Maria z Magdali

Nazywamy Marię wprawdzie skromnie współapostołką, ale jednakże to ona poruszyła całą Jerozolimę, to ona narobiła takiego hałasu, że nawet uczniowie z Emaus mówili: Mulleres terruerunt nos. Po prostu przestraszyły nas, jakoby On żył, ale my roztropni, trzeźwi, my się tak łatwo nie damy zwieść. I to jest znamienne. Ten wielki zaszczyt. Chrystusowi był potrzebny taki człowiek. Taki, który wiele miłował, który właśnie na skrzydłach tej wielkiej miłości biegł i pełnił posłannictwo głoszenia tej najradośniejszej nowiny: „Prawdziwie zmartwychwstał!”

To jest nagroda tej uwagi, uwagi, z jaką Maria słuchała Chrystusowych słów, to jest nagroda tej wierności, z jaką nie straciwszy głowy po tej katastrofie na Kalwarii, chociaż się wszyscy rozeszli, ona poszła do grobu i tam czuwała. Nagroda wierności, nagroda miłości.

Nie idzie w tej chwili w tym rozważaniu o omówienie faktu raz jeszcze. Idzie o uwydatnienie tej duchowej atmosfery, w jakiej to się wszystko działo. Ta duchowa atmosfera to jak gdyby duchowe przygotowanie, wewnętrzne przygotowanie, by właśnie w takiej duchowej atmosferze żyła zwiastunka Zmartwychwstania, głosicielka faktu Zmartwychwstania Apostołom, jak gdyby apostołka Apostołów. Bo sam Chrystus ją posłał do nich, do uczniów: „Idź i powiedz uczniom moim” - to jest mandat szczególny.

I to jest znamienne, z jaką uporczywością ta linia posługiwania się Boga kobietami dla swych dzieł utrzymuje się. Przecież tak się zaczęło w raju, gdy Bóg pocieszając Ewę i Adama pokazał Niewiastę. Posłużył się Niewiastą. Przecież tak się stało w Nazarecie, kiedy przyszła pełnia czasów i gdy Bóg posłał Syna swojego, wołającego: Abba - Pater. Posłużył się znowu Niewiastą i to w tak wybitny sposób: Maryja - Bogurodzica. I przy dziele Zmartwychwstania znowu posłużył się niewiastą: „Idź i powiedz uczniom moim”. Apostołowie potrzebują apostołki.

Stryszawa, 29 lipca 1960

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz