W misjonarzach uderzył mnie głęboki duch modlitwy. Mieli na nią czas. To mnie zastanawiało, jak również i miejscowego proboszcza. Misjonarze znali właściwie trzy miejsca: ambonę, konfesjonał i swój pokój, w którym odmawiali brewiarz.
Nieraz jestem proszony przez różnych misjonarzy o zwolnienie ich na czas misji z brewiarza. Myślę wtedy: „Ten człowiek chce mówić bez zębów trzonowych. Czym on będzie gryzł, na litość Bożą, jeżeli nie będzie się modlił w tym czasie?!” Ten osobisty styl jest jakimś wielkim zagadnieniem, bo w praktyce się okazuje, ile może zdziałać przykład osobistego życia. Ma on wpływ nie tylko na parafian, do których się przyjechało, ale na księdza.
Warszawa, 24 stycznia 1961
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz