Paweł Woldan, Konklawe, które zmieniło oblicze świata

Ks. kard. Stefan Wyszyński: "Gdyby Ks. Kardynała wybrano, proszę pomyśleć, czy nie przyjąć imienia Jana Pawła II"

"Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności, rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed cierpieniem i więzieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem".Słowa te wypowiedział Jan Paweł II 23 października 1978 roku podczas audiencji dla Polaków - osiem dni po wyborze na Stolicę Piotrową. Ojciec Święty potwierdził nie tylko swą przyjaźń z Prymasem Stefanem Wyszyńskim, ale przede wszystkim jego zasługę, że na Papieża wybrano kardynała z Polski. I dzisiaj nie ulega wątpliwości, że pontyfikat Jana Pawła II związany był bardzo mocno z całym dziedzictwem Kościoła katolickiego w Polsce, które wiązało się ściśle z prymasostwem ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Ten związek przyczynowo-skutkowy jest widoczny szczególnie przez pryzmat Stolicy Apostolskiej, która widziała Kościół w Polsce od roku 1945 po rok 1978 jako Kościół walczący z komunizmem i jako ten Kościół, który tę walkę wygrywał. Ta suwerenność Kościoła polskiego i siła polskiego katolicyzmu stawała się atrakcyjna dla Kościoła powszechnego nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Ta "nowość", która mogła przyjść z Polski, była związana z problemami Kościoła powszechnego, który nie do końca radził sobie z laicyzacją, jaka dotknęła Europę Zachodnią. Duszpasterski program Prymasa Tysiąclecia sprawdził się w Polsce i Kościół powszechny chciał z niego skorzystać.


Dwa filary Kościoła
Ksiądz kardynał Karol Wojtyła solidarnie współpracował z Prymasem, wspierając jego posługę pasterską. Mimo wielu prób budowania napięcia między metropolitą krakowskim i ks. kard. Wyszyńskim przez władze komunistyczne nie udało się skonfliktować obu mężów Kościoła. Mimo różnicy pokoleniowej i niewątpliwie innej formacji, obaj ci kapłani uzupełniali się, służąc Kościołowi i Polsce. Łączyło ich wielkie umiłowanie Matki Bożej, której zawierzyli siebie i Polskę.
Prymas Stefan Wyszyński widział w ks. kard. Karolu Wojtyle swojego następcę. W lipcu 1978 roku, gdy metropolita krakowski przyjechał do Fiszora do Domu Sióstr Benedyktynek Samarytanek, gdzie odpoczywał ks. kard. Wyszyński, aby jak co roku złożyć mu urodzinowe i imieninowe życzenia, Prymas zapytał: "Czy ksiądz kardynał zdaje sobie sprawę z tego, że ja jestem o 19 lat starszy od księdza kardynała - i po chwili dodał - i również kardynał Hlond był ode mnie starszy o 19 lat. Proszę to zapamiętać i wyciągnąć z tego wnioski...". To stwierdzenie - a było to powiedziane w obecności siostry zakonnej i pań z Instytutu Prymasowskiego: Marii Okońskiej i Krystyny Szajer, świadczy w sposób jednoznaczny o planach Prymasa wobec ks. kard. Wojtyły.
Gdy miesiąc później, 6 sierpnia, zmarł Paweł VI i na konklawe wybrano ks. kard. Albino Lucianiego - Jana Pawła I, Prymas i metropolita krakowski wrócili z Rzymu bardzo uradowani i szczęśliwi. Ksiądz kardynał Wojtyła po powrocie - jak twierdzą świadkowie - był niespotykanie radosny.
Prymas Wyszyński w przemówieniu wygłoszonym przez Radio Watykańskie powiedział: "Byłem siódmym z rzędu kardynałem, który podszedł do nowo wybranego Papieża z homagium. Jak gdyby się usprawiedliwiając, od razu powiedział do mnie: "Polska, Polonia, Matka Boża Częstochowska, Madonna i Nera". Te Jego słowa dodały mi odwagi, by powiedzieć, że właśnie w tej chwili przed Jasną Górą stoi rzesza ludu pielgrzymującego i modli się o szczęśliwy wybór nowego Papieża w wielkie święto patronalne Polski. Jesteś więc, Ojcze Święty - mówiłem - zrodzony dziś pod znakiem Bogurodzicy, Pani Jasnogórskiej".


"Będziesz Papieżem"
Po 33 dniach pontyfikatu, w nocy z 28 na 29 września umarł Jan Paweł I. Ksiądz kardynał Karol Wojtyła dowiedział się o śmierci Papież rano, gdy spożywał śniadanie. Kierowca kardynała Józef Mucha, który przybiegł z tą wiadomością, mówił, że usłyszał wtedy dźwięk, jakby kardynał upuścił łyżeczkę, która uderzyła o filiżankę. I zapanowała cisza. Po chwili metropolita krakowski poszedł do kaplicy i tam się modlił. Potem poprosił pana Muchę, aby zawiózł go do Lasku Wolskiego, gdzie na jednym z drzew była mała kapliczka, a właściwie obrazek z wizerunkiem Matki Bożej Jasnogórskiej. Kardynał często tu przyjeżdżał. Tego dnia chciał być tam sam.
O czym wtedy myślał? Czy przeczuwał swoją przyszłość? Wszyscy, którzy wspominają kardynała po śmierci Jana Pawła I powtarzają, że był zamyślony i jakby nieobecny. Czy mógł pamiętać o przepowiedni prof. Stefana Swieżawskiego, który w 1974 r., podczas Mszy Świętej w Fossa Nuova na kongresie poświęconym św. Tomaszowi z Akwinu, gdy słuchał kazania ks. kard. Wojtyły, doznał nagle przeświadczenia, że jego przyjaciel zostanie Papieżem. Profesor kierowany jakąś dziwną siłą poszedł do kardynała i powiedział: "Będziesz Papieżem". Kardynał nic nie odpowiedział, odwrócił się i odszedł. Czy mógł przyszły Papież we wrześniu 1978 roku pamiętać wiersz Juliusza Słowackiego o słowiańskim Papieżu? Czy mógł traktować poważnie słowa swojego kolegi ks. Mieczysława Malińskiego, który przed poprzednim konklawe mówił mu, że zostanie wybrany na Papieża? Czy darząc braterskim uczuciem doktor Wandę Półtawską, mógł lekceważyć jej słowa, że będzie Papieżem? Czy pamiętał, że ks. abp Edmund Baziak powiedział: "Habemus Papam", gdy przedstawiał go księżom w 1958 roku jako nowego biskupa? Mógł to wszystko pamiętać, ale przede wszystkim ks. kard. Wojtyła był człowiekiem modlitwy, był człowiekiem zawierzenia Matce Bożej. To Jej bezgranicznie ufał. Totus Tuus. To Jej oddawał swój los.


Niespokojne pytania
Kilka dni przed konklawe metropolita krakowski wygłosił w Rzymie, w kościele św. Stanisława kazanie. Mówił: "Powołanie do godności papieskiej zawsze zawiera w sobie wezwanie do największej miłości, do szczególnej miłości. I poniekąd zawsze Chrystus pyta tego człowieka, któremu mówi: "Pójdź za Mną" - tak jak zapytał wtedy Szymona: "Czy mnie miłujesz więcej niż ci?" - Wtedy serce człowieka musi drżeć. Drżało serce Piotra i drżało serce kardynała Albina Lucianiego, zanim przybrał imię Jana Pawła I. Serce ludzkie musi wtedy drżeć, bo w tym pytaniu jest także żądanie: Musisz miłować! Musisz miłować więcej niż inni, jeśli ma ci być powierzona cała owczarnia, jeżeli owo: "Paś baranki, paś owce moje" ma dosięgnąć tego wymiaru, jaki dosięga w powołaniu i posłannictwie Piotrowym".
Kardynał miał świadomość tego, co może się stać, więc mówiąc te słowa, chciał powiedzieć nam, że i jego serce drży. Czy jest godzien, czy podoła, czy udźwignie ten Piotrowy ciężar? Te pytania musiał zadawać sobie człowiek zawierzenia Maryi. Mistyk i sportowiec, kapłan i aktor, biskup i poeta, Polak i przyszły Biskup Rzymu.
W przeddzień konklawe jeden z najbliższych przyjaciół ks. kard. Wojtyły - ks. abp Andrzej Maria Deskur, doznaje wylewu. Kardynał, jadąc na konklawe, odwiedza swojego przyjaciela w klinice Gemelli. Metropolita krakowski pamięta, że w dniu ogłoszenia jego nominacji kardynalskiej jego inny przyjaciel, ks. Mieczysław Jaworski, traci dłoń w wypadku. Dlaczego w dniach dla ks. kard. Wojtyły szczególnych muszą cierpieć jego przyjaciele? To pytanie także musiał sobie zadawać.


Deo gratias!
Gdy podczas konklawe ks. kard. Wojtyła stał się jednym z kandydatów na Papieża, Prymas Wyszyński zanotował w swoim dzienniku: "Po obiedzie długa moja rozmowa z Kard. Królem, a później z Kard. Königiem. Nic więcej! Później z kardynałami niemieckimi! Nic więcej! Godz. 17.45. Zdążyłem podsunąć się do Kardynała, który siedział za mną w drugim rzędzie. Gdyby Ks. Kardynała wybrano, proszę pomyśleć, czy nie przyjąć imienia Jana Pawła II. Dla włoskiej opinii publicznej byłoby to obrócenie na dobro tego kapitału duchowego, który zebrał Jan Paweł I. Kardynał odpowiedział: "Myślałem o tym" - Deo gratias (Bogu dzięki)!".
Słowa Prymasa były dla ks. kard. Wojtyły w tej szczególnej chwili "ojcowskie". Kilka godzin później Prymas pisał w swoim dzienniku: "Ja straciłem wielkiego Przyjaciela i bliskiego Współpracownika. Ale zarazem zyskałem, gdyż nie będę musiał długo tłumaczyć sytuacji Kościoła w Polsce, gdyż tak dobrze ją zna nowy Papież... A ja mogę sobie teraz powtarzać: "Teraz puszczasz swego sługę, Panie, ponieważ moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich narodów..." Wreszcie - triumf wielki Matki Bożej Częstochowskiej - to niezwykły cud".
Następnego dnia Prymas w Instytucie Polskim do księży powiedział: "Na pewno niemałej ofiary i wyrzeczenia trzeba było, by odejść od umiłowanej Ojczyzny, której radością jest święty Stanisław Biskup, od wawelskich wieżyc, od królewskich grobowców, od umiłowanej Królowej Jadwigi, od roześmianych oczu dzieci i młodzieży akademickiej, której oddawał serce, myśli, czas, życie swoje i ten ujmujący uśmiech, którym porywał i wiązał z Chrystusem i Jego Matką.
Niech każde serce, gdy widzi wielkość tej ofiary, uczy się poświęcać dla Boga i Kościoła wszystko, co tak drogie i bliskie. Bo czas z tej własnej drogi krzyżowej zejść na dziejowy szlak wydeptany w ciągu wieków przez miliony idących za Chrystusowym krzyżem - do Ojczyzny niebieskiej".
Wydarzenia, które miały miejsce 33 lata temu, zmieniły oblicze Ziemi. Trzy miesiące, które poprzedziły wybór ks. kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową, były dla przyszłego Papieża wyjątkowe! O nich właśnie przygotowuję film fabularny, który - mam nadzieję - będzie wyprodukowany w najbliższym czasie w Polsce.


W: Nasz Dziennik, nr 240 (4171), z 14.10.2011


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz