Wspomnienia - Julia Wyszyńska - siostra księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Z listów do rodziny

Aby przybliżyć Państwu duchową sylwetkę kardynała Stefana Wyszyńskiego, chciałabym przeczytać fragmenty listów Brata do rodziny.

List z okazji konsekracji na biskupa lubelskiego do całej rodziny:

„Moi Najdrożsi!
Czuję głęboką potrzebę dziś raz jeszcze, zanim pójdę do ołtarza, słów kilka, Najmilsi, skierować. Będziecie w niedzielę świadkami tego, co Kościół ze mnie uczyni. Im więcej będzie to Was wzruszało, pamiętajcie, ile mnie to kosztuje. Bo to jest właśnie cywilna śmierć. Nie można tego przeżyć na zimno. Trzeba całkowicie sobie umrzeć. A to nie łatwo. Biskupstwo ma w sobie coś z krzyża. I dlatego Kościół wiesza biskupowi krzyż na ramiona. Na krzyżu trzeba umierać sobie, bo bez tego nie ma pełni kapłaństwa. A brać krzyż na siebie to nie łatwo, choćby był złoty i wysadzany kamieniami.
Nie gorszcie się moimi szatami. Pan Jezus chodził w szkarłatnych szatach. Módlcie się tylko o to, bym umiał tak godnie je nosić, jak to czynił Pan Jezus.
Potrzeba mi Waszej modlitwy do jednego, skoro się już poddam, bym to czynił z radością. By uległość moja była radosna. Tak ciężko zdobyć się na radość. Staram się o to.
Wy, Kochani moi Rodzice, którzy macie od Boga tak godny zazdrości dar modlitwy, uproście mi u Matki Najświętszej ten dar radości w przyjęciu biskupiego krzyża".
Idąc dalej, drogami losów naszej rodziny, które przedstawiła moja siostra, wrócę do roku 1948. Mój brat Tadeusz zostaje aresztowany. Przeżywa to bardzo ciężko matka. Jest już w podeszłym wieku. Ma 65 lat i odczuwa wiele dolegliwości. Na skutek bolesnych przeżyć i troski o syna — umiera. Mój brat Stefan jest wtedy w szpitalu, chory. Tak więc na pogrzebie matki nie ma żadnego z synów. Stefan pisze wówczas do ojca:

„Kochany Drogi mój Ojcze!

Po raz drugi w życiu swoim pozostałeś sam. Pan Bóg zażądał podwójnego przeżycia tego samego doświadczenia. Chciałem ci dziś jednak powiedzieć, że nie jesteś sam. O ile przed laty musiałeś sam przeżyć cierpienie, bo Twoje dzieci nie bardzo je rozumiały, to dziś, Drogi Ojcze, my z tobą dzielimy żal i smutek. I chociaż Pan Bóg zażądał od nas dodatkowej ofiary, gdyż nie mogę spełnić tego, co wdzięczność nakazywała wobec mojej drugiej, ale prawdziwej Matki, to jednak my wszyscy czujemy, że to dodatkowe doświadczenie jest tylko dowodem większego zaufania Boga do nas, byśmy przeżywali prawdziwie po Bożemu nasze doświadczenia. W tym właśnie widzę tę wielką miłość, jakiej Bóg nam nigdy nie skąpił, dając wiarę wierzących rodziców, dając ich wzorowe życie za przykład.
Ponieważ na życie Twoich dzieci, Ojcze, składa się praca i modlitwa dwóch Matek — umiałeś nam je dać. Dziś, gdy one obie są u Boga, skupiamy się przy Tobie, Drogi Ojcze, z całą miłością i wdzięcznością. Cała miłość nasza — ku Tobie. I dlatego choć znów dziś jesteś sam, masz przy sobie Twoje dzieci".

Po tych ciężkich ciosach, jakie spotkały nas z związku z uwięzieniem Tadeusza i śmiercią Matki, Pan Bóg znów łaskawie spojrzał w stronę naszej rodziny, w stronę kraju i Kościoła, bo oto l stycznia 1949 roku Stefan pisze do ojca:

„Z poszanowaniem woli Bożej, z rozkazu Stolicy Apostolskiej mam objąć rządy nad Archidiecezją Gnieźnieńską i Warszawską oraz pełnić obowiązki Prymasa Polski. W takiej chwili dla mnie niezwykle ciężkiej, gdy mogę ufać w pomoc Ducha Świętego, który chce działać przez najsłabsze swoje narzędzie, myśl moja biegnie ku Tobie, Ojcze mój — jako dawcy mojego życia —- byś modlitwą swoją wsparł mnie przed Bogiem tak, iżbym godnie wypełnił ku chwale Najwyższego zlecone mi obowiązki. Przyjąłem je z uległością i pokora, gdyż jestem przekonany, iż przerastają one moje zdolności i moje przygotowanie. Ale wola Ojca Świętego była tak stanowcza, że nie mogę opierać się Duchowi Świętemu, który mówi przez Głowę widzialną Kościoła. Nie grozi mi, mój Drogi Ojcze, ani próżność, ani duma, ani zarozumiałość, ani wyniosłość. Jestem przytłoczony poczuciem małości, ale potrzeba mi wiele modlitwy, by łaski wyjednane uzupełniły braki moje. Wiem, że jesteś, Drogi Ojcze, obdarzony darem modlitwy, i dlatego proszę, by wszystkie Twoje modlitwy odtąd były na rachunek Twojego syna — aż
tak bardzo obciążonego odpowiedzialnością. Rola Twoja, Ojcze, leży w modlitwie za mnie. Jeśli Bóg pozwolił doczekać tych lat, to może dlatego, byś synowi Twemu towarzyszył modlitwą. Bądź więc, Drogi Ojcze towarzyszem mojej pracy apostolskiej, której wszystkie siły chce poświęcić. Ponieważ w tej chwili nie mogę dotrzeć do domu, proszę, Ojcze, byś udzielił mi Twego Ojcowskiego błogosławieństwa na drodze do Stolicy świętego Wojciecha. Ręce Twoje, Ojcze, ze czcią i wdzięcznością całuję.
Wdzięczny i pełen oddania syn Stefan, biskup".

Z powyższego listu wynika, jak głęboko mój Brat kochał Ojca. Spośród wielu listów przesłanych z różnych okazji, wybrałam fragmenty, które są odpowiedzią na pytanie: Kim był dla Stefana Ojciec?
W czasie uwięzienia przychodzili do nas panowie ubrani na ciemno i trzymając przed sobią papier czytali nam listy Prymasa do Ojca i do nas. Nie zawsze wiedzieliśmy, czy te listy były pisane przez Prymasa Polski. Przecież nie wolno nam było na nie spojrzeć. Nie wolno było nawet zbliżyć się do czytającego. Bardzo trudny do odczytania charakter pisma Brata sprawiał, że „lektorom" niełatwo było odczytać tekst. Kiedy jednego razu zażądałam, żeby pokazano, kto to pisał, list został tak złożony, że mogłam przeczytać mały fragment co zresztą było i tak dla nas pociechą, bo pod listem był podpisany: Stefan Kardynał Wyszyński. W ten sposób informowano ojca — wtedy już schorowanego starca. Tak samo informowano Prymasa o naszych losach.
Ale te najgorsze czasy minęły. Rygory więzienne zostały złagodzone. Ksiądz Prymas zostaje przewieziony do Komańczy, z której napisał pierwszy list do Ojca:

„Najukochańszy mój i Najlepszy Ojcze!
Pierwszy to list na Boże Narodzenie, który będziesz czytał sam, bez kontroli obcych ludzi. W tym leży wielka radość nasza jako uśmiech Miłosiernego Ojca. Pragnę, Drogi mój Ojcze, byś przyjął od Twego syna podziękę za Twoją wierność w modlitwie, za ten mężny udział w cierpieniu, które Bóg pierwej łaskami wsparł, aniżeli je zesłał. Na kilka dni przed wywiezieniem moim z Miodowej zatrzymał mnie w korytarzu przy kaplicy głos:
— Czy umiałbyś być ubogim? — spytał.
Chociaż biegłem z dłońmi pełnymi papierów do gabinetu, zatrzymałem się na moment.
— Wydaje mi się, że tak — odpowiedziałem niemal półgłosem. Przyszło zaproszenie do tego ubóstwa. Wspominam to, Drogi Ojcze, w przeddzień Stajenki Betlejemskiej — bo z tym łączy się nasze przejście sprzed lat. Dziś Dobry Bóg moją stajenkę przyozdobił i ubogacił. Będzie Ci przyjemniej wiedzieć, że nie siedzę już za drutami, chociaż wolności nie mam. Dobre siostry nazaretanki tak bardzo troszczą się o mnie, że aż czuję się tym zawstydzony. Dobrzy ludzie pamiętają o mnie. Mam tyle dowodów dobroci. W tym roku już nie będę mógł powiedzieć Dzieciątku, że jestem ubogi. Jest to jednak jakaś strata. Ale trzeba przyjmować z równą uległością i ubóstwo, i bogactwo".