Niepokalanki

Zawsze przejmowała mnie gorąco wasza nazwa: niepokalanki. To jest „straszna łaska” - tak się nazywać. Od chwili, gdy was widziałem pierwszy raz - w Maciejowie pod Kowlem - zacząłem się wam bliżej przyglądać. Wydawało mi się, że ta nazwa jest zbyt ambitna, bo zobowiązuje nadmiernie i bezwzględnie. Przecież taka jest tylko jedna - Maryja, Bogarodzica. Ale gdy Duch Święty na taką nazwę się zgodził - On, który za swoją Oblubienicę ma Niepokalaną - od tej chwili człowiek musi zwalczyć w sobie swoją małoduszność i zgodzić się na to, by istnieli ludzie, którzy usiłują osiągnąć to, co dla ludzi jest niemożliwe, a co dla Boga jest możliwe.

Nieraz, gdy pytałem niepokalanki, jak sobie wyobrażają realizację swego ideału, słyszałem odpowiedź: czcimy Niepokalane Poczęcie, dziękujemy za to, że było, że w ten sposób Bóg przygotował swemu Synowi Dignum Habitaculum. Jest to już wielka prawda: czcić Syna Tego, o którym się mówi w filozofii: ens purum, wionie Tej, która musiała się narodzić Niepokalana, aby zdolną była ogarnąć Najświętszego, Najczystszego. Niewiasta, która miała nosić Syna „Bytu Najczystszego”, musiała być zbliżona do tej czystości, która się nawet nie da wyrazić naszym językiem. Mówimy przecież samymi negatywami: Immaculata, Niepokalana, Immacolata, Immaculée, Unbeflekte, Sünderbare. Wszystkie te wyrazy mają znaczenie pomniejszające, mieszczą w sobie przymiotniki ujemne, jak robaka w róży. Cóż pomoże przeczenie, to beztreściowe „nie”? Jesteśmy tak skażeni, że nie możemy zdobyć się na słowo czyste, przeczyste, jaśniejsze, które odsłoniłoby to, czego dokonał Bóg w poczętej istocie, przygotowanej na Matkę Boga-Człowieka.

Kościół sam siebie pyta, patrząc na Maryję: Quibus te laudibus effferam, nescio... Cóż znaczy zeschły szept liści mego słowa? Każde obciążone grzechem pierworodnym, każde nieociosane, niezgrabne, twarde, szorstkie, jak grad na płatkach róży. Moje słowa ranią niepokalaną świeżość Maryi, kalam idealną piękność pełni i harmonii, są one plamą na jasnym ekranie...

Ilekroć patrzyłem w waszej kaplicy na postać Maryi Jazłowieckiej - to, przyznam, że nie mogłem dłużej utrzymać wzroku na Tej, którą najchętniej nazwałbym: purissima integra. Wydawało mi się, że wzrokiem swoim wyrządzam ujmę tej „Pełni”.

Gdy nieraz myślę: niepokalanka, gdy patrzę na człowieka w habicie niepokalanki, doznaję tego samego wrażenia... A przecież, ostatecznie, i człowiek, i posąg to tylko dzieło ludzkie, chociaż zdziałane pod tchnieniem Bożym. Jak więc niezgłębiony jest ten „ideał niepokalanek”. Wydaje mi się, że nie może on wyrazić się tylko w czci tego, co się stało w rodzącej się Maryi. Może być szaleństwem wymagać od człowieka czegoś więcej, a jednak Bóg wymaga. I na tym polega wyjątkowa wielkość powołania niepokalanek, o którą z takim heroizmem walczyła matką Darowska.

Komańcza, 12 marca 1956

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz