Gdy przychodzicie do klasztoru, bardzo często nie macie zbyt wiele do sprzedania. Mówi się: przyszła do klasztoru w jednej koszuli. Może dzisiaj tak tragicznie to nie wygląda; wskutek nadprodukcji najrozmaitszych stroików ludzkich, coś tam pewnie przyniosłyście ze sobą do wspólnoty klasztornej. Nieraz przeglądam dekrety, prośby władz zakonnych, aby można było posagu wniesionego przez siostry użyć na niezbędne konkretne cele, zwłaszcza lecznicze. Wtedy widzi się, że są to raczej skromne majętności. Milionerki nie wstępują do naszych polskich zakonów, bo, dzięki Bogu, milionerek w Polsce nie ma. Każdy jednak ma jakieś swoje przywiązania, które nieraz są większym ciężarem, aniżeli posag. Rozstać się z nimi trudno. Istnieją one nie tyle w sferze materialnej, posiadanych dóbr, zbiorów, zasobów, ale raczej w płaszczyźnie wewnętrznej, w zakresie różnych przyzwyczajeń, nałogów, upodobań, własnego ,ja”, „to moje”.
Miałem na uniwersytecie kolegę, który na seminariach z polityki społecznej u księdza rektora Szymańskiego słynął z bardzo radykalnych poglądów. Ale pewnego dnia kupił sobie szafę. Mieszkał razem z kolegą. Gdy szafę wstawiono do niewielkiego mieszkania, kolega poprosił go: Może ja bym chociaż swoje palto w niej powiesił? - Wtedy ten „radykał” z seminarium polityki społecznej odpowiedział: „Niech kolega pamięta, że to jest moja szafa!”
Bardzo często tak bywa, że człowiek ma taką „swoją szafę”. Siedzi w niej i trudno się do niego dostać, bo ta otoka sprawia, że żadne słowo, ani dobre, ani złe - nie pomaga. Często człowiek bardzo świątobliwy, pobożny, modlący się zawzięcie, na pewnym odcinku jest niedostępny. Stworzył sobie barierę, której nikt nie może przekroczyć.
Warszawa, 2 marca 1981
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz