W życiu naszym, w zgromadzeniu, w domu zakonnym, ciągle trzeba o tym pamiętać, kogo w sobie nosimy: Illi oportet crescere, mihi autem minui - wtedy jest dobrze. Jeżeli z takim usposobieniem chodzę po domu, to się nigdy z nikim nie zderzę, choćby deseczki, po których chodzę, były tak wąskie jak tutaj w tej posadzce. Nigdy się nie zderzę, bo zawsze zrobię miejsce innym. Pamiętajcie o tym, że miłość zawsze się dopełnia na najwyższym terenie, a więc i domowa miłość zawsze na tej najwęższej deseczce dojrzewa. Dobrze zrobiłyście, że takie wąskie deski są w podłodze, bo przypominają, że tędy muszą przejść dwie i to tak przejść, żeby nie dotknąć się wzajemnie. Najtrudniej kochać na wąskiej desce. Strasznie łatwo jest kochać ludzi na księżycu, ale najtrudniej w ciasnym domku, gdzie pokrywają się cienie wielkości. Trzeba zawsze umieć uprzątnąć swoją dostojność i swoje światło, żeby dostojność bliźniego i jego światło w pełni się pokazało. Właśnie ja muszę dbać o to, żeby jej światłość zabłysła, ale jej nie wolno dbać o to, by jej światłość zabłysła, ona musi dbać o to, by moja światłość zabłysła. To są wzajemne obowiązki. Ponieważ człowiek jest przeznaczony do królestwa niebieskiego, do całej chwały, i tę chwałę będzie miał, bo Bóg przyjaciół swoich hojnie nagradza. A my już dzisiaj chcielibyśmy antycypować coś z tej chwały. Odłóżmy jednak na później swoją chwałę, będziemy wtedy lepiej dbali o innych. To należy do niełatwej sztuki współżycia domowego, współżycia w pokoju, miłości i jedności.
Warszawa, 11 lutego 1960
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz