Nie grają na kolanach

"Prorok" będzie miał rozmach, który ma przyciągnąć do kin młodych i starszych, Polaków i obcokrajowców. Czy dostrzegą w Prymasie Tysiąclecia bohatera na miarę naszych czasów?

Pamiętam śmierć kard. Stefana Wyszyńskiego przed 40 laty. Byłem wtedy w liceum i autentycznie płakałem ze wszystkimi. Pogrzeb miał królewski i nie dlatego, że odbywał się z pompa, ale dlatego, że prymas był dla ludzi ojcem. Wychodził na ambonę i mówił do nas: "Umiłowane dzieci Boże, dzieci moje" - wspomina ks. Grzegorz Michalczyk, duszpasterz środowisk twórczych, podkreślając, że życie Prymasa Tysiąclecia zasługuje na dobry film. ale nie zrobiony na kolanach, nie dokumentalny i nie hagiograficzny - ma to być film o człowieku. - Zalew religijnego kiczu jest dziś przeogromny, ale ta produkcja ma wszelkie szanse, by tego uniknąć - dodaje ks. Michalczyk.

Michał Kondrat ma już na swoim koncie film "Dwie korony", opowiadający o życiu św. Maksymiliana Kolbego, oraz "Miłość i miłosierdzie", przedstawiający życie św. Faustyny Kowalskiej, który ukazał się na ekranach w prawie 40 krajach. W samych Stanach Zjednoczonych wyświetlono go w ponad 800 kinach.

- Jesteśmy w jednej czwartej produkcji. Przed nami kluczowe sceny. 12 września, w dniu beatyfikacji prymasa, powinniśmy zakończyć pracę - zapowiada M. Kondrat, zdradzając, że nawet znawcy biografii kard. Wyszyńskiego odnajdą w fabularnym filmie nowe fakty, odkryte dzięki wnikliwej kwerendzie dokumentów, której podjęły się dwa lata temu autorki scenariusza Katarzyna Bogucka, Karolina Słyk i Joanna Dudek-Ławecka.

- Większość młodych ludzi nie jest w stanie powiedzieć niczego o tej postaci. Chciałbym, żeby nasz film to zmienił. "Prorok" to historia Prymasa Tysiąclecia, przywódcy duchowego i wizjonera, który pertraktuje z władzami komunistycznymi, by wynegocjować więcej praw dla Kościoła i uciemiężonego narodu. Pozorne porozumienie zmienia się w cichą wojnę, walkę o wolność religijną i godność człowieka. Rząd wszelkimi metodami próbuje zniszczyć prymasa wraz z jego wiernymi, dążąc do całkowitej ateizacji kraju. W tym celu rozpoczyna akcję o kryptonimie "Prorok", zrzeszającą kilkudziesięciu agentów, którzy będą śledzić każdy krok prymasa - opisuje reżyser.

W rolę kard. Wyszyńskiego wcielił się Sławomir Grzymkowski, aktor warszawskiego Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka, znany także z kilkudziesięciu ról filmowych i dubbingowych.

- Pamiętam dobrze, jakim autorytetem cieszył się prymas w moim pokoleniu - podkreśla, choć przygotowując się do roli, szukał nie tylko jego zapisków i dokumentacji filmowej, ale także świadectw osób, które go znały blisko. - Szukałem innej perspektywy, ale większość opowiadała o nim bez cienia krytyki, opisując go jako człowieka ciepłego, umiejącego słuchać, który umiał doradzić, budził sympatię. Mnie zafascynowały z kolei jego siła, bezkompromisowość, odwaga. Umiał powiedzieć: "Biorę odpowiedzialność za wszystko, was będę chronił". Najbardziej cierpiał wtedy, gdy Służba Bezpieczeństwa uderzała w jego najbliższe otoczenie - mówi S. Grzymkowski.

Akcja filmu osadzona została w latach 1956-1970. Właściwą fabułę poprzedza dynamiczny prolog, przedstawiający represje i okrucieństwa, jakich dopuszczały się władze stalinowskiej Polski wobec przedstawicieli Kościoła katolickiego. W rolę zatwardziałego komunisty wcielił się m. in. Tomasz Sapryk. Grany przez niego Zenon Kliszko, prawa ręka towarzysza Wiesława Gomułki (Adam Ferency), ma sporo na sumieniu.

- Wykonuję polecenia, zbieram haki, ale nie jestem papierowy. Kliszko to żywy komunista, z rozterkami i dylematami, jak każdy przedstawiciel ówczesnej władzy. Sam jestem dzieckiem milenijnym, uwielbiam na ekranie odtwarzać te czasy - przyznaje aktor, znany z wielu filmowych i teatralnych wcieleń.

Na wielkim ekranie zobaczymy także aktorów młodego pokolenia: Katarzynę Zawadzką, jako zafascynowaną prymasem Magdę, Michała Meyera, który jako Janek, jeden ze śledzących prymasa esbeków, przeżywa pod jego wpływem swoiste nawrócenie, oraz Karolinę Bruchnicką, jako Kazię, dla której kard. Wyszyński stanie się jak ojciec, którego nigdy nie miała. W rolę Marii Okońskiej wcieliła się Małgorzata Buczkowska-Szlenkier.

Źródło: Tomasz Gołąb, Nie grają na kolanach, w: Gość Warszawski nr 23/13.06.2021, s. VI.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz