Krzyżowa tajemnica powołania

Zapewne i wy, mistrzynie nowicjatów zakonnych, pytacie się, dlaczego właśnie te, a nie inne przyszły i są w zgromadzeniu, dlaczego one wzięły krzyż? Widzicie ich mękę, niektóre niemal konają... Stoicie pod ich krzyżem i patrzycie na tajemnicze misterium. Czy Maryja pomagała Jezusowi? Czy wy pomagacie tym, które się tak męczą? Może tylko wasza obecność, może spojrzenie milczące a życzliwe, które męczący się człowiek wyczuwa, musi tu wystarczyć. Maryja nic nie powiedziała na Kalwarii, nawet wtedy, gdy Chrystus do Niej przemówił, ukazując człowieka, który też miłował - Jana: „Oto syn Twój” (J19,26). Nie odpowiedziała ani słowem... w milczeniu aprobowała.

Dzieci najmilsze! W życiu ludzi powołanych dokonuje się „misterium krzyża”, bo tam właśnie Chrystus jest ukrzyżowany - Chrystus krzyżujący i współdziałający z dziełem krzyżowania, którego dopełnia na sobie każdy powołany człowiek. My jesteśmy tylko świadkami tego misterium. Może niekiedy rwiemy się, by pomóc. Nasze jednak rady i wskazówki są tak skromne, często podobne do gąbki, nasyconej mirrą i octem, podanej na długiej, długiej trzcinie... Czujemy wówczas całą naszą nieudolność wobec procesu, którego jesteśmy cząstkowymi świadkami. Może człowiek powołany woła niekiedy i my słyszymy to wołanie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?...”Nikt mnie nie rozumie, nie znajduję pomocy, wszyscy są daleko, odsunęli się ode mnie...

Jest w życiu każdego człowieka, każdego chrześcijanina, zwłaszcza powołanego, niejedna chwila męki w samotności, w pełnym opuszczeniu, by odnaleźć Tego, który nigdy nie opuszcza - Chrystusa, by wszczepić się swoim „krzyżykiem” w misterium Jego zbawczego, zwycięskiego krzyża. Najwierniejsza przyjaźń ludzka, największa miłość, umiejętność, doświadczenie, znajomość dusz - to wszystko zawodzi wobec misterium, które człowiek musi przeżyć sam na sam ze swoim Bogiem, gdy siebie krzyżuje, aby z Ukrzyżowanym... zwyciężyć!

Warszawa, 15 września 1967

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz