Nadbużańskie Wadowice

NASZ DZIENNIK

Sobota-Niedziela, 28-29 maja 2011, Nr 123 (4054)

Ojciec Narodu - 30. rocznica śmierci ks. Prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego

Tym, czym dla Małopolski są Wadowice, gdzie urodził się Jan Paweł II, tym dla ziemi mazowieckiej i Podlasia jest Zuzela, rodzinna miejscowość Prymasa Tysiąclecia, ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Miejsce niezwykłe, jakby łączące Wschód z Zachodem, Podlasie z Mazowszem. Choć od tego czasu mocno się zmieniło, nadal pełne jest pamiątek zarówno po Prymasie, jak i po burzliwej polskiej historii.

"Tutaj, w tej Rodzinie parafialnej podwójnie się narodziłem: z ciała i krwi mej Matki i z Chrystusowej Krwi w sakramencie chrztu. Są to więzy potężne. Czuję się wielkim dłużnikiem wobec ziemi, której chleb jadłem od dzieciństwa, i wobec wszystkich, wśród których żyłem" - tak swą rodzinną ziemię wspominał podczas wizyty 13 maja 1971 r. w rodzinnej Zuzeli Prymas Tysiąclecia. Często wracał do niej, wspominając, jak wzrastał w niej, uczył się i przygotowywał, wówczas jeszcze nieświadomie, do wielkich zadań, które powierzył mu Bóg.

Na styku Wschodu i Zachodu
Zuzela to niewielka wieś na pograniczu Mazowsza i Podlasia, na trasie między Ostrowią Mazowiecką a Ciechanowcem, łącząca jakby Wschód i Zachód - Polski, i Europy. Pierwsze wzmianki historyczne o niej pojawiają się już w XII w. po Chr. Choć archeolodzy odkryli w pobliżu ślady hutnictwa z okresu średniowiecza, a językoznawcy właśnie z tą aktywnością kojarzą nazwę miejscowości, pochodzącą prawdopodobnie od słowa "żużel", to tutejsza ludność od wieków zajmowała się głównie rolnictwem. Do dziś wioskę otaczają pola i łąki.
To tutaj właśnie 3 sierpnia 1901 r. urodził się i spędził pierwsze 9 lat dzieciństwa Prymas Tysiąclecia. Położona obecnie na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, przy zielonym, nadbużańskim szlaku turystycznym, w malowniczym zakolu Bugu, wioska tchnie ciszą i spokojem. Na ten właśnie leniwie płynący, wijący się zakolami Bug spoglądał przez okno, budząc się rano, mały Stefek. "Pamiętam pierwsze po obudzeniu się wejrzenie przez okno na niedaleki Bug, którym płynęły berliny [łodzie służące głównie do transportu towarów rzeką - red.] ze zbożem, świecąc z daleka białym płótnem żagli. Było to dla nas ulubione zajęcie: prosto z łóżka biegliśmy do okna, aby je zobaczyć" - wspominał po latach, już jako Prymas Polski.
Niestety dziś nie można już oglądać "berlinów" na Bugu, bo transport przeniósł się teraz głównie na drogi, a sama rzeka odsunęła się znacznie od wsi, którą niegdyś bezpośrednio opływała. - Po I wojnie światowej, podczas powodzi, rzeka zmieniła koryto, przesuwając się ok. 1 km na południe - tłumaczy ks. kan. Jerzy Krysztopa, proboszcz parafii Zuzela, wskazując na rzekę, dziś przesłanianą przez ogromne drzewa wyrosłe w miejscu, które wcześniej opływało jej stare koryto.

Dom i szkoła, czyli muzeum
Dziś nie ma także tzw. organistówki, w której mieszkała rodzina Wyszyńskich. - Podczas II wojny światowej przez Zuzelę przebiegał pas graniczny między okupacją niemiecką i sowiecką. Wysiedlono wszystkich mieszkańców i rozebrano prawie wszystkie budynki prócz kościoła, plebanii i szkoły. W kościele Sowieci urządzili stajnię, a na plebanii i w szkole mieszkała kadra oficerska i mieścił się sztab dowództwa. Dlatego właśnie budynek szkoły ocalał - wspomina ksiądz proboszcz, prowadząc nas do Muzeum Lat Dziecięcych Kardynała Stefana Wyszyńskiego, urządzonego w jedynym ocalałym z wojennej zawieruchy budynku.
- Pod koniec lat 80. powstał pomysł, by odtworzyć w nim mieszkanie państwa Wyszyńskich, a także klasę, w której uczył się przyszły Prymas Polski - opowiada ks. Jerzy. Dlatego też drewniany, wiekowy dom z bali mieści z jednej strony dużą izbę-klasę szkolną, do której uczęszczał mały Stefek, a z drugiej - dwuizbowe, zrekonstruowane mieszkanie państwa Wyszyńskich.
Stół, krzesła, szafa, łóżka - wydawałoby się zwykły wystrój zwykłej wiejskiej izby. Jednak ustawione przy ścianie pokoju gościnnego pianino świadczy nie tylko o muzykalności, ale przede wszystkim o zawodzie ojca, Stanisława Wyszyńskiego - organisty w miejscowym kościele. Zaś przystrojony rodzinny ołtarzyk z figurą Matki Bożej mówi o wielkiej religijności rodziny, podobnie jak zawieszone na ścianie obrazy m.in. Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej. To przed nimi klękała rodzina Wyszyńskich do porannej i wieczornej modlitwy. - Wspólną modlitwę prowadził ojciec - opowiada ks. proboszcz Krysztopa, dodając, że gdy dziś oprowadza wycieczki szkolne, wiele dzieci pytanych o modlitwę przyznaje niekiedy, że wcale jej nie odmawia, zwłaszcza wspólnie z rodzicami. Ksiądz kardynał Wyszyński, choć przyznawał, że jako dziecko wcale nie był skory do modlitwy, wspominał, że budząc się, zastanawiał się często, patrząc na "obie Matki Boże", dlaczego jedna jest "czarna", a druga "biała".
Kolejną lekcją wiary dla małego Stefka była też lektura "Żywotów Świętych". To jedyna autentyczna książka z rodzinnej biblioteczki rodziny Wyszyńskich, która zachowała się w muzeum.

Leśna lekcja patriotyzmu
Ustawiona przy drugiej ścianie zrekonstruowana biblioteczka mówi o dbałości o przekaz polskiej kultury i tradycji w rodzinie. Mający szlacheckie pochodzenie ojciec Stanisław Wyszyński, nie bacząc na grożące represje, przekazywał też synowi umiłowanie Ojczyzny i jej historii. Przypominał o tym także zawieszony na ścianie portret księcia Józefa Poniatowskiego, m.in. dowódcy wojsk Rzeczypospolitej walczących z armią rosyjską w obronie Konstytucji 3 Maja. O postawie ojca świadczył też podpis pod aktem urodzenia małego Stefka, który Stanisław Wyszyński osobiście sporządził, jako organista, i którego kopię można obejrzeć w muzeum (oryginał znajduje się w księgach parafialnych). - Akt został spisany w języku rosyjskim, zgodnie z obowiązującym wtedy prawem. Ale podpis ojciec złożył w języku polskim, ryzykując w ten sposób wywózką całej rodziny na Syberię. Świadczyło to o jego głębokim patriotyzmie - podsumowuje ks. Jerzy, oprowadzając nas po muzeum.
Mały Stefek do końca życia zapamiętał też inną lekcję patriotyzmu, której udzielił mu ojciec. "Nocą mój ojciec zabierał mnie nieraz w odległe lasy. Jechało z nim zawsze razem kilku miejscowych zaufanych gospodarzy. Stawiali krzyże na drogach i różnych kopcach" - wspominał po latach. Te "kopce" to mogiły powstańców styczniowych. Niestety do dziś nie przetrwały drewniane krzyże stawiane m.in. przez Stanisława Wyszyńskiego na grobach powstańców ani nawet pamięć o tym, gdzie te "kopce" były.

Miał być maszynistą, został Prymasem
Z izby gościnnej przechodzimy do skromnej kuchni, w której spożywano wspólne posiłki. Z niej przez sień przechodzimy do izby szkolnej, w której ścianach naukę pobierał przez 2 lata mały Stefek. Uwagę przykuwają zwłaszcza portrety cara Mikołaja II i jego żony oraz dwugłowy orzeł, godło imperium rosyjskiego, przypominające o tym, że Zuzela znajdowała się wówczas pod zaborem rosyjskim.
Poddana rosyjskim rygorom szkoła dodatkowo zniechęcała małego Stefka do nauki. Po latach wspominał sposoby, jakich używał ojciec, by zachęcić go do niej. "Gdy nie chciałem się uczyć, mój Ojciec inną karierę mi obiecywał. Mówił: "Oddam cię do szewca albo kupię ci świnki, będziesz pasał"". Ksiądz Prymas Wyszyński wspominał po latach, że nie do końca te ponaglenia skutkowały, tym bardziej że miał własne plany co do swojej przyszłości. "Ja osobiście chciałem być maszynistą kolejowym" - wspominał.
Jednak Bóg chciał inaczej. Wzywał małego zuzelaka, by kierował kolejami losów polskiego Kościoła. Przyszły Prymas Tysiąclecia odpowiedział na to wołanie najpierw służbą ministranta. Symboliczna była także jego pomoc... przy budowie nowego kościoła parafialnego, którą nadzorował jego ojciec. W tym czasie stary, drewniany kościół z XVIII w. znajdował się już w tak złym stanie, że zdecydowano się na budowę nowego, murowanego. Stoi do dziś, naprzeciwko Muzeum Lat Dziecięcych, choć został gruntownie wyremontowany po II wojnie światowej. Przy wznoszeniu jego ścian pomagał także wówczas niespełna 8-letni Stefek. "Dźwiganie cegieł było pierwszym moim przyczynkiem do budowy kościoła, najpierw materialnego, a dzisiaj - duchowego" - tak po latach odczytał swój wkład w budowę świątyni.
Mały Stefek nie doczekał jednak końca budowy. W 1910 r. ojciec zdecydował się przenieść do pracy w innej parafii, w odległym o ok. 20 km Andrzejewie. Wkrótce potem w wyniku komplikacji przy porodzie zmarła jego matka, a kilka dni później także nowo narodzona siostra, Zosia. To było traumatyczne przeżycie dla 9-letniego chłopca. Po tym doświadczeniu zaczął częściej zwracać się do Matki Niebieskiej, której później zawierzył swoją posługę. Lepiej też zaczął rozumieć swego ojca, który często modlił się przed wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej w drewnianym jeszcze kościele zuzelskim. "Wiele razy znajdowałem mojego Ojca - którego Bóg obdarzył głęboką religijnością i darem modlitwy - właśnie tutaj, przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej" - wspominał później.

Pozostała świątynia
Ten właśnie wizerunek został przeniesiony do nowej, murowanej świątyni i do dziś można go oglądać w nawie bocznej zuzelskiego kościoła. Przeniesiona została do niego także chrzcielnica. Z niej właśnie, jak wspominał ks. Prymas, "kapłan, sędziwy ks. kanonik Antoni Lipowski, ówczesny duszpasterz tej parafii, czerpał wodę chrzcielną, aby obmyć mnie i moje trzy siostry, dotychczas dzięki Bogu żyjące".
Po wyjściu ze świątyni spoglądamy na stojący opodal pomnik Prymasa Tysiąclecia, Nauczyciela Narodu, pobłogosławiony w czerwcu 1987 r. przez Papieża Jana Pawła II, a kilka miesięcy później odsłonięty. Ksiądz proboszcz Jerzy Krysztopa zaprasza na tegoroczne uroczystości związane z Prymasem Tysiąclecia - 30. rocznicy jego śmierci (w niedzielę, dziś natomiast odbywa się tam odpust parafialny) i 110. rocznicy urodzin (6-7 sierpnia) ks. kard. Wyszyńskiego. Przed dwoma tygodniami odbyły się ponadto obchody 65. rocznicy jego święceń kapłańskich.
Żegnając Zuzelę, spoglądamy na wijący się wzdłuż drogi Bug, jakby też chciał zaprosić do odwiedzenia tej ziemi, pięknej i tak pełnej śladów Wielkiego Prymasa i naszej historii.

Mariusz Bober
www.naszdziennik.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz