Wspomnienia: Maria Wantowska - doktor filologii polskiej, członkini Instytutu Prymasowskiego, współtwórczyni ruchu "Rodziny Rodzin"

Zawierzenie Matce Bożej w życiu Prymasa Tysiąclecia

Dziś już niemal powszechnie znana jest tajemnica, że mocą życia Księdza Prymasa, jego służby Kościołowi i Narodowi było najściślej związane z zawierzeniem Bogu oddanie się Matce Najświętszej. Pragnę dać świadectwo tej tajemnicy w imieniu naszego Instytutu.

Poznałyśmy Księdza Prymasa l listopada 1942 roku w okresie okupacji w Laskach. Byłyśmy wtedy jeszcze uczennicami i studentkami. Pracowałyśmy z młodzieżą sodalicyjną, zwłaszcza z dziewczętami na terenie Warszawy. Do Lasek zostałyśmy zaproszone, aby poznać księdza profesora z Włocławka, socjologa, który w czasie wojny przebywał tam jako kapelan i prowadził dla różnych grup wykłady z katolickiej nauki społecznej. Byłyśmy ciekawe, kim jest ten człowiek, jak wygląda? Pierwsze spotkanie było dla nas zaskakujące i właściwie ono zadecydowało o naszej dalszej współpracy z tym Człowiekiem przez prawie 40 lat.
Ksiądz profesor Wyszyński do naszej małej gromadki odniósł się z niezwykłym szacunkiem i z wielkim zainteresowaniem. Wysłuchał wszystkiego, co miałyśmy do powiedzenia. A potem ku naszemu wielkiemu zdziwieniu i zaskoczeniu, dla nas pięciu zrobił godzinny wykład o społecznych kompetencjach Kościoła. Do tej pory nie zapomniałyśmy tego wykładu. Mogłybyśmy go dzisiaj prawie dosłownie powtórzyć. Był wypowiedziany z wielką miłością do Kościoła i do nas. I właściwie dopiero wtedy zaczęłyśmy rozumieć, co to jest Kościół.
Ksiądz Profesor był człowiekiem Kościoła. Poznałyśmy go z brewiarzem
w ręku, przy ołtarzu, niesłychanie zafascynowanego liturgią i służbą Kościołowi.

Dlaczego mając mówić o maryjności Księdza Prymasa mówię o Kościele? Dlatego, że ta maryjność, wyrastająca z jego osobistych przeżyć, z domu rodzinnego, z wielkiego związania z dziejami i tradycją Narodu polskiego, korzeniami swymi sięga tajemnicy Kościoła. Często mówił o obecności Maryi w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Już podczas pierwszych rekolekcji, które prowadził dla nas w 1942 roku, słowami pełnymi miłości do Matki Najświętszej mówił, że tak jak Chrystus oddał Jej na Krzyżu rodzący się w męce Kościół, tak i my wszystko mamy oddawać Najświętszej Maryi Pannie.
To był okres okupacji. Gdy szłyśmy do Powstania Warszawskiego, Ksiądz Profesor żegnał się z nami jak Ojciec. Już wtedy kierował naszą grupą. Mówiłyśmy do niego „Ojcze". Gdy nas żegnał, powiedział:
„Nie jest sprawą kobiety zabijać życie. Kobieta ma dawać życie, kobieta ma rodzić, ma służyć życiu. I wy nie idźcie zabijać — idźcie z Matka Najświętszą".
Taki mandat dał nam Ojciec. Wysłał nas do Powstania z Matką Najświętszą. I tak poszłyśmy z różańcami, obrazkami i medalikami Matki Bożej. Tak jak umiałyśmy, wypełniałyśmy mandat naszego Ojca idąc na barykady i do piwnic. Cała naszą trudną drogę przez Powstanie przeżywałyśmy jako pielgrzymkę na Jasną Górę.

Gdy Powstanie upadło, pierwsze kroki skierowałyśmy do Ojca do Lasek. Wzruszył się ogromnie na nasz widok. Gdy mówiliśmy Magnificat — płakał. Ojciec nie zatrzymał nas w Laskach, powiedział: „Kończcie waszą pielgrzymkę do Matki Bożej na Jasną Górę. Skoro idziecie do Niej już tak długo, idźcie dalej". Sam też bardzo pragnął pojechać na Jasną Górę, ale związany licznymi obowiązkami przyjechał tam dopiero na swoją konsekrację biskupią 12 V 1946 r.

Przez wszystkie lata wspólnej drogi z Ojcem czułyśmy jego żywą więź z Maryją. Na całym jego życiu wyryły ślad przeżycia, o których wspomina w „Zapiskach więziennych":
„Wśród lektury dziennej przewijają się myśli, które snują się wokół mego związku z Matką Bożą. Wcześnie straciłem Matkę rodzoną, która miała szczególne nabożeństwo do Matki Bożej Ostrobramskiej, dokąd jeździła z pielgrzymką jeszcze z Zuzeli. Ojciec mój natomiast ciągnął zawsze na Jasną Górę. Cześć Matki Bożej w życiu domowym była bardzo rozwinięta; często odmawialiśmy wspólnie różaniec w godzinach wieczornych. (...)
W czasie pobytu w Seminarium Duchownym we Włocławku dwa nabożeństwa się wzajemnie uzupełniały: do Serca Pana Jezusa i do Matki Bożej Jasnogórskiej, której obraz był w bocznym ołtarzu. Wszystkie święta Matki Bożej obchodziłem z wielkim podniesieniem ducha. Święcenia kapłańskie otrzymałem w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w Bazylice Włocławskiej. Pierwszą Msze świętą odprawiłem na Jasnej Górze, przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Odtąd chętnie wybierałem ołtarz Matki Bożej, by przed nim składać Bogu codzienną Ofiarę. Nabożeństwo maryjne ożywiło się we mnie szczególnie w czasie ostatniej wojny. Związałem się gorąco z ołtarzem Matki Bożej Wrociszewskiej, przed którym spędzałem co dzień długie godziny wieczorne. W ciągu pracy mojej w Laskach, wśród dziatwy ociemniałej, podtrzymywałem ducha strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej. Rzecz znamienna, chociaż Zakład przechodził przez bardzo ciężkie chwile obstrzału artyleryjskiego, pacyfikacji Kampinosu, nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego różańca.
Nosiłem się z zamiarem wstąpienia do Zakonu Paulinów i poświęcenia się pracy wśród pielgrzymów. Ojciec Korniłowicz, mój kierownik duchowy, oświadczył mi, że to nie jest moja droga. Ale nie przestałem myśleć, że życie moje musi jednak iść drogą maryjną, jakkolwiek by płynęło" (s. 32).
Ksiądz Prymas wielokrotnie wspominał, że w różnych trudnych sytuacjach życia ratowała go modlitwa do Matki Najświętszej.
Na konsekrację biskupią wybrał Jasną Górę. Tam też przed przyjęciem sakry odprawił rekolekcje.

Na uroczystości konsekracji było nas kilka z grupy, która w Laskach zaczynała współpracę z księdzem Wyszyńskim. Już wtedy był naszym Ojcem. Bardzo przeżywałyśmy to jego wybranie i ten nowy krzyż.
Gdy szedł do ołtarza, był bardzo blady, mizerny. Szedł jak człowiek całkowicie poddany, oddający Bogu wszystko. Pamiętam dobrze ten moment niesłychanej powagi. Na nas wszystkich ogromne wrażenie zrobiło to, że po konsekracji podszedł do swoich rodziców, pochylił się do rąk Ojca i swojej drugiej Matki i z wielką czcią w obliczu wszystkich ucałował ją.
Do herbu biskupiego przyjął znak Matki Bożej. Jako swoje zawołanie wybrał słowa: „Soli Deo". Po latach — jak sam mówił — życie dodało „Per Mariam". Po konsekracji biskupiej, mimo nowych, trudnych obowiązków, nie przestał opiekować się naszą grupą.

W okresie lubelskim nadal spotykałyśmy się z Ojcem. Był to czas niezwykle intensywnej pracy.
Było mu bardzo trudno odchodzić, gdy przyszło nowe wezwanie, aby objął archidiecezje gnieźnieńską i warszawską. O nominacji dowiedział się 16 listopada, a więc w święto Matki Bożej Miłosierdzia. Wielokrotnie podkreślał, że wiele ważnych spraw w jego życiu, dokonywało się w Jej święta. Były to bardzo proste, ale wymowne znaki, jakby pieczęcie na jego drodze.

Na dzień ingresu do Gniezna wybrał święto Matki Bożej Gromnicznej 2 lutego 1949 roku. W swoim liście arcybiskupim podkreślał, że przychodzi jako Pasterz i Ojciec duchowy, w imię Chrystusa i Jego Matki.
Ingres do Warszawy przeżywaliśmy 6 lutego 1949 roku. Byłam wtedy w Warszawie. Pamiętam Krakowskie Przedmieście jeszcze w ruinach; katedra warszawska zburzona. Rzesza ludzi i oczekiwanie — jaki będzie nowy Prymas.
Lata prymasowskie były bardzo trudne. Widziałyśmy to od samego początku. Był rok 1949. Zaczęły się lata obrony wiary i wolności Kościoła. Ksiądz Prymas miał zawsze na uwadze dobro Ojczyzny i pokój społeczny, ale nie oznaczało to ustępstwa w sprawach wiary.

14 lutego 1953 roku powiedział znamienne słowa: „Wszystko postawiłem na Maryję". W maju podpisał imieniem Episkopatu pamiętny Memoriał do władz państwowych pisząc w nim zdecydowanie: „NON POSSUMUS". Wolał iść do wiezienia niż zgodzić się na niewolę Kościoła.
Jak wszyscy wiemy, został aresztowany 25 IV 1953 roku, po nabożeństwie u św. Anny. Jeszcze stojąc przed kościołem trzymał w rękach różaniec i czując, co się może stać, prosił o modlitwę. Przypomniał obraz Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej i motyw wydobywania człowieka z czeluści piekła przy pomocy różańca. Zachęcał wtedy do modlitwy różańcowej.
Lata uwięzienia były coraz większym wiązaniem się z Maryją. Już w Stoczku 8 grudnia 1953 roku złożył akt całkowitego oddania się Matce Najświętszej, a potem w Komańczy myślał, jak przygotować siebie i Naród do przeżycia trzechsetnej rocznicy ślubów króla Jana Kazimierza.

Już wtedy była możliwość kontaktu z Księdzem Prymasem. Docierały do niego wiadomości o przygotowaniach Jasnej Góry na ten jubileusz.
Miałyśmy łaskę być w tym czasie w Komańczy i widzieć zmagania Ojca, który chciał ratować Naród przez Maryję, chciał wyzwolić z niego jak największe moce. Jednocześnie jako najpokorniejszy niewolnik Maryi, chciał w więzieniu być Jej absolutnie posłuszny i oddany. Skoro był uwięziony, odcięty od pracy duszpasterskiej, chciał przyjąć ten krzyż do końca i nie podejmować żadnych inicjatyw, służąc Kościołowi jedynie modlitwą i cierpieniem. Gdy jednak otrzymał prośbę z Jasnej Góry o napisanie tekstu Ślubów, zrozumiał, że Narodowi potrzebne jest jego słowo nawet z więzienia. Tekst Ślubów Jasnogórskich napisał w dniu św. Andrzeja Boboli 16 maja 1956 roku.
Ksiądz Prymas przygotowywał się do dnia złożenia Ślubów wielką modlitwą. Przeżywał bardzo, że nie może być na Jasnej Górze i dokonać tego aktu osobiście. Ksiądz Prymas łącząc się z Jasną Górą w tym samym czasie złożył w Komańczy Śluby Narodu. Później okazało się, że złożył je 10 minut wcześniej, niż miało to miejsce na Jasnej Górze.

Byłam w tym dniu na Jasnej Górze. Była to pierwsza po wojnie tak liczna pielgrzymka z całego kraju. W Częstochowie nie można było poruszać się po ulicach. Nieprzeliczone rzesze ludzi i ta powaga, rozmodlenie...
Po złożeniu Ślubów Jasnogórskich Ksiądz Prymas jeszcze w więzieniu napisał do nich komentarz. Tam też zrodziła się nowa duszpasterska inicjatywa dziewięciu lat Wielkiej Nowenny przed Jubileuszem 1000-lecia Chrztu Polski. Podstawą tego programu stał się tekst Ślubów Jasnogórskich.
Ksiądz Prymas wyszedł z więzienia w roku złożenia Ślubów Narodu, w październiku — a więc w miesiącu Matki Najświętszej i to w sobotę. Stało się tak, jak pragnął i o co się modlił.
Miałyśmy szczęście być w tym dniu w Komańczy, kiedy po Ojca przyjechali przedstawiciele władz państwowych. Widziałyśmy jego postawę — chociaż bardzo chciał wrócić, to jednak nie chciał za nic w świecie ustąpić ze swej woli w sprawie wolności Kościoła i praw wierzącego Narodu. Spytałyśmy Ojca, czy ci „panowie" czegoś żądają? — „Nie — padła odpowiedź — tym razem ja stawiam warunki". Prosił także, żeby przyjechał ksiądz biskup Choromanski z kierowcą panem Stanisławem. Przyjechali w sobotę, bardzo późnym wieczorem.
Przeżywaliśmy, że ten sobotni wieczór minie i samochód po Ojca nie przyjedzie. Z nas wszystkich tylko On był spokojny, że zdążą. Dotarli o godzinie 22.00.

Na drugi dzień, w uroczystość Chrystusa Króla, Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy. Bardzo chciał jechać na Jasną Górę. Powiedział, że przez cały czas więzienia myślał, że najpierw pojedzie do Matki Bożej, żeby jej podziękować. Ale przedstawiciele władz prosili, aby dla dobra racji stanu, dla pokoju w Narodzie, przyjechał jak najszybciej, wprost do Warszawy. Chciano bowiem już wieczorem powiedzieć w dzienniku, że jest. I tak się stało. Rozumiał sytuację i napięcie tych październikowych dni. Dlatego wrócił wprost do Stolicy. Pamiętam tylko, że zwrócił się wtedy do nas i poprosił: „Pojedźcie prosto na Jasną Górę i podziękujcie za wszystko. Powiedzcie także, że zaraz tam przyjadę".
2 listopada stanął przed Matką Najświętszą razem z biskupem Antonim Baraniakiem, który również wrócił z więzienia.

Od tej chwili Ksiądz Prymas zaczął intensywną pracę dla wypełnienia Jasnogórskich Ślubów Narodu przed 1000-leciem Chrztu Polski. W 1957 roku rozpoczął Wielką Nowennę. Dla usprawnienia pracy duszpasterskiej powołał Komisję Maryjną Episkopatu. Wtedy też oficjalnie zatwierdził Prymasowski Instytut Ślubów Narodu. Po krótkiej odwilży politycznej Kościół nadal pozostawał w trudnej sytuacji. Na Konferencji Episkopatu zdecydowano oddanie Ojczyzny zagrożonej przez moce ciemności w bezpieczne dłonie Matki Najświętszej. Księżą biskupi jako pierwsi zawierzyli siebie Matce Bożej na Jasnej Górze. Potem uczynili to kapłani, wszystkie diecezje, parafie, stany i zawody. Na Jasnej Górze zaczęła się nieustanna modlitwa o uratowanie wiary. Gdy groziło zamknięcie uczelni wychowujących przyszłych kapłanów, na Jasną Górę podążyli alumni wszystkich polskich seminariów. Gdy były zagrożone zgromadzenia zakonne, w Sanktuarium Jasnogórskim stanęły zakony polskie, aby prosić Matkę Bożą o ratunek. Byłam wtedy dość długo na Jasnej Górze. Pamiętam niekończące się modlitwy i czuwania.

Aby pomóc Narodowi w zachowaniu wiary i wewnętrznej przemianie życia, Ksiądz Prymas zainicjował w tym czasie Nawiedzenie wszystkich polskich diecezji i parafii przez kopię Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Obraz miał wędrować przez 9 lat Wielkiej Nowenny. Nawiedzenie zaczęło się od Warszawy. Pamiętam ten entuzjazm wiary.
W czasie uroczystości milenijnych Obraz Nawiedzenia został na trasie zatrzymany i przewieziony do Warszawy. Czciliśmy wtedy Matkę Bożą Nawiedzającą w Katedrze. Aby nie narazić Obrazu Nawiedzenia na zniewagi, Ksiądz Prymas zatrzymał go w Katedrze warszawskiej. Dopiero, gdy przyszedł termin dalszego nawiedzenia kolejnych diecezji, uznał, że nie może dłużej zatrzymywać Obrazu. Niestety w drodze do diecezji katowickiej Obraz Nawiedzenia został zatrzymany i na kilka lat „uwięziony" na Jasnej Górze. Tam został przewieziony przez auto milicyjne i pilnowany przez specjalne posterunki ustawione przy wyjazdach z Jasnej Góry.
Jednak Nawiedzenie nie ustało, gdy zatrzymano Obraz. Symbolem Matki Najświętszej i Jej obecności stała się świeca lub pusta rama. Znamy owoce Nawiedzenia — tysiące nawróceń, odwaga wyznania Boga, społeczne przeżycie wiary.

Wreszcie Obraz wrócił na szlak Nawiedzenia. Później jeszcze raz Matka Boża nawiedziła wszystkie diecezje podczas uroczystości 600-lecia Jasnej Góry.
A dziś nadal wędruje przez Polskę.
W czasie Soboru trwała na Jasnej Górze wielka modlitwa w intencji Kościoła. Przez cztery lata Sesji Soborowych do Sanktuarium Jasnogórskiego przybywały pielgrzymki i delegacje parafialne z całej Polski.
Byłyśmy wtedy na Jasnej Górze. Nasz Instytut brał udział w tych pracach. Widziałyśmy tę niezwykłą odpowiedź Narodu polskiego, wezwanego przez Episkopat do modlitwy w intencji Kościoła Powszechnego.

Pod koniec sesji soborowych Ksiądz Prymas z całym Episkopatem zwrócił się do Ojca Świętego z prośbą o ogłoszenie Maryi Matką Kościoła. Ojciec święty Paweł VI uczynił to 21 XI 1964 roku.

Największym triumfem wiary i czci Matki Najświętszej stało się Millenium Chrztu Polski. Wprawdzie radość ta przesłonięta była znowu bólem. Granice Polski zostały zamknięte przed Ojcem świętym Pawłem VI, który pragnął przyjechać na Jasną Górę.
3 maja 1966 roku, gdy Ojciec Święty nie mógł przybyć, Ksiądz Prymas został mianowany legatem papieskim. I w tym dniu byłam na Jasnej Górze. Pamiętam nieprzeliczone rzesze pielgrzymów. Sumę pontyfikalną na szczycie Jasnej Góry celebrował arcybiskup krakowski Karol Wojtyła. Ksiądz Prymas po kazaniu odczytał głośno historyczny Milenijny Akt Oddania Polski w niewolę Matce Kościoła.
Dla wypełnienia tych wielkich pragnień i zobowiązań, aby Jasnogórskie Śluby Narodu i Milenijny Akt Oddania Polski nie stały się tylko dokumentami, Ksiądz Prymas powołał do życia Ruch Pomocników Matki Kościoła. W 1969 roku skierował z Jasnej Góry list pasterski do wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcieliby pomóc, aby podjęte przyrzeczenia nie były martwą literą, lecz życiem Narodu.
Największe zwycięstwo Matki Bożej przyszło pod koniec życia Ojca — był to wybór Polaka kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Apostolską. Jak wszystkie łaski, tak i tę Ksiądz Prymas przypisywał pośrednictwu Matki Bożej Jasnogórskiej. Po powrocie do kraju powiedział: „Gdy podszedłem do Jana Pawła II z pierwszym homagium, usta nasze niemal jednocześnie otworzyły się imieniem Matki Jasnogórskiej, to Jej dzieło! Wierzyliśmy w to mocno i wierzymy nadal".

Nie doczekał już Ksiądz Prymas wielkich godów 600-lecia Jasnej Góry. Tak żarliwie przygotowywał Polskę do tego Jubileuszu. Był niezmordowany w dziękczynieniu Tej, która poraniona w Jasnogórskim Obrazie nosi rany Narodu. Do końca budził w nas wszystkich ufność, że Maryja „dana jest nam ku obronie".

Wstrząsające były ostatnie dni jego życia. I w tym momencie, wspólnie z Instytutem, byłam blisko. Całe dni i noce klęczałyśmy w kaplicy obok pokoju, w którym Ojciec umierał. Ta, której zawierzył, nie opuściła go do końca. Akurat w tym czasie Obraz Nawiedzenia wędrował po Warszawie. Przyszła więc Matka Boża i do Ojca podczas jego choroby. Był tym bardzo przejęty. Nie miał już siły przyjść do kaplicy. Ona poszła do niego. Długo się modlił, rozmawiał z Nią.
Umierając ukazał nam Ja jako Nadzieję: „Przyjdą nowe czasy — mówił — wymagają nowych świateł, nowych mocy, Bóg je da w swoim czasie. Pamiętamy, że jak kardynał Hlond, tak i ja, wszystko zawierzyłem Matce Najświętszej i wiem, że nie będzie słabszą w Polsce, choćby ludzie się zmieniali". (16 V 81 — „Ostatnie dni" s. 68).

Zostawił nam wielki testament — Maryję — jako zwycięstwo i ratunek Narodu, Kościoła, każdej rodziny i każdego z nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz