Pragnę opisać w swoim liście zdarzenie, jakie miało miejsce w mojej rodzinie, mianowicie: nawrócenie się mojego ojca Mieczysława G. do Boga, dzięki wstawiennictwu Ks. Kardynała Wyszyńskiego.
Tato, odkąd pamiętam, był zawsze aktywnym działaczem partyjnym. Oboje z mamą nie chodzili do kościoła, choć byli wierzący. Nie przystępowali też do sakramentów św. Nam, dzieciom, (było nas troje) pozwalali chodzić na lekcje religii i do kościoła, ale zbytnio tego od nas nie wymagali.
Były to lata sześćdziesiąte. Wygłaszano wtedy wiele krzywdzących opinii na temat działalności Kościoła. Szczególnie zapamiętałam niesprawiedliwe uwagi taty odnoszące się do osoby Ks. Kard. Wyszyńskiego. Byłam jeszcze zbyt mała, żeby to rozumieć, lecz utrwaliło mi się to w pamięci.
Mijał czas. Skończyłam studia (Akad. Muz. w Poznaniu), wyszłam za mąż - mąż także jest muzykiem. Mamy dwoje dzieci i mieszkamy w Bydgoszczy.
Zaczęłam coraz częściej modlić się o nawrócenie się moich rodziców. Mamusia po długiej przerwie w 1986 r. przystąpiła do spowiedzi i do Komunii św.
Mimo, iż rodzice już od pewnego czasu uczęszczali regularnie na niedzielne Msze św., tatę nadal bardzo drażniło poruszanie tematu wiary, czy mówienie o Panu Bogu. Ostrzegał mnie nawet, że się ośmieszam, mówiąc głośno o takich sprawach.
W styczniu 1988 r. pojechałam z dziećmi do Kalisza, do moich rodziców, ponieważ mąż otrzymał kontrakt zagraniczny. Wtedy rodzice także musieli wyjechać do sanatorium, więc przez prawie miesiąc przebywałam bez nich w ich domu. Dużo modliłam się za tatę. Któregoś dnia moja mała córeczka Agatka wyrzuciła z biblioteczki książki, a z nich wypadły dwa jednakowe obrazki, przedstawiające Ks. Kard. Wyszyńskiego.
Najpierw byłam oburzona, dlaczego są one tak skrzętnie chowane. Potem jeden z nich wstawiłam za szybę biblioteczki tak, żeby był widoczny, drugi wzięłam dla siebie, modląc się już codziennie o to, by Pan Bóg przebaczył ojcu niesprawiedliwość i aby Ks. Kardynał wstawił się za nim u Boga.
Po miesiącu rodzice wrócili. Ja też wkrótce z dziećmi wyjechałam w odwiedziny do męża.
Przed wyjazdem miałam sen. Śniło mi się, że gdy obie z mamą zajęte byłyśmy porządkami przedświątecznymi, tato wychodził do kościoła, nic o tym nikomu nie mówiąc.
Trudno mi było wtedy uwierzyć, że ta przemiana nastąpi szybko, ponieważ zdawało mi się, że jest coraz gorzej. Był nieprzystępny, drażliwy i daleki od tego.
Po moim powrocie dowiedziałam się, że tato rzeczywiście uczestniczył w Wielki Tydzień w rekolekcjach, nic nikomu o tym nie mówiąc. W Wielki Piątek pojednał się z Bogiem, przyjął Komunię św. i wtedy oznajmił mamie tę radosną wiadomość.
W czerwcu znów odwiedziłam mój dom rodzinny. Zastanowiła mnie wtedy pewna rzecz. Zobaczyłam, że na ścianie wisi oprawiona przez tatę ta piękna fotografia Ks. Kard. Wyszyńskiego. Gdy zdziwiona wykrzyknęłam: „tatuś powiesił tu sobie Księdza Kardynała?!" - odpowiedział „tak dziecko, to był bardzo mądry człowiek".
Uradowało mnie to bardzo, nigdy nie przestanę Bogu dziękować za tak wielką łaskę.
Bydgoszcz, 8 V 1990 r. Jolanta R.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz