Ojciec Narodu - 30. rocznica śmierci ks. Prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego

NASZ DZIENNIK

Sobota-Niedziela, 28-29 maja 2011, Nr 123 (4054)

 

Był zwolennikiem zgody, ale nigdy ugody. Cierpliwie szukał porozumienia, ale nie takiego, które oznaczałoby kapitulację, uszczuplenie praw należnych Kościołowi. Nowej epoce, jej blichtrowi, pokusom, i ułudom, przeciwstawiał wartości polskiego domu budowanego na skale wieków, tradycji, dziedzictwa, ducha i wiary

Autorytet w czasach zamętu

Ks. abp Sławoj Leszek Głódź


Przez ponad 30 lat ks. kard. Stefan Wyszyński przewodził polskiemu Kościołowi. Swój biskupi program wyrażony zawołaniem Soli Deo per Mariam realizował przede wszystkim tu, w swej ziemskiej Ojczyźnie, wobec której "zachowywał pełną cześć i miłość" (to słowa z jego testamentu). Kiedy patrzymy na jego życie ze współczesnej perspektywy, dostrzegamy, może nawet wyraźniej niż kiedyś, że był swoistym znakiem Bożej Opatrzności w szczególnym momencie - dziejowym starciu chrześcijaństwa z ateistycznym państwem, z marksistowską ideologią.


Miałem zaledwie 8 lat, kiedy został uwięziony. Jeszcze w pełni nie byłem świadom, jak wielka to była krzywda i zniewaga. Ale dobrze pamiętam, że w wieczornej modlitwie domowej wspólnoty pojawiła się nowa intencja: o uwolnienie księdza Prymasa. Polska jednoczyła się wtedy w modlitwie i duchowej solidarności z uwięzionym. Wówczas i później otwierała swoje serca na dzieła ducha Prymasa Tysiąclecia, które stanowiły o obliczu polskiego Kościoła. Jasnogórskie Śluby Narodu, program Wielkiej Nowenny, Sacrum Poloniae Millenium, rozważne wdrażanie reform Soboru Watykańskiego II. Wiedział ksiądz Prymas, że najpewniejszą bronią na zagrożenia i pokusy, jakie niósł nowy system polityczny, jest prawe sumienie, silna wiara, trwanie pod Chrystusowym krzyżem, skąd wiedzie droga ku zmartwychwstaniu. A także zawierzenie Tej, która "zetrze głowę węża" (por. Rdz 3, 15), Matce Pana. W czasie uwięzienie napisał, że Serce Boga Człowieka "związane z sercem Maryi, odżywia się Jej krwią, a Serce Maryi pracuje dla Serca Jezusa" (...) i odtąd te dwa Serca ze sobą zespolone, będą na służbie człowieka, "co wpadł między zbójców"" ("Zapiski więzienne").

Duchowa pobudka
Kiedy patrzę na drogę swojego powołania, dostrzegam jego postać. Wzór, autorytet, przykład, który przyciągał i fascynował. Moje kleryckie pokolenie było adresatem owej agresji współczesnych "zbójców". Jej szczególną formą była służba wojskowa seminarzystów - pamiętne doświadczenie wielu z nas, biskupów i kapłanów. Miała nas odciągnąć od Boga, zgasić nasze powołanie. Nie udało się. Rzuceni "jak owce między wilki" wiary ustrzegliśmy. Z tamtego czasu pamiętam dobrze moje duchowe spotkanie z Prymasem Tysiąclecia. 3 maja 1966 r. na poligonie drawskim, w konspiracji, w kącie żołnierskiego namiotu, skupieni przy tranzystorze, słuchaliśmy relacji Wolnej Europy z milenijnych obchodów na Jasnej Górze i słów Prymasa.
Kiedy skończyła się służba wojskowa, stawiliśmy się tam, w duchowej stolicy Polski. Około 200 kleryków, do niedawna żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Wtedy po raz pierwszy bezpośrednio zetknąłem się z Kardynałem Prymasem. Przyszedł do nas, zgromadzonych w Sali Rycerskiej. Jeden z nas zameldował, że służba wojskowa skończona, wracamy do seminariów. Słuchaliśmy jego słów, swoistej pobudki w przededniu naszego kapłaństwa. Niczym tej, Pawłowej, z Listu do Hebrajczyków: "Wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami" (Hbr 12, 12-13). Tamto spotkanie z Kardynałem Prymasem to była największa nagroda za trud niechcianej służby wojskowej.

Prymas Interrex
Rozpoczynał się czas naszego kapłaństwa, także uczestnictwa w życiu wspólnoty Kościoła i Narodu, odpowiadania na znaki czasu, na wyzwania i problemy, także te o wymiarze społecznym, narodowym. Pomagał w ich rozeznawaniu, ocenianiu, on, Prymas Interrex, który prowadził polski Kościół pewną ręką. Przejrzał ideologiczny, komunistyczny system zainstalowany w Polsce po wojnie, przewrotność i wiarołomstwo wielu jego sług. Nie uległ iluzjom tamtych czasów, że można osiągnąć modus vivendi ponad głowami wspólnoty i jej duchowego przywódcy. Sam był zwolennikiem zgody, ale nigdy ugody. Cierpliwie szukał porozumienia, ale nie takiego, które oznaczałoby kapitulację, uszczuplenie praw należnych Kościołowi. Nowej epoce, jej blichtrowi, pokusom i ułudom przeciwstawiał wartości polskiego domu budowanego na skale wieków, tradycji, dziedzictwa, ducha i wiary. To było ważne w epoce, która programowo niszczyła stare wiązania, konstruowała własną wizję dziejów, krytycznie, a nawet szyderczo odnosiła się do wielu elementów polskiej historii, tradycji, tożsamości. I jeszcze jedna cecha, jakże w tamtych czasach potrzebna, duchowy spokój Kardynała Prymasa. Ufność w Bożą Opatrzność, która niekiedy sprawia, że "w nienawiści jest wiara, jest lęk, jest uznanie mocy, jest obawa przed wpływami. Przyjdą ludzie, którzy odrzucą nienawiść i zrozumieją niewidzialnego Boga. Prześladowcy Boga pracują dla Jego chwały" ("Zapiski więzienne", 6 stycznia 1954 r.).

Od Prymasa do Papieża
Byłem na placu Świętego Piotra, student rzymski, kiedy został ogłoszony wybór Jana Pawła II. Także kilka dni później: podczas inauguracji pontyfikatu "słowiańskiego" Papieża. Obiegła świat poruszająca scena braterskiego uścisku ich dwóch: Papieża i Prymasa.
W moich rzymskich latach miałem szczęście wielokrotnie spotykać Kardynała Prymasa, szczególnie w czasie jego wizyt w Instytucie Polskim. Zdarzyło się nawet kiedyś, że usługiwałem przy stole podczas wieczerzy z udziałem - siedzących obok siebie - Ojca Świętego i Prymasa. Utrwaliła to fotografia, dla mnie nader cenna pamiątka.

I zstąpił Duch...
A potem przyszedł ten rok ostatni - 1981. Naród wstawał z kolan duchowego zniewolenia, apatii, marazmu. Ożywcze tchnienie "Solidarności" poczęło odmieniać życie Polski na lepsze. Kardynał Prymas twórczo uczestniczył w tym znamiennym procesie przemian. Maj 1981 roku. Zamach na Ojca Świętego. Via dolorosa Księdza Prymasa. 25 maja przejmująca rozmowa telefoniczna dźwigającego się z ran zadanych podczas zamachu Papieża i umierającego Prymasa. Rozmowa ostatnia...
Tamte dni przeżywałem w Białymstoku - pracownik kurii arcybiskupiej, kapelan białostockiej "Solidarności". Przyszła wielotysięcznym tłumem "Solidarność" regionu Białystok na plac przy ul. Leszczynowej, miejsce pierwszych po latach uroczystości religijnych i patriotycznych. Mszy Świętej w intencji zmarłego Prymasa przewodniczył ks. bp Edward Ozorowski, dziś metropolita białostocki.
A następnego dnia był ten niezwykły, królewski pogrzeb na placu Zwycięstwa w Warszawie. Hołd Kościoła powszechnego, Kościoła w Polsce, Narodu... "Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy, Bóg je da w swoim czasie" - mówił Prymas w jednym ze swoich ostatnich dni.
Przyszły, i przychodzić będą, stawiając nowe wyzwania, nowe zadania. Ale te nowe światła, jakie niosą, nie przygasiły blasku tamtego światła dni, myśli, posługi Kościołowi i Ojczyźnie Sługi Bożego Stefana kardynała Wyszyńskiego - Prymasa Tysiąclecia.
Dziękuję Bogu, że znalazłem się w kręgu jego duchowego oddziaływania.


www.naszdziennik.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz