– Słowa “będziesz miłował”, jak mi się wydaje, były dla Prymasa najważniejsze. Ilekroć nie wiem, co zrobić, odpowiadam sobie: Nulla, w życiu chodzi o miłość! – mówi KAI s. Nulla ze Wspólnoty Sióstr Uczennic Krzyża, cudownie uzdrowiona za wstawiennictwem sł. Bożego kard. Wyszyńskiego.
Dawid Gospodarek (KAI): Czy przed chorobą i cudownym uzdrowieniem za przyczyną prymasa Wyszyńskiego znała go Siostra? Może już modliła się Siostra o jego beatyfikację?
S. Nulla: Nie nie znałam go osobiście, z bliska. Ale w mojej rodzinnej parafii w widocznym miejscu był umieszczony Milenijny Akt Oddania i pamiętam, że już odkąd byłam małym dzieckiem interesowało mnie, co to w ogóle jest. Wiedziałam, że to musi być coś ważnego, skoro jest w takim miejscu. Tak naprawdę moje pierwsze spotkanie z prymasem, ale także przez telewizję, to była transmisja jego pogrzebu. Byłam wtedy w siódmej klasie szkoły podstawowej. Ta uroczysta ceremonia była dla mnie bardzo poruszająca. I obecność całego narodu. Wiedziałam wtedy, że prymas to był ktoś naprawdę ważny. Słyszałam w domu, od rodziny, że to wielki człowiek, zawsze mówiono o nim z ogromnym szacunkiem, ale osobiście nigdy go nawet nie miałam okazji zobaczyć.
KAI: Dlaczego więc za orędownika w modlitwie o Siostry zdrowie wybrano właśnie Prymasa Tysiąclecia?
– We wspólnocie Sióstr Uczennic Krzyża, w której jestem od 35 lat, w sposobie realizacji charyzmatu obficie czerpiemy z duchowości kard. Wyszyńskiego. Naszym charyzmatem jest modlitwa i ofiara za tych, którzy są najdalej od Boga, a także formowanie apostołów świeckich. Nasza założycielka, s. Helena Christiana Mickiewicz, odnalazła te elementy w Ruchu Pomocników Matki Kościoła, który zainicjował prymas Wyszyński. Zobaczyła w tym sposób realizacji naszego charyzmatu – żeby formować dziś apostołów świeckich, bo takich świadków bardzo potrzeba. Dla mnie odkąd jestem w zgromadzeniu, podobnie jak dla wszystkich sióstr, prymas Wyszyński jest więc ważną postacią i modliłyśmy się o jego beatyfikację odkąd Kościół zatwierdził tę modlitwę. Gdy zachorowałam, wybór tego orędownika był po prostu naturalny.
KAI: O. Gabriel Bartoszewski OFMCam, który był wicepostulatorem procesu beatyfiacyjnego, wspominał, że dość długo zwlekały siostry ze zgłoszeniem cudownego uzdrowienia za przyczyną Prymasa Tysiąclecia…
– Przyznam, że z mojej strony to była po prostu pewna nieumiejętność podjęcia tej sprawy. Rzeczywiście, biskup Kazimierz Majdański, ówczesny biskup diecezjalny szczecińsko-kamieński, wielokrotnie nam przypominał, że potrafiłyśmy prosić o cud, a nie umiemy Prymasowi dziękować. Zachęcił mnie, żebym wzięła dokument od lekarzy, skoro mówią, że w moim przypadku po prostu miał miejsce cud. Ja, będąc młodą osobą, nie zorientowaną w ogóle w tych wszystkich prawach i zasadach procesu beatyfikacyjnego, poprosiłam podczas jednej z kontrolnych wizyt, żeby lekarze opisali tę historię choroby i to uzdrowienie, które nazwali cudownym. Wówczas otrzymałam odpowiedź, że nie cofają swojego zdania, ale jako lekarze nie są od orzekania cudów. Wtedy mnie i wspólnocie wydawało się, że ta droga jest po prostu zamknięta, bo skoro lekarze nie opiszą tego, to co w ogóle można zgłosić.
Same nigdy nie miałyśmy wątpliwości, że w moim przypadku po prostu miał miejsce cud uzdrowienia. I dawałyśmy tego świadectwo, ilekroć była taka możliwość. We wspólnocie to też było przekazywane nieprzerwanie, jako dowód obecności Prymasa w naszym życiu. My w świecie współczesnym przyzwyczailiśmy się, że wszystko powinno dziać się szybko, “instant”, natomiast, jak to się mówi, Boże młyny mielą powoli. I tak się stało w tym wypadku. Kiedy był moment przeredagowania naszej Konstytucji, czyli bardzo ważnego wspólnotowego dokumentu, bo przyszedł czas na ich uwspółcześnienie, poprosiłyśmy o pomoc właśnie o. Bartoszewskiego. Po ludzku można powiedzieć, że to jest przypadek. Do beatyfikacji potrzebny jest jeden cud, a dla nas wydarzyły się te dwa - uzdrowienie i wreszcie pomoc o. Gabriela we włączeniu całej dokumentacji do procesu.
KAI: A czy od czasu doświadczenia cudu uzdrowienia prymas Wyszyński był bardziej obecny w Siostry życiu?
– W formacji w naszej wspólnocie bardzo mocno zgłębiamy dziedzictwo Prymasa, bo tak chcemy żyć i tak formować apostołów świeckich. Nie da się czymś żyć, jeśli się tego nie zna. Ta obecność kard. Wyszyńskiego była więc zawsze. Na pewno została zintensyfikowana i na nowo nasze serca zostały poruszone, kiedy Kościół chciał się przyjrzeć cudowi, jakiego doświadczyłam za wstawiennictwem Prymasa. Zobaczyłyśmy, że Bóg chce też w nas coś odnowić.
KAI: A co dla Siostry osobiście jest najbardziej inspirujące w dziedzictwie Prymasa Tysiąclecia?
– Słowa “będziesz miłował”, które, jak mi się wydaje, były dla niego najważniejsze. Ilekroć nie wiem, co zrobić, odpowiadam sobie: Nulla, w życiu chodzi o miłość!
***
W lutym 1988 r. s. Nulla przeszła rozległą operację związaną z wykrytym u niej rakiem tarczycy. Podczas zabiegu w Szczecinie lekarze usunęli zmiany nowotworowe oraz dotknięte przerzutami węzły chłonne. Niestety choroba wciąż się rozwijała, dlatego w 1989 r. leczeniem siostry zajęło Centrum Onkologii w Gliwicach. Terapia nie przyniosła jednak efektów, a w gardle wytworzył się pięciocentymetrowy guz, który poważnie utrudniał oddychanie. Problemem było przyjmowanie leków a nawet sen.
"Lekarz informując mnie o diagnozie powiedział, że mam maksymalnie trzy miesiące życia. Operacja jest możliwa, ale wiąże się z dużym ryzykiem nieodwracalnych powikłań" – wspominała s. Nulla. Ostatecznie nie podpisała zgody na operację, gdyż sytuacja zagrażała jej życiu.
Założycielka nowego zgromadzenia s. Helena Christiana Mickiewicz zmobilizowała współsiostry i inne osoby do intensywnej modlitwy o uzdrowienie za wstawiennictwem sługi Bożego Stefana kard. Wyszyńskiego. Modlitwa prowadzona była dziewięć razy w ciągu jednego dnia i trwała nieprzerwanie przez kilka tygodni. W bardzo dotkliwie przeżytej przez s. Nullę (intensywny krwotok) nocy z 14 na 15 marca 1989 nastąpił przełom, guz zaczął się cofać. Operacja się nie odbyła.
Już 21 marca siostra Nulla opuściła szpital. Odbyła przewidziany prawem nowicjat, złożyła śluby i pracuje w zgromadzeniu do dziś. "Lekarze wielokrotnie mówili, że przyjęli mnie na oddział tylko dlatego, że była młoda – żebym się psychicznie nie załamała, bo to, czym mnie leczyli, nie mogło mi pomóc. Jestem świadkiem tego, że cuda się zdarzają, a wierzącym nie trzeba zbyt wiele tłumaczyć" – mówiła s. Nulla.
Rozmawiał Dawid Gospodarek / Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz