Kiedy po przyjeździe do Warszawy na Wszystkich Świętych stwierdziłam, że znajdujące się w niewielkiej od siebie odległości w trzech stykających się ze sobą narożnie kwaterach cmentarza cywilnego na Powązkach trzy groby rodzinne zostały złośliwie uszkodzone, udałam się w dniu 2. listopada, a był to rok 1982 lub 1983, do Warszawskiej Kurii Metropolitalnej, żeby poprosić o radę i pomoc w tej sprawie. Idąc za radą, której mi Tam udzielono, opisałam od razu na miejscu cale wydarzenie, a pismo moje pozostawiłam w Kurii.
Po wyjściu na ul. Miodową, kiedy spojrzenie moje padio w ul. Kozią, zorientowałam się, że znajduję się bardzo blisko Katedry św. Jana i postanowiłam odwiedzić kryptę, w której, otoczone czcią wiernych, znajdowało się ciało śp. Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia.
Boleśnie kulejąc, dotarłam wreszcie do celu mojej wędrówki, a kiedy znalazłam się już w krypcie, podeszłam do sarkofagu Ks. Prymasa, złożone ręce oparłam o naroże i zaczęłam odmawiać „Pod Twoją obronę", spoglądając raz na oblicze Czarnej Madonny, której wizerunek wykonany na błękitnej blasze umieszczony był na sarkofagu, a raz na dużą kolorową fotografię Ks. Prymasa, ustawioną z lewej strony w głowach sarkofagu. Wydawało mi się, że Ks. Prymas spoglądał na Czarną Madonnę i na mnie, jak gdyby wskazując Ją mnie, a Jej mnie. Nie prosiłam o nic, o niczym nie myślałam - byłam zapewne jeszcze pod wrażeniem dotkliwego bólu i oburzenia, jakie sprawity mi profanacja i zniszczenie grobów moich najbliższych i ukochanych. Nie płakałam, oczy miałam szeroko otwarte, ale po twarzy spływały mi wielkie łzy.
Skończywszy „Pod Twoją obronę", wyszłam z krypty, jakoś tam udato mi się wejść na schody bez poręczy, przeszłam kościół, wyszłam na ul. Świętojańską i nic szczególnego nie wydarzyło się. Lecz kiedy dochodziłam już prawie do Placu Zamkowego, zdałam sobie sprawę, że chodzenie nie sprawia mi bólu i że nogi w kolanach stały się elastyczne.
Kolana moje zostały uszkodzone wskutek urazu mechanicznego, ale jakoś sobie z tym radziłam i dopiero od roku 1973 w wyniku ciężkiego zapalenia stawów chodzenie stało się dla mnie męczarnią, a wszelkie ruchy nóg w jakiejkolwiek pozycji, przy staniu, siadaniu, wstawaniu, leżeniu itd. były niewypowiedzianie bolesne.
Uruchomienie moich stawów kolanowych i zniknięcie wszechobecnego dotkliwego bólu, jakkolwiek nie stanowiące pełnego uzdrowienia, było dla mnie niewypowiedzianym dobrodziejstwem, a przypisuję je łaskawej interwencji Ks. Prymasa Tysiąclecia, do którego miałam zawsze i mam nadal wielkie nabożeństwo. Gdyby nie fakt istnienia „okoliczności obiektywnych", chodziłabym już dawno zupełnie normalnie. Takie jest moje odczucie.
Gdańsk, 8 XII 1990 r. Krystyna S. T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz