Aby ocalić człowieka, Bóg nie tylko stał się jednym z nas, ale umarł za nas. Nieskończenie pokorny Bóg „przegrał” w oczach świata: odrzucony, wyśmiany, sponiewierany „robak, a nie człowiek”. A jednak zwyciężył. Drogo kosztowała Boga nieodwołalna miłość do ludzi. Jego Syn Jednorodzony wykupił nas z niewoli szatana. Aż tak nas umiłował, że Syna swojego nam dał.
„Bóg musi być sprawiedliwy - mówił kardynał Wyszyński - a ja nie jestem w stanie oddać Bogu słusznej miary za swoje słabości i winy. I oto na krzyżu dopełnia się przedziwne zastępstwo. Tylko Bóg, Syn Boży, Bóg-Człowiek może zapłacić Ojcu w sposób sprawiedliwy. Oto jeszcze jedna przyczyna, dla której spojrzenie na krzyż wywołuje we mnie głęboki oddech ulgi. Jest Zastępca! On stanął przed Ojcem i mnie zasłoni... Nie przed Jego Miłością, bo z tej strony nic mi nie grozi, ale przed sprawiedliwością, która zmaga się w Nim z Miłością. Trzeba użyć nowej siły, która przechyli szalę sprawiedliwości Bożej na rzecz miłości. Może to uczynić tylko Bóg! Tylko On posiada taką siłę. Krzyż ukazuje mi Chrystusa, który przeważył szalę na rzecz miłości”.
Dlatego Kardynał z takim spokojem służył Kościołowi i Polsce, bo wierzył, można powiedzieć więcej - on wiedział, że Bóg nie przestaje miłować i to każdego, wierzącego i niewierzącego. To było światło przewodnie w służbie pasterskiej kardynała Wyszyńskiego. Jego siłą była pewność wszechmocnej Miłości Boga:
„Nie mamy takiej władzy, aby oderwać Boga od miłości ku nam. Nie ma takiej siły ani w nas samych, ani w całym świecie! Nie można bowiem oderwać Boga od siebie samego, a On jest Miłością - Deus Caritas est (1 J 4,8). Nie można odciąć Go od tego, co w Nim jest istotne. Bóg zawsze pozostanie Miłością - to znaczy Tym, kim jest.
Nie ma również mocy zdolnej oderwać Boga od miłości ku mnie. Bóg mnie miłuje i będzie miłował pomimo wszystko. Chociażbym zrażał Go do siebie, przedstawiając Mu swoją nieudolność, słabość i nicość, to mi się nie uda. Krzyż jest dowodem, że Bóg mnie miłuje, a spojrzenie na krzyż ciągle mi o tym przypomina. Ono sprawia ulgę i pozwala odetchnąć. Jednak jest Ten, który miłuje...!”.
Prymas Wyszyński podkreśla fakt, że Ewangeliści bardzo zwięźle opisują mękę Chrystusa, tylko fakty, jedynie to, co konieczne. Uważa, że to nie jest przypadek, ponieważ Bogu nie o to chodzi, abyśmy się zadręczali okrucieństwem Jego męki, ale odetchnęli potęgą Jego Miłości. Każdy człowiek chce być rozumiany, szanowany i kochany. Na tę najgłębszą tęsknotę ludzkiego serca w pełni jest w stanie odpowiedzieć jedynie Bóg, który jest Miłością. On kocha człowieka i chce być kochany. Dlatego Kardynał uczył:
„Przestańmy mówić o Bogu straszliwego Majestatu. Zacznijmy więcej myśleć i mówić o Tym, który nas pomimo wszystko miłuje, chociaż tak często stwierdzamy, że właściwie nic nie znajdujemy, co skłaniałoby Boga do miłowania nas. Ty nie znajdujesz, ale On znajduje. Twój Ojciec, który zna Ciebie lepiej niż Ty sam siebie, On w Tobie jeszcze coś znajdzie, co jest godne Jego miłości”.
Kardynał Wyszyński wierzył, że człowiek, który pobłądził, zmęczy się w końcu tą włóczęgą po bezdrożach. Iskra Bożej miłości odezwie się w nim, choćby w ostatniej chwili życia. Stanie się tak, ponieważ „Bóg bardziej szuka człowieka niż człowiek Boga”.
„Nie masz na świecie takiej siły, która zdolna byłaby zatrzeć w nas całkowicie podobieństwo Boże. Nie uczynią tego nawet tragiczne wysiłki pesymistów i zgorzknialców, dopatrujących się w twarzy ludzkiej śladów nieludzkich. Nawet sprzysiężenie milczenia o Bogu. Nawet planowe wychowanie ateistyczne. Krew Boża odezwie się w człowieku wpierw czy później. Sam dosłuchasz się tętna tej krwi w ciemnościach zwątpienia i rozpaczy.
Wstanę i pójdę do Ojca! Nie zdołasz, Ojcze, wyrzec się Twego dzieła i Twego Ojcostwa. Nie jestem wszechmocny, bym zdołał zniweczyć w sobie Twoje ojcostwo”.
Taką moc miłości niesie nam Chrystus w Kościele. Chrześcijaństwo nie jest sumą zakazów i nakazów, ale żywą relacją z Bogiem. Prawość moralna wiąże się z uszanowaniem prawdy Bożej wpisanej w nasze serca jako głos sumienia. Przykazania jak znaki drogowe pokazują nam kierunek. Dzisiaj zanika poczucie grzechu. Schodzimy z drogi wyznaczonej przez Boga dla dobra człowieka i zaczynamy ustanawiać własne prawa i zasady postępowania. Za dobre i moralne uznawane jest to, co sprawia przyjemność. Bóg jako miłujący Ojciec czeka w Kościele z łaską rozgrzeszenia. Ale szatan podsuwa pokusę: Po co Kościół wtrąca się do naszego życia. I to niesie niebezpieczeństwo, że schodzimy na bezdroża. Samowola moralna nie jest wolnością i nigdy szczęścia człowiekowi nie przyniesie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz