ubraliśmy się w komże i widział, że wiemy, jak służyć do Mszy św., to odetchnął. Później powiedział nam, że całą noc przez nas nie spał. Nie wiedział, kogo przyjął pod swój dach. Jemu powiedzieliśmy, że idziemy do Komańczy. Wskazał nam drogę.

- Czy udało się spotkać z Prymasem?

- Gdy podeszliśmy do klasztoru, zadzwoniliśmy, ale bardzo długo nikt nam nie otwierał. W końcu wyszła siostra i zapytała, do kogo. Powiedzieliśmy, że do naszego kolegi Sułka. Zatrzasnęła drzwi. Czekaliśmy i czekaliśmy. W końcu Włodzio, ciekawy, wyszedł do nas. Zapytaliśmy, dlaczego tak długo. A on - że siostra powiedziała, iż jakiś Sikora przyszedł. Wyjaśnił, że pytał wuja, czy ma wyjść czy nie. Prymas odpowiedział, żeby nie wychodził. Ale nasz kolega był ciekawy, kto przyszedł... Zaprosił nas do środka i za chwilę zszedł do nas Ksiądz Prymas. Bardzo się ucieszył. Zaprosił nas na obiad. Byliśmy wzruszeni.

- Co wtedy mówił  Wam Prymas?

- Pytał, co się dzieje w Warszawie. A ja zadałem Prymasowi takie "inteligentne" pytanie: Jak sądzi, jak długo tu zostanie? Odpowiedział, że ma tu coraz lżej, że pozwolili mu nawet iść w kierunku poczty. Ale tu go tak "kochają", że prędko go stąd nie wypuszczą. Potem powiedział nam, że musimy już uciekać, bo ubowcy, którzy byli na pierwszym piętrze, zorientowali się, że przyszliśmy. Odprowadził nas. Wyszli też jego siostrzenica Danusia i Włodek, razem poszliśmy przez las. Prymas wskazał nam, gdzie będzie jechał pociąg. Pobłogosławił nas i dał nam dwie tabliczki czekolady. Wtedy to była sensacja - nie tylko że czekolada, ale jeszcze że od Prymasa! Lecieliśmy jak na skrzydłach. Wsiedliśmy do pociągu i dopiero w wagonie doszli do nas wopiści, ale byliśmy już za strefą nadgraniczną, więc nie mogli nam nic zrobić. Tak nam się udało szczęśliwie wrócić. Za jakiś czas, już po uwolnieniu Kardynała, przez Włodzia dostaliśmy obrazki z osobistym błogosławieństwem Prymasa.

- Jakim człowiekiem był Ksiądz Prymas na co dzień?

- W seminarium, kiedy trwał sobór, mówiono, że cały Zachód aż się trzęsie z powodu reform soborowych, a Prymas nie chce ich wprowadzić. Ale to nie była prawda. Prymas miał niesamowite wyczucie sytuacji Kościoła. Jak się z nim spotykaliśmy - czy to na Miodowej, czy gdy on przychodził do nas - mówił do nas, kleryków: młody las. Widać było, że kochał seminarium i księży.

Każde jego wystąpienie, uśmiech zawsze wnosiły coś takiego, że wszystkie opory, które próbowano tworzyć, słabły. Jak się pokazał, to od razu swoją obecnością przemieniał nasze sumienia i serca. Wcale tego nie wyolbrzymiam, tak wtedy to odczuwaliśmy, że to jest wyjątkowy człowiek. Bił od niego majestat. A jak siedział przy stole, to potrafił żartować, opowiadać dowcipy. był bardzo ludzki i serdeczny.

Nieraz stwarzano wokół Prymasa aurę ogromnej surowości, a w rzeczywistości był on bardzo ciepły, życzliwy, prosty. To jednak nie przeszkadzało mu  w tym, aby być nieugiętym, niezłomnym i powiedzieć: Non possumus! Czuło się jego przywództwo. Później rzeczywistość pokazała, jakie miał prorocze wizje, jak widział przyszłość kraju, jak bardzo bronił różnych duszpasterstw środowiskowych - nauczycieli, lekarzy, młodzież.

Kardynał czuł, że trzeba wyraźnie pokazać wiarę rodaków. Doskonale rozumiał i czuł duszę narodu! Jego myśl była ponadczasowa i prorocza, ale musiał znieść wiele niezrozumienia. Dopiero potem się okazało, że miał rację, że to była jego wspaniała strategia.

- Z czego wynikała ta prorocza myśl Prymasa?

- Był człowiekiem bardzo bliskim ludu. Jako syn organisty wychowywał się blisko kościoła, w atmosferze bardzo religijnej. Pochodził z Podlasia i bardzo kochał te strony. Sam fakt, że podjął studia społeczne, które nie były przed wojną popularne - stanowiły wtedy pewne novum - świadczy o tym, że widział problemy robotników we Włocławku, prowadził dla nich uniwersytet robotniczy. Miał niezwykłe wyczucie rzeczywistości ziemskich. Myślę, że on to wyssał z mlekiem matki. Kochał Maryję, Kościół, naród, Polskę. Prowadził głębokie życie duchowe. To z niego "wychodziło". W seminarium zawsze podziwiałem, że prawie za każdym razem nawiązywał w swoich wystąpieniach do Liturgii dnia i cytował ją po łacinie. Miał wszystko świeżo w pamięci i widać było, że nie tylko odmawiał te modlitwy, ale też je czuł i nimi żył. Był człowiekiem głębokiego życia wewnętrznego, głębokiej modlitwy i wielkiego zawierzenia Bogu.

- Kardynał Wyszyński był księciem Kościoła nie tylko zewnętrznie, ale też mentalnie, myślał i patrzał daleko w przyszłość...

- Pamiętam szczególnie jego przemówienie, w którym powiedział, że problem komunizmu rozstrzygnie się nie w Rosji, tylko w Polsce.l Mówił, że polska wiara i przywiązanie do wartości rozsadzą komunizm. To było proroctwo, bo wtedy wcale nie było to oczywiste. Kto wierzył, że komuna padnie? Wydawało się, że jest nie do pokonania. Mnie też się to nie mieściło w głowie. Owszem, zastanawiałem się nad losem komuny, bo wiedziałem , że ona kiedyś runie, młodzieży mówiłem, że komuna zginie, bo ten ustrój jest głupi i fałszywy. Wierzyłem w to, ale spodziewałem się, że to będzie długi i powolny proces przemiany. Rację miał kard. Wyszyński.

Z ks. inf. dr. Janem Sikorskim rozmawiał Łukasz Krzysztofka

za: Mówił na nas: Młody las, w: Gość Niedzielny nr 44/2019, s. 20-22.

63 tysiące liścików...

...w intencji zdrowia, uratowania małżeństwa i wyjścia z nałogu. Przy grobie kard. Stefana Wyszyńskiego można uprosić wiele łask. Potwierdzają to świadectwa.

Był rok 1988. Mijało właśnie 7 lat od śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, kiedy pewna młoda kobieta zachorował na nowotwór tarczycy. wykonano operację usuwającą zmiany nowotworowe. Początkowo zdrowie kobiety poprawiło się, ale rok później w jej gardle wykryto 5-centymetrowy guz. Dusił ją. Rozpoczął się modlitewny szturm do nieba. Za przyczyną Prymasa Tysiąclecia modlili się przyjaciele i znajome siostry zakonne. Po intensywnych modlitwach nastąpił przełom. Kolejne badania potwierdziły uzdrowienie. W ciągu 30 lat nie stwierdzono u niej reemisji nowotworu. W październiku br. papież Franciszek zatwierdził ten cud uzdrowienia, który ostatecznie otworzył czcigodnemu słudze Bożemu drogę do beatyfikacji.

Przypadków nadzwyczajnych interwencji prymasa jest jednak znacznie więcej. Świadczą o tym liczne podziękowania, które przy jego grobie pozostawiają wierni oraz świadectwa uzdrowień i uproszonych łask nadsyłane na adres kurii archidiecezji warszawskiej. - To potężny, ale wciąż nieodkryty patron - uważa o. Gabriel Bartoszewski OFMCap, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego Prymasa Tysiąclecia.

Pierwsze kroki do sarkofagu

Pani Beata urodziła dwie córki: Judytę i Martynkę. Bliźniaczki. Radość była wielka, ale niepełna. U Martynki w pierwszej dobie życia lekarze wykryli brak enzymu potrzebnego do prawidłowego funkcjonowania wątroby. Młoda mama, będąc jeszcze w szpitalu, poprosiła niewierzącego wówczas męża, by kupił kwiaty i złożył je przy grobie kard. Wyszyńskiego.

"Postąpił, jak prosiłam. Następnego dnia okazało się, że zdrowie córeczki uległo poprawie. Moje córki mają teraz 18 lat i są całkowicie zdrowe. Wierzę, że cudowne uzdrowienie nastąpiło po modlitwie za przyczyną kardynała" - pisze w swoim świadectwie pani Beata.

Ciało kard. Stefana Wyszyńskiego spoczywa w sarkofagu w bocznej kaplicy w archikatedrze św. Jana Chrzciciela na Starym Mieście. Często można spotkać przy nim osoby pogrążone w cichej modlitwie. I to nie tylko turystów, którzy zazwyczaj w ciągu dnia nawiedzają katedrę. - Coraz więcej osób po wejściu do katedry swoje pierwsze kroki kieruje właśnie do grobu prymasa. To zjawisko obserwuję tu już od paru lat - mówi ks. Bogdan Bartołd, proboszcz katedry.

O tym, że Prymas Tysiąclecia jest potężnym wstawiennikiem niejednokrotnie przekonał się osobiście, powierzając kardynałowi trudne sprawy związane z duszpasterstwem i administracją katedry. - Byłem ostatnim rocznikiem, który ksiądz prymas przyjmował do seminarium w modlitwie często żartobliwie mu o tym przypominam - opowiada. - O tym, że za jego przyczyną upraszane są łaski i cuda dowiaduję się także podczas spowiedzi.

Widocznym znakiem wstawiennictwa prymasa są "liściki, które można napisać i zostawić przy grobie. Wszystkie karteczki z podziękowaniami i prośbami przekazywane są do kurii archidiecezji warszawskiej, gdzie mieście się sekretariat postulacji procesu beatyfikacyjnego prymasa. W 2015 r. było ponad 30 tys. próśb i 1,4 tys. podziękowań. Między innymi na ich podstawie została wydana książka o działaniu prymasa - "Wyprasza nam łaski z nieba". Trosk, które wierni zostawiają przy grobie, jest tyle, ile ludzkich historii. Są prośby o uratowanie małżeństwa, pomoc w budowie klasztoru i nowe powołania, błogosławieństwo dla nauczycieli, uratowanie Polski oraz znalezienie wspólnego języka, gdy górę biorą emocje.

W 2019 r. "liścików" było już 63 tys., i to pisanych w różnych językach, nawet arabskim czy chińskim. Liczba podziękowań także się podwoiła. - Obecnie zbierane są materiały do kolejnej publikacji o cudach i łaskach wyproszonych za przyczyną prymasa - dowiadujemy się w kurii.

Oręduj u Matki

Guz pojawił się nagle. A razem z nim bardzo wysoka gorączka. I nie pozostawiająca złudzeń diagnoza lekarska. - Cudów nie ma! Pani mama umiera - powiedział jeden z lekarzy, wymachując ręką przed obrazkiem z wizerunkiem kard. Stefana Wyszyńskiego, do którego modlił się pani Marianna.

Guz zniknął, a mama pani Marianny czuje się dobrze.

"Kiedy mówię, że doznałam cudu za przyczyną ks. prymasa, słyszę słowa, że mam obowiązek zgłosić to odpowiednim władzom. Dlatego przekazuję dokumentację medyczną z przebiegiem choroby i aktualne wyniki badań" - pisze w liście do kurii.

Takich listów wraz z dokumentacją choroby i świadectwem cudownego uzdrowienia za przyczyną prymasa Wyszyńskiego w sekretariacie postulacji uzbierały się dwa opasłe segregatory. Ostatnie świadectwo zostało przysłane w 2018 r. i dotyczy uzdrowienia 11-letniego chłopca.

Wiele listów to ludzkie historie, które mogłyby potoczyć się inaczej, gdyby nie wstawiennictwo prymasa.

Elżbieta Świercz pochodzi z Pabianic koło Łodzi. Razem z mężem wychowuje pięcioro dzieci: trzech synów i dwie córki. "Moja córka Teresa miała dużą wadę wzroku, lekarze stwierdzili, że [nieuleczalną]. Miałam natchnienie, by modlić się za wstawiennictwem kard. Wyszyńskiego o uzdrowienie, i tak się stało. Będąc w Częstochowie, modliłam się przed [jego] pomnikiem, prosząc go o łaskę zdrowia dla mojego dziecka. Gdy stałam wpatrzona w postać Prymasa, wbrew mojej woli leciały mi łzy. Tereska została uzdrowiona zupełnie i już nie musi nosić okularów" - pisze w liście matka.

Anna Szarajska z Bydgoszczy, także będąc na Jasnej Górze, usłyszała wewnętrzny głos, by modlić się za przyczyną kard. Wyszyńskiego o uwolnienie z nałogu alkoholowego swojego szwagra. Rok później pan Sławomir podjął leczenie i odtąd jest abstynentem.

Boże natchnienie miał ks. Edmund Boniewicz SAC - także będąc na Jasnej Górze. Kapłan chorował na prostatę, jego stan był nieuleczalny. "Zarówno chirurgiczne interwencje, jak i stosowane leki nie przynosiły poprawy. Doznawałem ciągle niezwykle dotkliwego bólu, który nieustannie się wzmagał, przenikając cały organizm" - wspomina.

O pomyślne zakończenie choroby w intencji ks. Edmunda modliło się za wstawiennictwem kard. Wyszyńskiego wiele osób. Będąc na nocnym czuwaniu na Jasnej Górze, po Komunii św. kapłan gorliwie polecał swoje zdrowie Matce Bożej i prymasowi. "Usłyszałem wówczas wewnętrznie głos: "Zostań w domu!" - wspomina. Na następny dzień miał bowiem zaplanowany zabieg chirurgiczny.

Ksiądz Edmund odmówił więc brewiarz i odprawiał ostatnią z dziewięciu Mszy św. o łaskę uzdrowienia. "Nagle zostałem olśniony łaską zdrowia. Odczułem natychmiastowe cudowne uzdrowienie. Organizm zaczął normalnie działać, a ból całkowicie ustąpił" - pisze kapłan.

To nie przypadek, że Maryja także interweniuje. Prymas za życia często stawał przed Jej wizerunkiem i z pewnością zwraca się do Niej również po śmierci. Wierzą w to wierni, którzy w swoich świadectwa często proszą kard. Wyszyńskiego, "by orędował u Matki Najświętszej o potrzebne łaski".

Poznać i naśladować

Ojciec Gabriel Bartoszewski OFMCap, jako wicepostulator procesu beatyfikacyjnego Prymasa Tysiąclecia, zdążył się już z nim zaprzyjaźnić. - Najbardziej fascynuje mnie jego nauczanie odnośnie społeczeństwa, narodu czy rodziny - mówi. - To wielka łaska, że mogłem także uczestniczyć w procesie o cud.

Już za niespełna 8 miesięcy, bo 7 czerwca 2020 r. o prymasie Wyszyńskim usłyszy cały świat. Podczas Mszy św. na pl. Piłsudskiego papieski wysłannik ogłosi go błogosławionym. Za jego przyczyną popłyną do Boga modlitwy z różnych zakątków świata, a jego grób stanie się miejscem pielgrzymkowym. W archidiecezji warszawskiej wraz z ogłoszeniem daty beatyfikacji ruszają do tego przygotowania. Oprócz comiesięcznych mszy św. odprawianych w bazylice archikatedralnej w rocznicę śmierci prymasa każdego 28. dnia miesiąca, w Domu Arcybiskupów Warszawskich w każdy trzeci czwartek miesiąca o godz. 17 odbywać się będą wykłady z cyklu "Myśląc o Wyszyńskim".

- W czasie tych 7-8 miesięcy wszyscy mamy go poznać, naśladować, przez jego wstawiennictwo modlić się do Boga - podkreśla kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.

Zdaniem Ewy K. Czaczkowskiej, autorki biografii prymasa, bez wątpienia postać sługi Bożego zasługuje na większe zainteresowanie. - Z jego nauczania trzeba wyciągnąć to, co jest szczególnie aktualne i może trafić do ludzi. Już widać w mediach "głód" wiedzy o prymasie, warto ten moment wykorzystać - mówi.

za: Agata Ślusarczyk, 63 tysiące liścików, w: Gość Warszawski nr 44/2019, s. VI-VII.

Wkrótce odbywać się tu będę pielgrzymki

- Nie będziemy otwierać grobu. Będą natomiast relikwie drugiego stopnia - zapowiedział kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.

Kardynał Kazimierz Nycz ogłosił datę i miejsce beatyfikacji sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia zostanie beatyfikowany 7 czerwca 2020 r. mszy św. na pl. Piłsudskiego będzie przewodniczył papieski wysłannik kard. Angelo Bacciu, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który w imieniu Ojca Świętego odczyta dekret beatyfikacyjny i ogłosi datę liturgicznego wspomnienia prymasa Wyszyńskiego.

Metropolita warszawski zapowiedział, że archidiecezja warszawska "pójdzie drogą, jaką Kościół szedł w przypadku wielu świętych". - Nie będziemy przy beatyfikacji otwierać grobu kard. Stefana Wyszyńskiego. Nie będzie więc relikwii pierwszego stopnia, natomiast będą rzeczy, których używał i dotykał kard. Wyszyński - będą to tak zwane relikwie drugiego stopnia - wyjaśnił kardynał.

Dodał, że "jeśli Bóg pozwoli i będzie kanonizacja", właściwą decyzję o relikwiach pierwszego stopnia - pobieranych ze szczątków zmarłego - będą podejmować jego następcy.

Rzecznik kurii archidiecezjalnej warszawskiej ks. Przemysław Śliwiński przypomniał, że najważniejszą relikwią jest grób kard. Stefana Wyszyńskiego, który znajduje się w bocznej kaplicy w warszawskiej bazylice archikatedralnej.

- Wkrótce będą odbywać się do niego pielgrzymki wiernych z całej Polski - wyraził nadzieje duchowny.

Kard. Stefan Wyszyński zmarł 28 maja 1981 roku. Za życia i po śmierci cieszył się szeroką sławą świętości. 8 lat po śmierci w Warszawie rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, który trwał 30 lat. Na początku października papież Franciszek zatwierdził dekret uznający cud za wstawiennictwem Prymasa Tysiąclecia, co ostatecznie otworzyło drogę do beatyfikacji.

za: Agata Ślusarczyk, Wkrótce odbywać się tu będą pielgrzymki, w: Gość Warszawski nr 44/2019, s. I.

Błogosławiony w rodzinie

Wielka radość i wdzięczność Bogu za zakończenie procesu beatyfikacyjnego - kard. Stefana Wyszyńskiego towarzyszyła uczestnikom zjazdu rodów Karpiów i Wyszyńskich.

Rodzinne zjazdy odbywają się od ośmiu lat w miejscach związanych z Prymasem Tysiąclecia. Bliscy kard. Wyszyńskiego spotykali się już w Zuzeli, gdzie się urodził, w Andrzejewie, miejscowości, w której mieszkała jego rodzina i gdzie pochowana jest mama Prymasa, w podwarszawskiej Choszczówce - miejscu, do którego kardynał chętnie przyjeżdżał, aby odpocząć i spokojnie popracować, a także w Domu Arcybiskupów Warszawskich, gdzie byli serdecznie goszczeni przez kard. Kazimierza Nycza.

Na tegoroczne spotkanie do Świątyni Opatrzności Bożej przyjechało ponad 60 osób z różnych zakątków Polski i w różnych wieku - osoby spokrewnione ze Sługą Bożym ze strony jego matki Juliann Karp i ojca Stanisława Wyszyńskiego.

Miał Bożą charyzmę

Niektórzy z członków rodziny mieli okazję spotkać się osobiście z niezłomnym Prymasem Tysiąclecia. Ewa Parzuchowska, której dziadek był bratem mamy kard. Wyszyńskiego, pod koniec lat 40. ubiegłego wieku na rodzinnym spotkaniu u Prymasa jako mała dziewczynka miała mówić wierszyk. Jednak nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. - Było to jeszcze w siedzibie Prymasa mieszczącej się wtedy przy al. Szucha. Pamiętam salon z pięknymi stylowymi meblami. Jako dziecko z charakterem zbuntowałam się, nie powiedziałam wierszyka. Rodzina się strasznie zdenerwowała, ale nie Ksiądz Prymas, który miał dobrą zabawę - opowiada w rozmowie z "Niedzielą".

Z kuzynką Wandą Rosołowską jako dziewczynki miały kontakt z najstarszą siostrą kard. Wyszyńskiego - Anastazją i jej dziećmi, szczególnie z ks. Włodzimierzem Sułkiem i Danutą Sułek. - Nasi rodzice utrzymywali częsty kontakt, oni przyjeżdżali do nas, wysyłali życzenia świąteczne, spotykaliśmy się też podczas letnich wakacji - opowiada pani Rosołowska. Pamięta też dobrze radosną atmosferę panującą w domu w związku z powołaniem w 1946 r. na biskupa lubelskiego ks. Wyszyńskiego. - Mama była najstarsza w ciotecznej rodzinie i była zbliżona wiekiem z Prymasem i bardzo się cieszyła - mówi.


Jak Prymas Wyszyński Papieża wybierał

14 października 1978 r. do Kaplicy Sykstyńskiej wchodzi 111 kardynałów z 49 krajów. Nikt z nich nie przeczuwa, że za 2 dni zmienią bieg historii

Śmierć Jana Pawła I, po zaledwie 33-dniowym pontyfikacie, jest ogromnym szokiem także dla kardynałów. Zastanawiają się, co przez to doświadczenie chciał im powiedzieć Duch Święty. Nie mają czasu na dogłębne analizy, bo termin nowego, drugiego już konklawe w 1978 r. zbliża się wielkimi krokami.

Do Kolegium Kardynalskiego dociera informacja o manifeście wybitnych ojców soborowych, którzy domagają się charyzmatycznego pasterza. Kardynałowie mają świadomość, że nowy papież powinien być człowiekiem o silnej, wyrazistej osobowioci, który byłby zdolny zahamować kryzys w Kościele. Kryzys, który - jak zauważył założyciel Wspólnoty św. Idziego prof. Andrea Riccardi - wynika nie z zewnętrznych sił bądź czynników, jak w czasach rewolucji francuskiej czy polityki państw ateistycznych, ale pochodzi z wnętrza Kościoła.

Nie do końca spełniają te wymagania i oczekiwania dwaj główni faworyci mediów, jak również większości elektorów: arcybiskup Genui kard. Giuseppe Siri, który z trudem przyjmuje zmiany posoborowe inicjowane przez Pawła VI, oraz arcybiskup Florencji kard. Giovanni Benelli, zdolny zachować ciągłość linii tego papieża.

Wojtyła powodem konfliktu z Sowietami?

Niektórzy z wpływowych kardynałów niewłoskich stawiają na kandydatów spoza Włoch. Arcybiskup Sao Paolo kard. Paulo Evaristo Arns oświadcza wprost, że najlepszym pretendentem byłby kard. Karol Wojtyła. O metropolicie krakowskim dużo się mówi przed konklawe w kręgach Kurii Rzymskiej. Cieszy się on tam opinią wspaniałego człowieka, zdolnego pasterza, ale nikt poważnie nie bierze pod uwagę jego kandydatury. Dlaczego? Bo - jak wspomina w niedawnym wywiadzie dla PAP znakomity watykanista Luigi Accattoli - ich zdaniem, "wybór papieża z kraju komunistycznego byłby wielkim zagrożeniem, gdyż mógłby doprowadzić do konfliktu z sowieckim systemem".

Daleki od takiego myślenia jest arcybiskup Wiednia kard. Franz König, który jeszcze przed konklawe daje niedwuznacznie do zrozumienia, że sytuacja w Kościele dojrzała do tego, by papieżem mógł zostać nie-Włoch. Kardynał dobrze się orientuje w realiach socjalistycznych, bo jako pierwszy purpurat z Zachodu w charakterze nieformalnego przedstawiciela papieża odwiedza kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Zna abp. Wojtyłę z jego wizyt w Wiedniu i ze swoich rewizyt w Krakowie. Ceni jego intelekt, walory moralne i talenty duszpasterskie. W rozmowach z członkami Kolegium Kardynalskiego sonduje możliwość wyboru nie-Włocha i w tym kontekście wymienia nazwisko Wojtyły, lobbując, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, za jego kandydaturą.

Uczył, jak kochać Boga i Polskę

Wielki Książę Kościoła, mąż stanu, interreks, a jednocześnie ciepły, zwyczajny, pełen humoru i serdeczny człowiek. Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, już wkrótce zostanie ogłoszony błogosławionym. Papież Franciszek upoważnił Kongregację do Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu o cudzie za wstawiennictwem Czcigodnego Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.

Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka (...), gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry (...)". Słowa te wypowiedział do kard. Wyszyńskiego w Watykanie w październiku 1978 r. Jan Paweł II. Papieskie wyznanie doskonale oddaje, jaką rolę w dziejach Kościoła powszechnego odegrał Prymas Tysiąclecia.

Dom rodzinny

Skąd kard. Wyszyński czerpał siłę do pełnienia trudnej posługi Kościołowi i ojczyźnie zniewolonej totalitaryzmami? Moc dawały mu wiara i głęboki patriotyzm, które wyniósł z domu rodzinnego w Zuzeli, na pograniczu Mazowsza i Podlasia. Przyszedł na świat 3 sierpnia 1901 r. jako drugie dziecko Julianny i Stanisława Wyszyńskich. Ojciec przyszłego prymasa był organistą, pomagał też w prowadzeniu kancelarii parafialnej. Jako 9-letni chłopiec Stefan stracił matkę, która zmarła w wyniku komplikacji po porodzie najmłodszej córeczki Zosi. Na łożu śmierci prosiła Stefana, aby się ubierał. Chłopiec pobiegł więc po płaszcza, jednak Julianna powiedziała, żeby ubierał się inaczej. Nie zdążyła wyjaśnić synkowi swoich słów. Uczynił to ojciec, mówiąc, że matce chodziło o ubieranie się w cnoty. Jej słowa wywarły ogromny wpływ na przyszłe decyzje Stefana. Od tego momentu jeszcze mocniej związał się duchowo z Matką Boża.

Oddany duszpasterz

Święcenia kapłańskie przyjął 3 sierpnia 1924 r. w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w katedrze włocławskiej, a z Mszą . prymicyjną pojechał na Jasną Górę. Pierwsze lata pracy kapłańskiej ks. Wyszyński poświęcił m. in. robotnikom - prowadził dla nich Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy - a także studiom doktoranckim na Wydziale Prawa Kanonicznego KUL, które zwieńczył obroną pracy doktorskiej pt. "Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły". Odbył też naukową podróż zagraniczną, podczas której obserwował rozwój katolickiej nauki społecznej w krach Europy Zachodniej.

W czasie II wojny światowej musiał się ukrywać w różnych częściach kraju. W Lublinie poznał bliżej ks. Władysława Korniłowicza, który stał się jego ojcem duchownym. Ksiądz Wyszyński przebywał m. in. w podwarszawskich Laskach, gdzie został kapelanem zakładu dla niewidomych. W czasie Powstania Warszawskiego był też kapelanem okręgu wojskowego Żoliborz-Kampinos.

Biskup lubelski i prymas Polski

W 1946 r. Pius XII mianował ks. Wyszyńskiego biskupem lubelskim. W swoim biskupim herbie bp Wyszyński umieścił wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej i słowa "Soli Deo" ("Samemu Bogu". W maju tamtego roku został objęty stałą kontrolą Urzędu Bezpieczeństwa. Biskupem lubelskim był przez 2 lata.

Niecały miesiąc po śmierci prymasa Augusta Hlonda, 12 listopada 1948 r., Pius XII mianował bp. Wyszyńskiego metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim, a tym samym prymasem Polski. Odtąd przez blisko 33 lata przewodził Kościołowi w Polsce, stawiał czoła bezbożnej, komunistycznej ideologii i bronił wiary oraz godności każdego człowieka. Obdarzony intuicją i profetycznym zmysłem przeprowadził Kościół w Polsce przez mroczne czasy komunizmu. Czynił wszystko, aby nie dopuścić do rozlewu krwi, jak to się stało w wielu krajach pozostających pod dominacją ZSRR. Znał marksizm lepiej niż komunistycznej władze.

Małymi śladami wielkiego Prymasa

Blisko pięćdziesięciu seniorów z radością w sercu i uśmiechem na ustach wyruszyło pod opieką Moniki Figiel, specjalisty ds. programów senioralnych Caritas Polska, aby w większości po raz pierwszy w swoim życiu stanąć na ziemi, na której przyszedł na świat Stefan Wyszyński.

Pierwszym miejscem, które odwiedzili pielgrzymi był Prostyń, niewielka miejscowość w diecezji drohiczyńskiej. To tam, w parafialnej świątyni, która jest dzisiaj Bazyliką Mniejszą oraz sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny, 4 maja 1899 r. Stanisław Wyszyński, miejscowy organista zawarł związek małżeński z Julianną Karp. Rodzice przyszłego Prymasa niedługo potem przenieśli się do oddalonej o ok. 20 km Zuzeli, gdzie 3 sierpnia 1901 r. urodził się Stefan, jako drugie dziecko państwa Wyszyńskich. Rodzice przyszłego Prymasa chętnie przybywali przed cudowną figurę Trójcy Przenajświętszej. Sam kard. Wyszyński później często podkreślał, że właśnie z tym miejscem łączy się jego głęboka cześć do Trójcy Świętej.

Prymas nosił cegły

Z Prostyni pielgrzymi udali się do Zuzeli. W pięknym neogotyckim kościele parafialnym pw. Przemienienia Pańskiego znajduje się chrzcielnica, przy której ochrzczono Stefana Wyszyńskiego. Obecny kościół został wybudowany później, już w czasach dzieciństwa przyszłego Prymasa Tysiąclecia, który sam pomagał przy noszeniu cegieł na jego budowę. W lewej nawie świątyni umieszczony jest obraz Matki Bożej Pani Zuzelskiej, Matki Powołań, przy którym wiele godzin spędzał ojciec Stanisław i gdzie kształtowała się pobożność maryjna małego Stefana. Szczególną uwagę przykuwają także przepiękne witraże, przedstawiające drogę życia przyszłego błogosławionego - od Zuzeli poprzez Warszawę do świętości.

O historii kościoła, a także mieszczącego się naprzeciwko muzeum lat dziecięcych kard. Wyszyńskiego opowiedział warszawskim pielgrzymom proboszcz ks. kan. Jerzy Krysztopa, który odprawił dla niech także Mszę św. W homilii prównał kard. Wyszyńskiego do współczesnego św. Jana Chrzciciela, który przygotował drogę dla św. Jana Pawła II.

Pokrzepieni Eucharystią pielgrzymi podążyli do Andrzejewa. To tam w 1910 r. przeprowadziła się rodzina państwa Wyszyńskich, ponieważ ojciec Prymasa otrzymał posadę organisty, troszcząc się jednocześnie o większe mieszkanie dla mającej powiększyć się wkrótce rodziny. Jednak nie długo było dane państwu Wyszyńskim cieszyć się nowym lokum, bowiem pół roku po przeprowadzce spadła na rodzinę ogromna tragedia - wskutek komplikacji poporodowych, po urodzeniu córeczki Zosi, zmarła Julianna, mama przyszłego Prymasa, a miesiąc później odeszła także Zosia. Obie pochowane są na tamtejszym cmentarzu parafialnym. Było to miejsce szczególne dla kard. Wyszyńskiego, które często odwiedzał jako kleryk, kapłan, biskup i Prymas, przyjeżdżając na zaproszenie miejscowych proboszczów, a także wielokrotnie niezapowiedziany.

Beatyfikacja w maju 2020?

Proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia zakończył się i wkrótce poznamy datę i miejsce uroczystej beatyfikacji. Kard. Kazimierz Nycz poprosił, by odbyła się ona w maju 2020 r.

Papież Franciszek upoważnił Kongregację do Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu o cudzie za wstawiennictwem Czcigodnego sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego. Oznacza to, że proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia zakończył się i wkrótce poznamy datę i miejsce uroczystej beatyfikacji.

Kard. Kazimierz Nycz złożył w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej prośbę do Papieża o potwierdzenie terminu i miejsca beatyfikacji. - Nie jest tajemnicą, że prosiłem o to, żeby to była Warszawa i Plac Zwycięstwa, obecnie Piłsudskiego, tam gdzie 38 lat temu odbywał się wielki potrzeb i tam gdzie 40 lat temu w pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, Prymas przyjmował papieża - mówił w Rzymie kard. Nycz. - Liczę, że data beatyfikacji przypadnie na późną wiosnę, w okolicy rocznicy śmierci i pogrzebu nowego błogosławionego (przyp. red. 28 i 31 maja).

Proces beatyfikacyjny kard. Stefana Wyszyńskiego trwał długo, bo trzeba było dokładnie zbadać spuściznę bogatego życia Prymasa Tysiąclecia. - Jest z czego czerpać. Ale największym wyzwaniem będzie pokazanie kard. Wyszyńskiego młodemu pokoleniu, bo jak naśladować świętego jeśli się go nie zna - podkreślił kard. Nycz.

Starsi Polacy powinni przypomnieć sobie nauczanie kard. Wyszyńskiego w wymiarze duchowym, duszpasterskim, a także społecznym, bo przecież Prymas specjalizował się w Katolickiej Nauce Społecznej. Ważna jest także jego ponadkościelna rola, którą odegrał w historii Polski. - Chodzi o wymiar kard. Wyszyńskiego w sensie narodowym i państwowym. Bo nie jest w żadnym stopniu przesadą powiedzieć, że był on człowiekiem, który mówił w imieniu tych, którzy byli pozbawieni głosu - mówi metropolita warszawski. - Dziś naród i państwo mają swój własny głos, ale nie znaczy to, że nie trzeba już stawać po stronie człowieka i jego godności, czy też godności rodziny.

za: Artur Stelmasiak, Beatyfikacja w maju 2020, w: Niedziela w Warszawie nr 41/2019, s. I.

Modlitwa była skuteczna

Papież Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu o cudzie za wstawiennictwem Prymasa Tysiąclecia. Już wkrótce poznamy datę wyniesienia na ołtarze.

Papież Franciszek 2 października przyjął na audiencji prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Becciu, i upoważnił go do opublikowania m. in. dekretu o cudzie za przyczyną kard. Stefana Wyszyńskiego.

- Oznacza to, że proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia zakończył się i wkrótce poznamy datę i miejsce uroczystej beatyfikacji - mówi ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik warszawskiej kurii, dodając, że możemy spodziewać się komunikatu Stolicy Apostolskiej o szczegółach beatyfikacji. Zostanie w nim podana data oraz miejsce wydarzenia. Dowiemy się także, kto w imieniu papieża dokona promulgacji, czyli ogłoszenia dekretu o beatyfikacji. - Kard. Kazimierz Nycz wyraził nadzieję, że beatyfikacja odbędzie się w Warszawie - przypomina rzecznik.

Święte i heroiczne życie

Proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia rozpoczął się w 1989 r., a zakończył w 2019 r. Jego postulatorem był o. Zbigniew Suchecki OFMConv, relatorem w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych - o. Zdzisław Kijas OFMConv. Proces na etapie diecezjalnym trwał prawie 12 lat, w jego trakcie odbyło się 289 sesji, przesłuchano 59 świadków, dokładnie przebadano całą spuściznę kard. Wyszyńskiego - co w efekcie dało 2500 stron akt. Zebrane w toku procesu - w sumie 37 tomów - wraz z załącznikami (książkami, artykułami autorstwa kandydata na ołtarze) zostały 27 kwietnia 2001 r. złożone w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Trzytomowy zbiór materiałów, tzw. positio, o świętości życia i heroiczności cnót sługi Bożego kard. Kazimierz Nycz złożył 22 listopada 2015 r. na ręce ówczesnego prefekta watykańskiej kongregacji kard. Angelo Amato. Przekazana dokumentacja dotyczyła cnót teologalnych - wiary, nadziei i miłości; kardynalnych - roztropności, sprawiedliwości, męstwa, umiarkowania oraz moralnych - czystości, ubóstwa, posłuszeństwa i pokory w życiu Prymasa Wyszyńskiego.

Uzdrawiająca modlitwa

12 grudnia 2017 r. odbyła się sesja kardynałów i biskupów pod przewodnictwem prefekta kard. Angelo Amato. Grono to uznało, że sługa Boży praktykował cnoty teologalne w stopniu heroicznym. Prefekt kongregacji podczas audiencji przekazał papieżowi Franciszkowi dokumentację oraz zdanie komisji. Papież potwierdził opinię kardynałów i polecił kongregacji opublikowanie dekretu o heroiczności cnót kard. Stefana Wyszyńskiego. Jest on datowany na 18 grudnia 2017 r. Od tego dnia kard. Wyszyńskiemu przysługuje tytuł "Czcigodny Sługa Boży", a do zakończenia procesu beatyfikacyjnego potrzeba już tylko przeprowadzenia postępowania w sprawie cudu za przyczyną kandydata na ołtarze., To postępowanie ma także dwa etapy: diecezjalny, a potem watykański. Pierwszy toczył się w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, ponieważ to tam, w 1988 roku, nastapiło domniemane uzdrowienie młodej osoby za przyczyną kard. Stefana Wyszyńskiego. Chodzi o niewytłumaczalne medycznie zdarzenie, dotyczące 19-latki, która zachorowała w 1988 r. na nowotwór tarczycy i nie dawano jej szans na przeżycie. 17 lutego 1988 r. wykonano w Szczecinie rozległą operacją i usunięto zmiany nowotworowe oraz dotknięte przerzutami węzły chłonne. Po początkowym pozornym polepszeniu stan zdrowia pacjentki pogorszył się. Podczas pobytu w Instytucie Onkologii w Gliwicach w styczniu i marcu 1989 r. kobietę leczono jodem radioaktywnym. W gardle wytworzył się guz wielkości 5 cm, który dusił pacjentkę i zagrażał jej życiu.

14 marca 1989 r., po intensywnych modlitwach za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego, stwierdzono przełom. Kolejne badania prowadzone w gliwickim Instytucie Onkologii potwierdzały dobry stan kobiety. W ciągu 30 lat nie zaobserwowano u niej nawrotu nowotworu. Jest całkowicie zdrowa. 24 września 2019 r. zebrała się komisja kardynałów i biskupów, która potwierdziła autentyczność uzdrowienia za wstawiennictwem sługi Bożego i zaopiniowała pozytywnie papieżowi.

Kard. Stefan Wyszyński zmarł 28 maja 1981 r. w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Na jego pogrzeb 31 maja w Warszawie przybyły dziesiątki tysięcy ludzi. Za życia i po śmierci cieszył się wielką sławą świętości.

za: Gość Warszawski nr 41/2019, s. IV.