W jego obecności wszyscy czuliśmy się bezpieczni
Poznałam przyszłego Księdza Prymasa w 1926 roku, kiedy jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przyjeżdżał latem do ojca Komiłowicza. Był z nim duchowo związany. Zawsze kiedy przyjeżdżał, był uśmiechnięty t miły dla nas.
Z chwilą wybuchu wojny ojciec Korniłowicz wyjechał z Lasek. Kapelanem został starszy ksiądz, który nie mógł wszystkiemu podołać. W 1942 roku przyjechał do nas ksiądz profesor Wyszyński i objął obowiązki kapelana. Był u nas pełne dwa lata.
Żyliśmy z nim na co dzień. Ksiądz Profesor pracował naukowo. Był zawsze zajęty. Odprawiał nabożeństwa, sprawował opiekę duszpasterską nad wiernymi z okolicznych wiosek. Miedzy innymi jeździł do chorych z Panem Jezusem, katechizował dzieci. Tak było aż do wybuchu Powstania. Dla naszych sióstr zakonnych miał cykl wykładów — „Duch pracy ludzkiej", które po wojnie ukazały się w formie książki.
Z chwilą wybuchu Powstania Warszawskiego w Laskach znalazły schronienie oddziały Armii Krajowej i partyzantka. Trzeba było ostrożniej postępować. Laski bowiem pomagały żołnierzom będącym w lesie. W tej akcji brał również udział ksiądz profesor Wyszyński.
Przez całe Powstanie mieliśmy w Laskach szpital powstańczy, gdzie mogli znaleźć schronienie również ludzie cywilni. Rannych przenoszono do Domu Rekolekcyjnego od tyłu, gdzie w dużej sali byli operowani. Dzięki Księdzu Profesorowi udało nam się zachować opanowanie. W chwilach niebezpiecznych i trudnych Ksiądz Profesor dodawał ducha. Zawsze był spokojny. Na zewnątrz niczym się nie przejmował. To oddziaływało na nas wszystkich, na siostry zakonne i na cierpiących żołnierzy.
Ksiądz Profesor zajmował się chorymi i rannymi. W jego obecności wszyscy czuli się bezpieczni. Ranni wypowiadali wszystkie swoje pragnienia, zwierzając je Księdzu Profesorowi. On dla każdego znalazł chwilę czasu. Ranni nawet prosili, żeby był przy ich operacji.
Później, gdy Warszawa już się poddała, ogromnie potrzebny był ktoś taki, kto, miał wpływ i był opanowany. Pamiętam, że Ksiądz Profesor modlił się z rannymi. W kaplicy było zawsze dosyć dużo ludzi. Ksiądz Profesor był spokojny i ufny w Opatrzność Bożą. Nigdy nie opuścił żadnego nabożeństwa. Nieraz były bardzo napięte sytuacje na zewnątrz, a w kaplicy normalnie odprawiały się nabożeństwa z takim spokojem, jakby nic się nie stało.
Kiedy już Powstanie upadło, wydawało mi się, że Irzeba błagać Boga o miłosierdzie i odwrócenie tego wszystkiego, co się dzieje. Ksiądz Profesor powiedział mi spokojnie:
— Siostro! Trzeba się modlić i dziękować Bogu, że możemy brać udział w cierpieniu całego kraju. Ta modlitwa ma być nie tylko błagalna, ale i dziękczynna — dodał.
Długo nie mogłam zrozumieć tych słów, jak można w takiej chwili modlić się w ten sposób.
I jeszcze jedno wydarzenie. Otóż Niemcy szukali Księdza Profesora. Gdy nie znaleźli we Włocławku, przyjechali do Lasek. Ksiądz Profesor był na spacerze. Z drugiej strony szli Niemcy. Widząc księdza spytali, czy wie, gdzie mieszka profesor Wyszyński. Ten bez namysłu wskazał dom, gdzie mieszkał i poszedłw inną stronę. Niemcy się nie domyślili, że zapytany był tym, którego poszukują.
Takich zaskakujących wydarzeń było więcej. W najbardziej tragicznych chwilach potrafił zawsze zachować się spokojnie. To się wszystkim udzielało. Nie tylko mieszkańcom Lasek.
Ksiądz Profesor po upadku Powstania zaczął się troszczyć o sprawy Seminarium Włocławskiego. Pod koniec lutego 1945 roku wyjechał do Włocławka. Potem już tylko nas odwiedzał. Dojeżdżał do Lasek jako biskup, a później — prymas i kardynał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz