Wyrzeczenie i jasiek

Na rozstaju - drogi przykazań i drogi miłości - człowiek nieraz bardzo długo tkwi. Mam powołanie, ale jeszcze to, tamto, owo... Jeżeli nie rozstaniemy się ze wszystkimi zdecydowanie zaraz na początku drogi, to potem przez całe życie zakonne wloką się za nami własne upodobania i przywiązania, zadawnione zwyczaje. „Tego nie mogę”, „tamtego nie zrobię”.

Kiedyś pewna siostra zakonna skarżyła mi się: Czy to konieczne, proszę Ojca? Mnie jasiek tak jest potrzebny, nie mogę usnąć bez niego, a przełożeni mi mówią, żeby oddać. Nie powiem, w jakim to było klasztorze, ale bardzo zacnym. Odpowiedziałem: Spróbuj! - Nie będę spała, nie usnę. - I przyniosła mi ten jasiek. Mówię jej: Daj, mnie się przyda. - Ale proszę Ojca, Ojciec się przywiąże. - Nie, nie bój się. Będę się starał, aby do tego nie doszło. Rzeczywiście, nie przywiązałem się, ale nie mogę usnąć, gdy nie przykryję jaśkiem ucha.

Takie głupstwa, drobiazgi, a mogą zaważyć niekiedy na całym kierunku życia, bo człowiek kręci się wokół siebie i z tego szalonego wirowania nie może wyskoczyć. Dopiero jakaś szczególna łaska, cierpienie, nagłe pozbawienie, może być ratunkiem i lekarstwem.

Warszawa, 2 marca 1981

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz