Jasnogórskie Śluby Narodu

Ogromne owoce zawierzenia Polaków opiece Królowej Polski

W roku 1906 r. - w 250. rocznicę ślubów królewskich Jana Kazimierza we Lwowie (1 kwietnia 1956 r.) podczas trwającej ciągle nocy narodowej niewoli bł. Honorat Koźmiński pisał do swoich duchowych synów i córek: "Gdyby cały nasz Naród zebrał się w stóp Matki Bożej Częstochowskiej, gdyby z każdego zakątka naszej ziemi i każdego stanu wysłać tam gorliwych posłów, którzy by odnowili Śluby Jana Kazimierza i przypomnieli Najświętszej Obronicielce naszej dowody dawnej Jej cudownej opieki, i gdyby przyrzekli ogólne nawrócenie się do Boga i do Jej Niepokalanego Serca, byłby to sposób najskuteczniejszy zapewnienia sobie prędkiego u Pana Jezusa ratunku".

Prorocze pragnienia charyzmatycznego kapucyna, których w latach zaborów bezgranicznie oddał się służbie Narodowi i Kościołowi, spełniło się dokładnie 150 lat później: 26 sierpnia 1956 r. zgromadziła się pod Jasną Górą niespotykana w jej dziejach milionowa rzesza, by nie tylko odnowić stare śluby, ale złożyć nowe. Wszystko zaczęło się - można przypuszczać, że za wstawiennictwem bł. o. Honorata - w kapucyńskim klasztorze w  Rywałdzie Królewskim, do którego przywieziono Prymasa Stefana Wyszyńskiego 26 września 1953 r.

Zawierzenie w Rywałdzie

11 października, w dawne święto Macierzyństwa Maryi (dziś 1 stycznia), Ojciec podjął - po raz pierwszy! - postanowienie o całkowitym zawierzeniu i oddaniu się Matce Najświętszej. W tej rywałdzkiej decyzji Ojca tkwią korzenie wszystkich późniejszych wielkich inicjatyw maryjnego Prymasa i początek całej maryjnej drogi Kościoła w Polsce.

Tak więc w ubożuchnej celi kapucyńskiej zrodziła się w sercu Prymasa po raz pierwszy myśl zawierzenia Matce Bożej i całkowitego zdania się na Nią we wszystkim. "Tu właśnie, pod opieką Pani Rywałdzkiej, zaczęły się wielkie rzeczy" - powiedział później Prymas. Tu Ojciec otrzymał światła i wielkie moce z góry, by w warunkach więziennych wprowadzać w czyn hasła swojej biskupiej posługi: "Soli Deo - "Tylko w Bogu" i "Wszystko postawiłem na Maryję".

Podjęte przez Prymasa w Rywałdzie zawierzenie Matce Najświętszej przerodziło się w Stoczku Warmińskim w najważniejszy akt duchowy Ojca w całym jego wielkim i świętym życiu. Podczas więziennej nocy w uroczystość Niepokalanego Poczęcia, 8 grudnia 1953 r., Prymas oddał się w niewolę Matce Najświętszej. W "Pro memoria" tak zapisał: "Przez trzy tygodnie przygotowywałem duszę swoją na ten dzień, idąc za wskazaniami św. Ludwika Marii Grignion de Montfort (zm. 1716), zawartymi w książce: [Traktat] O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Oddałem się dziś przez ręce mej Najświętszej Matki w całkowitą niewolę Chrystusowi Panu.

Prymas miał głęboką świadomość wielkości i znaczenia tego aktu, który uczynił w Stoczku. I to zarówno dla siebie samego, jak i dla całych dziejów Narodu, Kościoła i Ojczyzny. Akt ten stał się kamieniem węgielnym całej późniejszej posługi prymasowskiej i programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce.

Niewytłumaczalnym, wręcz cudownym zdarzeniem, jest fakt, że od tego samego dnia 8 grudnia 1953 r., gdy Prymas w skrytości więzienia oddawał się w niewolę Maryi, rozpoczęło się jednocześnie systematycznie odmawianie maryjnego apelu na Jasnej Górze. Ówczesny przeor ojciec Jerzy Tomziński 8 grudnia 1953 r. wezwał rodaków do modlitewnej więzi z Jasną Górą każdego dnia o godz. 21.00 w intencji uwolnienia więzionego Prymasa.

Jak powstały śluby?

Po osobistych ślubach w Stoczku w sercu Prymasa - ale już w Prudniku - zrodził się zamysł ślubów całego Narodu. Jak ślubować może każdy z osobna, tak ślubować i oddawać się w niewolę może cały Naród. Inspiracją dla ślubów Narodu był też dla Ojca zbliżający się wielki jubileusz 300-lecia królewskich ślubów Jana Kazimierza złożonych Matce Bożej w katedrze lwowskiej 1 kwietnia 1656 r.

W "Zapiskach więziennych" zanotował, że czytając w Prudniku "Potop" Sienkiewicza, uświadomił sobie, że "Trzeba pomyśleć o tej wielkiej dacie. Byłem przecież więziony tak blisko miejsca, gdzie król Jan Kazimierza i prymas Leszczyński radzili, jak ratować Polskę z odmętów". I dodał: "Warto myśleć o "obronie Jasnej Góry" roku 1955. Jest to obrona duszy, rodziny, Narodu, Kościoła - przed zalewem nowych "carów". Królewsko-prymasowskie troski i narady dotyczące losu Ojczyzny sprzed blisko 300 lat, prowadzone w niedalekim od Prudnika Głogówku, zainspirowały Ojca do działania. "Do czwartego miejsca mego odosobnienia [Komańczy] - napisał - jechałem z myślą: musi powstać nowy akt Ślubowań odnowionych".

Dostojny więzień gorąco pragnął, by poprzez Jasnogórskie Śluby Narodu rozpoczął się jednocześnie w Ojczyźnie wielki program odnowy społecznej i moralnej rodaków, tak bardzo zniszczonych, boleśnie okaleczonych i osłabionych moralnie przez ideologię bezbożnego i antyludzkiego komunizmu. W Komańczy dwa kolejne zdarzenia umocniły Ojca w decyzji przeprowadzenia nowych ślubów, na wzór lwowskich, ale jednocześnie diametralnie od nich odmiennych. Nowe śluby - postanowił Ojciec - będą ślubami całego Narodu, wszystkich Polaków.

Ojciec, jako człowiek święty, widział głębiej i dalej to, czego nie widzi człowiek żyjący w grzechu. Oczyma swej czystej i zjednoczonej z Bogiem duszy Prymas dostrzegał ogarniający Polskę nowy, straszliwy potop, znacznie niebezpieczniejszy od szwedzkiego. To potop czerwonego kłamstwa, bolszewicki, po stokroć groźniejszy niż szwedzki, gdyż zagrażał duchowi Narodu, naszej wierze, przetrwaniu i samej tożsamości Narodu. W programie ideologicznym komunizmu było bowiem stworzenie nowego człowieka - homo sovieticus. Nowy, tzw. socjalistyczny człowiek, miał wszystkie swoje siły oddać partii i klasie robotniczej, zaś ducha bezbożnej, obłędnej ideologii i kolejnym jej bożkom.

Natchniony Bożym światłem Prymas wiedział - co nie wszyscy jeszcze rozumieli - że w Polsce rozpoczęła się śmiertelna walka synów ciemności z synami światłości. I że w tej walce chodzi w rzeczywistości - jak zapisał - "O obronę chrześcijańskiego ducha narodu, obronę kultury rodzimej, obronę jedności serce ludzkich - w Bożym Sercu. Jest to obrona swobodnego oddechu człowieka, który chce wierzyć bardziej Bogu niż ludziom, a ludziom - po Bożemu".

Napisane pod Bożym natchnieniem

Wraz ze zbliżaniem się trzechsetnej rocznicy ślubów lwowskich z 1 kwietnia 1656 r. przez krótki czas trwały rozważania, kto ma napisać nowe śluby. Czy ma to zrobić przewodniczący Episkopatu ks. bp Michał Klepacz, czy generał paulinów o. Alojzy Wrzalik. Powszechne jednak było oczekiwanie, że zrobi to Prymas Wyszyński. Ojciec zaś się zastanawiał. Uważał, że śluby powinien pisać człowiek wolny, a nie uwięziony. Lękał się, że może to zaszkodzić Kościołowi i sprowadzić na wierzących jakieś nowe dotkliwe represje.

Wielką rolę odegrały w tej sprawie duchowe córki Ojca z Instytutu Prymasowskiego. Wobec wahań Ojca, czy powinien napisać tekst ślubów, czy też nie, Maria Okońska przypomniała mu, że przecież i św. Paweł pisał z więzienia listy do tych, których wcześniej ewangelizował. Jego trzy listy (do Efezjan, Filipian i Kolosan) nazywamy przecież listami więziennymi, gdyż pisane były przez apostoła z więzień. Ojciec niespodziewanie przyjął taką argumentację. I o świcie 16 maja pomiędzy godziną 5.00 a 7.00 rano napisał - uwaga! - bez żadnych poprawek czy skreśleń cały długi przecież tekst Jasnogórskich ślubów Narodu, bo składający się z ponad 950 wyrazów, wśród których aż 12 razy pojawia się słowo "Naród". "16 maja o godz. 7.00 rano Prymas wszedł do kaplicy w Komańczy przedziwnie radosny - zapisał słowa Marii Okońskiej historyk i biograf Prymasa Hindus Peter Raina - i położył na moim klęczniku cztery strony rękopisu zatytułowanego "Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego".

Zauważmy też, że gdy Ojciec prowadzony Bożym Duchem pisał o poranku w godzinach od 5.00 do 7.00 Śluby Jasnogórskie, rozpoczynał się dzień św. Andrzeja Boboli, wielkiego męczennika za wiarę i Ojczyznę, patrona Polski. Wolno przypuszczać, że św. Andrzej Bobola, współautor i świadek ślubów Kazimierzowskich z 1656 r., stanął przy Ojcu i mistycznie uczestniczył w redakcji tego niezwykłego i przejmującego duszą historycznego dokumentu.

Cud przeniesienia i rozpowszechnienia ślubów

Drugim "cudem" było też - gdy pamiętamy o ścisłej inwigilacji Ojca - przeniesienie i przewiezienie tekstu ślubów z Komańczy na Jasną Górę. Trudno nie wierzyć, że Janinę Michalską zdążającą 22 maja 1956 r. z Komańczy na Jasną Górę osłaniał w drodze - niczym biblijnego Tobiasza - Anioł Pański, tak że szczęśliwie dotarła do naszej duchowej stolicy. Ani razu nie została zatrzymana przez wszędzie węszące wtedy patrole milicyjne i agentów SB w cywilu. Musimy być świadomi, że obrona Jasnej Góry musi ciągle trwać, gdyż zło nieustannie zmienia maski, przepoczwarza się, czyhając, aby zwieść nawet i wybranych. Zwodziciel zjawia się przed nami za jednym przekręceniem gałki telewizora, by głosić stare kłamstwo w powabnym opakowaniu.

Trzecim "cudownym" zdarzeniem związanym ze ślubami było sprawne ich rozpowszechnienie w całej Polsce wraz z zaproszeniem na wyjątkowe święto Jasnogórskiej Matki i Królowej 26 sierpnia 1956 r. Nie było wtedy kserokopiarek. Tekst ślubów wraz z zaproszeniem jasnogórskiego przeora był przepisywany - od maja do sierpnia - na zwykłych, dziś już muzealnych, maszynach do pisania. Kilkanaście tysięcy przepisanych egzemplarzy - wyłącznie przez zaprzysiężone zakonnice - trafiło na czas do każdej polskiej parafii. Całe to niezwykłej wagi przedsięwzięcie zostało logistycznie perfekcyjnie wykonane. Trzeba było na czas poinformować całą Polskę, co wymagało wielkiej dyskrecji i umiejętności.

Dla bezpieczeństwa listy do parafii były wysyłane do adresatów przez młodych, zaangażowanych Polaków aż w kilkudziesięciu miastach w kraju. Dzięki temu nie było ani jednej wpadki w sidła bezpieki, co stało się jej totalną kompromitacją.

Data porównywalna do daty wyboru Papieża Polaka

W sobotę 25 sierpnia pod Jasną Górą stanęły już pierwsze setki tysięcy pielgrzymów. W niedzielę - w samo święto Matki Bożej Jasnogórskiej - było ich już ponad milion. Warto dodać, że jeden z głównych bonzów partyjnych, Zenon Kliszko, już po dziesięciu latach, w lutym 1966 r. na posiedzeniu Komisji KC ds. Kleru powiedział, że 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze było milion czterysta tysięcy pielgrzymów. Hm, czy to nie dziwne? Przecież oni zawsze liczyli nas mniej niż więcej!

Na uroczystość ślubów przybyły delegacje ze wszystkich parafii w Polsce. Dla partii i następcy Bolesława Bieruta - Edwarda Ochaba był to absolutny szok. Śluby Jasnogórskie pokazały agentom demonicznej ideologii Kremla, że na nic zdała się cała ponaddziesięcioletnia nachalna, brutalna i prymitywna komunistyczna indoktrynacja polskiego społeczeństwa. W sam dzień ślubów o godzinie 10.00 zaczęły bić jasnogórskie dzwony i Cudowny Obraz naszej Matki i Królowej - wynoszony z kaplicy raz na 50 lat - na ramionach kolejnych stanów Narodu w uroczystej procesji przeniesiony został do ołtarza na wałach jasnogórskich.

Na najświętszym wizerunku zawisł różaniec Prymasa przywieziony z Komańczy. Po Mszy św. biskup Michał Klepacz, ówczesny przewodniczący Episkopatu, zaczął wolno i dobitnie odczytywać nowe, napisane przez Ojca Narodu śluby. Były to już - po raz pierwszy - śluby całego polskiego Narodu zjednoczonego wokół uwięzionego Prymasa. Z serce i ust niepoliczalnej rzeszy pątników rozległo się siedemkroć wzbijające się ku niebu wołanie: "Królowo Polski, przyrzekamy!". Był to ewidentny dowód, że Polacy wybierają Maryję, a nie Marksa.

Puste krzesło

Nie było jednak osoby najważniejszej: Prymasa Polski. Obok ołtarza na podwyższeniu ustawiono krzesło, na którym położono bukiet biało-czerwonych róż. Powyżej nad fotelem umieszczono okazały baldachim, a pod nim herb Prymasa, na którym widnieją wizerunek Królowej Polski, Wojciechowe lilie kapituły gnieźnieńskiej i święta głowa Jana Chrzciciela - znak warszawskiej archikatedry. U dołu namalowana wstęga z napisem "Soli Deo - Tylko Bogu".

Wśród nieprzeliczonych rzesz otaczających zewsząd Jasną Górę Zwycięstwa znajdował się też incognito ówczesny szef wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa ze Stalinogrodu (dziś Katowice), późniejszy generał milicji, minister i członek KC PZPR Franciszek Szlachcic, który służbowo udawał pielgrzyma. Doniósł wojewódzkiej egzekutywie partyjnej: "Nigdy dotąd nie widziałem w jednym miejscu takiej masy ludzi... Największe wrażenie robił wystawiony pusty fotel, który symbolizował domaganie się obecności Kardynała Stefana Wyszyńskiego".

Prymas odczytał śluby samotnie w Komańczy, nawet bez udziału nazaretanek, z lęku o możliwe wobec nich represje. Wyrazem szczególnej łączności Prymasa z Jasną Górą w dniu ślubów były dwie hostie mszalne: przysłana z Komańczy na Jasną Górę i z Jasnej Góry do Komańczy, użyte w dzień ślubów do konsekracji: prymasowska na Jasnej Górze, a jasnogórska w Komańczy.

Jasna Góra

W ślubach lwowskich chodziło głównie o wyparcie wroga z polskiego terytorium, uwolnienie ze szwedzkiej niewoli i poprawę życia biednego ludu. Po trzystu latach zaś w Ślubach Jasnogórskich szło o stawkę o wiele ważniejszą, bo o niewolę ducha, o utratę przez nas wiary, o życie bez Boga i o wynarodowienie Polaków. Komuniści chcieli z naszego codziennego życia wyeliminować publiczne wyznawanie wiary, zasad i norm moralnych oraz życie według Dekalogu i Ewangelii. W końcu zlikwidować praktyki religijne, a kościoły zamienić w magazyny, składowiska budowlane, a nawet w restauracje i bary, jak to czynili na Białorusi, w Czechach czy na Ukrainie, a dziś swój leninowski program wprowadzają w Holandii, Belgii, we Francji i w całej Unii Europejskiej. W Moskwie zaprogramowano całkowitą dechrystianizację polskiego Narodu, poddając nas przymusowej ateizacji. Dlatego w 1956 r. śluby składał cały Naród, a nie tylko król, jak w 1656 r. Dokonało się wtedy swoiste - już nie przez Szwedów, ale przez Polaków - wielekroć większe od szwedzkiego oblężenie Jasnej Góry.

Nazajutrz, gdy Ojciec dowiedział się o milionowej rzeszy rodaków, którzy złożyli śluby, powiedział: "Ten lud zaświadczył, że Królowa Polski jest najbardziej popularną postacią w życiu Narodu. Okazało się, że oddziaływania Jasnej Góry na życie Narodu nie da się sprowadzić do płytkiej dewocji. Okazało się, że Jasna Góra jest wewnętrznym spoidłem życia polskiego, jest siłą, która chwyta głęboko za serce i trzyma cały Naród w pokorze i mocnej postawie wierności Bogu, Kościołowi i jego hierarchii". Papież Pius XII, gdy mu pokazano zdjęcia z uroczystości i nieprzeliczone rzesze wiernych, powiedział: "Takie rzeczy mogą się zdarzyć tylko w Polsce". Kilka dni później w liście skierowanym do paulinów Ojciec napisał: "Może wreszcie wszyscy uwierzą w potęgę Jasnej Góry w Polsce! Wszyscy! Ja wierzę już od dawna".

Po Ślubach Jasnogórskich Polacy nabrali ducha męstwa i odwagi, uwierzyli w swoją siłę, jedność i podmiotowość, w przemianę niewolniczego życia. Zobaczyli, jak antyludzka jest komunistyczna ideologia i bolszewickie kłamstwo. Przestali się bać. Bez sierpniowych Ślubów Jasnogórskich nie byłoby polskiego października, który zachwiał partią, wyniósł do władzy Władysława Gomułkę i przyspieszył wyjście Ojca z więzienia.

Wsadzając Prymasa do więzienia, komuniści liczyli na rozłam w Episkopacie, poróżnienie Kościoła z Narodem i załamanie się struktur kościelnych, co utorowałoby im drogę do przejęcia rządu dusz Polaków. Kolejne zrywy społeczne (1968, 1970, 1976, 1980) za każdym razem udowodniły naszą wierność "Bogu, Krzyżowi i Ewangelii", Kościołowi Świętemu i jego Pasterzom, Ojczyźnie naszej Świętej". I ciągle wierzymy, że nasza Matka i Królowa Jasnogórska jest zawsze w Polsce Matką Bożą Zwycięską.

Źródło: Ks. Jerzy Banak, Jasnogórskie Śluby Narodu, w: Nasz Dziennik nr 95/26 IV 2021 r., s. 11-12.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz