W ubiegłym roku, pod koniec maja, wnuczka Karolinka (2,5 roku) złamała nóżkę. Ukośnemu pęknięciu uległa kość piszczelowa. Całą nogę wzięto w gips. Po tygodniu prześwietlenie wykazało, że nie widać oznak zrastania się, a wręcz przeciwnie, kości rozsuwają się, wskutek minimalnego nasunięcia się. Nie wiem, jak to opisać. Chodzi o to, że kości w miejscu złamania nie były „na styk", ale nasuwały się. Chirurg stwierdził, że cud będzie jeżeli zacznie zrastać się prawidłowo, że raczej trzeba będzie chirurgicznie składać.
Fakt złamania nóżki zmartwił nas niemało, a tu doszło jeszcze skomplikowane złamanie.
Zaczęliśmy gorąco modlić się. Synowa (choć niezbyt pobożna) pobiegła prosić o Mszę św. w intencji uzdrowienia, ja też skierowałam prośbę o modlitwę za Karolinkę do bardzo gorliwego kapłana w parafii i zaczęłam modlić się o wstawiennictwo Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Po ok. 2. tygodniach stwierdzono: kości, dzięki Bogu, nie rozsuwają się i nie ma dalszego nasuwania się, a są oznaki zrastania się. Jakiś czas utykała na tę nóżkę. Była jakaś minimalna różnica w długości, ale po kilku miesiącach, chwała Bogu, jest już dobrze.
W moim odczuciu stwierdzam, że stało się to dzięki wstawiennictwu Sługi Bożego Kard. Stefana. Cały czas modliłam się o Jego beatyfikację i nadal staram się modlić w godzinie Miłosierdzia Bożego.
Olsztyn, 22 IV 1999 r. Anna K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz