NASZ DZIENNIK
Sobota-Niedziela, 28-29 maja 2011, Nr 123 (4054)
Ojciec Narodu - 30. rocznica śmierci ks. Prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego
Do młodzieży akademickiej
Zapytajcie każdy siebie: jakiej ja chcę Polski? Czy zastanawiam się nad tym kiedykolwiek?
Nie myślcie, że przemawia do was szowinistyczny nacjonalista. Nie! Przemawia do was syn Narodu, który kocha swoją Ojczyznę. A kochać ją to znaczy miłować wszystko, co Polskę stanowi. Jakiej więc chcecie Polski?
Postawiłem wam szereg pytań w liście, który wystosowałem do młodzieży odprawiającej rekolekcje wielkopostne w archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej. Pytałem tam i pytam nadal: Młodzieży! Czy chcesz, aby Polska była pijana? Czy chcesz Polski przepitej? Już raz była przepita, a sytuacja się powtarza. Statystyka z ubiegłego roku podaje, że siedem i pół litra alkoholu przypada na głowę statystycznego Polaka. Czy zdajesz sobie sprawę, do czego mogą doprowadzić Naród pijani obywatele, rozpite rodziny, pijani szefowie w biurach, urzędach, fabrykach? Nietrzeźwi kierowcy autobusów, samochodów i pociągów? Czy takiej chcesz Polski?
A czy chcesz Polski rozwiązłej? Czy chcesz, aby twoja siostra była poniewierana przez chłopaków, jak to się, niestety, coraz częściej widzi na ulicach stolicy? Czy chcesz, aby twoich braci i siostry demoralizowano przez film i telewizję? Tylu dobrych, zdolnych specjalistów pracuje w tej produkcji! Jest to tym większe nieszczęście, że ich zdolności i talenty nie są właściwie wykorzystane.
Czy chcesz Polski bezdzietnej, w której tak wiele nienarodzonych Polaków idzie... do kanałów?
Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiary? Nawet na froncie w obliczu wroga trzeba w coś wierzyć, aby być zdolnym do bohaterstwa. Ale wiara i poświęcenie są potrzebne nie tylko na froncie wojennym, lecz także na froncie pracy, obowiązku, zawodu, nauki, codziennego trudu i wysiłku. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga Żywego.
Drodzy moi! Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek. Nie oskarżam. Ja tylko pytam: jakiej chcecie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić sobie to pytanie.
A jaki jest twój stosunek do otoczenia? - Czy ono cię obchodzi? - Otoczenie to przecież Naród, to Polska!
Pamiętam pierwsze dni powstania. Przebywałem na terenie Kampinosu. Biegnąc z komżą i stułą do miejsca, w którym właśnie zakończyła się bitwa z oddziałami niemieckimi, natknąłem się na trzech rannych żołnierzy z wyszarpanymi wnętrznościami. Zatrzymałem się przy nich. Wokół nie było nikogo. Jak im pomóc? Nadeszły jakieś dwie kobiety. Zastanawialiśmy się, co należy czynić. Żołnierze byli obarczeni ciężką bronią. Ale baliśmy się zdjąć ją z rannych, aby nie być posądzonym o rozbrajanie. Jednak trzeba było jakoś ich ratować. Wreszcie nadszedł mały oddział złożony z kilku żołnierzy. Prosimy ich: pomóżcie nam! Machnęli ręką: "U nas ludi mnogo" - powiedzieli i poszli dalej. Zostawili nas samych.
U nas ludzi mnogo... Co znaczy człowiek? Co znaczysz ty?... Jeżeli taki pogląd się przyjmie, to biada człowiekowi dziś i biada Narodowi jutro!
Czy was ludzie obchodzą? Często mówicie: co mnie obchodzi ten kolega, ta koleżanka? Czy zastanawiacie się, jakie są ich sprawy, jacy oni są i jak się prowadzą? Czy twój kolega marnuje swoje talenty, czy też je rozwija? Czy uczy się, czy bałagani? Czy jest trzeźwy, czy się upija? Czy najbliższa koleżanka prowadzi się dobrze, czy źle?
Opowiem wam drastyczny przykład, który wyczytałem w studium socjologicznym na tle rozmów w pewnym domu poprawczym. Jest tam 73 chłopców, przy nich 30 osób personelu wychowawczego! Wielu chłopców to młodociani przestępcy. Zdarzają się wśród nich homoseksualiści i uczestnicy zbiorowych gwałtów. Chłopcy posługują się "swoistym" językiem, już nie polskim, ale zwanym przez nich "językiem grypsowym", którego wychowawcy nie mogą zrozumieć. Dzielą się na tak zwanych "ludzi" i "frajerów". Tych kilkudziesięciu chłopaków należy przecież do Narodu, a więc nie mogą nam być obojętni. Ale kto ich tak uformował, jaką drogą do tego doszli?
W rozmowach poufnych można się od nich czegoś więcej dowiedzieć: Będziesz tak żył? - Nie. Jak się ożenię, będę inny. Teraz prowadzę się, jak chcę, ale potem będę wierny. Chodzisz teraz z kimś? - Tak, chodzę. - Ale jej nie skrzywdzisz? - Nie, tej nie skrzywdzę, bo ją kocham. - A inne? - Jak się zdarzy... - Inny chłopiec mówi: Jeżeli się ożenię, to tylko z czystą dziewczyną.
Kiedy czytałem tę książkę, wydawało mi się, że jestem na dnie otchłani. Ale gdy odczytałem takie wypowiedzi chłopców, pomyślałem, że jednak człowieka nie można zniszczyć do końca. Jeszcze pozostaje w nim jakaś iskierka, jakiś naturalny odruch dobra. Dlatego wzywam: kto w Boga wierzy, ratujcie człowieka!
Gdy dostanie się do domu poprawczego chłopak, który coś ukradł, po kilku tygodniach wychodzi stamtąd wszechstronnie pouczony o wszelkim złu, zboczeniu i występku. Czy możecie teraz sobie powiedzieć: co mnie to obchodzi? A może trzeba się zastanowić: jak im pomóc?
To jest dno, ale przecież na dno leci się nieraz długą drogą. A może ja kogoś spycham w dół? Czy moja bezmyślność nie niszczy życia niejednej dziewczynie? Czy pamiętam, że jedno jest życie i że powinniśmy poświęcić je na służbę Chrystusa, Kościoła i Narodu? Można pisać "dzieje grzechu" bez końca - to nie jest największa sztuka! O wiele trudniej powstrzymać falę grzechów.
Ze straszliwych zagrożeń moralnych starajmy się, najmilsi, wydobyć tych, którzy nas otaczają - koleżanki i kolegów. Oni nas muszą obchodzić! Oni stanowią bonum commune - wspólne dobro całego Narodu, Kościoła i państwa. Nie tylko kopalnie, lasy, fabryki są naszym wspólnym dobrem, ale przede wszystkim ludzie! Nawet ci, których nie znamy, nie rozumiemy, może potępiamy, albo niebacznie spychamy na dno! Przypomnijcie sobie Tołstojowskie "Zmartwychwstanie". Jak niewiele potrzeba, aby człowieka upodlić, ale jak trudno jest potem go podnieść i wydobyć z dna.
Nieraz, idąc ulicą Świętojańską w stronę placu Zamkowego, widzę na Krakowskim Przedmieściu pijaną młodzież. Myślę sobie: i oni idą ku nowemu światu... nowa Polska? Czy ona naprawdę idzie ku nowemu światu? Czy będzie z nich to nowych ludzi plemię, tak upragnione przez Eugeniusza Małaczewskiego w jego niezapomnianym nigdy przeze mnie "Koniu na wzgórzu"?
Umiłowana młodzieży akademicka! W tym roku na Wielki Post podaliśmy wam program: służba i pomoc najbliższym. Jeśli inni wam służą, i wy macie obowiązek służyć, pomagać, ratować! Macie ratować siebie i innych - dla Chrystusa i naszej Ojczyzny! Gdy będziecie to czynić całą waszą młodzieńczą, gorliwą duszą, można będzie o was powiedzieć: Idzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano! - ludzi legitymujących się wiarą, znaczących się miłością.
O! Jakże wszyscy czekamy na takich ludzi. Na... ludzi! Na... Człowieka!
Fragmenty kazania wygłoszonego do młodzieży akademickiej w Warszawie, 22 marca 1972 r.
www.naszdziennik.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz