Prorok i święty na dziś: konieczna rewolucja ducha

Marcin Przeciszewski

Nauczanie kardynała Wyszyńskiego może wciąż inspirować
W kościele św. Ducha w Warszawie. 1956 r.
źródło: Magnum Photos/EK Pictures
W kościele św. Ducha w Warszawie. 1956 r.
 
30. rocznica śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego to dobry moment, by zastanowić się nad odczytaniem jego spuścizny w kontekście wyzwań stojących dziś przed Kościołem. Tym bardziej że jego postać w pamięci społecznej przyćmił pontyfikat Jana Pawła II. Tymczasem, gdyby nie mądra linia Prymasa, nie byłoby JP II ani fenomenu polskiej religijności, umocnionej w czasie prześladowań i odpornej na dziejowe przemiany.
Nie wiemy, co powiedziałby kard. Wyszyński, gdyby wstał z grobu i przyjrzał się polskiej wolności w 20 lat po jej odzyskaniu. Wydaje się, że dziś – wobec przerażającej erozji wartości w życiu publicznym – potrzebna jest „rewolucja ducha" na miarę Wielkiej Nowenny.
W tym zakresie koncepcja kard. Wyszyńskiego pozostaje aktualna, aczkolwiek do jej realizacji trzeba użyć nowych środków. Mógłby to być ogólnopolski projekt duszpasterski angażujący różne środowiska i grupy, mający na celu nie tylko umocnienie wiary, ale w jej świetle szukający odpowiedzi na aktualne wyzwania. Dziś towarzyszyć temu winno „przebudzenie olbrzyma", jakim są masy świeckich, o wiele za mało poczuwających się do odpowiedzialności za misję Kościoła we współczesnym świecie.
Koniecznie należy sięgnąć do społecznego nauczania kard. Wyszyńskiego, który nieustannie przypominał o odpowiedzialności katolików za przestrzenie życia społecznego, jakimi są rodzina, środowisko pracy i wreszcie cała wspólnota narodowa. Doskonale formułował to bł. ks. Jerzy Popiełuszko – wierny uczeń Prymasa. Nauczanie Prymasa było też szkołą nowocześnie pojmowanego patriotyzmu wyrastającego z inspiracji religijnej, czego w Polsce dziś brakuje.
Do realizacji tych zadań Kościół winien dysponować niekwestionowanym autorytetem społecznym. Musi być postrzegany jak jedność, a nie konglomerat skłóconych grup. Jedności Kościoła – nie tylko w sensie doktrynalnym, ale jednej, wspólnej linii – Wyszyński bronił jak oka w głowie. Nie pozwalał na istnienie nurtów odbieranych jako „głos Kościoła", a których stanowisko nie byłoby tożsame z linią Episkopatu. Dziś Kościół w Polsce bardzo potrzebuje takiego „zwornika". W czasach posoborowych – przy rozwoju demokracji w łonie Konferencji Episkopatu Polski – roli tej nie musi spełniać konkretna osoba, ale strategia duszpasterska, pod którą wszyscy się podpisują i konsekwentnie realizują.
Patrząc na sytuację Polski dziś, jestem przekonany, że bez zrywu na kształt Wielkiej Nowenny, martwe pozostaną apele Jana Pawła II o świadectwo wiary Polaków w Europie. A przecież nasz dynamizm religijny jest jedną z tych wartości, jakie możemy wnieść do wspólnoty europejskiej. Koncepcja „przedmurza chrześcijaństwa", której hołdował Wyszyński, wymaga tu nowego klucza zaproponowanego przez Jana Pawła II: wezwania do wymiany duchowych darów Wschodu i Zachodu. W tej przestrzeni rola Polski jest niezastąpiona.
Kard. Wyszyński czuł odpowiedzialność za jedność Europy, czego dobitnym przykładem był list biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. Z punktu widzenia historii akt ten zapoczątkował proces pojednania na wschód od żelaznej kurtyny, tworząc podwaliny pod przyszłą reintegrację kontynentu. Prymas może być dziś wzorem postawy otwarcia na Europę i odpowiedzialności za nią, przy zachowaniu narodowej tożsamości i tradycji.
Wyszyński konsekwentnie realizował zasadę suwerenności Kościoła wobec polityki. Nie dał się wciągnąć w pułapki. Był otwarty na dialog, ale gdy partia dążyła do instrumentalizacji Kościoła, wypowiedział kategorycznie „non possumus". Dziś – choć w konkordacie mamy zasadę autonomii Kościoła – grupy polityczne wciąż dążą do wykorzystania Kościoła dla swych partykularnych interesów. Obyśmy równie radykalnie potrafili się od tego odciąć.
Kardynał był człowiekiem nadzwyczaj wymagającym od siebie i od innych. Od kapłanów oczekiwał świadectwa ewangelicznego radykalizmu. Uważał, że w podzielonym świecie potrzeba znaku miłości Chrystusa, której pierwszymi wyrazicielami są kapłani. „Nie walczcie z ludźmi, tylko z szatanem! (...) szczególną miłością otoczcie jawnych czy ukrytych nieprzyjaciół waszych" – apelował.
Wizja kapłańskiej świętości, którą realizował, jest najlepszym sposobem budowania autorytetu Kościoła – szczególnie dziś w czasie powszechnej erozji autorytetów.

Autor jest redaktorem naczelnym KAI

Rzeczpospolita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz