Grzeszenie myślą

Nieraz tak bywa, że my, w naszym zamkniętym świecie, nie mamy sposobności do mówienia źle, ale czy nie stwarzamy sposobności do myślenia źle? A to już rani Chrystusa, godzi w tych, którzy się Chrystusowi, albo o których Chrystus myśli pomimo wszystko dobrze, za których też umarł.

Podobno najszerzej rozwarta jest klauzura dla tych właśnie myśli. Myśl jest przenikliwa, często rozkłada nas samych. Niektóre choroby psychiczne są następstwem nadmiernego przemyśliwania źle o innych, podejrzliwości niewypowiadanej, która dręczy człowieka, męczy go, jest dlań ciężarem. Stąd rodzi się niejedna deformacja psychiczna i duchowa właśnie wśród ludzi wybranych. Bo my mamy ocenę samych siebie zazwyczaj dość dobrą i chcielibyśmy do tej miary dociągnąć wszystkich innych. Oczywiście, bijemy się w piersi przy konfesjonale, mówimy: Quia peccavi nimis cogitatione, ale chciejmy jednak nie akcentować to cogitatione, nie podkreślać wszystkimi kolorami tęczowych ołówków, jakie mamy pod ręką.

W życiu zakonów kontemplacyjnych, klauzurowych, spotyka się czasem nieszczęście, z którego nie zawsze można się wyleczyć. Są to właśnie zniekształcenia psychiczne na skutek podejrzliwości, która ma małe pole działania wśród ludzi, z którymi chodzimy całymi latami po jednej desce. Jakże trudno jest ułożyć właściwy stosunek do nich. Nie wiemy nieraz, którym kącikiem ust czy którym mięśniem twarzy uśmiechnąć się. Ludzie na ogół czekają, żebyśmy się do nich uśmiechnęli od ucha do ucha. A my dozujemy ten uśmieszek, zależnie od tego, jak nam świat naszych myśli o tym człowieku na to pozwala.

W zakonach kontemplacyjnych, klauzurowych jest dużo tzw. „trudnych ludzi”. Nie wiemy, co zrobić, jak sobie z nimi poradzić. Trudno odpowiedzieć, co jest przyczyną tych schorzeń, ale niewątpliwie jedną z przyczyn jest to, że nie ma klauzury dla myśli nieżyczliwych. Jest klauzura dla naszych kroków, słów i czynów, ale pozostał jeszcze świat myśli, którego nie da się zamknąć żadnym kluczem, bo taka jest właściwość psychiki ludzkiej. Całe szczęście, że on się nie da zamknąć, bo wymaga nieustannej pracy, ciągłej konfrontacji naszego stosunku wewnętrznego - nie tylko zewnętrznego, naszej - jak mówią wychowawcy i pedagogowie świeccy - wewnętrznej życzliwości. Życzliwość zewnętrzna, zwłaszcza w świecie kobiecym, jest bardzo urozmaicona, bogata, wylewna, ale jest też wewnętrzna życzliwość, która się nie da wypowiedzieć, którą człowiek pielęgnuje w sobie. Ma ona w planie Bożym niezwykłe zadania. Słowa mogą kłamać, czyny też, ale myśli są zawsze prawdziwe. Co jest pomyślane, to już się nie da odmyśleć. Myśli złe, nieżyczliwe, bardzo często nas deformują, odbierają nam spokój wewnętrzny, zniekształcają nasz stosunek do otoczenia, do łudzi, do świata, męczą nas, wprowadzają inny świat, z którego wypchnięty jest Chrystus, żyjący w braciach naszych.

Gdybyśmy mieli zawsze świadomość w naszym życiu kontemplacyjnym, że Chrystus żyje w każdym, o którym pomyśleliśmy, gdybyśmy tego nie stracili z uwagi, uratowalibyśmy się przed deformacją psychiczną i duchową. Jeżeli chcemy naprawdę się uratować musimy świat rozpoznać i wewnętrznie go przepracować. Bo w myślach i planach Bożych ma on ogromne zadanie. Nie możemy się kontaktować z całym światem i ze wszystkimi ludźmi przez słowa i czyny, ale możemy to uczynić prze myśl. Przez myśl mogę się skontaktować z każdym, mogę dotrzeć wszędzie. W ten sposób realizuje się też przykazanie może najtrudniejsze, ale najpierwsze i najpotrzebniejsze: „Będziesz miłował bliźniego swego”. Jak to uczynić, gdy nie mamy sposobności? Możemy nie mieć sposobności przez słowa i czyny, ale uczynimy to przez myśli. Niech myśli nasze, które dotykają człowieka nieznanego, dalekiego, ale objętego  
powszechnym przykazaniem miłości, będą pełne miłości. To ułatwi nasz stosunek do ludzi.

Jasna Góra, 11 maja 1971

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz