PRACA KAPŁAŃSKA WE WŁOCŁAWKU
Moja wypowiedź skoncentruje się wokół pewnych cech księdza profesora Wyszyńskiego. Będą to:
— pracowitość
— systematyczność
— słabe zdrowie
— odważny redaktor „Ateneum Kapłańskiego"
Pierwsze trzy cechy odpowiednio się w nim dopełniały. Pracowitość i systematyczność mogły wytworzyć piętno ponurości i narzekania, zwłaszcza przy słabym zdrowiu. To jednak nie pojawiło się w życiu Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Swoje obowiązki pełnił z pogodą ducha i humorem.
We Włocławku obok zajęć obowiązkowych ksiądz profesor Wyszyński podejmował inne zajęcia, które stale wykonywał. Do jego zajęć nominacyjnych, czyli obowiązkowych, należały m.in.: profesura nauk społecznych w seminarium i redaktorstwo „Ateneum Kapłańskiego". Dopiero po ustąpieniu Niemców objął funkcję rektora seminarium i nadzorował dalej prace miesięcznika i gazety diecezjalnej pt. „Ład Boży". Tę nazwę nadał zresztą sam.
Ksiądz profesor Wyszyński obok tych zajęć podejmował zajęcia dobrowolne, które także wykonywał stale. Do nich m.in. należało: tworzenie zespołów robotniczych, w których regularnie wygłaszał referaty, szczególnie o tematyce społecznej, głoszenie kazań w katedrze i innych parafiach poza Włocławkiem, zwłaszcza że po ustąpieniu Niemców mianowany został proboszczem poza Włocławkiem.
Ksiądz Profesor był niezwykle systematyczny. Żeby uniknąć niesystematyczności i zapomnień, zrobił sobie kartotekę. W niej układał kartki tematami. Dzienną pracę zaczynał od przeglądu tych kartek do załatwienia. W ten sposób niczego nie mógł przeoczyć. Nic tam nie ginęło. Podobnie było z korespondencją. Nie miał nigdy zaległości w odpisywaniu na listy. Wysyłał także regularnie zamówienia na artykuły.
Był przy tym słabego zdrowia. Rzadko chodził na spacery. Gdy najbliższi ubolewali nad tym, że się zamęcza pracując tak dużo, Ksiądz Profesor dawał wyjaśnienia pełnie humoru. Mówił np.: „Gdybym wykonywał stale jednego rodzaju zajęcia, to prawdopodobnie bym się zamęczył. Ale gdy zmieniam rodzaje zajęć, to te zmiany są dla mnie odpoczynkiem. Zresztą przecież odbywam spacery. Spaceruję, gdy idę do katedry, do moich robotników czy na stację kolejową, gdy wyjeżdżam do innej parafii. Nie mogę pominąć i tego, że gdy wykładam, nie siedzę na katedrze, tylko chodzę między ławkami. Zresztą prawie nie siedzę przy biurku pracując, mam biurko wysokie, przystosowane do postawy stojącej, i zamiast się garbić przy niskim, to stojąc przy wysokim mam możliwość przestępowania z nogi na nogę. Chodzę w miejscu".
Gdy słowem dotykano jego zdrowia, odpowiadał: „Stopniowo wyrastam z chorowania". Oto przykłady pogody ducha i humoru.
Ksiądz Profesor był także redaktorem „Ateneum Kapłańskiego". Miesięcznik ten poza czerwcem i lipcem ukazywał się w ilości 10 numerów rocznie. Każdy zaś liczył około 200 stron. Ksiądz Profesor zamieszczał tam swoje artykuły. A poza tym inne, które pochodziły od autorów miejscowych i zamiejscowych. Przeważnie były to rękopisy. Wśród nich nie brakowało i takich, które były prawie nieczytelne. Nasz redaktor musiał mieć dużo cierpliwości. Ale miał niemałą wprawę w odczytywaniu pisanych ręcznie rozpraw. Nawet drukarzy nauczył cierpliwości w odczytywaniu całości artykułów. Do obowiązków redaktora należało wykończenie, poprawienie zdań i zwrotów niedbale użytych. Musiał także wprowadzać podziały artykułów na paragrafy, adiustować i przygotować do druku. Po wydrukowaniu sam przeprowadzał jedną z korekt. Przy opracowywaniu wielu artykułów Ksiądz Profesor miał duży wkład pracy. Uprawniało go to właściwie do współautorstwa.
W czasie wojny ksiądz profesor Wyszyński, dzięki Opatrzności Bożej, uniknął aresztowania przez gestapo. Sierpniowy numer „Ateneum Kapłańskiego'' 1939 roku był przygotowany do wysyłki, zanim przyszli Niemcy. Ten numer zawierał niezykle drażliwe artykuły. Jeden z nich, bardzo długi, autorstwa pewnego inżyniera z Katowic. Drugi zaś był napisany przez księdza niemieckiego, który w obawie przed gestapo schronił się do Polski. Tematem obu był hitleryzm. Z treści artykułów nasuwa się refleksja, że wojna jest nieunikniona, wojna wraz ze wszystkimi okrucieństwami.
Zaraz po wtargnięciu do Włocławka, gestapo opieczętowało drukarnię i nie miało czasu zapoznać się z treścią numeru. W końcu października hitlerowcy wyraźnie zainteresowali się seminarium włocławskim. Odwołanie napisane przez biskupa diecezji nie zostało przyjęte nawet do przeczytania. Nie było więc żadnego celu pozostawać we Włocławku i czekać, aż Niemcy odczytają wspomniany numer „Ateneum". Ksiądz redaktor Wyszyński na polecenie biskupa poprosił o przepustkę na początku listopada. Musiał wyjechać poza Włocławek. Udzielono mu tej przepustki, bez podawania miejsca, do którego miał się udać. Redaktor wyjechał przez Łódź do Warszawy. Przez następne lata wojny gestapo poszukiwało całego zespołu redakcyjnego „Ateneum", szczególnie zaś samego redaktora naczelnego.
Spośród poszukiwaczy najbardziej znany był agent pochodzący z Włocławka. Po wojnie sąd wojskowy w Warszawie rozpatrzył jego sprawę, ale jej wynik nie jest mi znany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz