Drogi do świętości skrzyżowały się w podwarszawskich Laskach. Kardynał Stefan Wyszyński mówił, że lata spędzone wśród ociemniałych z matką Różą Czacką nauczyły go więcej niż uniwersytet. Czy bez tych doświadczeń jego droga na ołtarze byłaby możliwa?
Najbardziej lubił nasturcje. Siostry Miriam i Goretti do dziś wspominają, że w szpalerze zgromadzeń, które czekały z imieninowymi życzeniami dla prymasa Stefana Wyszyńskiego, można było dostrzec naręcza najpiękniejszych róż. ale to przyniesione przez nie zwykła laskowskie kwiaty ogrodowe zdobiły potem ołtarz, przy którym sprawował Eucharystię. Kardynał wspominał, że gdy w czasie wojny biegał z kapelańską posługą od jednego do drugiego szpitala pod Izabelinem, zgubił ostatni termometr. Westchnął do św. Antoniego, zły na swoje gapiostwo i nieudolność. W tym samym momencie dostrzegł zgubę właśnie w krzaku nasturcji.
Ojciec zagubionych
W tym franciszkańskim umiłowaniu przyrody Prymas Tysiąclecia był zresztą bardzo podobny do ks. Władysława Korniłowicza, duchowego ojca dzieła Lasek, który potrafił jak dziecko rozkoszować się cudem kwiatów i liści, przemierzając zdecydowanym krokiem ostępy kampinoskiego boru.
Na piętrze Domu Rekolekcyjnego w pokoju ks. Korniłowicza, z którego do dziś korzystają spowiednicy, wśród wielu przedmiotów należących do kapłana można zobaczyć... listki dębu. Kapłan zapisał na nich drobnym maczkiem datę i kilka słów o spacerze. Są też jego stuły, a przy łóżku, w którym zmarł, stoi gromnica. W tym pokoju zatrzymywał się także kard. Stefan Wyszyński. W bibliotece ks. Korniłowicza, obok której starannie przechowywane są jego walizki i gdzie jest "Suma teologiczna", prymas podpisywał niektóre listy pasterskie. Zaczynał je charakterystycznymi słowami, jak ks. Władysław: "Dzieci moje...".
To właśnie ks. Korniłowicz w 1926 r. przywiózł młodziutkiego ks. Stefana Wyszyńskiego do Lasek po raz pierwszy. A ten po latach powiedział, że te pobytu, później bardzo częste, nauczyły go więcej niż uniwersytet.
Ksiądz Władysław Korniłowicz, "ojciec", jak mówił o nim nie tylko przyszły kardynał, wprowadzał go w arkana tomizmu, uczył społecznej wrażliwości i współpracy ze świeckimi, rozpalał w nim ducha służby, modlitwy i umiłowania liturgii, był wzorem męskości i żarliwej wiary, a jednocześnie pokory i miłosierdzia. Nic dziwnego, że dla młodego kapłana ks. Władysław Korniłowicz stał się przewodnikiem duchowym i spowiednikiem. To on wyperswadował mu pomysł wstąpienia do zakonu paulinów. Znali się 26 lat. "Ojcostwo ks. Korniłowicza miało cechy wybitnie nadprzyrodzone" - pisał prymas w 1946 r., po śmierci kapłana z Lasek. Jako biskup i kardynał wielokrotnie zjawiał się w Laskach w kolejne rocznice, wspominając współzałożyciela tego dzieła. A w 1978 r. otworzył jego proces beatyfikacyjny, przyznając, że sam jest "człowiekiem, który przez wiele lat klękał przed sługą Bożym Władysławem, aby otworzyć mu swoje sumienie i otrzymać łaskę pojednania z Bogiem". Wskazał też, że jego "opinia osobista jest ustalona". 11 listopada 1981 r. doczesne szczątki sługi Bożego zostały przeniesione do kościoła św. Marcina w Warszawie. W czerwcu 1995 r. proces diecezjalny został zakończony i akta przesłano do Kongregacji w Rzymie. Opisując święte życie ks. Korniłowicza, ks. Stefan Wyszyński zastrzegał, że i tak każde słowo wypadnie blado w porównaniu z niezwykłością jego posługi. Wyznawał też siostrom franciszkanom, że wśród wielu patronów, których mógłby przyzywać w chwilach trudnych, ks. Korniłowicz był zawsze pierwszy. Nie modlił się za niego, ale do niego. A on niezawodnie pomagał...
Matka niewidomych
Takich współpracowników zesłał Bóg hrabiance Róży Czackiej, gdy ponad sto lat temu postanowiła zrealizować myśl ds. S. Gepnera, by utratę wzroku potraktować jako wezwanie do zajęcia się innymi niewidomymi, z których większość znajduje się w gorszej sytuacji materialnej i społecznej, a przede wszystkim wewnętrznej.
W 1910 r. powstało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, a wraz z nim ochronka, szkoła powszechna, warsztaty, biblioteka brajlowska oraz tzw. patronat, obejmujący opieką na terenie Warszawy dorosłych niewidomych i ich rodziny. Wszystko w duchu idei "człowiek niewidomy - człowiekiem użytecznym". Odcięta od kiełkującego dzieła po wyjeździe na Wołyń w czasie I wojny światowej Róża Czacka utwierdziła się w decyzji o poświęceniu życia Bogu i ludziom. Najpierw sama przywdziała franciszkański habit, a w listopadzie 1918 r. przyjęła do zgromadzenia służącego niewidomym pierwsze kandydatki. Radą służył jej nuncjusz apostolski Achilles Ratii, który wyznaczył ks. Władysława Korniłowicza na opiekuna duchowego nowego zgromadzenia.
W 1922 r. matka Czacka otrzymała w darze pięć mórg piaszczystej ziemi pod Warszawą. Laski stopniowo stawały się żywym i promieniującym ośrodkiem franciszkańskiej duchowości, przyciągającym niewidomych na ciele i na duszy.
Błogosławiony miłujący
Styl współpracy zakonu z osobami świeckimi oraz między osobami niepełnosprawnymi i pełnosprawnymi nie tylko wyprzedził o ponad 30 lat postulaty Soboru Watykańskiego II, ale także metody pracy z osobami niepełnosprawnymi.
We wstępie do dyrektorium matka stwierdziła wprost: "Dzieło to z Boga jest i dla Boga - innej racji bytu nie ma". Wśród najgłębszych jego fundamentów od początku wskazywała na krzyż, co znalazło odzwierciedlenie nie tylko w nazwie założonego zgromadzenia, ale także w używanych do dziś laskowskich pozdrowieniach, wśród których najczęściej słychać: "Przez krzyż", na które pada odpowiedź: "Do nieba". Prymas Tysiąclecia musiał w matce Czackiej widzieć kogoś znacznie większego niż niepełnosprawną założycielkę zgromadzenia. To pod jej wpływem, wbrew dotychczasowym zasadom wielu zakonów, przyjmował później do Ósemek nie tylko osoby sprawne. "Uważam Was za najbliższe mi straże modlitwy. Wszystkie moje niepowodzenia w pracy będę Wam przypisywał, uważając, że nie dość czuwanie przy mnie... ale też wszystkie radości i owoce dla chwały Bożej będę po Bogu i Matce Najświętszej - Wam zawdzięczał" - napisał do sióstr franciszkanek tuż przed konsekracją biskupią.
Wielokrotnie przyjeżdżał odetchnąć nie tylko laskowskim sosnowym powietrzem, ale przede wszystkim nasiąkać atmosferą "przedziwnego misterium Bożego", jak nazwał to miejsce. Lubił tu spędzać Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Czuł się tu u siebie, a mieszkańców traktował po ojcowsku. Niewidomym dzieciom pozwalał liczyć guziki w sutannie. Śmiał się do rozpuku, gdy jeden z podopiecznych stwierdził, że ma na szyi łańcuch jak jego krasula. A gdy dziecko powitało go okrzykiem: "Niech żyje ks. Grymas!", odpowiedział ze śmiechem, że był już "ewidencją", ale "grymasem" jeszcze nie.
Na dłużej do Lasek trafił w 1942 r. Wiosną 1944 r. został kapelanem AK. Mieszkał w tzw. hoteliku lub w drewnianym domku, dziś zajmowanym przez nauczycieli z zakładu. W przeddzień wybuchu powstania ks. Wyszyński poświęcił szpitalik, w którym udzielał żołnierzom duchowych posług na ostatnią drogę: spowiadał, rozgrzeszał, ale też zbierał rannych i czuwał przy nich w czasie operacji. Dzisiejsza kaplica Domu Rekolekcyjnego była wówczas wielką salą, w której doktor Cebertowicz potrafił operować trzy dni i noce z rzędu.
Z tego czasu przyszły Prymas Polski wspominał też karteczkę, którą odnalazł w stercie spopielonych kart, niesionych przez wiatr z płonącej Warszawy. Były na niej tylko dwa słowa: "Będziesz miłował...". Pobiegł z tym apelem do lasek. Uważał to za testament walczącej stolicy.
"Podtrzymywałem na duchu strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej" - wspominał później. "Rzecz znamienna - chociaż zakład przechodził przez bardziej ciężkie chwile ostrzału artyleryjskiego, pacyfikacji Kampinosu itp., nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego Różańca".
Do nieba
We wrześniu 1939 roku, w czasie bombardowania Warszawy, matka Róża Czacka została ranna w głowę i straciła oko. W 1950 roku rozpoczęła się jej choroba. Zmarła, wiele wycierpiawszy, w opinii świętości 15 maja 1961 r. Została pochowana na cmentarzu, który znajduje się na terenie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Laskach. Jej proces beatyfikacyjny trwa od 1987 r. Za zgodą papieża Franciszka 9 października 2017 r. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych promulgowała dekret o heroiczności jej życia i cnót, a na początku stycznia 2020 r. lekarze potwierdzili cudowne uzdrowienie 10-letniej dziewczynki, przygniecionej w 2010 r. huśtawką. Franciszkanki przygotowują się do przeniesienia ciała założycielki do sarkofagu, który stanie przy ścianie kaplicy sąsiadującej z jej pokojem. Jeśli cud potwierdzi komisja teologów konsultorów, a następnie kardynałowie i Ojciec Święty, droga do jej beatyfikacji - wkrótce po wyniesieniu na ołtarze sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego - będzie już zapewne krótka. Kto wie, może byłaby możliwa nawet w Laskach?
Czy wolno marzyć, by zakończył się proces beatyfikacyjny ks. Władysława Korniłowicza? Trzeba się o to modlić, a owoce tej modlitwy przekazywać siostrom z Lasek, dla których założycielka zostawiła jedną drogę: przez krzyż do nieba!
Źródło: Tomasz Gołąb, Przez krzyż razem do nieba, w: Gość Warszawski nr 8/2020, s. VI-VII.
Ojciec zagubionych
W tym franciszkańskim umiłowaniu przyrody Prymas Tysiąclecia był zresztą bardzo podobny do ks. Władysława Korniłowicza, duchowego ojca dzieła Lasek, który potrafił jak dziecko rozkoszować się cudem kwiatów i liści, przemierzając zdecydowanym krokiem ostępy kampinoskiego boru.
Na piętrze Domu Rekolekcyjnego w pokoju ks. Korniłowicza, z którego do dziś korzystają spowiednicy, wśród wielu przedmiotów należących do kapłana można zobaczyć... listki dębu. Kapłan zapisał na nich drobnym maczkiem datę i kilka słów o spacerze. Są też jego stuły, a przy łóżku, w którym zmarł, stoi gromnica. W tym pokoju zatrzymywał się także kard. Stefan Wyszyński. W bibliotece ks. Korniłowicza, obok której starannie przechowywane są jego walizki i gdzie jest "Suma teologiczna", prymas podpisywał niektóre listy pasterskie. Zaczynał je charakterystycznymi słowami, jak ks. Władysław: "Dzieci moje...".
To właśnie ks. Korniłowicz w 1926 r. przywiózł młodziutkiego ks. Stefana Wyszyńskiego do Lasek po raz pierwszy. A ten po latach powiedział, że te pobytu, później bardzo częste, nauczyły go więcej niż uniwersytet.
Ksiądz Władysław Korniłowicz, "ojciec", jak mówił o nim nie tylko przyszły kardynał, wprowadzał go w arkana tomizmu, uczył społecznej wrażliwości i współpracy ze świeckimi, rozpalał w nim ducha służby, modlitwy i umiłowania liturgii, był wzorem męskości i żarliwej wiary, a jednocześnie pokory i miłosierdzia. Nic dziwnego, że dla młodego kapłana ks. Władysław Korniłowicz stał się przewodnikiem duchowym i spowiednikiem. To on wyperswadował mu pomysł wstąpienia do zakonu paulinów. Znali się 26 lat. "Ojcostwo ks. Korniłowicza miało cechy wybitnie nadprzyrodzone" - pisał prymas w 1946 r., po śmierci kapłana z Lasek. Jako biskup i kardynał wielokrotnie zjawiał się w Laskach w kolejne rocznice, wspominając współzałożyciela tego dzieła. A w 1978 r. otworzył jego proces beatyfikacyjny, przyznając, że sam jest "człowiekiem, który przez wiele lat klękał przed sługą Bożym Władysławem, aby otworzyć mu swoje sumienie i otrzymać łaskę pojednania z Bogiem". Wskazał też, że jego "opinia osobista jest ustalona". 11 listopada 1981 r. doczesne szczątki sługi Bożego zostały przeniesione do kościoła św. Marcina w Warszawie. W czerwcu 1995 r. proces diecezjalny został zakończony i akta przesłano do Kongregacji w Rzymie. Opisując święte życie ks. Korniłowicza, ks. Stefan Wyszyński zastrzegał, że i tak każde słowo wypadnie blado w porównaniu z niezwykłością jego posługi. Wyznawał też siostrom franciszkanom, że wśród wielu patronów, których mógłby przyzywać w chwilach trudnych, ks. Korniłowicz był zawsze pierwszy. Nie modlił się za niego, ale do niego. A on niezawodnie pomagał...
Matka niewidomych
Takich współpracowników zesłał Bóg hrabiance Róży Czackiej, gdy ponad sto lat temu postanowiła zrealizować myśl ds. S. Gepnera, by utratę wzroku potraktować jako wezwanie do zajęcia się innymi niewidomymi, z których większość znajduje się w gorszej sytuacji materialnej i społecznej, a przede wszystkim wewnętrznej.
W 1910 r. powstało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, a wraz z nim ochronka, szkoła powszechna, warsztaty, biblioteka brajlowska oraz tzw. patronat, obejmujący opieką na terenie Warszawy dorosłych niewidomych i ich rodziny. Wszystko w duchu idei "człowiek niewidomy - człowiekiem użytecznym". Odcięta od kiełkującego dzieła po wyjeździe na Wołyń w czasie I wojny światowej Róża Czacka utwierdziła się w decyzji o poświęceniu życia Bogu i ludziom. Najpierw sama przywdziała franciszkański habit, a w listopadzie 1918 r. przyjęła do zgromadzenia służącego niewidomym pierwsze kandydatki. Radą służył jej nuncjusz apostolski Achilles Ratii, który wyznaczył ks. Władysława Korniłowicza na opiekuna duchowego nowego zgromadzenia.
W 1922 r. matka Czacka otrzymała w darze pięć mórg piaszczystej ziemi pod Warszawą. Laski stopniowo stawały się żywym i promieniującym ośrodkiem franciszkańskiej duchowości, przyciągającym niewidomych na ciele i na duszy.
Błogosławiony miłujący
Styl współpracy zakonu z osobami świeckimi oraz między osobami niepełnosprawnymi i pełnosprawnymi nie tylko wyprzedził o ponad 30 lat postulaty Soboru Watykańskiego II, ale także metody pracy z osobami niepełnosprawnymi.
We wstępie do dyrektorium matka stwierdziła wprost: "Dzieło to z Boga jest i dla Boga - innej racji bytu nie ma". Wśród najgłębszych jego fundamentów od początku wskazywała na krzyż, co znalazło odzwierciedlenie nie tylko w nazwie założonego zgromadzenia, ale także w używanych do dziś laskowskich pozdrowieniach, wśród których najczęściej słychać: "Przez krzyż", na które pada odpowiedź: "Do nieba". Prymas Tysiąclecia musiał w matce Czackiej widzieć kogoś znacznie większego niż niepełnosprawną założycielkę zgromadzenia. To pod jej wpływem, wbrew dotychczasowym zasadom wielu zakonów, przyjmował później do Ósemek nie tylko osoby sprawne. "Uważam Was za najbliższe mi straże modlitwy. Wszystkie moje niepowodzenia w pracy będę Wam przypisywał, uważając, że nie dość czuwanie przy mnie... ale też wszystkie radości i owoce dla chwały Bożej będę po Bogu i Matce Najświętszej - Wam zawdzięczał" - napisał do sióstr franciszkanek tuż przed konsekracją biskupią.
Wielokrotnie przyjeżdżał odetchnąć nie tylko laskowskim sosnowym powietrzem, ale przede wszystkim nasiąkać atmosferą "przedziwnego misterium Bożego", jak nazwał to miejsce. Lubił tu spędzać Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Czuł się tu u siebie, a mieszkańców traktował po ojcowsku. Niewidomym dzieciom pozwalał liczyć guziki w sutannie. Śmiał się do rozpuku, gdy jeden z podopiecznych stwierdził, że ma na szyi łańcuch jak jego krasula. A gdy dziecko powitało go okrzykiem: "Niech żyje ks. Grymas!", odpowiedział ze śmiechem, że był już "ewidencją", ale "grymasem" jeszcze nie.
Na dłużej do Lasek trafił w 1942 r. Wiosną 1944 r. został kapelanem AK. Mieszkał w tzw. hoteliku lub w drewnianym domku, dziś zajmowanym przez nauczycieli z zakładu. W przeddzień wybuchu powstania ks. Wyszyński poświęcił szpitalik, w którym udzielał żołnierzom duchowych posług na ostatnią drogę: spowiadał, rozgrzeszał, ale też zbierał rannych i czuwał przy nich w czasie operacji. Dzisiejsza kaplica Domu Rekolekcyjnego była wówczas wielką salą, w której doktor Cebertowicz potrafił operować trzy dni i noce z rzędu.
Z tego czasu przyszły Prymas Polski wspominał też karteczkę, którą odnalazł w stercie spopielonych kart, niesionych przez wiatr z płonącej Warszawy. Były na niej tylko dwa słowa: "Będziesz miłował...". Pobiegł z tym apelem do lasek. Uważał to za testament walczącej stolicy.
"Podtrzymywałem na duchu strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej" - wspominał później. "Rzecz znamienna - chociaż zakład przechodził przez bardziej ciężkie chwile ostrzału artyleryjskiego, pacyfikacji Kampinosu itp., nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego Różańca".
Do nieba
We wrześniu 1939 roku, w czasie bombardowania Warszawy, matka Róża Czacka została ranna w głowę i straciła oko. W 1950 roku rozpoczęła się jej choroba. Zmarła, wiele wycierpiawszy, w opinii świętości 15 maja 1961 r. Została pochowana na cmentarzu, który znajduje się na terenie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Laskach. Jej proces beatyfikacyjny trwa od 1987 r. Za zgodą papieża Franciszka 9 października 2017 r. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych promulgowała dekret o heroiczności jej życia i cnót, a na początku stycznia 2020 r. lekarze potwierdzili cudowne uzdrowienie 10-letniej dziewczynki, przygniecionej w 2010 r. huśtawką. Franciszkanki przygotowują się do przeniesienia ciała założycielki do sarkofagu, który stanie przy ścianie kaplicy sąsiadującej z jej pokojem. Jeśli cud potwierdzi komisja teologów konsultorów, a następnie kardynałowie i Ojciec Święty, droga do jej beatyfikacji - wkrótce po wyniesieniu na ołtarze sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego - będzie już zapewne krótka. Kto wie, może byłaby możliwa nawet w Laskach?
Czy wolno marzyć, by zakończył się proces beatyfikacyjny ks. Władysława Korniłowicza? Trzeba się o to modlić, a owoce tej modlitwy przekazywać siostrom z Lasek, dla których założycielka zostawiła jedną drogę: przez krzyż do nieba!
Źródło: Tomasz Gołąb, Przez krzyż razem do nieba, w: Gość Warszawski nr 8/2020, s. VI-VII.